VI
- Co to było!? - rzuciła Cassandra.
Yacob zbladł jak płótno i wychylił się za drzwi.
- Nikogo tam nie ma...
- Przecież dobrze słyszałam i... widziałam...
Yacob podrapał się po głowie i naładował broń.
- Kto tam!? - krzyknął, jednakże nie dostał żadnej odpowiedzi.
Chwilę później w domu rozległ się dźwięk tłuczonych talerzy.
- To ta posiadłość! Znowu płata na figle! Zaczyna mnie boleć głowa... mam za dużo pytań w głowie...
- To może przeanalizujmy wszystko na spokojnie? - spytała.
- Dobrze by było. - odparł, zamykając drzwi na spust. - Wiemy, że Gordon kupił tą posiadłość z wiedzą, o jej chorej przeszłości. Nie wiemy tylko dlaczego. Gordon często chodził na polowania i miał głęboko gdzieś sektę kanibali, którzy prawdopodobnie mordowali innych myśliwych. Czy to nie dziwne? Przecież Clementine za żadne skarby nie chciała abyśmy tam chodzili, a swojego męża bez żadnych zastrzeżeń tam puszczała?
- Prawda, to trochę dziwne, ale ciocia... na pewno ciocia się martwiła.
- Potem Gordon zaginął i jego zwłoki zostały później znalezione i jakimś cudem przyniesione do posiadłości. Potem stąd zniknęły. Wiemy też, że uczta miała być odwołana. Dlaczego?
- Wiemy jeszcze... - wtrąciła się Cassandra. - Że każdy kto postawił nogę w tej posiadłości, dokonał aktu kanibalizmu...
- Prawda, ale my... - Yacob zrobił długą pauzę i spojrzał na Cassandrę. - Gordon nie przynosił martwych zwierząt do domu?
- Nie... Miał za do...
- To znaczy, że... - wtrącił się Yacob. - Czym karmiła się Clementine, skoro twierdzisz, że robiła pyszny comber z jelenia? Sęk w tym, że twoja ciocia nigdy nie miała jelenia w rękach, skoro wuj nie zabijał zwierząt... Czy możliwym jest to, że Clementine karmiła się ludzkim mięsem?
Cassandra zbladła jak płótno i osunęła się na ziemię. Z jej szkarłatnych oczu wydostawały się wodospady łez.
- Ciocia nigdy...
- Cassandra! Ciocia to, ciocia tamto! Wuj to, wujek tamto! Otwórz oczy szeroko! Nie zauważyłaś, że to psychole!? - wybuchnął Yacob. - Normalny człowiek nie przechowywał by w szufladzie czyjegoś palca i skóry! Normalny człowiek nie chodziłyby na polowania, wiedząc, że w lesie czai się sekta kanibali! Nikt normalny nie głodził by kota do tego stopnia, aby zaczął jeść ludzkie mięso! Jednakże największym szokiem jest dla mnie to, że Gordon w ogóle miał psychikę kupić ten budynek! - westchnął. - Czuję, że zostaliśmy tu ściągnięci w jakimś celu, skoro nie otrzymaliśmy przeprosin od Clementine, o odwołaniu Uczty!
Cassandra nie wierzyła własnym uszom.
- Masz rację... Ale, Yacob... Nie denerwuj się! Ta posiadłość próbuje nas skłócić! Nie widzisz tego!?
- A czy ta posiadłość ma głowę, serce, ręce i nogi? Nie ma! To po prostu ta koszmarna przeszłość namieszała nam w głowach! To miejsce jest nawiedzone!
- Yacob... - wykrztusiła przez łzy Cassandra.
- Idę stąd! Nie zniosę tu ani chwili dłużej! - powiedział kierując się w stronę schodów.
Dziewczyna była tak sparaliżowana strachem, że siedziała oparta, o ścianę, nie potrafiąc wykrztusić ani jednego słowa. Nagle przełamała się i pękła.
- Yacob! Nie! Stój! Proszę! Nie chcę tu zostać sama!
Mężczyzna niestety przeleciał przez korytarz jak zjawa i bezszelestnie wyszedł na zewnątrz.
To ta posiadłość, to ten budynek poprzestawiał mu coś w głowie, przeszło przez myśl Cassandrze.
- Yacob! Proszę! Stój! - krzyczała zbiegając ze schodów, jednakże te nie wytrzymały i zarwały się pod dziewczyną.
Cassandra osunęła się na ziemię i przez dłuższą chwilę leżała w tumanach kurzu i gruzów. W całym budynku rozległ się donośny łoskot.
Dziewczyna przetarła oczy i na czworaka wydostała się spod desek. Kaszlnęła, prychnęła i stanęła na nogi. W pomieszczeniu do którego wpadła panowała wilgoć, a w powietrzu unosiła się nieskazitelna woń krwi.
Cassandra podeszła do lampy naftowej stojącej na stole i ją zapaliła. Światło oświetliło całe pomieszczenia i dopiero wtedy dotarły do Cassandry słowa zamieszczone w książce, głoszące, że każdy kto postawił nogę w tej posiadłości, dopuścił się aktu kanibalizmu. Bowiem w rogu walały się butelki po winie, wypełnione krwią.
- Czyli to... czego napiliśmy się na początku... to... krew? - spytała zdezorientowana.
Cassandra odwróciła głowę i w tamtym momencie dostrzegła coś bardziej przerażającego. Ludzkie głowy. Tony ludzkich głów. Dziewczyna pisnęła i przewróciła się na ziemię. Potem słyszała już tylko strzały, które dobiegały z lasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro