02 - Poznanie
Bardziej od poniedziałkowej pobudki, nie cierpiałaś tajemnic. Zwłaszcza takich, w które byłaś wplątana, a które były bolesne i ciężkie do utrzymania. Nie byłaś pewna, co do pomysłu Yoongiego, ani tym bardziej faktu ukrywania czegoś ważnego przed Mei. Czułaś się przybita i rozdrażniona. Szczególnie gdy Jimin zapytał, jak ci minął dzień?
- Tak jak zawsze - mruknęłaś, ściągając buty.
Patrzyłaś na ukochanego, który stał przy kuchennym blacie i wydawało się, że czyni ruchy imitujące krojenie mięsa. Jednak wyglądał lepiej niż szef Lee Yeonbok, kręcąc biodrami w rytm muzyki oraz podśpiewując jedną z partii lecących z głośnika. Usiadłaś na krzesełku barowym, stojącym obok wyspy i podziwiałaś jego zdolności. Taneczne, bo kulinarnych się obawiałaś.
- Pokroić mięso - powiedział, jakby do siebie. - Zrobione.
- Co tym razem próbujesz przyrządzić? - zapytałaś ukochanego.
- Kimchi jjigae - odparł zadowolony. - Jeszcze będziesz mnie zachwalać.
- Bez obrazy, ale... - urwałaś, unikając kuchennej rękawicy, którą posłał w twoją stronę Jimin. - No dobrze, może się nie otruję.
- Jungmi!
Zachichotałaś, patrząc, jak Park się zbliża. Po chwili goniliście się wzdłuż kuchennej wyspy, śmiejąc wniebogłosy. Kiedy w końcu programista cię złapał, przytulił mocno i pocałował.
- Myślisz, że mógłbym to zrobić? - zapytał.
- Myślę, że nie - odpowiedziałaś, oddając buziaka. - W każdym bądź razie nie celowo.
- Panno Kim - wtrącił stanowczo. - Jest pani bardzo zgryźliwa.
- Natomiast pan, wyjątkowo zabawny, gdy się denerwuje.
Jimin prychnął, a potem zmarszczył nos. Wyglądał uroczo. Niczym szczeniaczek. Pocałowałaś jego twarz, cmoknęłaś nosek i uśmiechnęłaś się perliście. Jimin natomiast przejechał językiem po wargach.
- Zaraz przypali ci się boczek.
Jimin puścił cię i skierował do naczynia, w którym smażył mięso. Pomogłaś mu z przyrządzaniem dania, bawiąc się przy tym i przekomarzając. Dopiero teraz wiedziałaś, co robi się w normalnym związku. No dobrze, może nie normalnym, ale takim, który dawał poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Z partnerem, dla którego byłaś na pierwszym miejscu. Daleko przed pracą i zazdrością.
- Naprawdę dobre - powiedziałaś, wycierając usta w serwetkę.
- Mówiłem, że jestem urodzonym kucharzem.
Skończyliście jeść, a Park wziął talerze i nastawił zmywarkę z brudnymi naczyniami. W tym czasie przeciągnęłaś się i wymruczałaś, że pora wziąć kąpiel. Oczywiście Jimin pobudził się na samą myśl, a potem siedząc w ciasnej wannie, przeklinał, że jeszcze nie wymienił jej na dwuosobową.
- Co robisz? - zapytałaś, gdy sięgnął dłonią po telefon leżący na półce z boku ściany.
- Jeśli tego teraz nie zrobię, to znów zapomnę.
Przewróciłaś oczami, czując mocne kąsanie na szyi, a lewą dłoń partnera na kobiecości.
- Panno Kim, co mówiłem o przewracaniu oczami?
Zachichotałaś kolejny raz. Jimin zaczął palcem sunąć po ekranie smartfona, pytając cię o zdanie. Pokazywał różne modele i oczekiwał opinii. Nie wierzyłaś w ceny, które pokazywały się na ekranie, a mając na uwadze fakt, że trzeba dopłacić za montaż, chciałaś złapać się za głowę.
- Mówiłem ci, że mogę sobie pozwolić na dużo - powiedział, całując obojczyk. - Więc nie sugerujmy się ceną, a funkcjonalnością.
- To może zaglądnij na stronę sex-shopu - odpowiedziałaś.
- Myślisz, że tam będą?
Parsknęłaś śmiechem, a zaraz po tobie partner. To brzmiało tak absurdalnie, ale z drugiej strony wręcz słodko. Jimin potrafił roztopić cię, tak samo jak zdenerwować, podnieść ciśnienie, doprowadzić na skraj rozkoszy, ofiarować nieziemski orgazm i... Sprawić, że wszystko, co złe odchodziło jak za dotknięciem magicznej różdżki.
Jeżeli to oznaczała miłość, to pragnęłaś, aby wasza trwała wiecznie.
✯
Następnego ranka wstałaś z łóżka i skierowałaś się do łazienki. Udało się wybrać nowy model wanny, a słuchając planów Jimina, na to, co będziecie w niej robić, wypieki momentalnie pojawiały się na twarzy. Poranną toaletę odbębniłaś szybko, wychodząc, spotkałaś ukochanego w progu pokoju, który razem dzieliliście, a który nosił wcześniej własność Parka. Twój natomiast został zmieniony na jego gabinet i wspólną garderobę. A także pełnił funkcję noclegowni, jeśli któryś z Bangtanów pozostał na dłużej.
- Musisz iść? - zapytał niepocieszony programista.
- Ludzie mnie potrzebują - odpowiedziałaś.
- No tak - westchnął. - Nikt nie jest bardziej odpowiedzialny, by rzetelnie wykonać i wydać wynik badania krytycznego.
- Nie musisz być taki ironiczny - mruknęłaś, biorąc torebkę.
- Jestem szczery. Nie znam odpowiedniej osoby na to stanowisko niż ty, kochanie.
To określenie wyjątkowo sprawiło, że zabiło ci w tamtej chwili serce. Zwłaszcza że choć Jimin nie szczędził sobie czułości, to bardzo rzadko używał tego zwrotu. A w jego ustach brzmiało niczym melodia. Najsłodsza i najpiękniejsza.
- Muszę iść - powiedziałaś.
- Skoro już wróciłem, chciałbym się tobą nacieszyć.
- Nacieszysz się, jak wrócę.
Szybko cmoknęłaś męskie usta, a potem zamknęłaś drzwi mieszkania. Musiałaś się pospieszyć, ponieważ nie zostało ci wiele czasu. W dodatku się obawiałaś, że zaraz zacznie padać deszcz, ponieważ nad osiedlem Botanicznym zawisły ciemne chmury.
W pracy nie mogłaś narzekać na nudę. Zwłaszcza że sorter kolejny raz odmówił posłuszeństwa. Musiałaś przyjmować materiały ręcznie, weryfikować, czy został dostarczony prawidłowy i jakie schodzą wyniki. Puściłaś kilka kontrolnych testów i po ciężkich godzinach pracy, w końcu mogłaś wyjść.
Na szczęście przestało padać, a nawet się rozpogodziło. Wyszłaś z budynku, uraczona promieniami słonecznymi. Jednak nie zdołałaś przejść zbyt daleko, gdy usłyszałaś odgłos klaksonu. Odruchowo się odwróciłaś, choć uważałaś, że na trąby reagują prostytutki, a na gwizdy, pizdy, to wyjątkowo się przestraszyłaś.
- Chcesz mnie zabić? - krzyknęłaś, a chwilę potem otworzyłaś szczękę, obserwując mężczyznę w białym Porsche Panamera.
- Ładuj się do samochodu, bejbe.
Nie mogłaś wytrzymać, tylko głośno parsknęłaś śmiechem. Jimin wyglądał wręcz komicznie w przeciwsłonecznych okularach typu awionetka, białym podkoszulku, pasującym kolorem do samochodu i cwaniackim, nieco szelmowskim uśmiechu. Ale to jego ton przy wymowie słowa "Bejbe", rozłożył cię na kawałki.
- Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi? - zapytałaś zdziwiona.
- Wytłumaczę ci w drodze - poklepał miejsce pasażera. - Nie mamy zbyt dużo czasu.
Nie wiedziałaś, o co mu chodzi, ani co to wszystko oznacza? Popatrzyłaś dookoła, paląc się ze wstydu, kiedy wychodząca z pracy Suri, wskazała cię palcem, a potem Jimin odjechał z piskiem opon spod laboratorium.
- Wyglądasz jak dorodny pomidor - zaśmiał się. - Wyjątkowo słodki pomidor.
- Zaraz twoja twarz będzie tak wyglądać, Park - odpowiedziałaś, mrużąc oczy.
Jimin zaśmiał się ponownie, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki.
- Słucham? - popędziłaś ukochanego. - Co znowu wymyśliłeś?
- Mówiłem, że chcę się tobą nacieszyć - powiedział, patrząc na główną ulicę, w którą chciał wjechać.
Przewróciłaś oczami, co spotkało się z niechęcią programisty, Od razu zwrócił ci uwagę, co skwitowałaś grymasem na twarzy.
- Ukradłeś ten samochód?
Tym razem to Park wybuchł głośnym śmiechem. Następnie zahamował na czerwonym świetle i skierował twarz w twoją stronę. Jego dłoń niebezpiecznie zbliżyła się do granicy spódnicy, opuszkiem pieszcząc wrażliwą skórę, od wewnętrznej strony ud. Zamknęłaś oczy i przygryzłaś wargę.
- Zakup a kradzież to dwie różne rzeczy, panno Kim.
- Przecież ten samochód kosztuje...
- Wiem, ile - wtrącił, odrywając dłoń i ruszył na zielonym. - W końcu za niego płaciłem. Ale od dawna nie zmieniłem pojazdu.
- A co z Audi? - zapytałaś.
- Nic. Teraz należy do ciebie - odpowiedział, wyjeżdżając na obwodnicę miasta.
Natychmiast zaczęłaś kaszleć. Myślałaś, że się przesłyszałaś, a Jimin po prostu żartuje. Nie chciałaś jego samochodu. Znaczy, gdybyś miała odkupić, to byłoby co innego, lecz...
- Nie potrzebuję sponsora, Park!
Tym razem Jimin przewrócił oczami, co wykorzystałaś i uderzyłaś jego udo. Programista syknął, a potem zmrużył gniewnie oczy. Nie odezwał się jednak, bo najprawdopodobniej chciał ci oszczędzić kilka cierpkich słów.
- Gdzie mnie zabierasz?
- Do Busan.
Otworzyłaś szerzej oczy. Nie mogłaś uwierzyć, a raczej byłaś pewna, że programista sobie żartuje. Przecież miałaś pracę. W dodatku sporo ciężkiej pracy.
- Chingyu wszystko załatwiła - wtrącił, jakby czytając ci w myślach.
- Jak to?
- Mówiła, że dyrekcja się zgodziła, a zaległy wniosek masz wypełniony.
Westchnęłaś głośno. Choć mogłaś się spodziewać, że Park zawsze dopnie swego. Bo jest niezwykle uparty.
- Możesz spędzić ze mną kilka dni - dodał z zadowoleniem. - Które ci się należą. Szczególnie za tą ciężką pracę po godzinach.
Jak zawsze Min musiała coś dodać od siebie i Jimin się dowiedział, że ostatnio przebywałaś dłużej w pracy, podczas jego nieobecności. Niejednokrotnie nazywał cię pracoholikiem, nawet i szczególnie wtedy, kiedy nie byliście razem. Martwił się, że to wpłynie na twoje zdrowie i wypytywał, czy dobrze się odżywiasz?
- Dlaczego jedziemy do Busan? - zapytałaś, kiedy mijaliście w końcu dużą tablicę z napisem miasta.
- Ponieważ mam tu do załatwienia parę spraw.
- I byłam ci niezbędna do tego?
Jimin wzruszył ramionami, skręcając z autostrady. Słyszałaś o tym portowym mieście, lecz żadne opowieści nie oddały jego uroku. Szczególnie, jak jechaliście brzegiem Morza Japońskiego. Zauważyłaś też cieśninę koreańską, która przy zachodzie słońca wyglądała niezwykle atrakcyjnie i romantycznie.
- Aż zapomniałem, jak tu jest pięknie - wyszeptał Park, gdy wjechaliście w kolejną uliczkę.
Ciężko było się z nim nie zgodzić. Miasto było dość przyjemne, pomimo tego, że częściowo wyglądało jak metropolia. Ujrzałaś wysokie budowle, ze szkła i stali, drapacze chmur, wiele pojazdów, poruszających się na oświetlonych uliczkach. Trochę przypominało Seul, jednak z całą pewnością było mniejsze administracyjnie.
Jimin zatrzymał samochód pod bramą. Spojrzałaś na budowle. Był to tradycyjny koreański dom. Hanok (bo tak się nazywał) prezentował się nienagannie, a czas nie zniszczył go aż tak. Raczej był wyjątkowo dobrze zakonserwowany.
- Co tu robimy?
- Pomyślałem, że dobrze będzie pokazać ci część siebie - odpowiedział. - To dom moich dziadków. Robi wrażenie?
- A no, robi - uśmiechnęłaś się subtelnie.
Park odjechał i skierował się w boczną uliczkę, a potem pod górę. Milczeliście. Napawałaś się kolejnym widokiem morza i statkami zacumowanymi w porcie. Było inaczej niż na Jeju, ale tak samo malowniczo.
- Mój brat ma urodziny - rzekł, kiedy wjeżdżaliście przez automatyczną bramę. Wtedy ujrzałaś dom rodziny Park.
— Masz brata?
Programista pokiwał głową.
— Młodszego. Ma urodziny i muszę coś mu podarować. Dlatego przyjechaliśmy do Busan.
- Mogłeś, choć wcześniej powiedzieć - odpowiedziałaś. - Ubrałabym się lepiej... Teraz nie wyglądam zbyt...
- Wyglądasz pięknie - wtrącił. - Spokojnie, impreza jest dopiero w weekend. Mam dwa dni na zakup prezentu, a kompletnie nie mam pomysłu.
- Pytałeś rodziców?
- Powiedzieli, bym sam coś wymyślił.
Zachichotałaś. Sposób, w jakim Jimin przedstawiał całą sytuację, brzmiało jak wyjęte z obyczajowej książki. Może dlatego, że to było opowiadanie? A wy postaciami historii, która, choć obecnie jest słodka, niekoniecznie taka być musiała?
- Chodź - wyciągnął dłoń, kiedy otworzył drzwi od strony pasażera i pomógł ci wstać. - Czas poznać zwariowaną rodzinę Park.
Od Autorki: Udaję mi się na razie dodać kolejny rozdział. Korzystam z luźniejszej chwili, abyście mogli się wciągnąć w tę historię od nowa. Zastanawiałam się też, czy publikować dwa czy może trzy rozdziały. Jednak chyba zostanę przy opcji dwa. Poniedziałek i piątek?
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro