Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Martwa cisza panowała dookoła. Nigdzie nie było widać ani jednej, żywej duszy. Nagle, gdy piorun przeciął niebo, przeraźliwy krzyk rozniósł się echem po lesie. Z gęstwin wybiegła niespodziewanie jakaś kobieta, kusztykając na jedną nogę. Deszcz padał prosto w oczy szatynki, która cała zakrwawiona biegła przez mrok. W powietrzu unosiła się gęsta mgła, przez którą nic nie było widać. Ofiara trzęsła się cała z zimna oraz, z przerażenia. Co chwila odwracała się za siebie, aby zobaczyć czy ktoś za nią nie idzie. Jak była już bezpiecznie ukryta we wnęce konaru starego dębu, odetchnęła z ulgą. Poczuła wtem ostry ból w nodze, w której całe mięso zostało wcześniej przez kogoś wyciągnięte na zewnątrz. Niespodziewanie usłyszała trzask gałęzi leżących na ściółce. Serce kobiety podskoczyło do gardła, a krew przestała dochodzić do głowy. Pod jej powiekami wezbrały się łzy rozpaczy. Doskonale wiedziała, co potrafi zrobić ten ktoś. Nowo poznanych znajomych poćwiartował. Ich organy powyciągał własnoręcznie i pochował do słoi oraz porozwieszał na ścianach. Czarnowłosa wstrzymała oddech i zakryła dłonią usta razem z nosem, by morderca nie był w stanie usłyszeć choćby najcichszego świstu powietrza. Serce łomotało jej jak oszalałe. Zakapturzona postać w czarnym jak noc płaszczu stała tuż obok niej. Wystarczyło, że spojrzałaby się w drugą stronę, a kobietę spotkałby straszny los. Ku uldze ofiary prześladowca odszedł w otchłań ciemnego jak smoła lasu. Dwudziestolatkę oblał zimny pot, a oddech miała przerywany i zduszony. Coś ją jednak zaniepokoiło. Coś za nią. W konarze drzewa. Przecież to nie możliwe... Za mną stoi tylko drzewo. Opieram się o nie... Ta myśl jednak nie uspokoiła zielonookiej. Mroźne ciarki przeszły po jej ciele, pozostawiając po sobie gęsią skórę. Przełknęła głośno ślinę i oblizując usta, obejrzała się za siebie. Tam jednak nic nie było. Tylko stary, pomarszczony dąb. Coś jednak kazało kobiecie wpatrywać się w roślinę i czekać na znak. Nagle ku przerażeniu dziewczyny we wnętrzu ciemnego konaru pojawiły się matowe, martwe oczy. Całe zalane krwią, która powoli ściekała z ich kącików, natomiast złowieszczy uśmiech odbijał się w ciemnościach. Nim zdążyła wrzasnąć, ktoś wciągnął szatynkę za rękę w głąb drzewa. Wleczona w mroku została nagle zrzucona w głęboką przepaść. Jedyne co usłyszała w tamtej chwili to dźwięk pękających kości w kręgosłupie. Zrozumiała wtedy, że w tym konarze morderca wydrążył dziurę, a mgła i ciemność ukrywały ją. W środku pnia wykopana również była dziura prowadząca do tego samego miejsca, z którego uciekła. Tajemnicza postać doczołgała ją tam ponownie. Odór metalu przyprawił dwudziestolatkę o zawroty głowy oraz mdłości. Czuła się jak zarżnięta owca ciągnięta do składu z innymi trupami. Przez blade światło ujrzała wtem twarze swoich znajomych. Ich głowy wisiały jak trofea powbijane na kołki. Oczy mieli wydłubane, a języki poobcinane. Czysta scena wyjęta żywcem z najgorszego horroru. Typ w czarnym płaszczu twarz miał ukrytą w ogromnym kapturze niczym u kata. Nawet czerwone, martwe tęczówki nie były widoczne. Psychopata złapał zielonooką za kark i nadział ją na dwóch hakach. Dziewczyna zawyła z bólu, a po jej policzkach popłynęły słone łzy. Zamknęła na chwile powieki, a gdy je z powrotem otworzyła, nieznajoma postać wbiła dwa ostre, drewniane kołki w oczy czarnowłosej. Dwudziestolatka kopała nogami, próbując się uwolnić, jednak im bardziej się szamotała, tym bardziej haki wbijały się w mięso na plecach. Nie miała już sił, aby walczyć, więc bezwiednie wydawała z siebie stłumione jęki, przepełnione bólem. Pomimo iż nic nie widziała, morderca nie był do końca usatysfakcjonowany swoim dziełem. Postanowił się jeszcze pobawić i wziął do ręki jedną ze swoich ulubionych zabawek. Srebrne ostrze rozdzielające się na trzy części, ze złotym trzonkiem. Wbił swoje narzędzie w brzuch ofiary i rozerwał go, a z jego wnętrza zaczęła wypływać cała zawartość. Organy zmieszane z ogromną ilością krwi wyleciały od razu na podłogę. Szatynka tylko wrzasnęła jak opętana, a po paru minutach już nie żyła z powodu wykrwawienia. Psychopata zaczął powoli odcinać kończyny ofiary, jedna po drugiej, natomiast jej wnętrzności pochował w chłodni. Jedynie jelita zawiesił na haku, aby mogły obcieknąć z gęstej mazi. Po skończonym dziele zaczął szatańsko się śmiać. Jego oczy rozbłysły w narastającej ciemności, a zęby połyskiwały w mroku, dopóki nie zniknął całkowicie w czerni pomieszczenia, szykując się na kolejną ofiarę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro