Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 2 Wieczór Cudów

Mieszkanie Lucyfera godzina 12:40

Chloe siedziała w fotelu, czekając na powrót Lucyfera, ale ciągle miała w pamięci rozmowę z Aurorą, która, mimo że bardzo przeszkadzał jej fakt, że znów coś okazało się ważniejsze od niej, to zdawała się rozumieć sytuację, bo nie często zdarzało się, że anioły próbują przejąć władzę nad światem ludzi i nie tylko.

Nagle drzwi od windy otarły się, a z jej środka wyszedł Lucyfer, który wyglądał na zadowolonego.

- Udało się.- Powiedział tryumfalnie.- Mam dwa zaproszenia, ale musimy iść pod przykrywką.

- No, no.- Pokiwała z uznaniem Chloe.- Nie spodziewałam się po tobie, aż takiej ostrożności.

- Dziwisz mi się? W całą sprawę zamieszany jest mój brat, więc muszę działać z taktem, a potem policzę się z nim w starym stylu.

- Ostatnim razem tak zrobiłeś i widzisz, znów jest groźny, ale tym razem ma sojusznika, który też jest aniołem i nie wiadomo co potrafi, więc wybacz, że się trochę martwię, ale pamiętam też, co mówiła nasza córka na twój temat.

- Spokojnie.- Odparł, siadając naprzeciw niej.- My też mamy sojusznika. Co prawda Constantine jest nieobliczalny i ciężko powiedzieć czy jego obecność wystarczy, ale lepsze to niż nic.

- Skoro już o nim wspomniałeś to, jaką przysługę wyświadczył Maze, że stałeś się jego dłużnikiem? Pytam, bo jestem ciekawa, co mógł załatwić człowiek, czego nie mógł załatwić Lucyfer Morningstar.

- Cóż...- Lucyfer na chwilę się zamyślił, starając się ukryć swoje zażenowanie.- Jak zapewne wiesz przed przejściem mojego ojca na emeryturę, obowiązywały nas pewne zasady. Demony takie jak Maze nie mogły wejść fizycznie do naszego świata bez opętania jakiegoś ciała, ale wpadliśmy przez przypadek właśnie na Constantina i on zrobił to swoje czary-mary, oczywiście było to bardziej skomplikowane, ale koniec końców Maze mogła fizycznie pozostać w waszym świecie tylko dzięki furtce, którą on dla nas otworzył.

- Żałuję, że zapytałam...- westchnęła, kręcąc zrezygnowana głową.

- W każdym razie ten dług został już spłacony.- W tonie Lucyfera słychać było wyraźną ulgę.

- A czy teraz nie zaciągasz u niego nowego?- zaśmiała się.

- Niee... Tym razem jest inaczej, bo będziemy działać razem, a fakt, że jest w to zamieszany mój brat, co czyni tę sprawę jeszcze bardziej osobistą.

- Czy wiesz już, co zrobisz z Michałem, kiedy uda się nam udaremnić tę całą akcję?

- Pewnie wróci do piekła i będzie robił to, co wcześniej.

- Nie obraź się, ale może tym razem powinieneś być dla niego bardziej łaskawy. Raz, że to twój brat bliźniak, a dwa, że bóg powinien być miłosierny.

- Czyżbyś zapomniała, że Michał cię zabił?- Spytał z wyrzutem.

- Nie zapomniałam, ale kiedy byliśmy oboje w piekle, próbowałeś pomóc osobie, która wyrządziła ci dużą krzywdę, a jej piekło stało się teraz nieco bardziej znośne, więc dlaczego nie możesz zrobić tego dla swojego brata? Wiesz druga szansa to dobra okazja do pokazania, że mylił się co do ciebie no i dzięki temu przestanie marzyć o zemście.

- Ech...- westchnął.- Może masz rację, ale nad tym zastanowimy się, jak już będzie po wszystkim.

Wtedy właśnie rozległ się dźwięk telefonu Lucyfera, który oznajmiał, że dostał on wiadomość.

- Mamy szczęście.- Powiedział z uśmiechem, patrząc w ekran telefonu.- Udało mi się załatwić zaproszenia na "Wieczór cudów"

- Skąd taka nazwa?- spytała.

- Prócz biletów dostałem informację, że goście będą światkami uzdrowienia, a ci, którzy będą chcieli, mogą wspomóc sprawę finansowo.

- Czyli jednak nic za darmo.- Chloe nie była tym zaskoczona. Dobrze wiedziała, że dobroczynność zwłaszcza tutaj nie jest za darmo, a osoba która się na nią zdobywa musi mieć z niej jakieś korzyści.

- To oczywiste w końcu cuda mają swoją cenę taką czy inną.- Lucyfer uśmiechnął się do siebie.

- Mówisz to ze swojego doświadczenia?

- Poniekąd. Ważne jest, że my wiemy, iż ta cała sprawa ma drugie dno. Nie wiem jeszcze jakie, ale ma, bo pomaganie ludziom nie leży w naturze mojego brata. Przynajmniej od czasu, aż nie uznał ludzi za niegodnych boskiej łaski.

- W takim razie widzimy się wieczorem, a ja w międzyczasie spróbuje popytać i dowiedzieć się więcej o naszym gospodarzu.

- Do wieczora.- Pożegnał Chloe, odprowadzając ją do windy, a kiedy ta się za nią zamknęła, udał się do barku i zrobił sobie drinka. Od kiedy pojawiła się Aurora, nie było łatwo, ale ta akcja z Michałem i pojawienie się Constantina sprawiły, że zaczął się zastanawiać czy nie zrobił źle, zwlekając z objęciem boskiego tronu, przez co poczuł jeszcze mocniej, że jednak nie nadaje się na boga, bo za bardzo zależy mu na szczęściu konkretnych jednostek niż szczęściu ogółu. Jedyne co mu teraz pozostało to spróbować to wszystko naprawić i liczyć, że nie będzie gorzej.

Wczesny wieczór. Gdzieś w LA

Lucyfer i Chloe jechali na przyjęcie, które miało być przykrywką dla działalności dwóch zbuntowanych aniołów.

- Mamy jeszcze trochę czasu.- Powiedziała Chloe.- Jednak w kwestii naszego pana Peraleza próbowałam poszukać czegoś na jego temat i nic nie znalazłam. Można powiedzieć, że ten człowiek pojawił się z dnia na dzień. Żadnej kartoteki, mandatu czy choćby upomnienia. Facet jest nieskazitelnie czysty.

- Czyli to potwierdza interwencję sił wyższych.

- Tego dowiemy się na miejscu.- Skwitowała Chloe.- Jednak dalej nie wiem, co zamierzasz zrobić ze swoim bratem?

- To okaże się w chwili kiedy go spotkam oraz od tego, czy okaże skruchę.- Odparł stanowczo.

- Skruchę? Nie znam twojego brata tak dobrze, jak ty, ale wątpię, by ją okazał.

- Wiem i na to liczę.

- Może jednak powinieneś mu wybaczyć... wiesz pokazać, że jesteś tym lepszym bratem, że diabeł potrafi okazać litość w odróżnieniu od anioła.- Ciągnęła dalej, starając się wpłynąć na jego decyzję.

Nie kierowała nią jednak sympatia do Michała, przeciwnie, szczerze go nienawidziła, ale wiedziała, że Lucyfer go nie zabije, a Michał mu tego nie zapomni, więc w grę wchodziło tylko przebaczenie oraz wiara, że to załatwi sprawę.

- A przy okazji, na jakie imiona zarezerwowałeś bilety?- Zapytała Chloe.

- Samuel i Eve Meyers.- Odparł krótko.

- Taaak? A mogę wiedzieć skąd pomysł na takie imiona?- Dopytywała.

- Samuel to od jednego z moich imion, czyli Samaela, a Eve...

- Nie odpowiadaj, sama zgadnę... od pierwszej kobiety, która była jednocześnie twoją pierwszą zdobyczą...uroczo.

- Na swoją obronę dodam, że nazwisko wybrałem losowo.

- Chociaż tyle.- Westchnęła Chloe.

Dalszą drogę oboje pokonali we względnej ciszy bowiem temat Michała i ogólnie to, co się dzieje w ostatnim czasie, nie jest łatwy, a sam Lucyfer zdawał się zauważać, że musi starać się odpowiednio dobierać słowa, co pokazała mu to próba nawiązania relacji z jego córką z przeszłości.

Kiedy oboje byli na miejscu, wysiedli z samochodu, Lucyfer nieco poprawił krawat i ruszył z Chloe pod rękę w kierunku drzwi.

- Witamy...- przywitał go mężczyzna pilnujący drzwi, a jego kompan wziął od Lucyfera kluczyki, aby odprowadzić samochód na parking.

Lucyfer spojrzał na niego i uśmiechnął się nieco, a potem uściskał jego dłoń.

Chloe zauważyła, że Lucyfer szepnął mu coś do ucha coś, co wyraźnie go ucieszyło. Mężczyzna skinął głową, podziękował mu, a kiedy się rozstawali, spojrzał na Chloe i zapytał:

- To twoja dzisiejsza osoba towarzysząca?

- To Chloe. Bardzo dobrze się znamy- powiedział Lucyfer i ciągnął dalej.- Na mieście słyszałem, że organizuje się tu dzisiaj spotkanie. Chloe i ja chcieliśmy je zobaczyć, licząc, że pojawi się na nim nasz znajomy, z którym bardzo chcemy się spotkać.

- Naturalnie.- Uśmiechnął się życzliwie.- Chociaż nie rozumiem, dlaczego poprosiłeś o zaproszenia pod cudzym nazwiskiem.

- Chcemy mu zrobić niespodziankę.- Odpowiedziała Chloe, wiedząc, że Lucyfer nie może kłamać, a jego potencjalna odpowiedź mogłaby wzbudzić podejrzenia.

- Dokładnie.- Przytaknął.

- W porządku, ale pamiętajcie... podczas przyjęcia ostry ma być tylko umysł i serce, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało.

- Nigdy nie brałem cię za osobę religijną.

- Bo nie byłem zbyt religijny, ale to, co widziałem ostatnio, sprawiło, że zaczynam się zastanawiać nad swoją wiarą i jej sensem, ale dość już o tym, bo robota czeka, zapraszam do środka.- Mężczyzna wskazał na drzwi.

Po wejściu do środka wzrok obojga przykuły pędy winorośli, które wiły się wokół filarów i zwisały z sufitu, a w ocienionych zakamarkach stały donice z filetową bugenwillą i drzewkami cytrynowymi. Pokryta mozaiką podłoga w głównej sali przedstawiała stworzenie Adama Michała Anioła.

Lśniące wieloma barwami posadzki zdobiły jedwabne perskie dywany w kolorach intensywnej czerwieniu, miodu i lazuru. W powietrzu unosił się zapach, pieczonej ryby, mięsiwa i dojrzałego wina, które dobiegał z bufetu.

Tu i ówdzie stały grupki pogrążonych w rozmowach ludzi. Pomieszczenie rozbrzmiewało śmiechem i okrzykami radości. Niektórzy opierali się o kolumny inni stali przy stołach, degustując ich zawartość, jeszcze inni prowadzili prywatne rozmowy, przechadzając się po pomieszczeniu. W tle słychać było żywą, choć niezbyt głośną muzykę liry i lutni, którą raz po raz zagłuszały wybuchy serdecznego śmiechu i oklasków.

Nagle do obojga podszedł kelner trzymający w ręku tace, na której znajdowały się specyficzne ceramiczne kielichy.

- Życzą państwo sobie coś do picia?- zaproponował.

Chloe przez moment spojrzała na kelnera i już miała coś powiedzieć, ale ten gestem głowy dał jej do zrozumienia, aby tego nie robiła. Kelnerem bowiem okazał się nie kto inny jak Constantine.

- To bardzo specyficzne kielichy i z tego, co słyszałem, że mają na dnie wymalowanego jakiegoś potwora i dlatego powinno się pić z niego na tyle wolno, aby nie zobaczyć tego obrazu. Ponoć to przynosi pecha.

Lucyfer ochoczo podjął ryzyko i wziął kielich i duszkiem opróżnił naczynie, podnosząc je tak wysoko, że zdołał zobaczyć wizerunek widniejący na jego dnie.

-Czy to jest to, co myślę?- spytał z niedowierzaniem.

- Tak. To chyba ty.- Odrzekła Chloe, zerkając na rysunek w kielichu, który przedstawiał diabła w jego najgorszej postaci. Z rogami, widłami i innymi atrybutami, z którymi kojarzył się ludziom diabeł.

- Nie wiem, kto wpadł na tak głupi pomysł, ale przyrzekam, że dostanie za swoje.- Lucyfer patrzył jeszcze przez moment na swoją "podobiznę" i po chwili odstawił kielich na tacę.

- Za kilka minut zacznie się przedstawienie.- Oznajmił Constantine.- Nasz gospodarz dokona cudu i będzie prosił o datki. Ja jeszcze trochę się tutaj pokręcę i dołączę do was później.- Nie czekając na odpowiedź, Constantine szybko zniknął wśród gości, zostawiając Lucyfera i Chloe samych.

- To pewnie będzie coś widowiskowego.- Zauważyła Chloe.

- Zapewne.- Przytaknął.- Jesteśmy w końcu w Los Angeles, a tutaj wszystko trzeba robić z przytupem, aby zostać zauważonym.

Niespodziewanie Chloe i Lucyfer zauważyli, że ludzie zaczęli iść w kierunku dużej sali, przerywając dotychczasowe zajęcia, co mogło oznaczać, że nadszedł czas na przedstawienie.

Sama sala zapełniła się szczelnie w ciągu kilku minut, jednak zostawiono niewielkie przejście prowadzące od drzwi prosto na scenę.

Nagle w sali zgasło światło poza tym, które oświetlało scenę i zapadła całkowita cisza. Na scenie pojawił się mężczyzna, którym był Arthur Peralez.

- Oboje widzimy Latynosa o czarnych włosach i nienagannym wyglądzie takim jak na zdjęciu, które pokazywała nam Ellie?- Szepnęła Chloe.

- Tak. Widocznie pan Peralez to tylko figurant, ale jestem ciekaw, gdzie jest mój brat.

- Panie i panowie!- Tymi słowami Arthur Peralez zwrócił się do tłumu. Było po nim widać, że jest bardzo pewny siebie, co było normą u osób, których zadaniem było zrobić show nawet z najbłahszych rzeczy.- Dzisiaj niektórzy z was dostąpią zaszczytu doznania łaski uzdrowienia duszy i ciała, a to wszystko za sprawą bożego daru.- Arthur skierował swoją lewą dłoń na mężczyznę, który z nabożną czcią trzymał w dłoniach gliniany kielich.

- To chyba święty Graal.- Szepnęła znów Chole.

- Być może, ale i tak jestem ciekaw, co to coś potrafi.

- Pewnie zastanawiacie się, dlaczego dzielę się tym darem z wybranymi, a nie od razu z całym światem.- Spojrzał na zebranych, ani na chwilę nie wychodząc z roli.- Chcę, abyście to wy zostali głosicielami dobrej nowiny, a to dlatego, że żyjemy w świecie, w którym słychać głos tylko tych, którzy są na szczycie, ale i to można wykorzystać dla dobra innych. Dzisiaj bowiem uzdrowimy czworo wybranych spośród osób, które już dołączyły do grona Synów Pierworodnych. Członkostwo nie jest tanie, ale profity są warte każdej ceny, a największym jest zbawienie.

Tłum poza Chloe i Lucyferem zaczął entuzjastycznie klaskać.

- Co to za brednie? On naprawdę myśli, że po takiej reklamie ktoś się połakomi?- Lucyfer nie krył zażenowania, ale kiedy spojrzał na Chloe, zobaczył, że zdaje się mocno zaciekawiona tym, co usłyszała.- Chyba w to nie wierzysz.- Trącił ją łokciem.

- Przypominam, że jesteśmy tutaj incognito, więc udawaj, że jesteś pod wrażeniem i klaszcz.- Po tych słowach Chloe dołączyła do oklaskującego tłumu.

Lucyfer zrobił to samo, ale ewidentnie widać było, że nie jest z tego powodu zadowolony.

Wzrok wszystkich skupił się na czterech osobach, które pojawiły się na scenie, a każde z nich miało przypadłość, która wymagała uzdrowienia.

Pierwsza była kobieta, której twarz szpeciła blizny powstałe po oparzeniach, drugą osobą był mężczyzna około 40-stki, który lewą rękę powyżej łokcia, następny był młody chłopak, który miał na oko 16-18 lat i poruszał się na wózku. Ostatnią osobą była kobieta ok. 50, która była niewidoma. Każda z tych przypadłości była nieuleczalna bądź nie do ukrycia przy dzisiejszym stanie wiedzy, więc jeśli zostaną uleczeni, będzie to niezbity dowód na słowa Peraleza, a wtedy wszyscy zebranie będą jego garści.

- Poznaję ich.- Szepnęła podobnie Chloe.- Ta oszpecona kobieta, to żona szefa Triady. Oszpecono ją przez polanie jej twarzy kwasem, co miało być aktem zemsty za to, co zrobił jej mąż. Ten drugi jest bratem obecnego szefa rosyjskiej mafii, stracił rękę w wypadku samochodowym, a ten dzieciak to syn przywódcy meksykańskiego kartelu, podobno jeździ na wózku od urodzenia. Tej ostatniej nie znam.

- Osoby powiązane z różnymi przestępcami? To nie może być przypadek.

- I zapewne nie jest.- Przytaknęła.- Osobno każde z nich ma niewiele do powiedzenia, ale jeśli do cudów faktycznie dojdzie to ich bliscy, będą w kieszeni pana Peraleza i jego mocodawców, a wtedy zdobędą dostęp do nieograniczonych środków.

- Skoro o tym wspomniałaś, to chyba już wiem kim jest, a raczej czym się zajmuje ta ostatnia kobieta. Podobno jej rodzina zajmuje się przemytem wszystkiego, na czym można zarobić. Broń, narkotyki, ludzie, artefakty, co tylko zechcesz.

- No to twój brat i Manny nie mogli sobie wybrać lepszych celów.

W tej chwili rozmowę przerwał głos Peraleza.

- O to nadeszła chwila, aby przywrócić wiarę w sercach wątpiących.- Arthur podszedł do dziewczyny i wręczył jej kielich.- Pij i niech łaska boga uzdrowi twoje rany.

Dziewczyna wzięła łyk, przełknęła i... efekt był natychmiastowy. Oparzenia zaczęły znikać. Ludzie na widowni zaczęli szeptać pomiędzy sobą, a wtedy uzdrowiona dotknęła niepewnie dłonią swojej twarzy i rozpłakała się ze szczęścia.

- No nie powiem... jestem pod wrażeniem- powiedział Chloe, przyglądając się dziewczynie.

- Czyli kielich faktycznie działa, ale czego innego można było się spodziewać po artefakcie, który był w stanie uleczyć rany zadane płonącym ostrzem.

Kolejne uzdrowienia były równie widowiskowe, ale widok odrastającej na oczach wszystkich ręki mężczyzny wywołał niemałe zamieszanie. Kilka osób zemdlało, wielu nie wierzyło w to, co widzi, ale to była prawda, bo ktoś z tłumu mówił, że go zna i faktycznie nie miał ręki, a teraz znów jest zdrowy i to najprawdziwszy cud.

Arthur Peralez zdawał się bardzo zadowolony z rezultatu, kiedy ludzie, którzy ozdrowieli, cieszyli się z drugiej szansy on stanął na środku sceny i oznajmił.

- To dopiero początek, ale dzięki wam i waszej mam nadzieje hojnej ofierze uzdrowimy najpierw to miasto, a później cały świat.- Arthur uniósł błagalnie dłonie ku górze, a tłum zaczął żywiołowo klaskać.- W sali głównej jest właśnie miejsce, gdzie można składać datki i zaznaczam, że są one całkowicie dobrowolne, a póki co cieszmy się tym pięknym wieczorem i udanej zabawy.- Ukłonił się i zszedł ze sceny.

- Szef chce z wami rozmawiać.- Odezwał się głos.

Lucyfer i Chloe szybko się odwrócili i zobaczyli przed sobą mężczyznę, który zdawał się ochroniarzem i tak też wyglądał.

- Skoro tak to nie wypada kazać mu czekać, prawda?- Oznajmił i spojrzał na Chloe.

- Nie często to robię, ale zgadzam się z tobą całkowicie.

- W takim razie proszę za mną...- Ochroniarz odwrócił się na pięcie i we trójkę weszli do pobliskiej windy, która ruszyła w kierunku najwyższego piętra.

Miejsce na wasze komentarze ------------>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro