Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXV ,, Oddech''

Dym unosił się w powietrzu, utrudniając braciom widoczność, pomimo swoich nadludzkich zdolności.

Dwa potężne stworzenia stanęły przeciw sobie, mierząc się nienawistnym spojrzeniem. Można od nich było wyczuć nieokreśloną moc. Smok Apokalipsy nie czekając, rzucił się swego przeciwnika, zaś drugi zdążył odeprzeć od niego atak, a sam chwilę później zaczął kontratakować.

- Igneel! - krzyknął wiśniowłosy biegnąc ku dwóm walczącym gadom

W dłoni dzierżył miecz swego ojca, który zaraz po transformacji, upuścił go.
Nie przejmując się ranami jakie doznał podczas nieoczekiwanego zniszczenia pałacu, brną dalej. Wiedział, że zaraz one znikną. Omijał kolejne gruzy, które niegdyś stanowiły piękną wieloletnią budowlę, jednakże teraz stały się one wspomnieniem.

Delikatnie opalona skóra była ubrudzona od ziemi i sadzy nie przestającej się rozprzestrzeniać po całej okolicy. Ciemna ciecz sączyła się z jego lewego boku, lecz nie przejął się tym. Królewskie szaty, rozszarpane oraz poplamione krwią swego właściciela, straciły elegancje i jakikolwiek wdzięk.

Będąc coraz bliżej głównego centrum bitwy, zrozumiał, że nie ma w pobliżu jego brata, lecz mimo to nie martwił się. Doskonale wiedział, gdzie prawdopodobnie się znajdował.

Widząc w tamtej chwili ostre zarysy dwóch wielkich postaci, ścisnął pewniej w swej dłoni rękojeść miecza, przez co jeszcze bardziej przyspieszył bieg.

Będąc niemal zaraz tuż przed celem, jego drogę zagościła pewna postać, zaś oba smoki rozłożywszy swe majestatyczne skrzydła, gwałtownie uniosły się wysoko w niebo, górując nad głowami żołnierzy królestwa.

Postać pod względem budowy ciała oraz podobną barwą łusek, niemalże identycznie przypominała Acnologie.
Jednakże owy gad nie posiadał wzorów, znajdujących się na całym ciele bestii, obecnie walczącej z jego ojcem, a wzrostem dorównywała z jego dalekim sprzymierzeńcem, Laxus'em, wnuka starego przyjaciela rodziny Dragneel'ów. Istniała jeszcze jedna różnica u przeciwnika. Jego twarz wydawała się być bardziej ludzka niż smocza, ale zignorował to, orientując iż od dłuższej chwili, postać nie wykonała żadnego ataku w jego stronę.

- Odejdź. - rzekł złowrogo, wystawiając przed siebie ostrze połyskujące od płomieni palących się resztek natury oraz pozostałościach zniszczonych budynków

Stwór w odpowiedzi ukazał swój długi język przypominający jak u węża, wydobywający się z pomiędzy długich i ostrych kłów. Wielkie szpony wyrośnięte z jego palców, otarły się o siebie wydają nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Młody książę skrzywił się, lecz nadal starał się wyglądać na niewzruszonego, mimo bólu w wyostrzonych narządach słuchowych.

Zmienił pozycję, na taką w razie niespodziewanego ataku ze strony wroga i tak też nagle się stało. Usłyszał syk, a następnie nim się obejrzał gad ruszył do zadania ataku. Dragneel z głośnym okrzykiem bojowym, nie chcąc zostać w tyle, również ruszył w jego stronę.

~*~

- Wyprowadzić ludzi ze wschodniej części lasu Xsento!

Takie rozkazy miały swoje miejsca w różnych zakątkach królestwa, gdy na ich ziemie znikąd pojawiły się potwory, przysłane przez Acnologie. Zeref bacznym wzrokiem, badał teren sprawdzając czy nie ma w okolicy żadnych nieprzyjaciół, tak samo jak reszta służby, na którą natrafił, kiedy musiał opuścić brata, czując że gdzieś niedaleko nich dzieje się coś niepokojącego.

Jednakże teraz wraz z bratem Króla Igneel'a, starali się przeprowadzić niewielką grupę ludzi, z dala od niebezpieczeństwa, na jakie napotkali właśnie we wschodniej części, gdzie mieściły się schrony.

- Wuju wiesz może, gdzie podziała się reszta władców? - zadał niepewnie pytanie Dragneel

- Część z nich ruszyła po swoje wojska, zaś reszta zapewne dalej walczy z tymi kreaturami, chroniąc poddanych. - wyjaśnił ze stoickim spokojem nie zaprzestając marszu

W owej sytuacji, wahanie czy strach nie mogło mieć tu teraz miejsca, choć nawet sam główny generał wojsk Królestwa Fiore, jak i Królestwa Doragon, "człowiek", który nigdy nie odczuwał żadnej z tych emocji, sam czuł że zaraz coś się stanie.

Wojna, którą teraz toczyli, nadeszła niespodziewanie, ciągnąć za sobą przykre wspomnienia z przed lat.
Choć sama Grandine wiedziała, że coś się szykuje, nie mogła przewidzieć kiedy nadejdzie. To była jedyna wada w jej darze. "Niewiedza" tego co ma nadejść.

Cisza, która była w dotąd w miarę spokojnym marszu obywateli i władców, została przerwana przez donośny ryk wysłańców smoka Apokalipsy.

- Uciekajcie! - zarządził Metalicana wyciągając z pochwy miecz, widząc przed sobą kolejno wychodzące zza horyzontu sylwetki gadów

- A co z Tobą!?

- O mnie się nie martw, Zeref. Wyprowadź ludzi w bezpieczne miejsce. Ja zaś postaram się ich zatrzymać. - odparł nie spuszczając wzroku od nadchodzących w ich stronę wrogów - Ruszaj. - Spojrzał kątem oka na bratanka

Syn Króla po chwili namysłu, zaciskając mocno powieki oraz pięści i ukazując grymas na swej ekspresji, odwrócił się na pięcie i z wielką niechęcią zmienił kierunek biegu na przeciwną stronę, zaraz przed tym mówiąc ciche "Przeżyj". Widział że czerwonooki go jednak usłyszy.

Sumienie Zerefa dawało o sobie znać. Wiedza, że jeden z członków rodziny jest w niebezpieczeństwie, a on nie mógł pomóc, wypalała w jego sercu dziurę. Metalicana mimo swej siły i wielkiego ducha walki, to z taką liczebną przewagą wroga....
Gdyby zginął, to co powiedziałby wtedy Gajeelowi? Ojcu...

Życie jest kruche i krótkie. Tak samo jak życie wampira, choć mimo nieśmiertelności to istnieje możliwość zabicia go. Nic nie jest trwałe. Wszystko ma swój kres.

- Zeref!

Nagły krzyk wybudził czarnowłosego z nostalgii. Gdy spojrzał w przód, jego oczom rzuciły się znajome mu sylwetki. Jedna wyróżniała się jeszcze bardziej, przez co poczuł jak temperatura jego ciała podnosi się, a oddech przespieszył, tak samo jak tempo biegu. Nie dlatego, że czuł niebezpieczeństwo, czy też wroga w pobliżu.

Ze szczęścia.. widząc kogoś o kogo bał się od początku tej wojny, żyjąc puki co w niewiedzy co z tą osobą jest.

- Mavis! - powiedział, spoglądając na nadal śpiącą dziewczynę noszoną na rękach Redfoxa

- Nic jej nie jest. Jest tylko osłabiona, lecz powinna niedługo się obudzić. - powiadomiła go Marvell

- Wiecie może co zresztą? - zapytał

W odpowiedzi jedynie pokręcili smętnie przecznie głowami.

- Ale jest ktoś kto chciałby cię zobaczyć. - powiedziała starsza Strauss, ze smutnym uśmiechem ukazując zawiniętko, zwinięte w szary koc

Oczy Zerefa jeżeli to możliwe, powiększyły się jeszcze bardziej, a sam czuł jakby zakrztusił się powtrzem. Drżącymi dłońmi wziął na ręce dziecko, delikatnie odkrywając kawałek materiału, chcąc spojrzeć na jego zarumienioną twarzyczkę. Duże, lekko przymknięte czarne niczym noc oczy, spoglądały zdziwione na czarnowłosego.

- Witaj, August... - wyszeptał cicho, z uśmiechem na ustach

- Panie wybacz, że przerwę ten piękny moment, lecz to nie jest odpowiednia pora na takie czułości. - rzekła poważnym tonem Scarlet - Teraz mamy większy problem na głowie..

W tym momencie spojrzała na młodszą Strauss.

~*~

- Acnologio, dlaczego to robisz!? - krzyknął czerwony smok unikając pięści nieprzyjaciela

W odpowiedzi usłyszał przeraźliwy śmiech, zaś sam właściciel z politowaniem pokręcił głową.

- Dlaczego to robię, powiadasz...? - wzdrygnął się - Istnieje wiele powodów dlaczego tak pragnę twej śmierci, Igneelu. Może dlatego, że zdradziłeś nas bardzo dawno temu, tak samo niegdyś Twój ojciec?... Może dlatego, że opuściłeś mnie, gdy najbardziej wtedy oczekiwałem od ciebie pomocy? A może dlatego że zabiłeś mi kogoś kogo KOCHAŁEM!? - ryknął w ostatnim zdaniu, oraz zadawając atak na zdezorientowanego króla

Smok odleciał kilkanaście metrów dalej, uderzając z hukiem na ziemię, robiąc w niej ogromną dziurę. Z ledwością podniósł się, a następnie błyskawicznie wzbił z powrotem w niebo, unikając poraz kolejny ataku od strony Acnologii.

- Jej śmierć była nieunikniona. - zaczął mówić nie zaprzestając z nim walczyć - Sama zaatakowała nas, gdy mój ojciec jak i inne królestwa toczyły ze sobą spór. Był układ, zaś sama go złamała, a ceną tego było przypłacenie życia../

- ŁŻESZ!

- Smoki znają swe prawa, Acnologio. Zdaiwen, dawna sam ogłosiłeś z mym ojcem rozejm, a karą za złamanie go była śmierć. Zaś ona plądrując nasze graniczące ze sobą miasta, doprowadziła do tego co stało się z nią później...

Przeszłości nie da się zmienić. Sam odebrałeś mi niegdyś kogoś kogo ceniłem ponad wszystko, lecz teraz wywołując między nami wojnę niczego nie osiągniesz.

~*~

- No nie powiem, że przeliczyłem się co do twej siły, kreaturo. - wysapał różowo włosy z lekka zgarbioną posturą, ilustrując wzrokiem przeciwnika, stojącego tuż przed nim

Odkąd stoczyli bój, żaden z nich nie zamierzał poprzestać na kontratakowaniu, drugiego. Mimo serii cięć mieczem ze strony księcia, żadna nie odniosła oczekiwanych skutków. Co rusz, gdy zadawał wrogowi głębokie rany po ostrzu, one zaś w zastraszającym tempie goiły się.

Jednakże nie tylko młodszy Dragneel atakował. Stwór swoimi ostrymi szponami co chwilę rozrywał skórę, pozostawiając po sobie ślady zadrapań zdolne uśmiercić przeciętnego człowieka. Z każdej z nich sączyła się ciemna krew, która dopiero po kilku minutach również znikała, dzięki nie tak szybkiej jak u niego regeneracji.

- Haa~ Czyli poddajesz się, nędzny krwiopijco? ~ - zadało w końcu pytanie stworzenie, przechylając przy tym lekko głowę na prawy bark

- Czyli potrafisz jednak mówić. - odparł jakby do siebie niż do niego, wciąż nie zaprzestając obserwacji jego ruchów

Jeden błąd, jedna nieuwaga bądź dezorientacja, mogłaby zakończyć długowieczny żywot Natsu.

- Dlaczego atakujecie nasze Królestwo? Co da wam jego podbój, prócz niepotrzebnego rozlewu krwi. Co na tym zyskacie? - zaczął ciągnąc dalej swój monolog

- Mówisz do mej osoby, jak do zwykłego człowieka, jednakże nie jestem nim... - prychnął - Lecz odpowiadając na twe pytanie, powiem że taki był rozkaz mego władcy, Wspaniałego oraz Potężnego Smoka Apokalipsy, Acnologii! - rzekł donośnym i grubym głosem

- Mówisz o nim jakby był kimś wielkim i niezwyciężonym. Gadasz brednie, mój ojciec, a jego ojciec, pokonywali go nie jeden raz i może to zrobić poraz kolejny. - syknął wycierając z kącika ust zaschnietą ciecz oraz wyprostowując się

- Twierdzisz tylko oczywiste fakty, krwiopijco. - odparł krzywiąc się przy tym - Lecz nie przyjrzałeś się głębiej ich historii. Nie zastanawiało cię czemu mimo upływu tylu lat nikt z waszego rodu go nie pokonał? Dlaczego nikt nie skrócił jego żywota, choć mieli na to wiele okazji? Ponieważ zawsze trafiał w ich najczulszy punkt. Powiedz co jest najważniejsze i było dla was? Dla tych co rządzą tymi ziemiami? Zastanów się, lecz wiedz, że czas mija...

A ktoś może przypadkiem stracić życie.

- PUSZCZAJ MNIE!

Wrzask jaki odbił się echem po okolicy spowodowało nagłe urwanie oddechu u Dragneel'a.

Zamarł...

Z szeroko otwartymi oczyma odwrócił się, lecz było to jego błędem gdyż sługa stanął tuż przed wyśłańcem mrocznego smoka, trzymającego w mocnym uścisku dziewczynę, która mimo swych starać nie mogła się wyrwać.

Lucy....

To imię odbijało się w jego głowie.

Jak oni ją znaleźli? Przecież była wraz z ich przyjaciółmi. Nie udało im się pokonać tych istot?

- KIM JESTEŚ!? - wrzasnęła prosto w twarz tego co jeszcze chwilę temu walczył z różowo włosym

- Milcz nędzna istoto. - rozkazał ukazując złowrogie nastawienie - Doprawdy znalazłeś sobie głośną osobę... - przeniósł swój przeszywający wzrok na wciąż skołowanego - Do tego człowieka.

Otrząsnął się dopiero, gdy przerażone brązowe oczy, spotkały się z jego teraz szkarłatymi tęczówkami. Jego nastawienie zmieniło się centralnie. W mgnieniu oka wyzbył się wszelkich myśli oraz emocji. Stał się tym kimś niegdyś był.

Potworem.

Maszyną do zabijania.

- Puść ją. - powiedział twardo i z chłodnym wyrazem twarzy, kroczył w stronę tych którzy śmieli tkąć, coś co należało do niego.

Tylko do niego.

Przerażenie. Lęk. Ból. Strach w jej oczach. Tylko tyle wystarczyło by zmienić go w bestie. By
poczuł rządzę ulewu krwi.

Demon jednak nie przejął się zbytnio groźną księcia i nawet nie patrząc na dziewczynę w mgnieniu oka jednym szponem rozciął jej prawe ramię, po której zaczęła płynąć czerwona ciecz. Blondynka po chwili poczuwszy ból, jęknęła głośno i, chcąc złapać się w to miejsce, lecz nadal nie mogła się ruszyć przez trzymającego ją gada.

Poczuł to...

Tą woń, która przyciągała jak magnes. Ten zapach oraz smak, który wzbudzał w nim zwierzęcy instynkt. Jedyna rzecz, która go zaspokajała. I dla której mógł poświęcić swą duszę.

Widział...

Jak napastnik zranił ją, zaś on stał bezczynnie, tonąc w mętliku swoich myśli. Ale teraz odwróci koleje losu. Nie chcąc dopuścić do spełnienia przepowiedni. W błyskawicznym tempie, znalazł się tuż przed wrogiem, po czym z całej siły uderzył go z pięści, zaś ten poleciał kilkanaście metrów dalej uderzając w zburzony mur, niszcząc go doszczętnie.

Jednakże teraz było inaczej. Czuł w sobie coś nienaturalnego. Czegoś czego nie można opisać. Jakby gorąc... ogień zagościł w jego wnętrzu, dając ujście po przez bardziej brutalne ataki.

Spojrzał na swoją rękę. Z wierzchu dłoni iskrzył się płomień. Płomień, który go nie ranił. Miał nad nim całkowitą kontrolę. Odkrył w sobie moc, która dopiero po setkach latach ujawniła się, dając swemu właścicielowi możliwość pokonania zła, panującego obecnie w jego królestwie, tego który teraz znajdował się tuż obok jego osoby.

Ponownie zadał mu cios.

Widział jak stwór zmienia pozycję w powietrzu, po czym dzięki swym pazurom, wbił je w ziemię, przez co zatrzymał się i zaraz po tym ruszył w stronę Dragneel'a z zamiarem kontrataku.

~*~

Stał tuż nad nim, przygniatając swoją stopą twarz króla starającego się podnieść. Ich bitwa wyrządziła wiele szkód. Nic nie będzie takie jak było kiedyś. Na polu bitwy zginęło wiele istnień. Żołnierzy należących do Smoka, a także należących do Króla.

Wojna spowodowana przez jedną rzecz, cenną dla niego. Będącą źródłem nieszczęść, panujących obecnie na tym świecie...

Nigdy nie miało do tego dojść, ale kto może przewidzieć coś nieprzewidzianego?

Jak potoczą się dalsze losy tego Królestwa?

- Ostanie życzenie nim zakończysz swój żywot, Igneelu? - zapytał z ozięble, a jednocześnie ze satysfakcją, Acnologia

Nie odpowiedział mu, lecz zamiast tego rozluźnił napięte dotąd mięśnie.

- Czas minął...

Zszedł z niego, i spoglądając na nieruchome ciało, czerwonego smoka oddalił się na bezpieczną dla siebie odległość.

Otworzył swój pysk, ukazując setki ostrych zębów.
Z wnętrza gardła zaczął powoli iskrzyć jaskrawo białe światło, zmieszane z błękitem. Zgarbił się nieco, by mieć pewność dokładnego strzału w swój cel.

- GIŃ! - ryknął wystrzeliwując promień

Nastąpił wybuch. Szary dym zwniósł się w powietrze, lecz nie przeszkadzało to w najmniejszym stopniu Acnologii, obserwującej czarną plamę, popiołu w miejscu, gdzie jeszcze leżał Igneel.

Zmarszczył pysk, bacznie analizując to miejsce. Nie minęła chwila, a on westchnął ciężko, jakby z niezadowoleniem, po czym odwrócił się.

- Ahh. Sądziłem, że będziesz twardszy, ale wygląda na to, że przeliczyłem się co do ciebie. - pokęcił lekko głową - ż, a zatem pozostało mi jeszcze wybicie tych bachorów nim/...

I w tym momencie przerwał swoje zadanie, zakrztuszając się krwią. Z szeroko otwartymi oczami, spojrzał w dół widząc coś czego się nie spodziewał.

W miejscu, gdzie biło serce, pozostała jedynie głęboka dziura. Zwrócił swój wzrok za zakrwawioną dłoń zabójcy, która przebiła jego ciało na wylot, zaś później spojrzał na jego.

- Jak... ty/...

Upadł. Trzymając rękę na klatce piersiowej.

Dźwięk padającego martwego ciała, odbił się echem po okolicy.

Umarł..

Nie żyje.

Ten, którego bał się cały świat. Ten który był skłonny oddać życia niewinnych istot do zrealizowania swego celu.

Jednakże nastał temu kres.

Koniec tego co niegdyś w historii zwali Początkiem i Końcem...

~*~

Stał, trzymając się mocno prawego ramienia, na której pozostały liczne ślady głębokich cięć. Dyszał ciężko mrurząc prawe oko, garbiąc się przy tym.

Wróg natomiast stał niewzruszony kilka metrów od niego nie mając na sobie żadnych śladów po jakichkolwiek urazach.

Jak to w ogóle możliwe? Zapytał w myślach, licząc na jakąś odpowiedź, lecz wiedział że jej nie otrzyma.

- Sądziłem, że będę mógł się spodziewać więcej od samego syna Króla tegoż jakże pięknego kraju, ale wygląda na to że jednak pozory czasem mylą. - rzekł zniechęcony

Zbliżył się w zastraszającym tempie i z całej siły, uderzył chłopaka w brzuch, przez co ten odleciał kilkanaście metrów dalej, plunąc ciemną cieczą.

- Natsu... - w oczach Hearthfilii mimowolnie, zaczęły pojawiać się łzy

Jedna za drugą spływała z czerwonego lica. Coraz gęściej, gdy obserwowała jak jej ukochany co rusz zostawał coraz bardziej raniony. Wiedziała, że zadane mu rany, pojawiające się co jeden atak goiły się powoli, nie dając mu zregenerować sił.

Patrzyła jak podnosił się, nie dając tak łatwo za wygraną. Dalej walczył chcąc zakończyć ten koszmar. Ale kiedy to właściwie nastąpi?
Kiedy nastąpi koniec cierpienia? Bólu, strachu i niepewności?

Jestem słaba...

Mówiła szeptem, prawie nie wydając z siebie dźwięku. Spuściła głowę, zamykając przy tym oczy.

Straciła kontakt z rzeczywistością.

Jestem bezużyteczna...

Walczył.
O nią. Dla niej i jej bezpieczeństwa. Mimo limitu swej mocy, kontynuował. I nie zamierzał przestać, puki wróg nie padnie, chcą mieć pewność, że nie skrzywdzi już nikogo.

Jestem beznadziejna...

Zawsze jej pomagał.
Zawsze był przy niej, nawet wtedy gdy nie znali jeszcze swych uczuć co do siebie.
Zawsze mogła na niego liczyć. Był jej wsparciem, gdy odeszła z swojego królestwa. Gdy chciała poczuć bliskość drugiej osoby. Gdy chciała wyznać co ciąży jej na sercu.

Dlaczego?...

Ścisnęła dłoń w pięść, zagryzając dolną wargę. Starała się wstrzymać łzy, będące gotowe spłynąć po jej policzku.

Dlaczego, nie potrafię nikomu pomóc?...

Dlaczego tylko ja muszę być ratowana z opresji?

Dlaczego sprowadzam na siebie niebezpieczeństwo, przez co cierpią inni?

Nagły krzyk bólu wybudził ją z transu. Uniosła głowę by zobaczyć dwie sylwetki z czego jedna klękała na jedno kolano, zaś druga mierzyła w niego otwartą prawą dłonią, z której zaczęło pojawiać się światło. Z ust demona wydobył się cichy śmiech.

Rozszerzyła szeroko oczy, z doznanego stachu.

Nie.

Nie mogła teraz o tym myśleć. Teraz liczyło się dla niej tylko jedno i musiała się tego trzymać...

Z całej siły jaką posiadała, kopnęła w nogę trzymającego do tej pory ją gada, zaś ten w odruchowo złapał się swej kończyny, jęcząc z bólu.

Lucy korzystając z dezorientacji potwora ruszyła pędem w stronę Dragneel'a.
Musiała zdążyć nim będzie za późno. W głowie rodziły się coraz nowsze czarne scenariusze, co gdyby się jej nie udało.

Z zapartym tchem, biegła boso pozbywając się wcześniej niewygodnych butów. Niegdyś piękna suknia, stała się zwykłym poszarpanym materiałem, ledwo zakrywającym uda dziewczyny. Blond włosy opadające na plecy, oblepione były ziemią i krwią swej właścicielki. Nieskazitelna skóra i zdobiące ją teraz rany.

Była coraz bliżej.

Stwór wymierzył ręką w Natsu. W jego dłoni pojawił się biała jak śnieg materia, powiększająca się.

Strzelił...

Serce dziewczyny stanęło na moment, widząc kulę lecącą w stronę ukochanego.
Skoczyła, wyciągając ręce przed siebie i zamykając powieki.

Poczuła, jak w zadrapane dłonie odbija się czyjś materiał.

Słyszała krzyk rozpaczy, a później....

Później już nastała tylko ciemność.

~~~~~~~~~~
Ohayo!
Jak wrażenia po rozdziale? Pewnie część z nas chce teraz mnie "ukatrupić" za mój jakże zły występek XD
Ah już za niedługo koniec (...) Kto się cieszy?

*cisza na sali*

Tak ja również się cieszę! ^^"

Kolejny rozdział powinien pojawiać się już niedługo!
Tyle moi mili infa na dziś.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro