Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

03 - Busan

Pierwsza noc nie była niczym nadzwyczajnym, choć obawiałaś się, jak przyjmą cię rodzice ukochanego. Gdyby Jimin powiedział wcześniej, mogłaś zagospodarować czas na przygotowanie. Chociaż na ułożenie włosów lub założenie lepszego ubrania. W końcu wiedziałaś, że opinia rodziców jest ważna. Chciałaś, aby cię polubili i zaakceptowali fakt, że ich syn wybrał kogoś takiego jak ty.

Z początku było dość formalnie. Usiadłaś przy dużym stole, czując spojrzenia to z jednej, to z drugiej strony. Programista starał ci się dodać otuchy, lecz z każdą minutą czułaś, jak gula podchodzi ci do gardła.

Niepotrzebnie.

Po lampce wina okazało się, że Jimin posiada wspaniałą, ciepłą rodzinę. Dowiedziałaś się, że pan Park — głowa rodziny, jest właścicielem kawiarni, która cieszyła się znakomitą opinią (tak powiedziały ci, opnie Google, bo sam gospodarz nie chciał się chwalić). Natomiast mama opiekowała się domem. Byli dumni z Jimina za jego pozycję społeczną, a to, co najbardziej ich cieszyło, to fakt, że wyrósł na odpowiedzialnego faceta.

— Nawet nie wiesz Jungmi — powiedziała pani Park, przesiadając się bliżej, gdy Jimina porwał brat, aby pokazać nową grę, którą stworzył. — Jak bardzo się cieszę, że nasz syn wreszcie znalazł porządną kobietę.

Kąciki ust mimowolnie podniosły się do góry, na słowa rodzicielki partnera. Po chwili poczułaś jej dłoń na wierzchu swojej, a brązowe oczy patrzyły wprost w twoje.

— Martwiliśmy się o niego — dodała pani Park. — Odkąd rozstał się z Lią, żadnej kobiety nie przyprowadził.

Nie wiedziałaś, czy wspomnienie byłej dziewczyny Jimina, czy fakt, że ją tu też przyprowadził, sprawił, że serce cię delikatnie zakuło. Jednak nie chciałaś dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Pokiwałaś głową na zrozumienie słów matki partnera, a potem uśmiechnęłaś się raz jeszcze.

— Bardzo przeżył to rozstanie — ciągnęła dalej. — Pomyśleliśmy, że po prostu nie chce znów tego przeżywać...

— Jeszcze cię nie zanudziła?

Usłyszałaś głos Jimina i spojrzałaś w jego stronę. Stał oparty o framugę salonu. Pani Park tylko skwitowała wszystko uroczym chichotem. Programista podszedł bliżej, a potem chwycił twą dłoń.

— Porywam cię — rzekł na tyle głośno, by rodzicielka usłyszała. — Zanim dowiesz się czegoś zbyt krępującego, albo żenującego.

Pożegnałaś się ukłonem z panią Park, a potem udałaś za partnerem. Jimin podarował ci swoje ramię, więc chwyciłaś i za nie. Następnie skierował na schody i po chwili byliście w jego sypialni.

Noc była spokojna. Oprócz przytulania, które było urocze, nic nie robiliście. Możliwe, że Jimin chciał uszanować sytuację, w której się znalazłaś. Czując jego silne ramię, usnęłaś dość głębokim i twardym snem. Jimin natomiast cię przytulił, mrucząc sennie, że chciałby, aby tak wyglądała wasza codzienność, przez pozostałe dni waszej wieczności.

Następnego ranka obudziłaś się i rozejrzałaś wokoło. Chwilę zajęło, nim przypomniałaś sobie, gdzie się znajdujesz. Busan. Dom rodziny Park. Ukochanego nie było w pomieszczeniu, a miejsce, które całą noc zajmował, było zimne i puste.

— Możliwe, że coś załatwia — mruknęłaś do siebie, kiedy przypomniałaś sobie wczorajszą rozmowę w samochodzie.

Wstałaś z łóżka i się przeciągnęłaś. Potrzebowałaś prysznica, aby się obudzić i odświeżyć, choć żal było zmywać subtelny zapach Jimina. Podeszłaś do okna, rozsuwając grube, granatowe kotary. Widok niego był uroczy. Zauważyłaś ogród z równo przystrzyżoną trawą i rzędy kwiatów. Uśmiechnęłaś się i podrapałaś po karku. Twój wzrok przykuła metalowa ramka, stojąca na biblioteczce. Zauważyłaś Jimina i uśmiechnęłaś się jeszcze raz. Tym razem perliście. Fotografia przedstawiała kilkuletniego chłopca, trzymającego w jednej dłoni wędkę. Natomiast palcami drugiej pokazywał symbol "V".

— To była największa ryba złapana w tamtym akwenie — usłyszałaś głos z końca pokoju.

Odwróciłaś się spokojnie, spoglądając na ukochanego. Jimin ubrany był w dżinsy i jasny t-shirt. Jego włosy były jeszcze wilgotne, zapewne niedawno brał kąpiel. Dostrzegłaś też wiele trofeów i medali, z czasów, kiedy ukochany jeszcze tańczył.

— Gotowa? — zapytał, podchodząc bliżej.

— Do czego?

— Do wyprawy?

Park wsadził swoja dłoń w twoją, a potem podniósł i pocałował grzbiet. Jego usta były miękkie. Bursztynowe oczy wypełniała radość. Nie pozostało ci nic innego jak przystać na propozycję.

— Daj mi chwilkę, muszę się oporządzić.

Programista zachichotał i pociągnął do siebie. Następnie pocałował czoło i wymruczał coś, czego nie potrafiłaś zrozumieć.

— Może prysznic weźmiemy razem? — zaproponował.

— Wydaje mi się, że to nie będzie dobry pomysł.

Park uśmiechnął się, a ty dałaś mu szybkiego buziaka i wyrwałaś z objęć. Z walizki wyciągnęłaś ubrania, a potem skierowałaś do łazienki.

Nie dziwiłaś się, dlaczego kawiarnia pana Parka była uznana za najlepszą. Dobre opinie wcale nie były naciągane, a cały lokal wyglądała po prostu obłędnie. Przekraczając jej próg, właściciel przywitał cię szerokim uśmiechem, a nawet zaproponował specjalność tego miejsca i ciasto, które rozpływało się w ustach. Zaparzył flat white, dodając, że koniecznie będzie musiał zamówić syrop pistacjowy, skoro tak bardzo polecasz. Delektowałaś się smakiem, zachwycając wypieki, wystrój i obsługę. Pan Park uśmiechał się i żartował z syna oraz opowiadał różne sytuacje z dzieciństwa.

— Mógłbyś przestać? — wtrącił lekko poddenerwowany Jimin.

— Dlaczego?

— Przynudzasz — mruknął. — Tylko Jungmi jest zbyt miła, aby to powiedzieć.

— Wcale, że nie! — rzekłaś stanowczo. — Opowiada pan bardzo ciekawe historie. Przyjemnie się ich słucha.

— Bo mnie zawstydzają — Jimin westchnął i pokiwał głową.

Uśmiechnęłaś się i upiłaś kawy. Pan Park opowiadał właśnie o początkach kawiarni. Mówił, że nie wyglądało to tak jak teraz, a na otwarcie lokalu trzeba było mieć więcej pozwoleń i uprawnień. Wymieniliście się spostrzeżeniami i przepisami odnośnie pieczenia ciasta.

— Masz dobry smak — skomentował właściciel całą wizytę. — Wpadaj, kiedy tylko będziesz miała ochotę, Jungmi.

Jimin kolejny raz przewrócił oczami, za co uszczypałaś go, wychodząc z kawiarni.

— Panie Park — mruknęłaś. — Nie ładnie tak przewracać oczami.

— Pani Kim — odpowiedział, chwytając przegub nadgarstka i przyciągając do siebie. — Z jakim przystajesz, takim się stajesz.

Zachichotałaś. Następnie poczułaś miękkie usta partnera.

— Co teraz? — powiedziałaś, odrywając się od ukochanego.

— Idziemy przed siebie.

— Nie masz planu? — zapytałaś, unosząc brew do góry.

— Zawsze mam, panno Kim.

Jimin puścił oczko, a potem skierowaliście się do przodu. Przed siebie, jak to wcześniej ujął. Po drodze opowiadał ci różne historyjki, które były zabawne i zdecydowanie poprawiały humor.

— Nigdy nie byłam w Busan — wtrąciłaś. — Chcesz mi pokazać całe miasto?

Jimin zaśmiał się. A potem palcem delikatnie puknął cię w głowę, na co zmarszczyłaś czoło.

— Głuptas — dodał. — Ze względu na to, że miasto początkowo było budowane wzdłuż linii brzegowej, a później stopniowo rozrastało się na kolejne kilometry, podporządkowując sobie doliny między wzgórzami, obecnie jest dość rozległe. Nie zdążymy go zwiedzić w jeden dzień.

Z jakiegoś powodu zrobiło ci się smutno. Czułaś, że mogłabyś tutaj zamieszkać, choć tylko na chwilę. To miasto miało swój urok. Co prawda nie było Jeju, ale i tak była plaża i statki.

Jimin wciąż opowiadał różne ciekawostki. Pokazał ci swoją pierwszą szkołę, potem miejsce, w którym poznał Jungkooka. Nie wiedziałaś, że obaj pochodzili z tego samego miasta. W sumie ani jeden, ani drugi tego nie zdradził.

— To jest rynek Jagalchi — Park wskazał dłonią, na znajdujący się po drugiej stronie ulicy rynek. — Można na nim zakupić kraby, rozgwiazdy oraz różne gatunki ryb. Jeśli byś chciała, możemy coś zjeść.

— Jestem pełna od porannych łakoci. Myślę, że sobie podaruję.

Praktycznie cały dzień zwiedzaliście miasto rodzinne programisty. Przemieszczaliście się metrem, ponieważ ulice były zatłoczone, a to był najlepszy i najszybszy środek transportu. Jimin pokazał ci świątynie Haedonga Yonggungsa. Nie sam budynek był magiczny, choć jego architektura zachwycała cię samym wyglądem, to to, co najbardziej rzuciło się w oczy, było pięknym, wręcz cudownym widokiem oceanu. Zachwycona, stałaś oniemiała, by po chwili poczuć za plecami Jimina. Mężczyzna ułożył dłonie po obu bokach i pochylił się do przodu. Czułaś jego ciało na plecach i zmysłowe perfumy, których używał.

— Dobrze czasami wrócić do domu — wyszeptał przy twoim uchu.

— Chciałbyś tu powrócić? Ponownie zamieszkać w Busan?

Odwróciłaś się, opierając o barierkę. Teraz znajdowałaś się centymetr od twarzy Jimina. Jego oczy błyszczały, a kąciki ust delikatnie uniosły. Najwidoczniej zaskoczyłaś go pytaniem, choć prawie od razu odpowiedział.

— Może kiedyś — rzekł. — Na razie skupiam się na życiu w Seulu.

Musnęłaś jego wargi, a potem znów się odwróciłaś i patrzyłaś na ocean. Wiatr rozwiewał ciemne kosmyki, a ty czułaś się bezpiecznie w jego ramionach, którymi cię otoczył. Wdychałaś jiminowy zapach, wymieszany z bryzą znad oceanu. Przez moment milczeliście, a potem Park podał ci dłoń i skierował do wyjścia.

Wieczorem w piątek dowiedziałaś się, że jest organizowany coroczny festiwal. Ubrałaś więc zwiewną sukienkę, a włosy rozpuściłaś, przypinając z boku spinką. Postawiłaś na świeży look, rzęsy wytuszowałaś, a na usta nałożyłaś błyszczyk. Miałaś nadzieję, że nie trzeba się wyjątkowo stroić, a kiedy zapytałaś o to programistę, powiedział, że nie jest to oficjalna impreza. Jednak jak zawsze przekonałaś się, że nie można ufać Parkowi. Nie w sytuacji wyjścia.

Idąc wzdłuż wszystkich zebranych, czułaś się jak kopciuszek. Koreanki ubrane były w eleganckie sukienki, a mężczyźni koszule i spodnie w kantkę. Sam Jimin wyglądał jak biznesmen, więc prychnęłaś dość głośno, aby słyszał twoje niezadowolenie.

— Coś się stało, panno Kim?

— Mówiłeś, że nie jest to oficjalna impreza — rzuciłaś słabo. — Widać po ludziach co innego.

— Gdybym powiedział, że trzeba być wystrojonym, to z pewnością nie zgodziłabyś się, aby tu przyjść.

— Od kiedy lubisz takie imprezy?

— Od momentu, w którym waży się los jednego z kontraktów.

Jęknęłaś. Dlaczego w takim momencie Park musiał powiedzieć o pracy? Zaczęłaś się jeszcze bardziej stresować.

— Jungmi — chwycił mocniej twoją dłoń. — Żartowałem przecież.

Myślałaś, że zabijesz go własnymi rękami. Musiałaś wyglądać komicznie, bo ukochany się zaśmiał i pocałował w głowę, tuląc mocniej do siebie.

— Chciałem pokazać ci, co się dzieje w Busan — dodał. — A to, czy ktoś jest odstrojony jak stróż w boże narodzenie to jego sprawa. Dla mnie wyglądasz pięknie nawet w worku po kartoflach.

— Dzięki, pocieszające.

— Oczywiście wolę cię bez — wyszeptał, przez co zrobiło ci się cieplej. — Jednak to nie jest tajemnica.

Zabawa była interesująca. Obserwowaliście, jak mieszkańcy puszczają lampiony, niektórzy bawią się przy specjalnych miejscach i zażarcie dyskutują. W pewnym momencie ujrzałaś znajomą twarz i stanęłaś w miejscu.

— Jungmi!

Min podbiegła do ciebie i uściskała. Choć wciąż byłaś na nią zła za akcję z urlopem, po chwili przestałaś się foszyć i odpowiadałaś na kilka pytań zadanych przez Chingyu. Obserwowałaś też jak Jimin i JK założyli się, który lepiej poradzi sobie ze strzelaniem do celu.

— Stawiam dyszkę na Jeona — powiedziałaś, upijając łyk swojego piwa. — Jimin ma słaby wzrok, a jeszcze gorszy cel.

Zachichotałyście. Oczywiście zwycięzcą był Jungkook. Przyjaciel wygrał główną nagrodę, która okazała się wielkim pluszowym misiem i przekazał go Chingyu. Wyglądało to uroczo i niezwykle romantycznie. Bardzo pasowało do tej pary. Szczególnie kiedy Min nazwała pluszaka Pdogg.

— Czemu tak? — zapytałaś.

— Wygląda jak Paddington. Jednak stwierdziłam, że lepiej by brzmiało po koreańsku. Zostanie Pdogg.

— Tylko to jest niedźwiedź, a nie pies — skomentował Jimin.

— No i co? — odpowiedziała zła Chingyu. — Będzie Pdogg i koniec. A tobie nic do tego, Mochi.

Razem z Jeonem śmialiście się głośno, widząc pozostałą dwójkę. Park przewrócił oczami, a Min nadęła policzki. Oczywiście wykorzystałaś gest ukochanego, dając mu lekkiego kopniaka pod stołem.

Mogłabyś tak trwać dłużej, gdyby nie pojawienie osoby, która działała na ciebie jak czerwona płachta na byka. Lia przechodziła obok waszego stolika i nawet nie kryła się ze swoim wrogim zachowaniem.

— Myślałam, że na więcej cię stać, Park — powiedziała, mierząc cię wzrokiem pełnym wyższości.

— Niektórym podnoszą się standardy — odpowiedziałaś, starając się zachować spokój. Nie chciałaś sprawić kołopotu Jiminowi. — Twoje jak widać, są coraz niższe, a może i krótsze.

Jeon parsknął śmiechem, tak samo jak Min. Wiadomo było, że twój przytyk dotyczył jej krótkiej sukienki. Najpewniej Choi wciąż miała w głowie waszą klubową bijatykę, więc zmroziła cię wzrokiem, a potem odeszła czerwona ze złości.

— Lia! — zawołałaś za nią. — Coś ci wypadło.

Była Jimina odwróciła się i popatrzyła na dół. Później się pochyliła.

— Nie, dobra, nie męcz się tak — wtrąciłaś. — To twoja godność i tak jej nie znajdziesz.

— Makao i po makale — wtrącił roześmiany JK.

Patrzyliście, jak dziewczyna się oddala. Wzięłaś do ust butelkę z alkoholem i się napiłaś. Co prawda, Jimin nie słyszał o akcji w klubie i może lepiej jej nie było poruszać. Tak myślałaś w tamtym momencie.

— Nie ciesz się tak, Park — rzuciłaś, widząc, jak ukochany się uśmiecha. — Nie myśl, że nie lubię jej tylko dlatego, że była twoją dziewczyną.

Cały wieczór minął wam na zabawie, śmiechu i przekomarzaniach. Po północy Chingyu razem z Jungkookiem pożegnali się i stwierdzili, że muszą wykorzystać czas, jaki im pozostał. Min zawstydziła się, kiedy Park wtrącił, żeby pamiętali, aby się zabezpieczać, bo nie chce zostać zbyt młodym wujkiem.

— Jesteś głupi, Mochi — odpowiedziała sekretarka, a ty skarciłaś wzrokiem ukochanego. — To raczej ja powinnam się obawiać, że zmajstrujesz dziecko mojej przyjaciółce.

Tym razem przeniosłaś wzrok na przyjaciółkę, która wypięła język. Miałaś ochotę zapaść się pod ziemię, zaraz po tym, jak twoje dłonie zacisnęłyby się na szyi przyjaciółki. Jednak przerwał to wszystko JK, który najpierw cię przytulił, później przybił piątkę z Jiminem, a na końcu odciągnął Chingyu i zniknęli za rogiem.

— Myślę, że jeśli już byśmy mieli dziecko — zaczął Park. — To byłby syn.

Popatrzyłaś na ukochanego ze zdziwieniem. Dlaczego to powiedział? Czy na pewno myślał o byciu ojcem? Poza tym nie widziałaś się jako matka. Nie w tamtym momencie.

— Dziecko to nie zabawka — odpowiedziałaś. — A ja nie jestem na nie gotowa. Dobrze o tym wiesz.

— Wiem — pocałował cię w czoło, przyciągając do siebie. — Na wszystko przyjdzie jeszcze czas.

Uśmiechnęłaś się, wspięłaś na palce i musnęłaś jego wargi. Jimin natomiast chwycił cię pod pośladkami i uniósł do góry, wpijając się mocniej w usta. Przez moment całowaliście się, zapominając o całym świecie.

— Nie mam bielizny — wyszeptałaś, kiedy na moment odzyskałaś oddech.

Nie musiałaś zbyt wiele mówić, ponieważ Jimin wziął cię w objęcia i pomimo sprzeciwu, zaczął iść w tylko sobie znanym kierunku. Wtuliłaś się mocniej, chowając twarz w jego szyję. Pachniał jak zwykle, cudownie jak zawsze.

— Gdzie idziesz? — spytałaś wreszcie, kiedy zanotowałaś, że to nie był kierunek do posiadłości.

— Zobaczysz — odpowiedział, a kąciki jego ust uniosły się do góry.

Przez moment ogarnął was mrok, a potem dostrzegłaś plażę. Oświetlenie dawały tylko nikłe promienie latarni morskiej, oddalonej o kilkadziesiąt metrów. Patrzyłaś na ukochanego, który z ostrożnością kroczył po schodkach. A potem pokazał ci ten fragment plaży, o której tylko lokalni wiedzieli i to nieliczni.

— Przychodziłem tu na wagary — rzucił, stawiając cię na ziemi. — Albo kiedy miałem natłok myśli w głowie.

— Ty i wagary? — uśmiechnęłaś się subtelnie. — Jakoś brzmi...

— Dziwnie?

— Nie. W sumie jakby się nad tym zastanowić to...

— Pani Kim, czy pani uważa, że pasuje do mnie takie zachowanie?

— Z całą pewnością — odpowiedziałaś.

Nie zdążyłaś nic więcej zrobić, ponieważ Jimin wziął cię ponownie i przełożył przez ramię, dając klapsa w tyłek. Kierowaliście się wzdłuż brzegu, a potem Park tak po prostu wchodził coraz głębiej w wodę. Zaczęłaś się wiercić, prosząc go, aby przestał.

— Jimin! Zaraz będziemy przemoczeni — wierzgałaś na jego ramieniu.

— W końcu uznałaś, że jestem zbuntowany — odbił piłeczkę.

— Nie uznałam tak.

— Panno Kim — wtrącił. — Powiedziałaś, że pasują mi wagary. Czyż to nie to oznacza?

Przewróciłaś oczami, na co poczułaś kolejny raz męską dłoń na pośladku.

— Czy nigdy nie oduczysz się przewracać oczami? — zapytał.

Musiałaś się bardzo starać, aby ponownie tego nie zrobić. Choć z drugiej strony kusiło i jakoś podniecało, gdy ukochany karcił cię, uderzając ręką tyłek.

— Dobrze — poddałaś się. — Postaram się tego więcej nie robić.

Jimin z triumfalnym uśmiechem zaczął wracać na brzeg. Czułaś napięcie, które między wami było i nie powstrzymywałaś się, gdy dłonią zaczął sprawdzać, czy rzeczywiście nie masz bielizny. Przygryzłaś jego wargę, wpijając się namiętnie. Później usiadłaś na nim okrakiem, tracąc poczucie jakiejkolwiek kontroli.

Smakował wanilią tak jak zawsze. Był gorący, uroczy, namiętny i zaborczy. Gniewny, podniecający i niemal wulgarny, gdy falowałaś na jego udach, czując, jaki jest twardy. Kolejny raz przeżywaliście wspólnie uniesienie, a jego jęki i sapnięcia były niczym melodia. Najpiękniejszy marsz, który pieścił zmysły, powodując, że odpłynęłaś w rozkoszy.


Od Autorki: I jak Wam się podoba rozdział? Koniecznie dajcie znać ^^

Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro