Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVII ,,Nadzieja''

Domyśl się

Czy znasz to uczucie pustki w sercu?

Uczucie straty?

Straty kogoś ci bardzo bliskiego?

Kogoś komu oddałeś swe serce, lecz doznałeś przy tym smaku żalu i rozpaczy?

To są właśnie konsekwencje tego z jaką wiązana jest z tym odpowiedzialność i obowiązek.

To jest właśnie miłość... Posiadanie ukochanej osoby jest priorytetem dla tej osoby, która ją ma.

Ja również miałem swoją miłość, lecz straciłem ją...

Niegdyś piękna kwitnąca róża pokazująca swe piękno.

Łącząca kochanków.

Symbol miłości i bóstwa.

Mimo tych zalet, zawiera w sobie również wiele wad...

Posiada kolce, które mogą zranić.

Wyrządzić krzywdę. Ból.

Ból, który rani mą duszę na samo wspomnienie tamtych pięknych, smutnych oraz niezapomnianych czasów, gdy poraz pierwszy ją spotkałem... Gdy poraz pierwszy się w niej zakochałem... Gdy stanąłem razem z nią na ślubnym kobiercu... Gdy uczyniłem ją jedną z nas... Gdy dała mi dar zostania ojcem... I ten dzień w którym ją straciłem... na zawsze....

,,Miłość życzliwa jest, łaskawa jest... "

Te słowa odbijały mi się echem w mojej głowie. Słowa z przysięgi...
Więc dlaczego spotkał mnie taki los?

Wspomnienie

Piękna różowowłosa kobieta stała na balkonie przyglądając się panoramie miasta. Zbliżające się lato było znakiem dla rolników lub handlarzy. Była to również pora, gdzie wszystko dookoła stawało się żywsze niż podczas wiosny. Podnosiła się temperatura, co przyczyniło się również do tego, że część mieszkańców wolała pozostać w swoich domach, puki w miarę nie zrobi się chłodniej.

Na samą myśl delikatnie uśmiechnęła się, po czym pogłaskała swój dość duży brzuch. Był to także czas, do narodzin kolejnego potomka pary królewskiej. Pierwsze z nich obecnie znajdowało się pod opieką służby, by nie narozrabiał jak to dzieci w tym wieku robią.

Nagle ktoś złapał ją za biodra i pocałował w lico.

-Nad czym tak się zastanawiasz, Hana? -spytał czerwonowłosy

-Nad przyszłością, Igneel. Twoja siostra przepowiedziała mi niedawno o pewnym proroctwie, lecz tylko jej niewielką część, ponieważ tylko tyle wiedziała. -cicho westchnęła opierając się o ramię ukochanego

-A jak brzmi pierwsza część? -ta chwilę się zastanowiła

-,,Gdy nadejdzie odpowiedni czas, zło panujące poza Królestwem wykona swój ruch, a gdy to nastąpi biada i rozpacz obejmie te ziemie i pozostawi po sobie bliznę pieczętującą nowy początek... "

-Eh.. Chyba nigdy nie zrozumiem mojej siostry i tych jej przepowiedni... -podrapał się za tył głowy, cicho się śmiejąc

-Dla mnie to brzmi poważnie. -burknęła

-Przecież dobrze wiesz, że obronie cię i naszą rodzinę, choćby nawet za cenę własnego życia. -styknął jej czoło o swoje

,,Wiem i to mnie najbardziej martwi...'' pomyślała, po czym musnęła jego usta i wróciła do środka pałacu

Teraźniejszość

Gdybym wtedy bardziej zagłębił się w te proroctwo, Hana na pewno by przeżyła tamten dzień... Byłem głupi zlekceważając wizję Grandine. Ona nigdy się nie myli...

Jednak ile to już minęło od mojego odejścia? Wiek? Może dwa? Straciłem już poczucie czasu będąc poza moimi rodzinnymi ziemiami. Do tego czasu znajdowałem się w królestwie mojego brata, Fiore.  Tamtejszy król był bardzo wyrozumiały i był moim wsparciem bym mógł w miarę się pozbierać po odejściu Hany. Zwłaszcza, że był jednym z nas i wiedział jakie to uczucie stracić, kogoś kogo się kochało ponad życie.

Prócz niego wspierało mnie również moje rodzeństwo.

Grandine znany medyk w całym Królestwie, jak nie i na całym świecie. Mądra, wrażliwa na uczucia innych, a zarazem waleczna. Metalicana, główny generał wojsk Królestwa Fiore. Pełny energii, zawsze skory do niesienia pomocy ludzi słabszych od siebie oraz honorowy i lojalny wobec króla.

Dzięki mocy jakiej pozostawili nam przodkowie, mogliśmy zapobiec wojnie pomiędzy państwami. Grandine potrafiła przewidzieć przyszłość, zaś Metalicana był niezniszczalny oraz potrafił pokonać każdego. Ja otrzymałem moc od naszego ojca. Mogłem zmienić się w istotę, która była tego samego gatunku co ten, który przyczynił się do zniszczenia stolicy.

Smok...

Nieokiełznane zwierzę, potrafiące ziać ogniem. Ogromny potwór pokryty łuskami, mogącymi przyjąć nawet najgorsze obrażenia, lecz i tak pozostały by nietknięte. Skrzydła pozwalające wznosić się aż na sam koniec atmosfery ziemskiej. Szpony i ostre zęby, mogące rozszarpać wszystko. I oczy z pionowymi źrenicami przeszywające duszę. Wywołujące lęk tych, których mieli czelność stawić się temu gatunkowi...

To wielki dar i wielka odpowiedzialność.

Moi synowie, sądząc po czasie dopiero wkraczają w dorosłość i już niedługo będą pierwsze znaki oznajmujące zachodzące w tej dwójce zmiany. Dlatego była to pierwsza z wielu przyczyn mojego nagłego powrotu. Musiałem też załatwić pewną sprawę u mojego starego przyjaciela z Magnolii. I pozostał jeszcze ten bal z okazji zawarcia pokoju w sąsiednich Królestwach...

Moje przemyślenia przerwał nagły hałas pochodzący zza okna karety.

-Oi, śpiochu ocknij się! -krzyknął czarnowłosy mężczyzna prowadzący powóz

-C-co? -spytałem lekko rozkojarzony

-Pstro! Śpiąca królewno. -prychnął patrząc ciągle przed siebie

-Ah.. Metalicano, ty wiesz jak doprowadzić mnie do białej gorączki. -z pulsującą żyłką na czole skierowałem w jego stronę pięść

-Też cię kocham bracie. A pro po. Zaraz będziemy na miejscu. Przygotuj się. -miał racje

Przez ten okres zbierałem w sobie siły by wrócić z powrotem. Trochę mi to zajęło, ponieważ z każdą  podjętą decyzją o powrocie, wycofywałem się.

W końcu ujrzałem tą ogromną bramę przez którą wchodzili lub wchodzili poddani ze stolicy. Gdy pod nod nią przyjechaliśmy, obawiałem się widoku jakiego tu zastane. Opuszczając stolicę, tutejsi poddani byli tak samo jak ja w stanie żałoby.

Jakież było moje zdziwienie, gdy ujrzałem radosne twarze mieszkańców. Dzieci bawiących się na podwórku lub dorosłych rozmawiających żywo z handlarzami od różnych straganów. Na niebie nie było ani jednej chmury zapowiadającej dreszcz, tylko słońce promieniujące i ukazujący swe ciepło.

Dotarliśmy pod same wrota zamku. Nic się tutaj nie zmieniło.

Wychodząc z karety porządnie się rozciągnąłem. Chcąc nie chcąc ale długa podróż bez ani jednej przerwy dała się we znaki.

-To ja już odjeżdżam, pamiętaj, że zawsze od nas dostaniesz pomocy i nie kryj już żalu. Co się stało to się nie odstanie. -kiwnąłem głową -Gdy znowu raczysz nas odwiedzić, to przyjedź z resztą. -zaśmiał się i odjechał machając dłonią na pożegnanie

Westchnąłem, po czym spojrzałem na długie schody, a potem na wrota i ruszyłem przed siebie. Będąc tuż przed wejściem zostałem gwałtownie zatrzymany przez czerwonowlosą kobietę, noszącą zbroję strażnika. Te ciemnobrązowe przeszywające oczy rozpoznam wszędzie. To była Erza.

Pamiętam ją jako małe dziecko, które od najmłodszych lat starało się o tą samą posadę, co jej rodzice.

-Stój! Ktoś ty! I czego tu szukasz! -krzyknęła wskazując na mnie ostrzem miecza, trzymającego w prawej dłoni

Zrozumiałem jej nagły wybuch. Bądź co bądź nie widziała mnie dobre kilka lat i ja jak i wszyscy się zmieniliśmy.

-Erza daj spokój. Nie wygląda jakby miał wobec nas źle zamiary.-powiedział niebiesko-włosy mężczyzna z dziwnym tatuażem pod okiem

Jellal także się zmienił, lecz jego spokojna i opanowana postawa nie zniknęła.

-Czyli mam rozumieć, że nikt mnie kompletnie nie pamięta. Czuję się urażony.. -rzekłem patrząc na nich tym samym wzrokiem co Scarlet przed chwilą

Spojrzeli na mnie zaskoczeniu i przybliżyli się chcąc bardziej się mnie przyjrzeć. Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy w końcu zrozumieli kim jestem.

-Mój panie! -krzyknęła wystraszona Erza szybko klęcząc na prawe kolano oraz pochylając głowę do przodu, podtrzymując się miecza wbitego w ziemię z nadmiaru emocji, zaś Fernandes gdzieś zniknął- Przepraszam, że króla dopiero rozpoznałam...

-Nic się nie stało, lecz teraz jestem zmęczony podróżą i idę udać się w spoczynek. -otworzyłem wejście i wszedłem do środka

-Rozumiem. Powiadomię resztę, że wróciłeś. - zatrzymałem się. Kątem oka spojrzałem jeszcze raz na nią i kiwnąłem głową na potwierdzenie, po czym znów ruszyłem

Miałem na sobie kilka zszokowanych par oczu od służby, która od kilku minut nie dawała mi w spokoju dojść do komnaty, dlatego szybko skracając zza rogu wpadłem na kogoś.

-Przepraszam widocznie się zamyślił/... -wtedy moje czarne tęczówki skrzyżowały się z jasno zielonymi

-Mavis...

-Igneel...? -patrzyła jakby w transie, lecz sekundę później się otrząsła -Rety jak miło cię znowu zobaczyć, teściu! -zaśmiała się łapiąc się za duży już brzuch... Duży brzuch!?

-C-co, Mavis ty jesteś... ale kiedy?

Zaskoczona spojrzała na siebie i lekko się zarumieniła.

-To już 7 miesiąc. Przez dość spory okres cię nie było i przez ten czas wiele się zmieniło. My także się zmieniliśmy, Igneel. A zwłaszcza Natsu. -delikatnie się uśmiechnęła, patrząc na mnie łagodnym wzrokiem

Nie sądziłem, że po upływie takiego czasu tak wiele przy tym stracę. Ale jedno nie dawało mi teraz spokoju.

-Gdzie on jest i Zeref? -przybrała pozę myśliciela i chwilę się zastanowiła

-Zeref zapewne jest w sali tronowej, a Natsu chyba w ogrodzie z/! -szybko przyłożyła dłonie do ust jakby coś wyjawiła, a nie powinna

-Z kim jest? -nie dawałem za wygraną

-Z nikim przejęzyczyłam się! Chyba pójdę się położyć... -puściła głowę w bezradności i ciężko wypuszczając powietrze z ust - Miło cię było znów spotkać. -po czym powolnym marszem poszła przed tylko sobie znanym kierunku

Zaś ja niewiele myśląc ruszyłem do ogrodu. Dlaczego on mógł tam być? Od śmierci jej matki zaszył się w swoim pokoju i nie wychodził z niego oraz ogród jaki pamiętam przed delegacją był w opłakanym stanie, więc dlatego nie rozumiałem postępowania mojego syna.

Wychodząc na zewnątrz wstrzymałem oddech, a fala wspomnień sprzed katastrofy uderzyła mi do głowy. Wszystko było tak jak przedtem.

Tylko czemu? Ziemia nie nadawała się do uprawy, a cały ten obszar pochłonął niegdyś ogień...
Idąc przez labirynt, delikatnie muskałem opuszkami palców ręki, krzewy sięgające mi do pasa. Róże kwitły ze wszystkich stron dając miłą i przyjemną atmosferę.

Wtem usłyszałem melodyjny głos kobiety, wydobywający się z kwarcowej altany.

Będąc na miejscu, spojrzeń na ową postać, a przede mną pojawił się obraz mojej żony.

Ten sam głos...

Ten sam zapach...

Te samo uczucie towarzyszące mi wtedy, gdy była przy mnie...

Wspomnienie zniknęło, lecz kobieta siedząca na ławie nie. Podchodząc bliżej chciałem się bardziej przyjrzeć jej ekspresji, lecz ta siedziała do mnie tyłem i mówiła na głos treść z lektury, którą dawno czytała ona...

Niepewnie zrobiłem pół kole i wręcz z wahaniem powiedziałem...:

-Hana...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*siedzi  i podziwia swe dzieło szczerząc się jak głupia*

Jakoś nie pykła mi ta narracja pirwszoosobowa XD
Nigdy nie miałam takiej smykałki do takiego stylu pisania i szczerze to chyba pierwszy raz tak pisałam (nie licząc POV. Lisanny w rozdziale ,,Nienawiść " :3 )
Jednakowoż jestem zadowolona, że udało mi się wyrobić przed sobotą i dodatkowo napisać tak dosyć długi rozdział. Nie mam już pomysłu na przedłużanie mej wypowiedzi, lecz chce przekazać jedynie, że.....

Rozdział nie sprawdzony XD oraz jego ocenę zostawiam wam 😘

Tyle moi kochani na dziś, do zobaczenia już wkrótce! ❤✌

Chce już ten film ;_; ⚫⚫⚫ i trzeci sezon... 🌠

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro