Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIV ,,Przelane łzy''

Mrok pokryło Królestwo Doragon.
Ciężkie chmury panowały nad granatowym niebem, kryjąc za sobą gwiazdy.
Dym unoszący się w powietrzu nie dawał dojrzeć wampirom wroga, który tylko czekał aż ten, ponownie stanie z nim do nieroztrzygniętej walki, która niegdyś się odbyła niosąc za sobą rany przeszłości.

Co wyniknie z tej walki?

Kto polegnie, a kto wygra?...

- Acnologio!! - krzyknął Igneel, puszczając rękojeść miecza, który odbił się od podłoża z łoskotem, zaś jego ciało pokryło szkarłatne niczym krew płomienie...

~*~

Nie wiedziały co miały teraz robić, nie dość że zostali zaatakowani, to jeszcze ich przyjaciółka, za chwilę miała rodzić. Część zaproszonych na Święto urzędników z królestw z wrócili do siebie by wezwać do walki swe wojska i wspomóc swych władców.

Jednak nie to teraz było ważniejsze. Idąc szybkim truchtem cała trójka dotarła do tymczasowego schronu ukrytego pod ziemią, daleko od zamku. Otworzyły klapę, ukrytą w lesie. Jedynie wampiry mogły wypatrzeć jej położenie, dzięki czemu nikt nie mógł go znaleźć. Schodząc po schodach w dół, co ciągnęło się dla dziewczyn w nieskończoność zwłaszcza dla Mavis, która od początku starała się nie utrudniać im dalszej drogi przez jej coraz częściej powtarzające się skurcze.

Docierając w końcu na sam dół, otworzyły kolejne drzwi, zrobione z mosiężnego drewna i weszły do środka. Pomieszczenie wyglądało prawie, że identycznie tak jak u normalnej komnaty zamku, tyle że bez zbędnych dodatków, przez co było znacznie więcej miejsca, a wielkie łóżko zasepowało kilka mniejszych wersji. W owym schronie znajdowało się sześć osób. Levy, która zajmowała się opatrywaniem Gajeel'a, Gray, który opierał się o ścianę i zgrzytał zębami, ponieważ musiał zająć się ewakuacją cywili. Juvia, będąca tuż obok ukochanego, mała Marvell patrząca się głucho w kamienną ścianę oraz siedząca na jedynym z kanadyjek, ustawionych pionowo do ściany, Lisanna.

Miała spuszczoną głowę i w ogóle się nie poruszała, zatapiając się we własnych myślach, tak przynajmniej sądziła blondynka, widząc jak ta po dłuższej chwili, głęboko westchnęła masując skronie. Jednakże oprzytomniała, gdy z jej ramion zsunęła się zmęczona dziewczyna, będąca na skraju swoich możliwości.

- Wendy! - powiedziała Mira, a dziewczynka nie musząc słuchać dalszego monologu, zrozumiała przekaz i zaraz stanęła obok nich pomagając donieść ciężarną na jedną z wolnych "łóżek".

- Krew... - wyszeptała cicho młoda Marvell, jednakże nie przejęła się tym

Jako córka najlepszego medyka w całym królestwie, musiała opanować swoje zmysły, by móc działać pomimo takich warunków.

- Co się dzieje? - zapytał zdziwiony Fullbuster podchodząc do spanikowanych dziewczyn

- Mavis zaczęła rodzić, głupku! - skarciła go Scarlet trzymając za dłoń Vermilion, która czując nadchodzący skurcz krzyknęła, jakby obdzierali ją ze skóry

- C-co!? - podszedł bliżej i gdy dokładniej się przyjrzał, jego kolana zrobiły się jakby z waty, a przez oczami zobaczył mroczki, a nie całą chwilę potem jego ciało szybko spotkało się z ziemią

- Paniczu Gray! - spanikowana Loxar nie wiedząc co robić w takiej sytuacji jaka się teraz tu działa podbiegła do chłopaka i niewiele myśląc, zadała mu siarczystego liścia w oba policzki, co jednak nie odniosło oczekiwanych rezultatów

- Zemdlał. - wywnioskował czarnowłosy, trzymając się za wciąż bolące miejsce, po której na pewno zostanie blizna

- Ah mężczyźni... Do walki palą się jako pierwsi, a pomóc w takiej sytuacji to wolą mdleć... - stwierdziła z pożałowaniem Erza, asekurując rodzącą

Ale Mavis nie miała najlepiej. Czuła każdy swój mięsień, choć mimo mocy i odporności wampira nic nie mogło porównać tego co teraz przeżywała. Ścisnęła mocnej dłoń Erzy, czując kolejny nadchodzący skurcz.

- Proszę przeć pani Mavis, zaraz będzie po wszystkim. - oznajmiła Wendy dzięki swojej mocy wampira, w postaci lecznictwa, mogła w pewnym stopniu złagodzić niewyobrażalny ból, jaki mogła przeżyć kobieta

- N-nie mogę. Nie dam rady! Nie mam już sił! - wykrzykała łapiąc oddech, a z czoła zaczęły pojawiać się kropelki potu

Panikowała, a to nie było w tej chwili dla niej wskazane zwłaszcza, że poza mocno napiętą atmosferą, dziewczyna jak i reszta poczuła nadchodzące w ich stronę zagrożenie.

- Coś się do nas zbliża. - oznajmiła Levy, stając przodem do drzwi, a tuż obok niej stanęła starsza Strauss, Erza i Gajeel

Ciemnowłosy wciąż się nie ocknął, pomimo natarczywych pobódek niebieskowłosej.

Lucy natomiast postanowiła dalej wspierać Mavis oraz co rusz powtarzając jej procedury, jakich musiała się owa dziewczyna nauczyć.

Kolejny krzyk wydobył się z jej gardła, mocno przy tym ściskając dłoń Hearthfilii, która z jękiem spojrzała na swoją mocno zaczerwienioną rękę i mogła przysiąc, że usłyszała dźwięk chrupnięcia.

- Jeszcze trochę pani Mavis już widać główkę! - oznajmiła granatowowłosa

W tym samym czasie, Fullbuster zaczął się wybudzać co niezmiernie uszczęśliwiło niebieskowłosą. Reszta zaś bacznie obserwowała ich jedyne wyjście. Puki co nic poza ubolewającą Vermilion nie zagłuszało ciszy.

Młoda kobieta, podniosła się w połowie do siadu i zaciskając mocno zęby oraz wydając z siebie przeciągły pisk, zbierała w sobie ostatnie resztki sił, by później dysząc opaść plecami o materiał na którym się znajdowała.

Tuż chwilę potem rozległ się głośny płacz.

Pierwszy płacz dziecka, który w tym momencie witał się ze światem, co spowodowało, że wszystkie spojrzenia skierowane zostały w tamtą stronę. Na ich usta wpłynął lekki uśmiech na widok noworodka, którym obecnie zajmowała się Wendy. Po umyciu go, owinęła je w niewielki koc, po czym podała prosto w ręce szczęśliwej świerzo upieczonej matki.

- To chłopiec. - powiedziała Marvell czyszcząc dłonie szmatką, pozostawiając na niej plamy czerwonej cieczy

Odkryła kawałek materiału, by później spojrzeć w jasno zielone tęczówki, patrzące na nią wymieszane. Widać w nich było radość, a jednocześnie dezorientację w postaci niewielkich łez, zostawiających po sobie mokrą ścieżkę po delikatnie zaróżowionych licach. Dziewczyna sama chwilę potem uroniła kilka łez. Łez radości.

- Jest piękny. - powiedziała cicho, przy czym delikatnie niczym powiew wiatru, pogłaskała opuszkami palców małą blondwłosą główkę, swojego dziecka

- Masz już dla niego imię? - zapytała Lucy, czule oglądając odgrywaną przed nią scenę

- Już dawno ustaliłam wraz z Zerefem jak je nazwiemy, lecz nie wiedzieliśmy, czy to będzie chłopiec czy dziewczynka/..

- Czyli? - wtrącił się w jej zdanie Gajeel, przez co został dźgnięty w żebra łokciem przez Gray'a

- ! Za co to!? - jednakże nie dostał od niego odpowiedzi, a reszta tutaj zabranych postanowiła zignorować owe zajście

- Długo myśleliśmy nad imieniem dla dziewczynki, lecz chłopca chcieliśmy zadawać tak samo jak miesiąc, kiedy poraz pierwszy nastąpiło nasze spotkanie,... August.

Nic nie mogło popsuć tej chwili, tak radosnego a jednocześnie najważniejszego momentu dla po niektórych osób

Lecz ty na tym zajściu, by się skończyło?

Nagle rozległo się wycie, a zaraz po nim głośne i nieustające warknięcie zwierzęcia. Dotąd cicha Lisanna, drgnęła po czym gwałtownie wstała ze swojego miejsca, a na jej plecy oblał się zimny pot.

- O nie... - wyszeptała cicho

Jednak potem... Potem rozległ się dźwięk łamanego drewna i krzyk.

~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam witam!

A raczej dobry wieczór! Wiem, że rozdział miał być już w tamtym tygodniu, lecz nie miałam weny jak to zakończyć....
Chciałbym także oznajmić smutną wiadomość. Już BARDZO niedługo nastąpi koniec tej książki, więc puki co odkładam inne powieści na bok, lecz nie na długo i wezmę się za skończenie tej.
Ile mi zajmie skończenie jej? Rozdział, dwa? Na pewno niewiele.
Sumując to puki co, tyle z tych ważnych obwieszczeń!

Do następnego i miłej końcówki Majówki!
(Bynajmniej dla mnie -,-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro