Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 1 Nieoczekiwany sojusz

Polecam obejrzeć filmik, który fajnie pokazuje kim jest John Constantine :)

Piekło Ziemia 666

Zakapturzona postać przemierzała kręte korytarze piekła ewidentnie czegoś lub kogoś szukają.

- Kim jesteś?- odezwał się Dromos.- Nie jesteś demonem ani więzioną tutaj duszą więc gadaj coś za jeden!

Nieznajomy zdjął kaptur i spojrzał na Dromosa, złośliwie się uśmiechając.

- Masz rację.- Zaśmiał się szyderczo.- Jednak to, kim jestem to nie twoja sprawa. To jednak co jest istotne to, to że przyszedłem tutaj po jednego z waszych więźniów i dlatego powiesz mi gdzie go znajdę, a może nie zrobię ci krzywdy. A przynajmniej zbyt wielkiej.

- Krzywdy?! Mnie?!- Dromos sięgnął po sztylet, który miał zawieszony przy pasie i rzucił się na nieznajomego z ostrzem wysuniętym do przodu.

Nieznajomy nagle rozwinął czarne anielskie skrzydła i zrobił unik, by szybko dobyć broni ukrytej pod płaszczem, której ostrzem przejechał po plecach Dromosa.

Dromos upadł i zawył z bólu.

- Anioł?!- Wydusił.

- Widzę, że nie masz problemów ze wzrokiem.- Złapał Dromosa za kark i przycisnął go do ściany.- Ciekawe czy słuch masz równie dobry. Spytam jeszcze raz: gdzie znajdę Michała?

- Michał? Upadły brat Lucyfera? Do czego ci on potrzebny?

- Zadałem ci konkretne pytanie i oczekuje konkretnej odpowiedzi.- Nieznajomy nieco poirytowany przyłożył ostrze do szyi Dromosa.-Zapytam po raz ostatni, a później skroję cię na kawałki tak małe, że nawet mięsne robaki się tobą nie najedzą. Gdzie jest Michał?!

- Tam.- Dromos wskazał na niewielki punkt po swojej lewej stronie.

- Dziękuje. Bardzo mi pomogłeś.- Nieznajomy uśmiechnął się i uderzył Dromosa w twarz, a ten padł nieprzytomny na ziemię.

Po chwili nieznajomy dotarł do miejsca, w którym Michał odbywał swoją karę.

- Spójrz na siebie.- Zaśmiał się nieznajomy.- Prawa ręka boga. Wielki archanioł Michał dzisiaj czyści szczoteczką do zębów podłogę w piekle. Żałosne...

Michał spojrzał na nieznajomego.

- To ty...- wydusił, rozpoznając w nieznajomym kogoś, kogo nie spodziewał się zobaczyć ponownie.

- Zaskoczony? Mieliśmy przecież układ.- Odparł ze spokojem nieznajomy.

- Przegrałem, ale mojemu bratu to nie wystarczyło, zobacz, co mi zrobił!- Warknął, wskazując palcem na miejsce, gdzie miał kiedyś skrzydła.- Więc wybacz, ale nie brałem pod uwagę aż tak złego scenariusza.

- No to masz szczęście, bo mam tutaj coś, co powinno ci pomóc.- Nieznajomy sięgnął do torby i wyciągnął z niej niewielki gliniany kielich i wylał odrobinę jego zawartości na miejsce, gdzie Michał miał kiedyś skrzydła.

Nagle Michał zawył z bólu, buchnęła para, by po chwili skrzydła Michała znów znajdowały się na swoim miejscu.

- Jak...jak to zrobiłeś?

- Jak na archanioła strasznie mało w tobie wiary.- Odpowiedział rozbawiony.- Ale skoro jesteś ciekaw to to, co przywróciło ci skrzydła to nic innego jak moc świętego Graala. Potężnej relikwii z mojej Ziemi i to ona pomoże nam wprowadzić nasz plan awaryjny w życie. O ile nie zmieniłeś zdania, przebywając w tym miejscu?

Michał westchnął ciężko i podniósł się z ziemi, po czym spojrzał na nieznajomego i uśmiechnął się złośliwie.

- O niczym innym nie marzę.- Odpowiedział i rozprostował swoje skrzydła.- Dobrze znów je mieć, ale dalej nie rozumiem, dlaczego przybyłeś akurat teraz... Manny.

- Jak już mówiłem, mieliśmy umowę, pamiętasz?- Many spojrzał na Michała, a potem na jakiś punkt na horyzoncie.- W tym świecie nie macie obecnie Boga, więc możemy działać bezkarnie, a w moim świecie zrobiło się dla mnie ciut za gorąco, dlatego pomyślałem, że zmiana otoczenia dobrze mi zrobi, a po drugie ja pomogę tobie, a ty później pomożesz mnie.

- W takim razie, od czego zaczniemy?

- Ty mi powiedz. To w końcu twój świat. Na pewno masz już jakiś pomysł.

Michał zamyślił się na moment.

- Los Angeles.- Powiedział stanowczo.- Tam zaczniemy i przy okazji będę mógł się zemścić na Lucyferze za czas, jaki spędziłem w piekle. Czas, który pozwolił mi się nad tym wszystkim zastanowić.

- Czeka nas w takim razie sporo pracy, ale wcześniej zabierajmy się z tego miejsca.- Odparł Manny, rozkładając swoje skrzydła i wraz z Michałem wzbili się w górę, opuszczając piekło.

3 dni później klub Lux godzina 10:00

Lucyfer wraz z Chloe udali się do klubu, gdzie mieli się spotkać z pozostałymi przyjaciółmi, aby omówić bałagan wynikający z nieobecności boga, która spowodowała, że anioły zaczęły samodzielnie interpretować reguły, mieszając się w losy śmiertelników.

- Co to za hałas?- odezwała się Chloe, słysząc odgłosy, które dobywały się z baru.

- Pewnie Maze i Ewa.- Lucyfer wzruszył ramionami, bagatelizując jej obawy.- Poranny drink to nic złego.

- Mnie to nie brzmi na żadną z nich. Są nieco za cicho.- Wydedukowała i stanęła na schodach, by dostrzec kobietę pijącą drinka oraz odgłosy przekleństw dochodzące zza baru.

- Cholera to już ostatnia butelka.- Oznajmił mężczyzna, który wyłonił się zza baru z butelką najlepszej whisky, jaką znalazł.

- Gabriel?- Zdziwiła się Chloe, podchodząc do baru, a Lucyfer szedł tuż za nią.

- O hej Chloe, bracie.- Uniosła szklankę do góry, pozdrawiając oboje.- Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale sytuacja jest ciężka, a kilka głębszych jakoś pomaga mi zatrzymać tę gonitwę myśli.

- Myślałem, że mam coś z oczami, ale to naprawdę ty! Cholerny John Constantine!- Lucyfer spojrzał zaskoczony na mężczyznę stojącego za barem.

- Ciebie też miło widzieć Lucy. Znowu.- Uśmiechnął się i postawił przed nim oraz Chloe szklankę, do której wrzucił odrobinę lodu, a następnie nalał do niej whisky.

- Jakiś twój krewny, którego nie znam?- Zdziwiła się Chloe.

- Co? Cholera nie! Tylko takich krewnych by mi brakowało.- Lucyfer lekko się oburzył na myśl, że ktoś taki jak Constantine mógłby być jego krewnym i wziął szklankę i szybko opróżnił jej zawartość.- Czego znowu tutaj szukasz? Jeśli pomocy to pamiętaj, że spłaciłem już swój dług ostatnim razem.

- Tak jakby szukam u ciebie wsparcia.- Odpowiedział rozbawiony brzmieniem słów, które wypowiedział.- Ale tym razem nie skończy się na daniu jakiejś karty tylko na nieco bardziej... konwencjonalnej pomocy, jeśli mogę to tak ując.

- Zapytam jeszcze raz i liczę na konkretną odpowiedź. Kim jest ten cały Constantine i jakim cudem to ty miałeś u niego dług.- Chloe spojrzała podejrzliwie na Lucyfera.

- Nie ja tylko Maze, a Constantine to...

Lucyfer nie zdążył dokończyć, bo do Lux weszli Maze, Amanadiel oraz Elle.

- Oho chyba muszę przygotować więcej szklanek.- Constantine uśmiechnął się i znów na chwilę zniknął za barem.

- Co się dzieje Lucy? Co tutaj robi Gabriel?

- Jest tutaj z mojego powodu.- Odpowiedział Constantine i położył szklanki na barze.

- To ty!- Warknęła Maze.

- Kopę lat Maze.- Constantine mrugnął do niej okiem i rozlał whisky do szklanek.- Niektórzy z was mogą mnie nie znać, więc się przedstawię John Constantine egzorcysta, demonolog, mistrz czarnej magi do usług.- Ukłonił się teatralnie i wziął łyk ze szklanki.

- Mistrz czarnej magii?- zdziwiła się Chloe.

- To takie dziwne? To ty masz kumpla diabła, ale to ja jestem ten dziwny dlatego, że zajmuje się czarną magią?- Constantine przechylił lekko głowię, zdając się rozbawiony pytaniem Chloe.

- Boga.- Poprawił go Lucyfer.

- Boga?- Constantine spojrzał na Lucyfera i po chwili zaczął się głośno śmiać.- No to się nie dziwię, że sytuacja jest, jaka jest.

- Nie obraź się Constantine, ale mamy tutaj problem z aniołami, które zaczęły się mieszać nieco za bardzo w sprawy ludzi, więc twoja sprawa musi nieco zaczekać.- Odezwał się Amenadiel, który nie rozumiał reakcji brata. Owszem słyszał co nieco na temat tego człowieka, ale on obecnie miał nieco inne priorytety.

- Amenadiel prawda?- Constantine, zmierzył anioła wzrokiem.- Przypominasz mi trochę anioła, z którego powodu tutaj jestem, a to nie jest miły koleżka.

- Przepraszam, że przerwę!- Wtrąciła Ella, robiąc naburmuszoną minę.- Czy to jest kolejny człowiek, który wiedział o was wcześniej ode mnie? Teraz dopiero czuje się wykluczona towarzysko.

- Spokojnie Elly, Constantine jest nieco...- Lucyfer szukał właściwego słowa na opisanie jego osoby.

- Jestem z innego świata. Dokładnie Ziemi 1- Przerwał, popijając jednocześnie kolejnego drinka.- Wasza Ziemia ma nr 666 i jak niektórzy z was wiedzą lub nie to istnieje coś takiego jak multiwersum, ale podróże pomiędzy światami nie są łatwe, dlatego korzystam z nich tylko w razie najwyższej konieczności. Takich jak powód, dla którego tutaj przybyłem.

- Inna ziemia? Teraz naprawdę muszę się napić.- Ella usiadła przy barze i wypiła duszkiem swojego drinka.

- Dobra! Wszyscy cisza!- Krzyknął Lucyfer.- A teraz mów co to za sprawa?

- Kiedyś pracowałem z takim jednym cwanym aniołem imieniem Manny. Trochę podobny do twojego brata Amanadiela. Straszny służbista przestrzegający zasad o których przestrzeganiu tłukł mi przy każdej okazji, ale...

- Faktycznie podobny do ciebie.- Zaśmiał się Lucyfer, patrząc na nieco poirytowanego Amenadiela.

- Ale... okazał się bardziej cwany i bardziej bezwzględny niż myślałem.- Constantine spojrzał na zebranych i westchnął.- W moim świecie uwolnił starożytne demony, aby siały one chaos, co nie przeszkadzało mu jednocześnie, wysłać mnie do walki z nimi. W dużym skrócie udało się nam odesłać jego sojuszników do piekła lub unicestwić, ale on zdołał uciec, zabierając ze sobą kilka artefaktów, które mogą narobić u was sporo szkód.

- Skoro jest aniołem jak my to, powinny go obowiązywać zasady takie jak nas, czyli niemieszanie się w sprawy ludzi, a przynajmniej nie otwarte.

- Z początku faktycznie zasłaniał się zasadami, ale zauważyłem, że czasami je naginał lub łamał jak wtedy kiedy zabił upadłą anielicę, wyrywając jej serce.

- Myślałam, że anioła nie da się zabić?- Zauważyła Chloe.

- Da się, a zwłaszcza na Ziemi, kiedy przyjmie fizyczną formę, ale nawet wtedy trzeba użyć specjalnych zaklęć lub artefaktów, albo mieć innego anioła, który by go zabił.

- Ten twój anioł... czego on tutaj szuka?

- Gabriel opowiedziała mi, że obecnie nie macie tak jakby boga, a ja wiem, że Manny w tajemnicy dogadał się z waszym Michałem.

- Michał gnije w piekle- oburzył się Lucyfer.- Skazałem go na wieczne sprzątanie go oraz odebrałem mu skrzydła, co uniemożliwia mu powrót.

- Już go tam nie ma.- Powiedziała Gabriel.- Podobno jakiś anioł wyrwał go z piekła 3 dni temu i przy okazji oddał mu jego skrzydła.

- Ale odciąłem mu je płonącym ostrzem, więc jakim cudem?- Lucyfer zdawał się nieco zaskoczony takim obrotem spraw.

- To zasługa jednego z artefaktów, jakie mój uciekinier ukradł, a konkretnie świętego Graala, który ma moc leczenia, a w rękach kogoś takiego jak Manny może się zmienić w potężną broń.

- Skąd ta pewność?

- Manny jak jeszcze kiedyś współpracowaliśmy, zabił upadłą anielicę imieniem Imogen, która sprawiła, że w ręce jednego z pastorów wpadło pióro z jej skrzydła, którego moc leczyła wszelkie choroby oraz rany, ale z czasem zmieniała uzdrowionych w bezmyślne ghule, które były poddane jej woli i mordowały tych, którzy stanęli im na drodze.

- Da się to jakoś odwrócić?

- Tak, ale trzeba zdobyć artefakt, który odpowiada za ten stan i albo go zniszczyć, albo odprawić rytuał.

- Zawsze myślałam, że są tylko anioły i demony... Ale fakt, że anioł może z własnej woli upaść? - Zapytała Elle.

- To wcale nie jest takie dziwne. Na przykład jak obecny tutaj Lucyfer, wystarczy tylko złamać boskie zasady, bunt przeciwko bogu i te sprawy. Imogen z kolei zabiła człowieka i za to została wygnana, ale ciągle miała swoje skrzydła i moce. Chociaż taka mała ciekawostka upadłe anioły można poznać po czarnych skrzydłach i ich ogromnym ego.

- Miło się gada i w ogóle, ale gdzie ta dwójka może być?- Wtrącił Amenadiel, którego coraz bardziej niepokoiła zaistniała sytuacja.

- Mam pewne podejrzenia...- Elle sięgnęła do kieszeni po swój telefon, na którym zaczęła przez chwilę czegoś szukać.- Proszę. Dzisiaj wieczorem w hotelu Rosewood odbywa się bankiet organizowany przez niejakiego Arthur Peraleza, głowę nowego kościoła nazywającego się Synami Pierworodnymi. Wstęp tylko z imiennym zaproszeniem, - Wyjaśniła, pokazując zdjęcie pozostałym.

- To pewnie Manny wymyślił tę nazwę i to pewnie on jest tym Arthurem. Cholera.

- Co masz na myśli, mówiąc on? Gość nie wygląda jak Amenadeiel.- Zauważyła Chloe, przyglądając się uważnie zdjęciu.

- Otóż Manny potrafi opętać człowieka, ale tylko inne anioły, albo ludzie obdarzeni zobaczą, kim jest naprawdę. Lub jeśli sam na to pozwoli, ale na to ostatnie raczej bym nie liczył.

- Cóż... to oznacza, że mamy plany na dzisiaj. Nie mogę się doczekać, aż znów odeślę swojego brata do piekła.

- Może potraktowałeś go zbyt ostro. Jest w końcu twoim bratem bliźniakiem.- Rzekł Amenadiel, starając się wywołać u swojego brata coś w rodzaju "odpuszczenia grzechów" lub przynajmniej zastanowienia się, czy kolejna surowa kara odniesie skutek.

- Jest też i twoim bratem i obaj dobrze wiemy, że na to zasłużył.

- Wiem, ale anioły takie jak on... jak ty... długo chowają urazę.

- Porozmawiamy z nim o tym, jak już go znajdę i wtedy wyjaśnię mu błąd, jaki popełnił.

- A co ja mam robić?- Zapytała nieco znudzona Maze.

- Jeśli Manny i Michał spaczyli świętego Grala, będę potrzebował kilku rzeczy, aby go oczyścić, więc jeśli będziesz tak miła...- Constantine wyciągnął z kieszeni płaszcza kartkę i wyciągnął rękę, w której ją trzymał w kierunku Maze.

- Dobra! Ale zapamiętaj, że jestem łowczynią nagród, a nie demonem na posyłki!- Syknęła Maze, której nie spodobało się zadanie, jakie wyznaczył jej Constantine, bo w końcu jej specjalnością jest walka, a nie "zbieractwo".

- Spokojnie. Jeśli ci to pomoże, to gdy ci się uda zdobyć to o, co proszę, będzie to znaczyło więcej niż jakakolwiek wykonana przez ciebie misja, a mam na myśli fakt, że dzięki tobie Ziemia nie zostanie kolejnym piekłem lub innym mniej przyjaznym miejscem, gdzie będą rządzić osoby pokroju Michała czy Mannego.

- Dobra. Załatwię to.- Maze, zabrała kartkę i nie czekając na reakcję pozostałych, opuściła pośpiesznym krokiem Lux, udajac się na poszukiwania rzeczy, których potrzebował Constantine.

- Skoro już wszyscy wiemy co mamy robić, to ruszajmy i miejmy to już z głowy.

- Powodzenia.- Rzuciła Gabriel i odfrunęła.

- Ja idę załatwić zaproszenie, a ty... postaraj się tylko nie osuszyć całego mojego baru.

- Postaram się.- Constantine uśmiechnął się złośliwie, unosząc kolejnego drinka do góry.

- Ja muszę porozmawiać z Aurorą i wyjaśnić, dlaczego jej tata nie będzie mógł się dzisiaj z nią spotkać...- Oznajmiła Chloe, zdając sobie sprawę, że nie będzie to przyjemna rozmowa. Jednak liczyła, że Aurora zrozumie zaistniałą sytuację.

- Więc... Zostaliśmy chyba sami...- Elle popatrzyła na Constantina, który kończył kolejnego drinka.

- Więcej nam nikogo nie potrzeba. Wiesz... mniej osób do podziału- Mrugnął rozbawiony.- A w ogóle, jaką rolę odgrywasz w tej "drużynie"?

- Eeee... badam dowody i te sprawy... w sensie staram się składać poszlaki w jedną spójną całość.

- Dobrze.- Pokiwał głową.- W starciu ze zbuntowanymi aniołami przyda się ktoś inteligentny, a zwłaszcza w starciu z kimś tak przebiegłym, jak Manny.

- Powiedz... jak się czułeś, kiedy odkryłeś, że niebo i piekło istnieją?

- A jak twoim zdaniem powinienem się czuć?- Zapytał zdziwiony jej pytaniem.- Ja w odróżnieniu od ciebie wiem, że sama wiara to o wiele za mało, aby coś zmienić, ponieważ widziałem w życiu wystarczająco dużo, aby stwierdzić, że ludzie wykorzystują religię, aby usprawiedliwiać swoje zachowanie i w znacznej większości nie zależy im na tym, czy to w co wierzą to prawda, czy nie.

- Zachowujesz się tak, jakby religia była dla nieudaczników i to, pomimo że dowód mamy przed oczami. Jak możesz być taki cyniczny?- Ella zapytała z wyrzutem, dziwiło ją zachowanie Constantina, który zdawał się tym nie przejmować, a wręcz przeciwnie miał to wszystko gdzieś.

- Nie byłoby uroczo, gdybym nie był, co? Byłbym lepszym człowiekiem, gdybym tego wszystkiego nie widział. Tak, anioły i demony istnieją tak jak cholerne piekło czy niebo. Pora na cholerne trąby oznajmiające prawdę. A co do Religi, to jest w porządku. Bądź miły dla swego sąsiada i takie tam...ale świat to nie szczeniaczki i tęcze. Nie można po prostu odegnać zła modlitwą. Trzeba, zamiast tego walczyć i to nie rzadko w pojedynkę.

- Czyli twoim zdaniem powinniśmy wierzyć w samych siebie?

- Bardziej powiedziałbym, że powinniśmy się starać postępować słusznie, aby niczego w życiu nie żałować i może wtedy będzie, chociaż odrobinę lepiej, a wiara w sama sobie nie jest zła, bo to ostatecznie my decydujemy jak ją wykorzystać.- Constantine westchnął.- Ja jednak zajmuje się zwalczaniem zła, które nie chce czekać na ostateczny upadek ludzkość, więc skoro jesteś już w to zamieszana to, powinnaś zdawać sobie sprawę, że wiedza, którą posiadłaś na temat tego wszystkiego, sprawia, że dołączyłaś do bardzo niebezpiecznej gry. Jednak dość już o tym. Powiedz, potrafisz załatwić jakieś książki związane z okultyzmem?- Zapytał, płynnie zmieniając temat.

Ella uśmiechnęła się szeroko.

- Podaj tylko tytuł, a z pewnością coś znajdę. Swego czasu skonfiskowaliśmy ich całkiem sporo.

- W porządku więc. Bierzmy się do pracy.- Constantine wyszedł zza baru i nieco się ogarnął.- Czas gra na naszą niekorzyść.


Miejsce na wasze komentarze i przemyślenia :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro