#6
Perspektywa Megatrona
-To pójdźmy na układ - zaproponowałem chcąc aby cokolwiek dziś się napił
- jedną kostkę ja piję, a ty drugą! Pijemy po równo - rzekłem mając nadzieję, że się zgodzi na to - a dziś już więcej nie będziesz pić - dodałem i usiadłem na ziemi opierając się plecami o mój tron, ale mając wciąż na seekerze swą optyke. Mój były komandor westchnął ciężko i tylko pokiwał głową, że się zgadza... Na moją twarz odrazu wszedł szczery i szeroki uśmiech.
-No to pijemy Screamy -rzekłem i wziąłem dużego łyka niebieskiego płynu, który odrazu ochłodził mój gorący bak, który pragnął tej przepysznej substancji. Dziś nie miałem nawet czasu aby coś zjeść, ale przynajmniej skorzystam na tym układzie ja i tak samo mniejszy srebny con.
Stars tylko upił delikatnego łyka i skrzywił się delikatnie, ale dalej jego wzrok utkwiony w błękitny sześcian.
-Dlaczego nie chcesz jeść? -spytałem cicho chcąc się dowiedzieć co zniechęca go aby nie jeść.
-Nna widok energonu skręca mnie w żałądku- powiedział cicho.
-Nie z głodu?
-Yhym- mruknął cicho i patrzył się na mnie.
-Wypij tyle ile dasz rady - rzekłem - a resztę zostaw - dodałem cicho i uciekłem wzrokiem od jego hiptnozujacych optyk. Zatopiłem usta w płynie i piłem spokojnie choć bałem się o niego w jakimś stopniu. Wiedziałem, że jest silny pokazał wiele razy, że ma w sobie charyzmę i chęć walki... I bardzo trudno go podporządkować. Lecz ostatnio jest zbyt uległy i nie walczy przeciwko mnie aby mnie obalić albo zranić. Jakby po prostu się poddał albo szykuje coś więcej... Myślenie mnie tak wciągnęło, że nie wiem kiedy Starscream powiedział,
że ma dość. Szybko wróciłem na ziemię i spojrzałem na mecha, a jego kostka nawet była opróżniona do połowy. Zauważyłem, że moja jest już pusta. Sięgnąłem po kostkę Starsa i opróżniłem ją całą...
-Chcesz iść do siebie? -spytałem po chwili i odłożyłem dwa puste opakowania obok tronu.
-Ttak - powiedział nie pewnie.
Drzwi do centrum otworzyły się, a przez nie przeszedł mój nowy komandor, który idealnie robił wszystko co mu każe. Wyprostowałem się i obróciłem się w jego stronę.
-Lordzie - ukłonił się i spojrzał na mnie a po chwili jego wzrok padł na Starscreama na tronie.
-Co Cię sprowadza Dreadwing? - zapytałem, patrząc się na niego władzo.
-Panie odpadliśmy atak autobotów na kolejną kopalnie energonu - poinformował.
-Zawsze musi być jakieś ale - stwierdziłem nie odkrywając od niego wzroku.
-Zabrali ze sobą trochę energonu - oznajmił.
Pokiwałem tylko głową, że rozumiem. Autoboty były bardziej skuteczniejsze w zabieraniu energonu gdy Dreadwing stał się komandorem, ale jest mniej rannych.
Z jednej strony jest lepiej, ale z drugiej jest gorzej.
-Czy tylko tyle masz do przekazania? -spytałem i zerknąłem na Starscreama, który był jakby przerażony.
Co cię tak przeraziło?
Nie rozumiałem co go przeraziło, atak autobotów, czy moje zdenerwowanie, a moze on? Muszę się dowiedzieć.
-Usłyszałem, że Starscream ma iść do siebie - rzekł - z chęcią go odprowadzę pod pokój - zaproponował z szerokim uśmiechem. Ponownie zerknąłem na seekera, który spojrzał na mnie w tym samym momencie, a w jego optykach widziałem ukryty strach choć jego twarz nie pokazywała żadnych emocji...
-Wybacz Komandorze, ale wolę odprowadzić Starscreama do pokoju własnoręcznie - powiedziałem i zgromiłem go wzrokiem.
-Oczywiście Lordzie - odpowiedział ukłonił się i wyszedł z mostu.
-Obserwuj Dreadwinga coś mi w nim nie podoba - oznajmiłem do Soundwava i wziąłem seekera na ręce. Choć nie pokazywał po sobie jego iskra biła bardzo szybko, co oznaczało tylko jedno...
-Oczywiście...Lordzie - powiedział nie odkrywając wzroku od monitorów.
Seeker wtulił się we mnie, a jego skrzydła drżały niepokojnie.
-Ciiii - starałem się go w jakiś sposób delikatnie uspokoić. Szedłem przez korytarze, ale nie szedłem do pokoju Starscreama jeśli moja teza jest prawdą to wolę nie ryzykować życiem Starsa. Nawet nie wiem kiedy zasnął w mych ramionach. Knockout ostrzegł mnie, że środki usypiające mogą zadziałać z opóźniem, ale nie sądziłem, że z takim. Wszedłem do swojego pokoju i skierowałem się do łóżka. Po chwili srebny mech spał wtulony w moją poduszkę. Pogłaskałem go po głowie i wyszłem z pokoju.
-Dreadwing...kieruje...się...do...pokoju
...Starscreama - powiedział przez komunikator mój zaufany szpieg.
-Idę tam- oznajmiłem przez komunikator.
-Stanął... I poszedł... dalej - rzekł po chwili- Lord... miał...rację... coś z...nim nie...tak!
-Mniej na niego optykę- rzekłem i wyłączyłem komunikator.
Nie mam do niego pewności, ale na wszelki wypadek będę go obserwować!
Nim mrugnąłem optyką był już przeddzień cyklu... Czuć było już w Nemezis, że niektórym już się zaczyna cykl przedwcześnie, a inni pojdą w ich ślady...
Nienawidzę tego dnia, a raczej tych dwóch dni... Zawsze przesiaduje u siebie bądź chodzę po pustych korytarzach musząc słyszeć te wszystkie jęki i stęki napalonych mechów. Najgorsze są Vehicony, które dosięga ruja. Pragną zaspokoić się i nie patrzą na to czy robią sobie krzywdę bądź nie. Komandor był nadzwyczaj spokojny i nie pokazywał po sobie żadnej agresji wobec Starscreama. Lecz nie rozumiem dlaczego tak panicznie boi się go Starscream.
Coś musiało się między nimi stać, ale co?
To wszystko nie daje mi spokojnie rozmyślać. W czasie tych dwóch dni zawarty jest między nami, a autobotami pokój, bo żadna ze stron nie jest przygotowana na walkę po trwającym seksie aż do utraty przytomności... Wyszłem z pustego mostku gdyż nikt dziś nie pracował. Skierowałem się przed siebie mając nadzieję, że nie trafię na napalone już cony, które potrzebują wyzwolenia od pieczącego panelu i twardego członka. Gardziłem po prostu takimi ludźmi. Nagle uslyszałem drżący płaczliwy oraz błagający głos aby ktoś przestał. Zaciekawiony ruszyłem w stronę głosów.
-Spedzisz te dwa dni w mym łóżku - wywarczał znany mi głos komandora.
-N-nie cchce pproszę z-zostaw mnie - wyłkał głos, którego nie mogłem do żadnego z moich ludzi przypisać.
-Co tu się dzieje? -spytałem spokojnie wychodząc za rogu korytarza. I stanąłem w miejscu widząc zapłakanego seekera, który był przyszpilony do ściany, a na jego ciele były szramy po pazurach komandora.
-Nic Lordzie - powiedział - po prostu zachęcam Starscreama do spędzenia cyklu ze mną - wyjaśnił. Rozumiem już niektórym cykl się zaczął, ale czy to nie przegięcie, że zmusza go do tego...
-Starscream jest mi teraz potrzebny- rzekłem donośnym twardym głosem - więc masz go puścić - warknąłem.
Mech niechętnie puścił ręce Starscreama, które trzymał nad nim i odsunął się od niego bardzo niechętnie. Srebny mech osunął się po ścianie trzęsąc się ze strachu. Moja iskra mnie zakuła widząc tak przerażonego i kruchego starsa.
-Jazda do siebie Dreadwing albo mój gniew cię dopadnie - wywarczałem na mecha, który się skulił od mego wkurzonego wzroku.
-J-jak k-każesz p-panie - wyjąkał i uciekł w dal. Rozglądnąłem się za kamerą, ale takowej nie widziałem.
Co za skurwysyn!
Byłem bardzo wkurwiony, ale jak popatrzyłem na skulonego i płaczącego srebnego cona cała złość zniknęła...
-Ej Stars - powiedziałem cicho i uklęknąłem obok niego, nie chcąc naruszać jego przestrzeni. Skulony mech popatrzył na mnie załzawionymi oczami i przesunął się do mnie przy tym wtulając w mój tors... Nie byłem pewien czy objąć go, ale po chwili walki z za i przeciwko, wtuliłem go mocno w siebie.
-Ciiiicho stars - szepnąłem - już wszystko dobrze - rzekłem - nie zrobi Ci on więcej krzywdy -dodałem i pogłaskałem go po plecach. Złapałem go za tyłek i podniosłem go zmuszając aby objał nogami moje biodra. Gdy tylko to zrobił wstałem i ruszyłem do siebie wiedząc, że do medyka nie mam po co iść. Gdyż była już godzina w której cykl się na dobre zaczął. Szybko przeszłem do swego pokoju i zamknąłem drzwi na kod aby nikt nie proszony tu nie wszedł. Położyłem delikatnie mecha na fotelu i podeszłem do szafki wyciągając maść, która leczy bardzo szybko. Shockwave stworzył jej niewiele i kiedyś ją używałem gdy miałem poważne rany. Lecz Starscream potrzebował teraz oparzenia. W świetle teraz zauważyłem całe poharatane jego skrzydła, którymi nie poruszał.
-Bardzo cię boli? - spytałem i podeszłem do niego, uklękłem przed nim i podniosłem jego pobrudek aby popatrzyć na jego twarz. Przez jego policzek ciągnęła się szrama po pazurze, który oszpecił jego piękną twarzyczkę. Puściłem jego podbródek i wziąłem maść w dłoń otworzyłem ją oraz nabrałem na rękę. Zacząłem wcierać maść w jego policzek, a z jego optyk nadal leciały łzy. W każde przecięcie wsmarowywałem maścią jak najdelikatniej.
~~~~~~~~~
1324 słów
Jestem po ciężkim wułefie, ale dziś dodaje wam 😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro