Część 1 Nieoczekiwany sojusz
Polecam obejrzeć filmik, który fajnie pokazuje kim jest John Constantine :)
Piekło Ziemia 666
Zakapturzona postać przemierzała kręte korytarze piekła ewidentnie czegoś lub kogoś szukają.
- Kim jesteś?- odezwał się Dromos.- Nie jesteś demonem ani więzioną tutaj duszą więc gadaj coś za jeden!
Nieznajomy zdjął kaptur i spojrzał na Dromosa, złośliwie się uśmiechając.
- Masz rację.- Zaśmiał się szyderczo.- Jednak to, kim jestem to nie twoja sprawa. To jednak co jest istotne to, to że przyszedłem tutaj po jednego z waszych więźniów i dlatego powiesz mi gdzie go znajdę, a może nie zrobię ci krzywdy. A przynajmniej zbyt wielkiej.
- Krzywdy?! Mnie?!- Dromos sięgnął po sztylet, który miał zawieszony przy pasie i rzucił się na nieznajomego z ostrzem wysuniętym do przodu.
Nieznajomy nagle rozwinął czarne anielskie skrzydła i zrobił unik, by szybko dobyć broni ukrytej pod płaszczem, której ostrzem przejechał po plecach Dromosa.
Dromos upadł i zawył z bólu.
- Anioł?!- Wydusił.
- Widzę, że nie masz problemów ze wzrokiem.- Złapał Dromosa za kark i przycisnął go do ściany.- Ciekawe czy słuch masz równie dobry. Spytam jeszcze raz: gdzie znajdę Michała?
- Michał? Upadły brat Lucyfera? Do czego ci on potrzebny?
- Zadałem ci konkretne pytanie i oczekuje konkretnej odpowiedzi.- Nieznajomy nieco poirytowany przyłożył ostrze do szyi Dromosa.-Zapytam po raz ostatni, a później skroję cię na kawałki tak małe, że nawet mięsne robaki się tobą nie najedzą. Gdzie jest Michał?!
- Tam.- Dromos wskazał na niewielki punkt po swojej lewej stronie.
- Dziękuje. Bardzo mi pomogłeś.- Nieznajomy uśmiechnął się i uderzył Dromosa w twarz, a ten padł nieprzytomny na ziemię.
Po chwili nieznajomy dotarł do miejsca, w którym Michał odbywał swoją karę.
- Spójrz na siebie.- Zaśmiał się nieznajomy.- Prawa ręka boga. Wielki archanioł Michał dzisiaj czyści szczoteczką do zębów podłogę w piekle. Żałosne...
Michał spojrzał na nieznajomego.
- To ty...- wydusił, rozpoznając w nieznajomym kogoś, kogo nie spodziewał się zobaczyć ponownie.
- Zaskoczony? Mieliśmy przecież układ.- Odparł ze spokojem nieznajomy.
- Przegrałem, ale mojemu bratu to nie wystarczyło, zobacz, co mi zrobił!- Warknął, wskazując palcem na miejsce, gdzie miał kiedyś skrzydła.- Więc wybacz, ale nie brałem pod uwagę aż tak złego scenariusza.
- No to masz szczęście, bo mam tutaj coś, co powinno ci pomóc.- Nieznajomy sięgnął do torby i wyciągnął z niej niewielki gliniany kielich i wylał odrobinę jego zawartości na miejsce, gdzie Michał miał kiedyś skrzydła.
Nagle Michał zawył z bólu, buchnęła para, by po chwili skrzydła Michała znów znajdowały się na swoim miejscu.
- Jak...jak to zrobiłeś?
- Jak na archanioła strasznie mało w tobie wiary.- Odpowiedział rozbawiony.- Ale skoro jesteś ciekaw to to, co przywróciło ci skrzydła to nic innego jak moc świętego Graala. Potężnej relikwii z mojej Ziemi i to ona pomoże nam wprowadzić nasz plan awaryjny w życie. O ile nie zmieniłeś zdania, przebywając w tym miejscu?
Michał westchnął ciężko i podniósł się z ziemi, po czym spojrzał na nieznajomego i uśmiechnął się złośliwie.
- O niczym innym nie marzę.- Odpowiedział i rozprostował swoje skrzydła.- Dobrze znów je mieć, ale dalej nie rozumiem, dlaczego przybyłeś akurat teraz... Manny.
- Jak już mówiłem, mieliśmy umowę, pamiętasz?- Many spojrzał na Michała, a potem na jakiś punkt na horyzoncie.- W tym świecie nie macie obecnie Boga, więc możemy działać bezkarnie, a w moim świecie zrobiło się dla mnie ciut za gorąco, dlatego pomyślałem, że zmiana otoczenia dobrze mi zrobi, a po drugie ja pomogę tobie, a ty później pomożesz mnie.
- W takim razie, od czego zaczniemy?
- Ty mi powiedz. To w końcu twój świat. Na pewno masz już jakiś pomysł.
Michał zamyślił się na moment.
- Los Angeles.- Powiedział stanowczo.- Tam zaczniemy i przy okazji będę mógł się zemścić na Lucyferze za czas, jaki spędziłem w piekle. Czas, który pozwolił mi się nad tym wszystkim zastanowić.
- Czeka nas w takim razie sporo pracy, ale wcześniej zabierajmy się z tego miejsca.- Odparł Manny, rozkładając swoje skrzydła i wraz z Michałem wzbili się w górę, opuszczając piekło.
3 dni później klub Lux godzina 10:00
Lucyfer wraz z Chloe udali się do klubu, gdzie mieli się spotkać z pozostałymi przyjaciółmi, aby omówić bałagan wynikający z nieobecności boga, która spowodowała, że anioły zaczęły samodzielnie interpretować reguły, mieszając się w losy śmiertelników.
- Co to za hałas?- odezwała się Chloe, słysząc odgłosy, które dobywały się z baru.
- Pewnie Maze i Ewa.- Lucyfer wzruszył ramionami, bagatelizując jej obawy.- Poranny drink to nic złego.
- Mnie to nie brzmi na żadną z nich. Są nieco za cicho.- Wydedukowała i stanęła na schodach, by dostrzec kobietę pijącą drinka oraz odgłosy przekleństw dochodzące zza baru.
- Cholera to już ostatnia butelka.- Oznajmił mężczyzna, który wyłonił się zza baru z butelką najlepszej whisky, jaką znalazł.
- Gabriel?- Zdziwiła się Chloe, podchodząc do baru, a Lucyfer szedł tuż za nią.
- O hej Chloe, bracie.- Uniosła szklankę do góry, pozdrawiając oboje.- Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale sytuacja jest ciężka, a kilka głębszych jakoś pomaga mi zatrzymać tę gonitwę myśli.
- Myślałem, że mam coś z oczami, ale to naprawdę ty! Cholerny John Constantine!- Lucyfer spojrzał zaskoczony na mężczyznę stojącego za barem.
- Ciebie też miło widzieć Lucy. Znowu.- Uśmiechnął się i postawił przed nim oraz Chloe szklankę, do której wrzucił odrobinę lodu, a następnie nalał do niej whisky.
- Jakiś twój krewny, którego nie znam?- Zdziwiła się Chloe.
- Co? Cholera nie! Tylko takich krewnych by mi brakowało.- Lucyfer lekko się oburzył na myśl, że ktoś taki jak Constantine mógłby być jego krewnym i wziął szklankę i szybko opróżnił jej zawartość.- Czego znowu tutaj szukasz? Jeśli pomocy to pamiętaj, że spłaciłem już swój dług ostatnim razem.
- Tak jakby szukam u ciebie wsparcia.- Odpowiedział rozbawiony brzmieniem słów, które wypowiedział.- Ale tym razem nie skończy się na daniu jakiejś karty tylko na nieco bardziej... konwencjonalnej pomocy, jeśli mogę to tak ując.
- Zapytam jeszcze raz i liczę na konkretną odpowiedź. Kim jest ten cały Constantine i jakim cudem to ty miałeś u niego dług.- Chloe spojrzała podejrzliwie na Lucyfera.
- Nie ja tylko Maze, a Constantine to...
Lucyfer nie zdążył dokończyć, bo do Lux weszli Maze, Amanadiel oraz Elle.
- Oho chyba muszę przygotować więcej szklanek.- Constantine uśmiechnął się i znów na chwilę zniknął za barem.
- Co się dzieje Lucy? Co tutaj robi Gabriel?
- Jest tutaj z mojego powodu.- Odpowiedział Constantine i położył szklanki na barze.
- To ty!- Warknęła Maze.
- Kopę lat Maze.- Constantine mrugnął do niej okiem i rozlał whisky do szklanek.- Niektórzy z was mogą mnie nie znać, więc się przedstawię John Constantine egzorcysta, demonolog, mistrz czarnej magi do usług.- Ukłonił się teatralnie i wziął łyk ze szklanki.
- Mistrz czarnej magii?- zdziwiła się Chloe.
- To takie dziwne? To ty masz kumpla diabła, ale to ja jestem ten dziwny dlatego, że zajmuje się czarną magią?- Constantine przechylił lekko głowię, zdając się rozbawiony pytaniem Chloe.
- Boga.- Poprawił go Lucyfer.
- Boga?- Constantine spojrzał na Lucyfera i po chwili zaczął się głośno śmiać.- No to się nie dziwię, że sytuacja jest, jaka jest.
- Nie obraź się Constantine, ale mamy tutaj problem z aniołami, które zaczęły się mieszać nieco za bardzo w sprawy ludzi, więc twoja sprawa musi nieco zaczekać.- Odezwał się Amenadiel, który nie rozumiał reakcji brata. Owszem słyszał co nieco na temat tego człowieka, ale on obecnie miał nieco inne priorytety.
- Amenadiel prawda?- Constantine, zmierzył anioła wzrokiem.- Przypominasz mi trochę anioła, z którego powodu tutaj jestem, a to nie jest miły koleżka.
- Przepraszam, że przerwę!- Wtrąciła Ella, robiąc naburmuszoną minę.- Czy to jest kolejny człowiek, który wiedział o was wcześniej ode mnie? Teraz dopiero czuje się wykluczona towarzysko.
- Spokojnie Elly, Constantine jest nieco...- Lucyfer szukał właściwego słowa na opisanie jego osoby.
- Jestem z innego świata. Dokładnie Ziemi 1- Przerwał, popijając jednocześnie kolejnego drinka.- Wasza Ziemia ma nr 666 i jak niektórzy z was wiedzą lub nie to istnieje coś takiego jak multiwersum, ale podróże pomiędzy światami nie są łatwe, dlatego korzystam z nich tylko w razie najwyższej konieczności. Takich jak powód, dla którego tutaj przybyłem.
- Inna ziemia? Teraz naprawdę muszę się napić.- Ella usiadła przy barze i wypiła duszkiem swojego drinka.
- Dobra! Wszyscy cisza!- Krzyknął Lucyfer.- A teraz mów co to za sprawa?
- Kiedyś pracowałem z takim jednym cwanym aniołem imieniem Manny. Trochę podobny do twojego brata Amanadiela. Straszny służbista przestrzegający zasad o których przestrzeganiu tłukł mi przy każdej okazji, ale...
- Faktycznie podobny do ciebie.- Zaśmiał się Lucyfer, patrząc na nieco poirytowanego Amenadiela.
- Ale... okazał się bardziej cwany i bardziej bezwzględny niż myślałem.- Constantine spojrzał na zebranych i westchnął.- W moim świecie uwolnił starożytne demony, aby siały one chaos, co nie przeszkadzało mu jednocześnie, wysłać mnie do walki z nimi. W dużym skrócie udało się nam odesłać jego sojuszników do piekła lub unicestwić, ale on zdołał uciec, zabierając ze sobą kilka artefaktów, które mogą narobić u was sporo szkód.
- Skoro jest aniołem jak my to, powinny go obowiązywać zasady takie jak nas, czyli niemieszanie się w sprawy ludzi, a przynajmniej nie otwarte.
- Z początku faktycznie zasłaniał się zasadami, ale zauważyłem, że czasami je naginał lub łamał jak wtedy kiedy zabił upadłą anielicę, wyrywając jej serce.
- Myślałam, że anioła nie da się zabić?- Zauważyła Chloe.
- Da się, a zwłaszcza na Ziemi, kiedy przyjmie fizyczną formę, ale nawet wtedy trzeba użyć specjalnych zaklęć lub artefaktów, albo mieć innego anioła, który by go zabił.
- Ten twój anioł... czego on tutaj szuka?
- Gabriel opowiedziała mi, że obecnie nie macie tak jakby boga, a ja wiem, że Manny w tajemnicy dogadał się z waszym Michałem.
- Michał gnije w piekle- oburzył się Lucyfer.- Skazałem go na wieczne sprzątanie go oraz odebrałem mu skrzydła, co uniemożliwia mu powrót.
- Już go tam nie ma.- Powiedziała Gabriel.- Podobno jakiś anioł wyrwał go z piekła 3 dni temu i przy okazji oddał mu jego skrzydła.
- Ale odciąłem mu je płonącym ostrzem, więc jakim cudem?- Lucyfer zdawał się nieco zaskoczony takim obrotem spraw.
- To zasługa jednego z artefaktów, jakie mój uciekinier ukradł, a konkretnie świętego Graala, który ma moc leczenia, a w rękach kogoś takiego jak Manny może się zmienić w potężną broń.
- Skąd ta pewność?
- Manny jak jeszcze kiedyś współpracowaliśmy, zabił upadłą anielicę imieniem Imogen, która sprawiła, że w ręce jednego z pastorów wpadło pióro z jej skrzydła, którego moc leczyła wszelkie choroby oraz rany, ale z czasem zmieniała uzdrowionych w bezmyślne ghule, które były poddane jej woli i mordowały tych, którzy stanęli im na drodze.
- Da się to jakoś odwrócić?
- Tak, ale trzeba zdobyć artefakt, który odpowiada za ten stan i albo go zniszczyć, albo odprawić rytuał.
- Zawsze myślałam, że są tylko anioły i demony... Ale fakt, że anioł może z własnej woli upaść? - Zapytała Elle.
- To wcale nie jest takie dziwne. Na przykład jak obecny tutaj Lucyfer, wystarczy tylko złamać boskie zasady, bunt przeciwko bogu i te sprawy. Imogen z kolei zabiła człowieka i za to została wygnana, ale ciągle miała swoje skrzydła i moce. Chociaż taka mała ciekawostka upadłe anioły można poznać po czarnych skrzydłach i ich ogromnym ego.
- Miło się gada i w ogóle, ale gdzie ta dwójka może być?- Wtrącił Amenadiel, którego coraz bardziej niepokoiła zaistniała sytuacja.
- Mam pewne podejrzenia...- Elle sięgnęła do kieszeni po swój telefon, na którym zaczęła przez chwilę czegoś szukać.- Proszę. Dzisiaj wieczorem w hotelu Rosewood odbywa się bankiet organizowany przez niejakiego Arthur Peraleza, głowę nowego kościoła nazywającego się Synami Pierworodnymi. Wstęp tylko z imiennym zaproszeniem, - Wyjaśniła, pokazując zdjęcie pozostałym.
- To pewnie Manny wymyślił tę nazwę i to pewnie on jest tym Arthurem. Cholera.
- Co masz na myśli, mówiąc on? Gość nie wygląda jak Amenadeiel.- Zauważyła Chloe, przyglądając się uważnie zdjęciu.
- Otóż Manny potrafi opętać człowieka, ale tylko inne anioły, albo ludzie obdarzeni zobaczą, kim jest naprawdę. Lub jeśli sam na to pozwoli, ale na to ostatnie raczej bym nie liczył.
- Cóż... to oznacza, że mamy plany na dzisiaj. Nie mogę się doczekać, aż znów odeślę swojego brata do piekła.
- Może potraktowałeś go zbyt ostro. Jest w końcu twoim bratem bliźniakiem.- Rzekł Amenadiel, starając się wywołać u swojego brata coś w rodzaju "odpuszczenia grzechów" lub przynajmniej zastanowienia się, czy kolejna surowa kara odniesie skutek.
- Jest też i twoim bratem i obaj dobrze wiemy, że na to zasłużył.
- Wiem, ale anioły takie jak on... jak ty... długo chowają urazę.
- Porozmawiamy z nim o tym, jak już go znajdę i wtedy wyjaśnię mu błąd, jaki popełnił.
- A co ja mam robić?- Zapytała nieco znudzona Maze.
- Jeśli Manny i Michał spaczyli świętego Grala, będę potrzebował kilku rzeczy, aby go oczyścić, więc jeśli będziesz tak miła...- Constantine wyciągnął z kieszeni płaszcza kartkę i wyciągnął rękę, w której ją trzymał w kierunku Maze.
- Dobra! Ale zapamiętaj, że jestem łowczynią nagród, a nie demonem na posyłki!- Syknęła Maze, której nie spodobało się zadanie, jakie wyznaczył jej Constantine, bo w końcu jej specjalnością jest walka, a nie "zbieractwo".
- Spokojnie. Jeśli ci to pomoże, to gdy ci się uda zdobyć to o, co proszę, będzie to znaczyło więcej niż jakakolwiek wykonana przez ciebie misja, a mam na myśli fakt, że dzięki tobie Ziemia nie zostanie kolejnym piekłem lub innym mniej przyjaznym miejscem, gdzie będą rządzić osoby pokroju Michała czy Mannego.
- Dobra. Załatwię to.- Maze, zabrała kartkę i nie czekając na reakcję pozostałych, opuściła pośpiesznym krokiem Lux, udajac się na poszukiwania rzeczy, których potrzebował Constantine.
- Skoro już wszyscy wiemy co mamy robić, to ruszajmy i miejmy to już z głowy.
- Powodzenia.- Rzuciła Gabriel i odfrunęła.
- Ja idę załatwić zaproszenie, a ty... postaraj się tylko nie osuszyć całego mojego baru.
- Postaram się.- Constantine uśmiechnął się złośliwie, unosząc kolejnego drinka do góry.
- Ja muszę porozmawiać z Aurorą i wyjaśnić, dlaczego jej tata nie będzie mógł się dzisiaj z nią spotkać...- Oznajmiła Chloe, zdając sobie sprawę, że nie będzie to przyjemna rozmowa. Jednak liczyła, że Aurora zrozumie zaistniałą sytuację.
- Więc... Zostaliśmy chyba sami...- Elle popatrzyła na Constantina, który kończył kolejnego drinka.
- Więcej nam nikogo nie potrzeba. Wiesz... mniej osób do podziału- Mrugnął rozbawiony.- A w ogóle, jaką rolę odgrywasz w tej "drużynie"?
- Eeee... badam dowody i te sprawy... w sensie staram się składać poszlaki w jedną spójną całość.
- Dobrze.- Pokiwał głową.- W starciu ze zbuntowanymi aniołami przyda się ktoś inteligentny, a zwłaszcza w starciu z kimś tak przebiegłym, jak Manny.
- Powiedz... jak się czułeś, kiedy odkryłeś, że niebo i piekło istnieją?
- A jak twoim zdaniem powinienem się czuć?- Zapytał zdziwiony jej pytaniem.- Ja w odróżnieniu od ciebie wiem, że sama wiara to o wiele za mało, aby coś zmienić, ponieważ widziałem w życiu wystarczająco dużo, aby stwierdzić, że ludzie wykorzystują religię, aby usprawiedliwiać swoje zachowanie i w znacznej większości nie zależy im na tym, czy to w co wierzą to prawda, czy nie.
- Zachowujesz się tak, jakby religia była dla nieudaczników i to, pomimo że dowód mamy przed oczami. Jak możesz być taki cyniczny?- Ella zapytała z wyrzutem, dziwiło ją zachowanie Constantina, który zdawał się tym nie przejmować, a wręcz przeciwnie miał to wszystko gdzieś.
- Nie byłoby uroczo, gdybym nie był, co? Byłbym lepszym człowiekiem, gdybym tego wszystkiego nie widział. Tak, anioły i demony istnieją tak jak cholerne piekło czy niebo. Pora na cholerne trąby oznajmiające prawdę. A co do Religi, to jest w porządku. Bądź miły dla swego sąsiada i takie tam...ale świat to nie szczeniaczki i tęcze. Nie można po prostu odegnać zła modlitwą. Trzeba, zamiast tego walczyć i to nie rzadko w pojedynkę.
- Czyli twoim zdaniem powinniśmy wierzyć w samych siebie?
- Bardziej powiedziałbym, że powinniśmy się starać postępować słusznie, aby niczego w życiu nie żałować i może wtedy będzie, chociaż odrobinę lepiej, a wiara w sama sobie nie jest zła, bo to ostatecznie my decydujemy jak ją wykorzystać.- Constantine westchnął.- Ja jednak zajmuje się zwalczaniem zła, które nie chce czekać na ostateczny upadek ludzkość, więc skoro jesteś już w to zamieszana to, powinnaś zdawać sobie sprawę, że wiedza, którą posiadłaś na temat tego wszystkiego, sprawia, że dołączyłaś do bardzo niebezpiecznej gry. Jednak dość już o tym. Powiedz, potrafisz załatwić jakieś książki związane z okultyzmem?- Zapytał, płynnie zmieniając temat.
Ella uśmiechnęła się szeroko.
- Podaj tylko tytuł, a z pewnością coś znajdę. Swego czasu skonfiskowaliśmy ich całkiem sporo.
- W porządku więc. Bierzmy się do pracy.- Constantine wyszedł zza baru i nieco się ogarnął.- Czas gra na naszą niekorzyść.
Miejsce na wasze komentarze i przemyślenia :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro