Rozdział XXVI ,,Śmierć za śmierć"
Czuł, że to jego koniec. Jak wszelkie siły opuszczają jego ciało, które bezwładnie padło na kolana. Urwany oddech oraz zmęczenie, nie pozwalało mu wstać. To koniec?
To naprawdę jego koniec? Przez jednego z demonów, którzy zaatakowali ich Królestwo.
Słyszał przeraźliwy śmiech i pogardę, jaką kierował stwór, podchodzący powolnym krokiem. Westchnął ciężko, spoglądając na niego spod opadłej różowej grzywki i ociężale wstając garbiąc się przy tym.
Jeszcze nie...
Jeszcze nie teraz. Nie może się poddać. Nie, gdy niebezpieczeństwo panuje wokół, a jego najbliżsi starają się pokonać zło, które śmiało wywołać tą wojnę.
Syknął cicho, łapiąc się za lewe biodro, z którego nieustannie płynęła ciemna krew. Już nie tak bardzo jak przedtem, ale wciąż. Słyszał krzyki Hearthfilii, co pobudziło w nim nowe pokłady energii. Gdyby coś jej się stało z jego winy, bądź nie mógłby temu zaradzić... Nie wybaczyłby sobie tego.
Z nową siłą ruszył na wroga, który tylko czekał aż Dragneel raczy ponownie stanąć z nim w boju. Bawiło go to. Jak różowo włosy mimo rzadko spotykanej mocy i determinacji, nie potrafił zadać mu dużych obrażeń. Jednakże nic nie może trwać wiecznie, tak samo jak satysfakcja gada.
Pomimo tego, że zadowalało go bezsilność i marny wysiłek księcia, doskonale widziany z jego ekspresji, to i tak z czasem znudzi mu się taka "zabwa". Dlatego gdy ten opadnie z sił, zakończy jego żywot. Jego i tych wszystkich krwiopijców jak i ludzi.
Lecz jedna chwila nieuwagi doprowadziła do tego, że dostał mocne uderzenie prosto w żuchwę, przez co poleciał kilka metrów dalej uderzając plecami w i tak pozostałości jednego z domostw stolicy. Jakie było jego zdziwienie, gdy poczuł ból w okolicach żeber, ale szybko zmienił swój wyraz twarzy.
Uśmiechnął się.
Nareszcie zaczął widzieć, jak w jego przeciwniku zachodzi diametralna zmiana.
Jak co chwilę spoglądał na ludzką kobietę...
Znalazł jego słaby punkt.
Demon błyskawicznie znalazł się tuż obok zdezorientowanego Natsu zamierzając zaatakować go swymi szponami, jednakże temu udało się go uniknąć.
Czy nadejdzie kiedyś kres tej bitwy?
Kto okaże się zwycięzcom, a kto przegranym?
~*~
Nie wiadomo ile ta walka trwała. Nikt tego nie liczył, lecz żadne z obu stron nie zamierzało odpuścić.
Co rusz zadawali sobie kolejne rany, które co chwilę znikały. Z niegdyś jeszcze ruin po budowlach pozostał tylko pył, przez ataki tej dwójki. Zimny wiatr powiał na przeciwników, dając im chwilę chłodu w letnią porę.
Nagle stwór znieruchomiał. Poczuł dziwną oraz nieprzyjemną fale dreszczy, które przeszyły jego ciało.
Wtedy zrozumiał. Z nienawiścią i mordem w oczach, spojrzał na chłopaka to na swego sługę, wciąż trzymającego szarpiącą się dziewczynę.
- Jak śmieliście.. JAK MOGLIŚCIE!?... To... niemożliwe!- ryknął łapiąc się za głowę i poruszając się chaotycznie, niczym osoba chora psychicznie - Acnologia...
Zdziwiony różowo włosy zatrzymał się, oglądając poczynania stwora. Po głowie demona przechodziły najczarniejsze myśli, nie mogąc uwierzyć, że jego pan... Król, zginął. Z ręki smoka, który nie dorastał mu do pięt, jeżeli chodziło o potęgę.
Zprzestał się wiercić. Opuścił ręce, tak samo jak i głowę. Wiatr poniósł za sobą piach i sadze wywołując nie wielki dym, a wraz z nim zniknął i on. Niczym cień pojawił się za plecami Natsu, biorąc zamach nogą i uderzając go nogą, powalił go kilka metrów dalej.
Dragneel nim się obejrzał znalazł się na ziemi robiąc, na nim wgniecenie. Wstał podpierając się przed ramieniami i plunąc krwią, jednakże znowu został powalony na grunt przez potwora.
Poczuł mocne ukłucie w brzuchu oraz usłyszał charakterystyczny dźwięk łamanych kości. Ból nie dający się mu poruszyć.
Tym razem się nie podniósł. Jedynie co mógł teraz uczynić, to obrócić się na plecy i spoglądając zamglonymi oczami, na wroga, będącego w ciągłym gniewie. Oddech mu się urywał. Każdy nawet najmniejszy ruch sprawiał mu cierpienie. Zadane mu od szponów rany, nie zagoiły się w pełni przez co niektóre z nich otworzyły się. Musiał chwilę odczekać, by móc cokolwiek zrobić, lecz czas i przeciwnik stojący niedaleko utrudniały mu to.
- Hmm, czyżbyś się poddał? - zadał pytanie z pogardą - Jednak nie jesteście tacy mocni jak mówili wszyscy... Jak ta wasza cała rada mówiła. - prychnął pod nosem
- Wasza... era zakończyła się już dawno, za czasów ojca mego ojca... - odparł cicho chłopak, przymykając lekko powieki - To do czego dążycie... Co wam to da?... Acnologia, zginął. Wasze starania poszły na marne, i mimo mej śmierci... zabijając mnie nie wskrzesisz go.
Demon zacisnął mocno swe ręce w pięść tak mocno, że szpony przebiły jego skórę. Gniew kumulował się w nim chcąc dać swój upust poprzez likwidację swej nienawiści. Tysiące myśli krążyły mu po głowie, lecz nie wyprowadziły go z równowagi.
W tym czasie różowo włosy korzystając z jego zadumy, starał się podnieść. Mimo kilku minut odzyskał niewiele sił, dlatego jego dłonie wciąż trzymały się podłoża, dzięki czemu chłopak nie stracił tak szybko równowagi. Stanął na zgiętych nogach.
- Zabije cię... - rzekł cicho stwór - Zabije, a następnie pozbędę się wyszstkich z waszej rasy, CO DO JEDNEGO! - wrzasnął, po czym wycelował w niego otwartą dłonią
- Jam jest Mard Geerd, przywódca żołnierzy Potężnego Smoka Apokalipsy, Acnologii! Zapamiętaj tego kto skrócił twój długowieczny żywot, Etheriusie Natsu Dragnee'u!
Giń!
Z dłoni demona wystrzelił promień, kierujący się wprost na różowo włosego, stojącego w bezruchu.
Nagle poczuł, jak ktoś go mocno popycha, przez co upadł.
Rozszerzył z szoku źrenice czując ten zapach. Z przerażeniem spojrzał na miejsce, na którym jeszcze stał chwilę temu. Głos ugrząsł w jego gardle. Wydał z siebie jęk, stojąc na klęczkach i dotykając czołem ziemi, tłumiąc w sobie szloch.
-Nie. Nie, to nie może być prawdą, Lucy... - powtarzał te słowa jak mantrę oraz ściskając prawa dłoń w pięść, zgarniając zarazem piach z ziemi
Demon zdumiony i jednocześnie zaskoczony obrotem sprawy zaczął powolnym tempem zbliżać się do rozpaczonego chłopaka.
- Coś takiego. Nie sądziłem że zwykły człowiek potrafi być tak szlachetny. Lecz to jej wina, nie powinna w ogóle tu zostawać ani wiązać się z krwiopijcom. Twa rozpacz nie zwróci jej życia, zaś ciebie czeka/...
Przerwał swoją wypowiedź dusząc się własną krwią. Zszokowany spojrzał w dół. Zakrwawiona ręka pokryta czerwonymi łuskami, kontrasującej do cieczy lejącej się z rany, przebiła jego ciało na wylot. Zwrócił wzrok na swego oprawce. Z szkarłatnych tęczówek ze czarną źrenicą biła furia i nienawiść.
- Jak ty... - wyszeptał, po czym padł na kolana zginąc się z bólu
Młody Dragneel wyjął swą rękę i przyjrzał się jej dokładnie. Z ust wydobył się cichy śmiech, ukazując białe kły.
- Role się odwróciły co? - powiedział złowrogo, kątem oka patrząc na zabójcę Hearthfilii - Teraz... - odwrócił się w jego stronę, zaś z wewnętrznej części prawej dłoni wydobył się płomień -... Poznasz co to prawdziwe piekło, demonie.
~*~
Ludzie tak samo jak służba ponownie powróciła do stolicy. Ci, którzy byli najbardziej poszkodowani wędrowali prosto pod opiekę medyczną siostry Króla Igneel'a oraz jej córki.
Minęło kilka godzin, odkąd Mroczny smok został pokonany, a wraz z nim jego legiony. Niektórzy z obywateli powrócili na miejsca zniszczonych budynków, chcąc w małym stopniu odzyskać choć niewielką część swojego dobytku, tego co nie pochłonął ogień.
Część straży wciąż patrolowały okolice w razie zagrożenia.
Scarlet i starsza Strauss stały u boku księżnej zajmującej się w tej chwili malcem, zaś ojciec dziecka obecnie znajdował się tuż obok czerwonowłosygo, który ze smutkiem oglądał gruzy zamku jak i całej stolicy.
- Widziałeś go, Zeref? Minęło sporo czasu, a Natsu dalej nie wrócił. - powiedział zaniepokojony
Zeref w odpowiedzi westchnął ciężko i pokręcił przecząco głową. On jak i Igneel martwił się o młodszego brata, lecz wiedział, że jego nieobecność była powiązana z nagłym atakiem demona.
- To już wszyscy z uratowanych? - zapytał czarnooki
- Zapewne, choć nie widzę tu jeszcze i jego i córki Juda.
Nagle usłyszeli za sobą nierówny marsz. Mimo panującego szumu, dzięki wyostrzonym zmysłom mogli bez problemu go usłyszeć, choć był cichy w porównaniu z głośnymi rozmowami ludzi. Z oddali ujrzeli znajomą sylwetkę postaci, która nie całą chwilę potem znalazła się tuż przed dwójką wampirów.
Jednak postawa chłopaka nie wykazywała niczego dobrego. Przez spuszczoną głowę, nie dało się spojrzeć mu w oczy, a sam wydawał się nieobecny. Król już otwierał usta chcąc coś powiedzieć, ale nie było mu to dane przez głośny galop koni, na których siedzieli władcy sąsiednich krajów oraz niektórych ich strażników.
Jeden z królów niewiele myśląc, skoczył z pędzącego wierzchowca i sam podbiegł do trójcy. Sapiąc spojrzał najpierw na Igneel'a, a później na pozostałą dwójkę. Po wzięciu kilku wdechów czując się już lepiej skierował swe pytanie do młodego księcia.
- Gdzie moja córka?
Niepewność jaka się w nim tliła była doskonale widoczna dla pozostałych.
Jednakże nie uzyskał odpowiedzi na swe pytanie. Zatem powtórzył je raz jeszcze.
- Gdzie moja córka? Gdzie jest Lucy!? - w napadzie emocji złapał chłopaka za kołnierze podartego ubioru i potrząsnął nim kilka razy
- Jude przestań. Złość nic tu nie zaradzi. - powiedział Igneel - Może/...
Nie było mu poraz kolejny dane coś powiedzieć przez cichy głos młodego Dragneel'a.
- Nie żyje...
- Co? - nie wierzył swemu słuchowi, Król Conwalii
- NIE ŻYJE, ROZUMIESZ!? - wrzasnął mu prosto w twarz, ukazując mu przy tym łzy płynące mu jak rzeka po licach
- Umarła... W mej obronie. Tylko dlaczego ona, a nie ja...
Ból w głęboko sercu, wziął w górę. Cierpienie przerosło jego możliwości i opadł na ziemię, tracąc przytomność dzięki pomocy starszego brata.
- To dla niego zbyt wiele. - odparł Zeref zwracając się do ojca
- Jeszcze długa przed nim droga. Będzie trzeba go wspierać by nie popełnił tego samego błędu, co ja kiedyś. Życie mimo tego, że jest długie, to nie pozwoli mu zapomnieć. Ale trzeba wierzyć, nim nadzieja zgaśnie...
Gdzieś dalej znajdowała się rodzina Strauss, a wraz z nim Scarlet, McGarden i Redfox. Wszysko słyszeli i również popadli w smutek. Ale jednak najbardziej cierpiała z tej grupy najmłodsza z rodzeństwa.
- To moja wina...
- Lisanno, dlaczego tak mówisz to nie twoja wina, że tak się stało. - chciała ją pocieszyć Mira
- Nie! To ewidentnie wszystko przeze mnie! To przeze mnie Natsu teraz cierpi jak i całe królestwo, a to tylko wydarzyło się, ponieważ jeszcze nie całe pół roku temu... Zaślepiona zazdrością... - nie mogła wykrztusić z siebie więcej przez łzy. Rozpłakała się na dobre.
- Coś ty uczyniła.. - wyszeptała cicho Erza rozumiejąc wypowiedź białowłosej
~***~
Przepowiednia się ziściła.
Czarny Smok zginął, wróg obrócił się przeciwko wrogu, zaś przyjaciel zdradził, co przesądziła śmierć najdroższej temu, co serce miał niegdyś z kamienia.
" Koleje losu, niczym ziemia, obraca to zdarzyło się niegdyś. Jak potomkowi swego rodzica, teraźniejszość się stała, tak samo i oprawca jego serca zasłuży na ten sam los. Śmierć za śmierć."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro