III
- Słyszysz to? Ktoś jest w środku? - spytał rozdygotany Yacob.
Cassandra przytaknęła.
Rzeczywiście ktoś chodził po posiadłości. Jednakże, tak jak dźwięki szybko przyszły, tak szybko poszły i nie słyszeli już nic więcej, prócz martwej ciszy eksplorującej cały dom.
- Chyba już poszli...
Cassandra niepewnie wstała z łóżka i podeszła do lustra wiszącego nad komodą, na której znajdowały się różnorodne naszyjniki Clementine. Dziewczyna spojrzała w lustro i przez chwilę ujrzała odbicie własnej cioci, a potem kochanego wujka, który zawsze zabierał ją na grzyby i polowania ze swoimi przyjaciółmi, często wypowiadając z uśmiechem ,,darz bór''.
Wszystko się zawaliło. W jedną chwilę wszyscy zostali zabici. Najprawdopodobniej też Ci mili panowie, którzy razem z Cassandrą i Gordonem polowali na jelenie - bo też należeli do najbliższych przyjaciół Clementine.
Do oczu Cassandry znowu napłynął potok łez. Dziewczyna spuściła głowę i ujrzała leżące na komodzie zaproszenie, tylko że te wyglądało trochę inaczej. Bo jak się okazało, uczty wcale miało nie być. Ale jak? - przeszło przez myśl Cassandrze. Na leżącej na komodzie kartce, uczta została odwołana, ze szczerymi przeprosinami od Clementine i Gordona.
- Yacob zobacz! - powiedziała podając mu odwołane zaproszenie.
Yacob zmarszczył brwi i przymrużył oczy, zaczął czytać.
- Niniejszym chcielibyśmy was przeprosić, ale uczta będzie odwołana. Odbędzie się ona w innym terminie... - mamrotał pod nosem Yacob. - Dziwne. - stwierdził.
- Do nas nic nie doszło...
- Albo doszło, ale żeśmy to przegapili.
Cassandra podrapała się po głowie.
- Nie wiem co, o tym myśleć... Mam nadzieję, że to tylko chory sen. - choć doskonale zdawała sobie sprawę, że ten koszmar snem nie był.
- Cassandra, przeszukaj całą komodę, ja zejdę do jadalni zobaczyć czy nie ma tam czegoś szczególnego. - oznajmił. - Gdzie miał swój pokój wujek?
- Na drugim końcu po lewej...
- Czekaj tu! - powiedział wychodząc z pokoju.
Mężczyzna skierował się w stronę pokoju Gordona, w którym znajdowała się wisząca na ścianie wiatrówka. Yacob ściągnął ją ze ściany i zszedł na dół. Niemal w tym samym czasie, kot Clementine wszedł do sypialni.
- Tylko ty zostałeś... - powiedziała ze smutkiem Cassandra.
Kot mruknął i polizał swoją łapkę, po czym wzdrygnął i wypluł z pyska pierścionek Clementine.
Yacob w tym czasie wszedł do jadalni i ku jego zdziwieniu, całe leżące na ziemi jedzenie zniknęło, nawet zgniłe ciało Gordona, jednakże najdziwniejszym był napis na ogromnej ścianie, gdzie wcześniej wisiał obraz ,,Mieliście nie odchodzić, dopóki nie zjecie''.
W tamtym momencie całą posiadłość przeszył przerażający pisk Cassandry. Yacob szybko pobiegł na górę i raptownie wszedł do środka.
- Co się dzieje!? - rzucił.
- Ten kot... ten kot wypluł pierścionek cioci!
Yacob spojrzał na kota, a ten oblizał łapę, syknął, naprężył się i uciekł. Lokaj strzelił w jego stronę, jednak ten odskoczył i spadł ze schodów, po czym jakby nigdy nic wstał i wyskoczył przez okno.
- Nienawidzę kotów. - stwierdził. - Z jadalni zniknęło całe jedzenie i ciało Gordona.
- A ja znalazłam coś dziwnego... - odparła Cassandra. - Leżało to w szufladzie z ubraniami wuja. Jego szafa zawsze była zapchana, dlatego często przechowywał rzeczy w szafie cioci. Znalazłam ludzki palec i skórę, na której wycięte były dziwne symbole.
Yacob podrapał się po brodzie.
- Prócz tego znalazłam kilka innych dziwnych przedmiotów, ale te zmroziły mi krew w żyłach. - jej ostatnie słowa zagłuszył dźwięk tłuczonego szkła.
- Co jest? - wyszeptał Yacob celując bronią w stronę korytarza.
Cassandra wyjrzała za okno i nie dowierzała własnym oczom. Ujrzała czyjąś sylwetkę stojącą za jednym z drzew.
- Yacob... Zobacz! - powiedziała, ale kiedy się odwróciła, zorientowała się, że jest sama w pokoju. - Yacob... - wymamrotała, po czym usłyszała donośny, tęgi krzyk.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro