Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI ,,Historia''

Na nieboskłonie świeciły gwiazdy, co oznaczał, środek nocy.
Blondwłosa piękność zasnęła nieświadomie, w bibliotece. Okryta bordowym kocem, przez przyjaciółkę, która wyszła na chwilę z pomieszczenia.

Miały dzisiaj bowiem ciężkie zadanie jakim jest ułożenie wszystkich nowo nabytych lektur, do nowych postawionych regałów. Było ich tak wiele, że mimo późnej godziny ledwo co wyłożyły połowę książek na półki, dlatego też dzisiaj musiały zostać na noc w pałacu aby wyrobić się z czasem.

W pewnym momencie, Lucy otworzyła oczy, czując lekki przewiew pochodzących od drzwi. Leniwie wstała z podłogi (spała na ziemi, oparta o regał), poczym usiadła na miękkim krześle pijąc ciepłą kawę z termosu, przyniesionej przez McGarden.

Jej myśli ciągnęły się o tym, co przeżyła od przyjazdu do owego Królestwa i o swojej przyszłości.
W stolicy Alcei, w królestwie Konwalii, żyła pod tyranią surowego i bezwzględnego ojca.

Odkąd umarła jej matka, gdy miała 5 lat, zmienił się do nie poznania. Stał się kimś zupełnie innym. Obcym.
Od tamtego czasu dostała zakaz na wychodzenie poza dom.

Dorastała w zamknięciu, bez przyjaciół w swoim wieku, bez pozytywnych emocji, bez miłej atmosfery rodzinnej, po prostu bez tego, co dziecko powinno doznać.

Wychowywały ją pokojówki. Z ojcem widziała się jedynie kilka razy w roku. Miała cały grafik zajęć, na każdą godzinę, dzień, tydzień, miesiąc. W skrócie miała już zaplanowaną przyszłość bez jej zgody.

Codzienni budziła się o 6:00 rano. Jadła śniadanie przygotowane przez służące. Wykonywała rutynowe czynności. O 7:00 miała lekcje gry na instrumentach, od małego trójkąta po pianino i śpiew. O 10:00 uczyła się różnych języków i starannego pisania ich. Po kryjomu pisała również swoje powieści i czytała różnorodne książki. 12:00 uczyła się nauk ścisłych i humanistycznych. O 15:00 spożywała obiad. 15:20 uczyła się historii i tradycji swojego ks oraz manierów i elegancji. 18:00 szła na spoczynek.

I tak codziennie. Nie miała nawet czasu dla siebie. Wszystko musiało być ja w zegarku. Wszystko musiała perfekcyjnie, jak na księżniczkę przystało.
Tak, była księżniczką, ale do czasu...

Wspomnienie

Był środek nocy. Dzisiaj bowiem skończyła 20 lat, co oznaczało u nich jej pełnoletność. Niczym cicha myszka szła do tajnego wyjścia, zrobionego przez nią w dzieciństwie, ciągnąc za sobą niewielką utkaną z wikliny walizkę.
Gdy była tuż przy wyjściu na zewnątrz, usłyszała za sobą głos jej najlepszej przyjaciółki, pokojówki starszej od niej o 10 lat, Virgo:
-Księżniczko, zamierzasz opuścić pałac na zawsze? -spytała mając łzy w oczach
-Tak, przepraszam Virgo, ale ja już tak dłużej nie mogę. Nie wytrzymam dnia mieszkając z nim pod jednym dachem. Zwłaszcza, że wyznaczył mi już narzeczonego bez mojej zgody. -wyszeptała również wylewając łzy
-Rozumiem Cię, lecz kiedy tylko ułożysz swoje życie ,proszę powiadom mnie, a przyjadę, Cię odwiedzić. -poczym uśmiechnęła się słabo
-Obiecuję. -przytuliła ją- Żegnaj, Virgo...
-Żegnaj, Lucy. Wiedz, że my, Ci najbliżsi twojemu sercu, zawsze będziemy nad tobą czuwać. -to był pierwszy raz, kiedy wypowiedziała jej imię
Złotowłosa idąc przed siebie, odwracała się i co chwilę machała przyjaciółce, póki nie zniknęła jej sylwetka.
Gdy nastał w jej Królestwie świt, wynajęła karocę i wyruszyła w poszukiwaniu miejsca dla siebie.

Teraźniejszość

Jej długie rozmyślania przerwała pewna osoba, wchodząca do biblioteki.

Była to niska blondynka, o długich włosach sięgających jej do kostek. Zielone oczy wyrażały spokoju i opanowanie, lecz również ciutkę psotliwości. Ubrana w przydużą zieloną koszule na ramiączkach i dopasowane do tego krótkie spodenki.

-Halo~ jest tu ktoś? -spytała, a jej głos rozniósł się po całym pomieszczeniu
-Tak, Witaj księżno, Mavis -odpowiedziała Lucy przykładając prawą dłoń do serca i lekko się kłaniając

Ta, zaś zaśmiała się, jak małe dziecko i powiedziała:
-Proszę nie tak oficjalnie, mów mi po prostu Mavis...
-Oh! Jestem Lucy. -poczym podała rękę na powitanie, uśmiechając się promienie
-Miło mi cię poznać, Lucy. -odpowiedziała i zaczęła się jej uważnie przyglądać

Ona, czując się trochę niekomfortowo lekko drgnęła, ale nie cofnęła się i nie przestała się uśmiechać

-Wiesz... -zaczęła Mavis- Gdyby tak spojrzeć na ciebie uważnie i z każdej perspektywy to bardzo przypominasz, Królową Hanę.
-Eh.. Każdy mi to mówi... Pytanie, dlaczego przecież nie znam jej ani nic o niej nie wiem?
-Masz podobny uśmiech i ekspresje oraz charakter. A jak chcesz mogę Ci o niej opowiedzieć! -powiedziała mając gwiazdki w oczach, poczym chwyciła Heartfilię za rękę i zmusiła ją do odpadnięcia na krzesło.

,,Jak na takie małe ciałko, ma dużo siły'' powiedziała w myślach Lucy

-To od czego chcesz zacząć? -spytała Mavis
-Nie chce być natarczywa, ale chciałabym dowiedzieć się jak, poznali się rodzice Natsu...
-No proszę, udało Ci się porozmawiać z ,,bez uczuciowym'' księciem.
-Zgaduje, że każdy tak do niego, mówi i przy nim i bez niego. Dlaczego, tak na niego mówicie? Nie zastanawialiście, się jak on może się czuć z takim przezwiskiem? Mama mnie uczyła, żeby patrzeć na ludzi sercem, a nie wzrokiem. Ja uważam, że on taki nie jest za jakiego, go uważacie. -powiedziała stanowczo, patrząc na księżną.

Zatkało ją. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Nigdy nie zastanawiała się jak może czuć się z tym jej przyjaciel, a także jakby przyszywany brat. Wtedy uświadomiła sobie, że każdy tak do niego mówi, on zaś przybierając beznamiętną postawę po prostu odchodził, że swoimi myślami, gdzie indziej. Nie sądziła, że wpłynie, to również na jego psychikę, a wiadomo, że jeżeli, ktoś, będzie cię uważał za jakiego się podajesz, z czasem będziesz się tak zachowywać.
Wtedy też po tej myśli rozpłakała się. Lucy nie wiedząc co począć normalnie w świecie przytuliła się do niej i zaczęła głaskać ją po głowie, chcąc trochę uspokoić jej rozszarpane nerwy.

-To nasza wina, przez nas taki się stał... -wychlipała
-To nie wasza wina... -chciała szybko zmienić jakoś temat rozmowy, nagle wpadła na pomysł- Miałaś mi opowiedzieć, jak poznali się rodzice książąt, czyż nie? -uśmiechnęła się łagodnie
-Ah, tak! Przepraszam zapomniałam. -wytarła łzy końcówką koszuli i rozsiadła się wygodnie- To na dobry początek powiem, kim byli jak się poznali.
-A czy mógałbyś również powiedzieć jak zginęła królowa? -spytała Lucy
-Ah.. To będzie smutna opowieść ale tak powiem ci....

220 lat temu (Skłamała, że 20)
W dużym Króleskim ogrodzie panował gwar od ludzi tam przebywających. Wtedy bowiem było Święto z okazji Zjednoczenia dwóch zbaśnionych ze sobą Królestw. W wielu postawionych tam straganach poddani zachęcali do przyjścia do nich, ponieważ nikt nie chciał zmarnować okazji zdobycia nowych klientów. Inni, zaś przychodzili tam ponieważ chcieli zobaczyć jak żyje rodzina Królewska.
A jeśli o nich chodzi...
Król i królowa siedzieli w kwarcowej altanie oddalonej od tego całego szumu, chcąc mieć chwilę dla siebie, z okazji zakończenia wojny. Ich potomstwo bawiło się wśród labiryntu zrobionego z różnobarwnych róż

-Co teraz zamierzasz najdroższy? -spytała Hana spoglądając na swojego męża
-Cieszyć się tym co zyskaliśmy i nieść harmonię i radość poddanym. -powiedział dumnie Igneel patrząc na bawiących się że sobą synów- Martwi mnie jednak czy oni kiedyś znajdą miłość swojego życia oraz czy Zeref nie ma za złe bratu, że to on stał się następcom.
-Wątpię żeby mógł się gniewać, widzisz jak oni siebie szanują. Jakie więzi mają ze sobą splecione. Poza tym na pewno znajdą swoją wybrankę, poznałeś niedawno przyjaciółkę Zerefa, Mavis.
-Tak to bardzo miła i sympatyczna dziewczyna z poczuciem humoru jakich mało u młodych krwiopijców. -zaśmiał się- Czyli jeden problem z głowy. Teraz pozostaje kwestia Natsu.
-On też znajdzie swoją miłość, lecz zanim w jego wpół martwym sercu zagości prawdziwa miłość trochę minie...
-Skąd to przeczucie Hana?
-Po prostu przeczucie. Ale nie martwmy się na zapas. -położyła głowę na jego ramieniu
-Jak sobie życzysz, a teraz cieszmy się tą chwilą.

Nagle ziemia zaczęła się trząść,a niegdyś błękitne niebo przybrało ciemne chmury zwiastujące coś niedobrego.
Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekali w popłochu.
Ogniste kule padały z nieba na ogród, który chwilę później stał się prawdziwym pobojowiskiem. Bracia widząc to szybko znaleźli się obok swoich rodzicieli. Znad ciemnych chmur wyłoniła się postać mająca czerwone łuski i gadzi pysk.
-T-to SMOK!!!! -krzyknęli bracia
-Szybko kryć się, a ja Zajmę się nim! -rozkazał Igneel
-Zginiesz! A Królestwo nie przeżyje bez króla, ja sama nie dam rady nim władać! Nie dam rady bez ciebie żyć, Igneel! -krzyknęła roztrzęsiona Hana
-Nic mi nie będzie. -położył czoło na jej- Zabierz dzieciaki w bezpieczne miejsce, obiecuję, że wrócę do was. -wyszeptał, poczym pocałował ją
Gdy rozdzielili się Król zajął się smokiem. Użył sił jakie przekazali mu przodkowie i po chwili również zmienił się w potwora.

Królowa biegła wraz z rodzeństwem nie oglądając się za siebie. Gdy przekraczali kwarcowy most, wielki głaz zsunął się z góry, poczym uderzył z hukiem na most, powodując jego zniszczenie. Hanie udało się w ostatnim momencie uchronić swoje dzieci przed spotkaniem z niebezpieczeństwem, lecz sama poniosła ranę, jakim jest złamana kostka.

-Mamo, nic ci nie jest!? -krzyknął przerażony Zeref, a jego czarne oczy, zmieniły barwę na czerwony, budząc przy tym wampirze umiejętności
-To nic dajcie mi chwilę i ruszamy dalej...
-A co z tatą? -spytał Natsu, tak samo budząc swoje moce wampira
-On da sobie radę, kotku, w końcu to nasz bohater... -wyszeptała uśmiechając się do nich i spojrzała na zamek

Jedna nieskazitelna łza spłynęła po jej policzku, a jej ekspresja przybrała smutną postawę.
Po chwili ruszyli dalej.

Będąc na końcu mostu skierowali swój bieg na rynek, chcąc udać się do schronu, na tego typu przypadki, lecz nie wiedzieli, że smok nie przybył sam.

Znad wielkiej wieży zegarowej wyłonił się kolejny smok w czarno-granatowe łuski. Jego głowa w niebezpieczne szybkim tempie została skierowana w ich stronę, a z gardła potwora wyłonił się przeraźliwy ryk.
Przez ten hałas, ludność jak i rodzina królewska zakryła sobie uszy, co przyniosło małe skutki.

-Acnologia! Czego wy chcecie od Królestwa Doragon!? -wrzasnęła Hana patrząc w ślepia bestii
On odpowiedział, zaś jednym słowem:
-Zemsta... -poczym uderzył swoim promieniem skierowanym wprost na 3 wampirów
-ZEREF! NATSU!! -w ostatniej chwili odepchnęła dwójkę rodzeństwa, lecz sama została trafiona atakiem
-MAMO!!!!!
-HANA!!!!! -krzyknął zrozpaczony Igneel, który przyleciał moment po tej tragedii padając na kolana że łzami w oczach wpatrując się w miejce, gdzie jeszcze chwilę temu była jego ukochana

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział edytowany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro