Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII ,,Potwór''


-To straszne... -powiedziała Lucy siedząc naprzeciwko Mavis w bibliotece, wyciągając kolejną chusteczkę, poczym otarła łzy spływające po policzkach i wydmuchała nos- I co było dalej?

-Król.... Popadł w rozpacz... Zamknął wrota zamku i dał zakaz poddanym aby nie wchodzili na ten teren, chyba że to konieczność. A sam wyjechał w delegację, niedługo po tym by omówić szczegóły pokoju w sąsiednich Królestwach... -zamilkła na chwilę patrząc na swoje bose stopy- A zmieniając temat. -podniosła głowę i swój wzrok wbiła w Heartfilie- Jak Ci się tutaj pracuje?

-Świetnie! -uśmiechnęła się lekko- Pielęgnowanie roślin to było ulubionym zajęciem, gdy miałam niewielką ilość czasu dla siebie w moim starym domu, a o książkach już nie wspominając. Zdziwiłam się na początku okropnym stanem ogrodu. Ale po wysłuchaniu tej historii, to zaczynam rozumieć, dlaczego to tak wygląda. Mój ojciec... po stracie mamy zachowywał się bardzo podobnie wręcz identycznie, tylko że dodatkowo był surowy i praktycznie uważał mnie za swoją własność... -cicho się zaśmiała w bezradności- Normalnie jakbym była rzeczą, bez życia w jego oczach...

-Lucy! Nie można tak siebie poniżać! -naburmuszyła lica- Zagaduje, że to dlatego tutaj się przeniosłaś? -ta kiwnęła głową

-Zabardzo nie chcę rozmawiać o mojej przeszłości. Chce żyć teraźniejszością i przyszłością.

-Mądre słowa wypowiedziane z twych ust. -poczym obie wybuchły śmiechem

Kiedy w miarę się uspokoiły, Mavis ziewnęła, przeciągnęła się i wstała z wygodnego fotela.

-Chyba pójdę już do siebie... -wymamrotała

Ledwo utrzymując się na nogach i kiwając się na boki, ruszyła ku drzwiom wyjściowym z marnym skutkiem.

-Czekaj pomogę Ci. -powiedziała Lucy i podeszła do niej

Zarzuciła jej rękę na swoją szyję i objęła ją w pasie.
Dziewczyna była na tyle wąska, że dłoń Heartfilii spoczęła na jej brzuchu.

To co poczuła zaskoczyło ją to, lecz z drugiej strony uśmiechnęła się szeroko.
Idąc wolnym krokiem kierowały się do pokoju zielonookiej.

-Mogę wiedzieć, dlaczego tak dziwnie się uśmiechasz? -spytała Vamillion, gdy doszły pod białe drzwi komnaty

Ta zaś jeszcze bardziej się szczerząc dotknęła obiema dłońmi jej brzuch i powiedziała:

-To będzie silny i zdrowy chłopiec...

Nastała głucha cisza, która została przerwana przez krzyk od strony długowłosej:

-C-co?! J-jak ty to..? -zaczęła machać drżącymi rękoma we wszystkie strony

-Widać taki mój dar... -mrugnęła do niej- i moja mała tajemnica... -wyszeptała z łagodnym spojrzeniem

-Jesteś doprawdy niezwykła, Lucy... -również wyszeptała patrząc w jej brązowe tęczówki- I tak bardzo podobna do Królowej...

-Tak, wiem to mówicie mi to praktycznie cały czas, lecz wiedz że ja to nie ona.

-Przecież o tym wiem. -zaśmiała się cicho- Cieszę się, że mogłam Ciebie poznać Lucy Heartfilio, Księżniczko Konwalii. -poczym zamknęła za sobą drzwi.

Blondwłosa stała jeszcze parę sekund mając oczy jak spodki wpatrzone w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu była księżna i mając neonowy czerwony napis w głowie: Skąd ona to wie?!

-O! I jeszcze jedno pytanko przed snem. -wystawiła głowę zza drzwi

-To pytaj. -powiedziała skołowana wcześniejszą sytuacją

-Masz kogoś?? -spytała niewinnie.

-Nie. Nie mam.

-Dobrze! To tyle o co chciałam Cię dzisiaj zapytać, dobranoc! -powiedziała radośnie i jej postać znowu zniknęła za drzwiami, a Lucy, nie chcąc stać jak kołek, ruszyła z powrotem do biblioteki, z mętlikiem w głowie

*****************************

Natsu
Miłość? Czy tak mogę nazwać to uczucie jakie mnie przeszywa, kiedy tylko spojrzę na tę kobietę?

A co to jest prawdziwa miłość? To co powiedział mi Zeref w ogóle trzyma się mojej logiki.

Miłość jest jak naczynie...
Kiedy je wypełniasz po brzegi i będziesz to ciągnął w nieskończoność i jak bardzo to pogłębiał,
Nim się obejrzysz nie wytrzyma i stłucze się niczym porcelana, na niewiadomą ilość kawałków puzzli, których czasem nie da się ułożyć w podobną całość.

Lecz brat miał w jednym rację...
Kochałem...
Kochałem swoją matkę, tak mocno jak ojciec..

Była jedyną osobą rozumiejącą moje zagmatwane humory.
Zwmierzałem się jej że wszystkiego, co obciążało moją duszę.

Jednak po wypadku... Wszystko się zmieniło...

Nie wiedziałem, co począć, gdy nie było jej wśród nas. I ojciec się zmienił.
Gdy próbowałem z nim porozmawiać, po prostu zbywał mnie i zajmował się sprawami w królestwie.

Pozostał mi jedynie Zeref. Słuchał to co mówię i wspierał w trudnych momentach. Lecz, gdy zagłębił swoje uczucia do Mavis, to nasze braterskie rozmowy zrzucił na drugi plan. Nie winie go za to, bo wiem że nie może ciągle być przy mnie. Chcę żeby był szczęśliwy.

Latami szkoliłem się na dobrego wampira oraz następcę. Poważnie brałem naukę i dużo ćwiczyłem, by wyrobić formę.

Jednak z każdym mijanym dniem i nocą, żądza głodu się zmaga i tak jak reszta zmeniam się w potwora.

W krwiopijcę, który żeruje wśród ludzi lub szlacheckiej i zdrowej zwierzyny.
Tak było i dzisiejszej narastającej nocy.

*******************************

-Rety nareszcie koniec! ~ -westchnęła Lucy rozciągając się po nieprzespanej nocy

-Tak~ Szkoda tylko, że to JA musiałam zrobić 1/2, jak nie 3/4 roboty, gdy ciebie gdzieś wcięło. -nagle wpadła na pomysł- Z kim się spotkałaś. -spytała z cwaniackim uśmiechem

-Jeżeli chodzi Ci o płeć męską, to nie. -niebieskowłosa opadła (dosłownie) niezadowolona na wygodny fotel- Ale za to spotkałam Mavis.

-Księżną? I co?

-Co, co?

-No o czym rozmawialiście?

-O historii sprzed kilku lat...

Ta gwałtownie wstała i z wyłupiastymi oczami krzyknęła do Lucy

-Powiedziała Ci że szczegółami?!

-Nie. Nie wiem. -Levy odetchnęła z ulgą- Ale zastanawia mnie jedno.

-Co?

-Gdy badałam rośliny i ogółem cały ogród, to wynikałoby, że wszystko powinno uschnąć nie kilka, lecz kilkaset lat temu... -spojrzała podejrzanie na wystraszoną przyjaciółkę- Coś ukrywacie.

-M-my niczego!

-Aha! -wskazała na nią zwycięsko- Zawsze, gdy Kłamiesz to się jąkasz i zmieniasz temat.

-N-nie ja... -i zemdlała

-Levy-chan! -podbiegła przerażona

Złapała ją za ramiona i lekko potrząsała. Kiedy ,,poszkodowana'' odzyskała przytomność, blondynka przytuliła się do niej.

-Przepraszam, Levy. Chyba za bardzo wkroczyłam w przeszłość, która mnie nie dotyczy... -wychlipała

-Nic się nie stało Lu-chan, chociaż i tak pewnie niedługo dowiesz się tego.

-Czego?

-Tajemnicy, która nie mogła ujrzeć światła dziennego. -powiedziała tajemniczo- Wiesz, jest już południe, lepiej wracaj do domu odpocząć Lu, bo za kilka dni będziemy szykować sale balową na urodziny Natsu. -uniosła kąciki ust.

-Dobrze. Pa, do jutra i pozdrów ode mnie wszystkich. -poczym wyszła z pomieszczenia

Ciemne chmury przysłoniły niebo.

Dopiero co wyszła z pałacu i przechodząc przez długi most, zawitała ją noc. W po ciemku miała ograniczoną orientację i z trudem szła próbując o coś nie trafić.

O mało co nie uderzyła się w słup że zagaszoną Świecą oraz nie upadła że schodków oznaczających koniec mostu.

Idąc centralną aleją, gdzie po jednej stronie były wybudowane wysokie domostwa, a po drugiej znajdował się Las.
Jedynym dobrze działającym źródłem światła był księżyc.

Heartfilia chcąc uniknąć nieprzyjemnego spotkania z istotą z tamtego terenu, starała się iść jak najbliżej ledwo palących się świec.

Niespodziewanie czyjeś ręce złapały ją w talii i zakryły usta ścierką nasączonym płynem. Po mniej niż sekundzie zrozumiała co to jest za ciecz na materiale i wstrzymała oddech, próbując się przy tym uwolnić spod uścisku napastnika.

Jest strasznie silny pomyślała. I choć starała się jak tylko mogła, z każdą mijają chwilą traciła siły i pojawiały się u niej mroczki przed oczami.

Napastnik czując, że jego ,,ofiara'' straciła energię i zapał do samoobrony, zaciągnął ją w głąb lasu.

Postać była przy odziana w brunatny płaszcz i czarną maskę w czerwone wzory.
Gdy dotarli na miejsce, znajdowali się pod wielką Sekwoją.

Postać przyciągnęła jeszcze przypomną dziewczynę do drzewa i przywarł ją do niej.

Zdarło z niej materiał raniąc przy tym jej niegdyś nieskazitelnie czystą i aksamitną skórę na ramieniu.

Zamaskowana osoba zaśmiała się i przybliżyła swoją twarz do jej szyi.

-Kim ty jesteś...? I czemu... mi to robisz? -wyszeptała ciężko, a jej powieki powoli się zamykały

-...To kara za to, że mi kogoś odebrałaś!

Kiedy miała już zanużyć swoje kły na jej skórze, coś a raczej ktoś, mocno uderzył postać przez co,poleciała kilka metrów dalej od dwójki, uderzając z hukiem i robiąc wgniecenie w drzewie.

-ZOSTAW JĄ!

,,Wybawca'' z mordem wymalowanym na ekspresji i szkarłatnych jak krew tęczówkach ruszył ze zdwojoną siłą i narastającą złością na przeciwnika.

-...Natsu... -powiedziała bez dźwięczne, poczym padła na ziemię nieprzytomna

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział edytowany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro