Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI

  - Co to było!? - rzuciła Cassandra.

  Yacob zbladł jak płótno i wychylił się za drzwi.

  - Nikogo tam nie ma...

  - Przecież dobrze słyszałam i... widziałam...

  Yacob podrapał się po głowie i naładował broń.

  - Kto tam!? - krzyknął, jednakże nie dostał żadnej odpowiedzi.

  Chwilę później w domu rozległ się dźwięk tłuczonych talerzy.

  - To ta posiadłość! Znowu płata na figle! Zaczyna mnie boleć głowa... mam za dużo pytań w głowie...

  - To może przeanalizujmy wszystko na spokojnie? - spytała.

  - Dobrze by było. - odparł, zamykając drzwi na spust. - Wiemy, że Gordon kupił tą posiadłość z wiedzą, o jej chorej przeszłości. Nie wiemy tylko dlaczego. Gordon często chodził na polowania i miał głęboko gdzieś sektę kanibali, którzy prawdopodobnie mordowali innych myśliwych. Czy to nie dziwne? Przecież Clementine za żadne skarby nie chciała abyśmy tam chodzili, a swojego męża bez żadnych zastrzeżeń tam puszczała?

  - Prawda, to trochę dziwne, ale ciocia... na pewno ciocia się martwiła.

  - Potem Gordon zaginął i jego zwłoki zostały później znalezione i jakimś cudem przyniesione do posiadłości. Potem stąd zniknęły. Wiemy też, że uczta miała być odwołana. Dlaczego?

  - Wiemy jeszcze... - wtrąciła się Cassandra. - Że każdy kto postawił nogę w tej posiadłości, dokonał aktu kanibalizmu...

  - Prawda, ale my... - Yacob zrobił długą pauzę i spojrzał na Cassandrę. - Gordon nie przynosił martwych zwierząt do domu?

  - Nie... Miał za do...

  - To znaczy, że... - wtrącił się Yacob. - Czym karmiła się Clementine, skoro twierdzisz, że robiła pyszny comber z jelenia? Sęk w tym, że twoja ciocia nigdy nie miała jelenia w rękach, skoro wuj nie zabijał zwierząt... Czy możliwym jest to, że Clementine karmiła się ludzkim mięsem?

  Cassandra zbladła jak płótno i osunęła się na ziemię. Z jej szkarłatnych oczu wydostawały się wodospady łez.

  - Ciocia nigdy...

  - Cassandra! Ciocia to, ciocia tamto! Wuj to, wujek tamto! Otwórz oczy szeroko! Nie zauważyłaś, że to psychole!? - wybuchnął Yacob. - Normalny człowiek nie przechowywał by w szufladzie czyjegoś palca i skóry! Normalny człowiek nie chodziłyby na polowania, wiedząc, że w lesie czai się sekta kanibali! Nikt normalny nie głodził by kota do tego stopnia, aby zaczął jeść ludzkie mięso! Jednakże największym szokiem jest dla mnie to, że Gordon w ogóle miał psychikę kupić ten budynek! - westchnął. - Czuję, że zostaliśmy tu ściągnięci w jakimś celu, skoro nie otrzymaliśmy przeprosin od Clementine, o odwołaniu Uczty!

  Cassandra nie wierzyła własnym uszom.

  - Masz rację... Ale, Yacob... Nie denerwuj się! Ta posiadłość próbuje nas skłócić! Nie widzisz tego!?

  - A czy ta posiadłość ma głowę, serce, ręce i nogi? Nie ma! To po prostu ta koszmarna przeszłość namieszała nam w głowach! To miejsce jest nawiedzone!

  - Yacob... - wykrztusiła przez łzy Cassandra.

  - Idę stąd! Nie zniosę tu ani chwili dłużej! - powiedział kierując się w stronę schodów.

  Dziewczyna była tak sparaliżowana strachem, że siedziała oparta, o ścianę, nie potrafiąc wykrztusić ani jednego słowa. Nagle przełamała się i pękła.

  - Yacob! Nie! Stój! Proszę! Nie chcę tu zostać sama!

  Mężczyzna niestety przeleciał przez korytarz jak zjawa i bezszelestnie wyszedł na zewnątrz.

  To ta posiadłość, to ten budynek poprzestawiał mu coś w głowie, przeszło przez myśl Cassandrze.

  - Yacob! Proszę! Stój! - krzyczała zbiegając ze schodów, jednakże te nie wytrzymały i zarwały się pod dziewczyną.

  Cassandra osunęła się na ziemię i przez dłuższą chwilę leżała w tumanach kurzu i gruzów. W całym budynku rozległ się donośny łoskot.

  Dziewczyna przetarła oczy i na czworaka wydostała się spod desek. Kaszlnęła, prychnęła i stanęła na nogi. W pomieszczeniu do którego wpadła panowała wilgoć, a w powietrzu unosiła się nieskazitelna woń krwi.

  Cassandra podeszła do lampy naftowej stojącej na stole i ją zapaliła. Światło oświetliło całe pomieszczenia i dopiero wtedy dotarły do Cassandry słowa zamieszczone w książce, głoszące, że każdy kto postawił nogę w tej posiadłości, dopuścił się aktu kanibalizmu. Bowiem w rogu walały się butelki po winie, wypełnione krwią.

  - Czyli to... czego napiliśmy się na początku... to... krew? - spytała zdezorientowana.

  Cassandra odwróciła głowę i w tamtym momencie dostrzegła coś bardziej przerażającego. Ludzkie głowy. Tony ludzkich głów. Dziewczyna pisnęła i przewróciła się na ziemię. Potem słyszała już tylko strzały, które dobiegały z lasu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro