20 - Ślub
Żadna z przyjaciółek nie zdziwiła się, widząc was w hotelowej restauracji wybierających śniadanie. Choć przeprosiłaś Mei, tłumacząc, że to miał być damski wypad, Song była zachwycona, że zdołaliście się pogodzić.
— Jestem szczęśliwa, że taki uparty gamoń — nazwała Jimina. — Schował swoją dumę do kieszeni i się tu pojawił — zaakcentowała, patrząc na Parka.
— Też miło cię widzieć — odpowiedział z przekąsem.
Zachichotałaś, bo wiedziałaś, że te przytyki to tylko ich psychologiczna gra. Mei po prostu chciała podroczyć się z programistą.
Powróciliście do Seulu bezpiecznie i bez większych przygód. Ten cały czas, który spędziliście wspólnie na samolotowym pokładzie, minął, jak z bicza strzelił, a wszystko za sprawą nagromadzonego zmęczenia. Całą drogę po prostu przespałaś.
Mieszkanie stało, co było dość dziwne, Zwłaszcza że Namjoon został w nim sam. W dodatku całkowicie sam. A znając jego nadprzyrodzoną moc destrukcji, byłaś wręcz w szoku z idealnego porządku, jaki panował w domu.
— Co to się stało? — zapytałaś prawnika, gdy tylko przekroczyłaś próg. — Kim Namjoon był w stanie utrzymać idealny porządek?
— No ba! — wyszczerzył zęby.
Pokiwałaś głowa i zachichotałaś. Następnie skierowałaś do pokoju.
Jimin miał jeszcze sporo pracy, więc praktycznie od razu wyszedł z mieszkania, żegnając cię buziakiem i błagalnym wzrokiem, abyś się nie smuciła. Pokiwałaś głową i machnęłaś ręką.
— Nie musisz się o mnie martwić — powiedziałaś, zamykając za nim drzwi.
Później w kuchennym oknie zauważyłaś, jak jego samochód wyjeżdża z podziemnego garażu, a potem znika za bramą.
— Cieszę się — wtrącił Namjoon. — Że się pogodziliście.
Pokiwałaś głową, a potem pociągnęłaś za uchwyt szafki. Podniosłaś ją do góry, dobywając zdobionego opakowania.
— Chcesz gorącą czekoladę? — zapytałaś prawnika.
Pokiwał głową, a później zniknął w korytarzu. W międzyczasie wyciągnęłaś dwa duże kubki, a nawet udało się odnaleźć nieotwartą bitą śmietanę. Zawstydziłaś się, przypominając, dlaczego się tutaj znalazła, lecz ostatecznie miałaś ochotę na bezstresowy, bardzo kaloryczny napój.
— Miałem jeszcze pianki — rzucił RM, wręczając ci opakowanie znanej firmy.
Uśmiechnęłaś się szeroko i nalałaś jednakowej porcji do obu przygotowanych naczyń. Przy okazji RM wziął bitą śmietanę. Aczkolwiek jak zawsze jego nieporadność sprawiła, że zamiast w kubku, biała ciecz wylądowała wprost na twojej twarzy.
— Kim Nam Joon! — krzyknęłaś, ocierając sobie dłonią sklejony rzęsy.
Lecz nie ujrzałaś prawnika, ani w kuchni, ani w salonie. Dobiegł cię odgłos przekręcanego zamka i zrozumiałaś, że ta fajtłapa znalazła się w łazience.
— Dobrze wiesz, że nie zrobiłem tego celowo — pisnął.
— Skaranie boskie z tobą! — westchnęłaś na tyle głośno, aby RM usłyszał.
Kiedy już doprowadziłaś się do względnego wyglądu, a twarz nie lepiła od nadmiaru bitej śmietany, usiadłaś na skórzanej kanapie i włączyłaś telewizor. Natomiast w momencie, gdy prawnik stwierdził, że nie będziesz próbowała go zabić, pojawił się w pomieszczeniu.
— Jungmi — zaczął błagalnie. — Naprawdę nie chciałem.
— Przecież wiem — uśmiechnęłaś się. — Jednak jesteś bardzo nieporadnym człowiekiem, Joonie.
Mężczyzna usiadł obok, a potem pokiwał głową. Później zdecydowaliście się wspólnie obejrzeć lecący film. Przy okazji zdołałaś wypytać o panią prokurator.
— Jest bardzo odważną i pewną siebie kobietą — powiedział, pijąc czekoladę. Zauważyłaś, jak na jego twarzy pojawia się uśmiech. — Czasami martwi mnie, że nie jestem wystarczająco dobry.
— Prócz twoich nadprzyrodzonych zdolności destrukcji, uważam, że jesteś wspaniałym mężczyzną — chwyciłaś jego dłoń. — Musisz w siebie uwierzyć.
RM kolejny raz tego wieczora pokiwał głową, a potem podziękował. Na końcu filmu sam stwierdzi, że posprząta, a w następnej chwili do mieszkania wszedł Jimin. Kiedy miał zamiar zapytać, o wasz wieczór, opowiedziałaś zdawkowo o filmie fantasy, który wspólnie oglądaliście.
Nie minęło zbyt wiele czasu, aż znaleźliście się w łóżku. Przytulona do ciepłej klatki Jimina zasnęłaś, czując się wreszcie jak w domu.
✯
Niewątpliwie czas umykał, niczym piasek przez palce. Nim się zdążyłaś obejrzeć była już wiosna. Tym razem stałaś pod kawiarnią i czekałaś na Taehyunga. V postanowił ci towarzyszyć, kiedy miałaś wybierać kreację na ślub.
— Przypomnij mi — zaczęłaś, kiedy barista wyszedł z lokalu. — Dlaczego akurat z tobą idę wybierać kreację?
— Ponieważ mam dobry gust — odparł z przekąsem.
Przewróciłaś oczami, czując na tyłku dłoń przyjaciela.
— Taehung! — krzyknęłaś oburzona. Nie podejrzewałabyś go o takiego zachowanie, nawet w snach. — Kim Taehyung, co to miało być?!
— Jimin z pewnością by to zrobił — odparł i wzruszył ramionami. — A skoro go tu nie ma...
— No właśnie — wycedziłaś. Wyjątkowo mocno odczułaś tego klapsa. — Nie myśl sobie, że skoro jesteście przyjaciółmi, to dam ci się obmacywać, zboczeńcu.
TaeTae kolejny raz zachichotał, a potem wsiadł do zaparkowanego R8. Stwierdziliście, że najlepszym wyborem będzie aleja Bogjang. Znajdowały się tam sklepy z kostiumami na wieczorne uroczystości.
Podróż zaczęliście od znanego miejscowym sklepu Jeonyeog. Patrząc na suknie, nie mogłaś ukryć swojego zachwytu. Aczkolwiek ilekroć pokazywałaś się Taehyungowi, przyjaciel mówił, że to nie ta.
— Utrudniasz, V — rzekłaś w kolejnym już sklepie.
— Co w tym złego, że chcę, by moja przyjaciółka wyglądała zjawiskowo?
Przez moment zapatrzyłaś się w jego brązowe tęczówki. Niby kolor miały takie same jak twoje, bądź Jimina, Taehyung posiadał ciemniejszy odcień.
— To Mei ma błyszczeć, nie ja — wyszeptałaś.
— Będzie. O to się nie martw.
Przez moment patrzyłaś w jego oczy, a potem szybko odwróciłaś głowę, gdy zdałaś sobie sprawę, że wasze usta dzieli nie więcej niż pięć centymetrów.
TaeTae był znany jakoś wybredny, lekko zdystansowany, szalony chłopak, z cechami osobowości 4D. Nic dziwnego, że czasami przyłapałaś się na rozmyślaniu, o co właściwie mu się rozchodziło? Ostatecznie brałaś jego słowa przez pół, wiedząc, że dla niego to, co inni uznaliby za pewność, może takie nie być.
Po zakupach, kiedy wreszcie Kim stwierdził, że ta kreacja została stworzona dla ciebie, wyszliście z lokalu i udaliście się coś zjeść. Tym razem powiedziałaś, że stawiasz.
— Czyli mogę zaszaleć? — barista uśmiechnął się chytrze.
— Taehyung ostrzegam, nie zarabiam wielkich kokosów.
Przez pomieszczenie przeszedł dźwięk jego chichotu, a potem zamówiliście dla siebie jedzenie. V wybrał swoje ulubione danie, czyli japche z wołowiną. Ty natomiast postawiłaś na uwielbiane pierożki mandu.
— I pomyśleć, że Yoongi się żeni — westchnął Taehyung.
— Dlaczego brzmi to, jakbyś był zdziwiony?
Uniosłaś brew do góry, obserwując przyjaciela. Natomiast barista ponownie wziął pałeczki i nabrał duży kawałek wołowiny. Najwyraźniej unikał odpowiedzi, chcąc się wytłumaczyć jedzeniem.
— Kim Taehyung — powiedziałaś, kiwając głową. — Zaczynasz temat, a potem go ucinasz. To nie jest w porządku.
— Po prostu wiem, że każdy znajduje swoją połówkę — odłożył pałeczki. — A ja ciągle sam, jak ten palec. Ileż można umawiać się na niezobowiązujące randki, a potem uciekać nad ranem, bo to jednak nie ta?
Patrzyłaś na jego twarz. Rzeczywiście nigdy nie pomyślałaś o tym, jak samotnie czuje się V. Każdy z Bangtanów, tak nawet Jin, mieli swoje drugie połówki. Jedynym singlem w całym składzie był barista.
— Najwidoczniej nie trafiłeś na dobrą kandydatkę — odpowiedziałaś, kładąc dłoń na wierzchu jego. Chciałaś dać mu znak, że zawsze może na ciebie liczyć.
— A może ją przegapiłem? — wyszeptał.
Kiedy zamrugałaś, Taehyung odsunął się do tyłu, a potem poprosił o rachunek.
✯
Ślub miał odbyć się w Busan. Przyjechaliście kilka dni przed uroczystością, pomieszkując w domu rodziny Park. Jimin kończył swoje projekty, starając się poświęcić ci każdą wolną chwilę, a ty w czasie, kiedy kolejne zebranie na kamerce pochłonęło twojego ukochanego, miałaś przyjemność bliżej poznać jego rodziców i brata.
W dniu uroczystości było słoneczni. Wyglądało, że niebiosa są za tym dniem, ponieważ pomimo słońca, nie było zbyt parno. Siedząc na wyznaczonych miejscach, podziwiałaś piękny strój Mei i jej łzy wzruszenia, kiedy Yoongi składał, ręcznie napisaną przysięgę. Całość dopełniał zachód słońca na plaży, wynajętej tylko dla gości.
— Choć nie mogę zbyt wiele ci dać — głos Yoongiego rozbrzmiewał wśród delikatnego akompaniamentu "Sonaty Księżycowej". — To pragnę już na zawsze być obok ciebie, Song Mei. Czy to w chorobie, czy zdrowiu. W sukcesie, porażce i smutku oraz szczęściu. Pragnę zawsze dawać ci to, na co bezsprzecznie zasługujesz. Bezwarunkową miłość, oddanie, wierność.
Patrzyłaś, jak agentka unosi głowę do góry, próbując zatrzymać spływające po policzku łzy szczęścia.
— Choć obiecałam się nie rozpłakać — mówiła na początku swej przysięgi. — To wszystko jest spełnieniem mych marzeń — rzekła. — Dziękuję opatrzności, że mogłam cię spotkać. Teraz stojąc tutaj, dziękuję za wszystko.
Słuchając ich słów, uśmiechałaś się i powstrzymywałaś rozmazany obraz. Uczucie, które połączyło tę dwójkę, było pięknym przykładem, że miłość istnieje, przetrwa wszystko i wszystkiemu wierzy.
Następne godziny spędziliście na zabawie, tańcach i śpiewie. Mei promieniowała czystym szczęściem, a Suga podkreślał, zbyt wylewnie jak to stwierdził V, że ma cudowną żonę. Nawet Chingyu nie poznawała swego brata.
— To jest żywy dowód — odezwał się Namjoon, wskazując tańczącego z Mei Yoongiego. — Jak miłość zmienia człowieka.
Wiedziałaś, że to był komplement. Każdy z paczki Bangtanów cieszył się szczęściem tej dwójki. Uśmiechałaś się na ich widok i przez moment zamyśliłaś. Zastanawiałaś się, czy kiedyś będzie wam dane z Jiminem tak żyć.
— Widzę, że nad czymś dumiesz?
Z zamyślenia wyrwał cię Taehyung. Popatrzyłaś na baristę i odebrałaś od niego kieliszek wina. Dzisiaj postawiłaś na ten rodzaj alkoholu, białe wino szczepu muscato. Było ono dość słodkie i pasowało swym smakiem do powagi tej uroczystości.
— Wydaje ci się — odpowiedziałaś.
— A gdzie Jimin?
Rozglądnęłaś się po parkiecie, na którym przed chwilą Jimin tańczył z babcią Mei. Niestety nie zanotowałaś, kiedy ukochany opuścił miejsce wyznaczone do pląsów wśród muzyki.
Upiłaś wino, a potem przeprosiłaś baristę. Chciałaś poszukać Jimina, tłumacząc się skorzystaniem z toalety. Oczywiście Taehyung tego nie kupił, tak samo jak Chingyu i RM. Jednak nie miałaś ochoty tłumaczyć się z zaniepokojenia.
Ostatecznie odnalazła Jimina, który porwał cię do tańca. Z początku chciałaś zapytać, dlaczego znikł, lecz ostatecznie porzuciłaś to, niesiona melodią Leonarda Cohena. In my secret life rozbrzmiewało w twych uszach i zamknęłaś oczy, napawając się chwilą, w ramionach ukochanego mężczyzny.
— Pięknie wyglądasz — wyszeptał do twego ucha. — Wiem też, że nie masz bielizny, a ja mam wielką ochotę cię skosztować, kochanie.
Mówiąc to, jego dłoń zsunęła się z placów i wylądowała na wysokości pośladka. Rzeczywiście postanowiłaś nie zakładać bielizny, ponieważ atłasowa suknia powodowała, że każdy z materiału majtek się na niej odznaczał.
Niewiele myśląc, ulotniliście się na chwilę z wydarzenia. Niecierpliwe wargi ukochanego pieściły twą szyję, a palce błądziły pod materiałem sukienki, kiedy wynajęliście jeden z pokoi hotelu. Jimin nie chciał czekać, aż do powrotu do domu. Postanowił więc wziąć jeden pokoju. Nawet jeśli miał kosztować krocie.
Czułaś jego silny uścisk i dotyk opuszków, gdy pozbawiał cię sukni. Całowałaś jego żuchwę, słysząc jego gardłowe pomruki zadowolenia.
Programista przybliżył się ponownie i złączył wasze usta. Języki zaczęły erotyczny taniec. Pozwalał on na odpłynięcie. Park dobył dłonią pierś i zaczął ją ugniatać oraz głaskać. Jęknęłaś, gdy pociągnął za sterczący już sutek.
— Moja słodka Jungmi — westchnął z uwielbieniem.
Ukochany dłonią zaczął masować mięśnie, kciukiem docierając do ud i nawet lubieżnie, trochę prowokacyjnie przejechał palcem wskazującym po kobiecości.
Jęknęłaś.
Czułaś spazm rozkoszy, gdy zawisł nad tobą i złączył ponownie wasze usta. Na moment znów zaczęliście się całować. Namiętnie, pożądliwie.
Gdy natomiast oderwał swoje usta, spojrzałaś w bursztynowe tęczówki. Były zamglone i przysłonięte mgiełką pożądania. Na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech, buńczuczny, prowokacyjny i tak cholernie podniecający. Przejechał językiem po nabrzmiałych wargach, a potem nachylił się nad twoją kobiecością.
Westchnęłaś przeciągle, gdy końcem języka dosłownie musnął po wargach sromowych. Drażnił cię i to było w tym wszystkim cudowne. Uwielbiałaś tę jego grę. Poruszałaś się wraz z jego językiem. Czułaś na sobie jego oddech, a następnie kolejny raz zanurzył język w twojej kobiecości.
Należałaś w tej chwili do niego i wszystko, co robił, powodowało, że twój organizm sam reagował na dotyk.
Park poruszał się swobodnie, nie przestając cię całować. Dłońmi muskał ramiona, oczami patrzył na twarz. Nie pozwoliłaś mu na długą obserwację, a natychmiast przywarłaś do ust. Przygryzłaś i zassałaś jego wargę.
— Jungmi — westchnął.
Jego ruchy stały się zaborcze, gdy byliście już blisko. Czułaś jego biodra, napastujące twoją miednicę. Dłonie wędrujące po mostku, żebrach, piersiach. Jego zapach — cudowny, niepowtarzalny.
A potem wstrząs przeszedł przez wasze ciała. Doszliście wspólnie, uśmiechając się szeroko.
I nie liczył się teraz cały świat. Tylko wy.
— Kocham cię, Jiminie Park — powiedziałaś, składając szybki pocałunek na jego spierzchniętych po stosunku wargach.
Od Autorki: Dawno nie pisałam scen +18 i mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy. Rozdział miał troszeczkę coś innego w planach, aczkolwiek co się odwlecze to nie uciecze. Zwłaszcza że dzisiaj i jutro będzie naprawdę ciężki dzień, dla każdej ARMY. Ale wierzę, że będzie dobre i przesyłam ogrom miłości do tych siedmiu Ancymonów, którzy powodują, że w tych zwariowanych czasach, pojawia się uśmiech, nie tylko na mojej twarzy.
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
P.S. Jiminie, dlaczego w krótkich włosach wyglądasz bardzo... sexy? Ach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro