Zaspałem!
Altair zerwał się z posłania. Klął pod nosem, że zaspał, przez wczorajszy nocny trening. Normalnie zignorowałby temat, ale przeczuwał, że dziś zdarzy się coś wspaniałego, więc szkoda czasu na spanie. W pośpiechu ubierał się. Pobiegł do kuchni i napił się wody. W usta włożył kromkę czerstwego chleba i mruczał, kiedy but nie chciał wejść. Wreszcie udało mu się ubrać i wybiegł z domu. Po drodze jadł kanapkę, co wcale nie przeszkadzało mu w ewolucjach, przy wymijaniu rosnącego, porannego tłumu ludzi. Przeżuwał właśnie ostatni gryz, kiedy mijał braci Al-Sayf.
- Czeeść, Altair!- zawołał Kadar, młodszy z braci.
Altair żując tylko mu pomachał, a złote oczy śmiały się podejrzanie radośnie.
- Kiedy ty się wreszcie ogarniesz, co? Kiedyś się udławisz albo pochorujesz.- skarcił go starszy z braci, Malik.
Ten tylko się wyszczerzył w uśmiechu i demonstracyjnie przełknął ostatni kęs.
Wznowił bieg prześlizgując się obok strażnika bramy ignorując jego krzyki. Przebiegł cały plac i wpadł do budynku twierdzy strasząc wartowników. Na schodach jeden z nich próbował zagrodzić mu drogę, ale ten uśmiechnął się bezczelnie i wskoczył na poręcz schodów, po której wbiegł na samą górę. Wartownik zdążył zaledwie musnąć koniec jego białej szaty. Chcąc nie chcąc biegł po schodach za idiotą, który najwyraźniej postanowił za wszelka cenę przeszkodzić Mistrzowi z samego rana. Ten człowiek snu nie potrzebuje czy jak? Przecież widział go na terenie twierdzy nie dalej jak trzy godziny temu!
Altair wbiegł na gorę i zeskoczył z poręczy. Lekko zdyszany zatrzymał się obok swojego opiekuna i mentora.
- Już jestem, Mistrzu!
- Nie rozumiem skąd ci się to spóźnialstwo ostatnio wzięło.
- Przepraszam, Mistrzu. Trochę się zagapiłem podczas treningu i jak położyłem się spać, to raczej drzemka mi wyszła i jakoś tak samo.
- Altair.... ile razy mam ci jeszcze powtórzyć, że jak się będziesz tak katował treningami to nic tym nie zyskasz, a wręcz przeciwnie.
- Przepraszam, Mistrzu. Będę się starał bardziej.
- Ty się nie staraj, tylko stosuj.
- Oczywiście.- bąknął i szarpnął się w bok czując niemal za plecami nienawistną aurę.
Rozległa się cicha klątwa i wszyscy zobaczyli zdyszanego strażnika, który znów ledwo musnął jego szatę.
- Wybacz, Mistrzu. Nie zdążyłem zatrzymać tego szaleńca. Jest piekielnie szybki.
- Tym razem nic się nie stało. Czekałem na niego. Możesz odejść.
- Rozkaz.- zgiął się w niskim ukłonie i wycofał.
- A ty przestań się wydurniać. Zachowujesz się jak dziecko. Jak ja mam ci coś poważnego przydzielić?
- Wykorzystuje każda sposobność do treningu, Mistrzu.
- Twoja bezczelność zgubi kiedyś albo ciebie albo nas.- westchnął zrezygnowany.
Altair na wszelki wypadek zmilczał. Czekał niecierpliwie z niemą nadzieją na jakąś poważną misję, ale sądząc po obecności jego opiekuna to raczej szanse na to malały.
- Postanowiłem posłać cię w ramach sprawdzenia twoich umiejętności na poważniejszą misję. Sabur pójdzie z tobą w charakterze obserwatora. Będzie moimi oczami i powie mi czy już się nadajesz do czegoś poważniejszego czy na misjach zachowujesz się równie niepoważnie.
- Jeśli taka jest twoja wola.- jęknął niezadowolony, choć oczy go zdradzały.
- Tak. Sabur przekaże ci wszystkie niezbędne informacje jak opuścicie Masyaf. Wyruszacie natychmiast. Możecie odejść.
Obaj się skłonili i wycofali. Sabur miał jak zawsze pokerowy wyraz twarzy, który nie zdradzał emocji. Altair natomiast widocznie starał się go naśladować, ale jego złote oczy zdradzały wszystko. Al- Mualim uśmiechnął się do siebie, kiedy odeszli. Sabur ma na chłopaka dobry wpływ, choć ten jest bardzo opornym materiałem, mimo, że wiedzę i nowe umiejętności zdaje się chłonąć jak gąbka. Jednak jeśli nie nauczy się dyscypliny i poszanowania kodeksu, nie będzie tak doskonały jak powinien. Musi to zrozumieć. Sam. Mistrz wierzył w to, że ponadprzeciętna inteligencja chłopaka pozwoli mu to odkryć samemu. Jednak czy uda się jej wziąć w karby zbyt swawolny i buntowniczy charakter? Tego nie wiedział i nie potrafił przewidzieć. Ta nieprzewidywalność mogła być doskonałą bronią, lecz niestety obosieczną.
Tymczasem asasyni w milczeniu opuścili bezpieczne mury twierdzy. Szli pospiesznie, co sugerowało pozostałym, że właśnie zostali wysłani w drogę. Ten duet wciąż budził w pozostałych wiele mieszanych emocji. Zwłaszcza wśród tych już doświadczonych, którzy znali ciągoty i mroczne sekrety Wielkiego Sabura. Dziwili się, że Sabur jeszcze nie zdominował i nie stłamsił młodziutkiego asasyna. Naprawdę rzadko zdarzało się, by nowicjusz w tym wieku został asasynem. Słyszeli o niesamowitych umiejętnościach, ale i okropnym charakterze chłopaka. Tym bardziej dziwili się, że ci dwaj jeszcze się nie pozabijali.
Ba! Wyglądali nawet na zgrany zespół! Jakby potrafili się zamiast wykluczać to uzupełniać. Szeptali, więc między sobą o tym dziwnych acz niepokojącym zjawisku.
Sabur zakupił prowiant i brakujący ekwipunek, który uznał za niezbędny do wykonania misji. Altair mimo, że szedł tuż obok był wyjątkowo milczący i nachmurzony. Zdawał się ciężko nad czymś rozmyślać. Pozwolił się nawet objuczyć torbami, które Sabur mu wcisnął, co w mieście wywołało sensację. Doprawdy ciężko było znaleźć kogoś, kto nie znałby złotookiego chłopaka. Ludzie równocześnie darzyli go dwoma skrajnymi emocjami: kochali i nienawidzili.
Połowa dziewcząt się w nim kochała za jego siłę, urodę, niesamowite oczy i to, że potrafił pomóc zwykłemu człowiekowi w biedzie.
Żegnani tęsknymi, podejrzliwymi i ciekawskimi spojrzeniami opuścili miasteczko i objuczywszy konie ruszyli w drogę. Jechali dłuższy czas w zupełnym milczeniu, jakby każdy pochłonięty własnymi myślami. Kiedy tylko zniknęli z pola widzenia strażników miejskich Altair nie wytrzymał i musiał zapytać.
- Sabur? Co to za misja, podczas której potrzebuję niańki?
- Och... to teraz jestem twoją niańką?
- Nie odpowiedziałeś.
- Mmm... na razie powiem ci tylko tyle, że przetestuję twoje umiejętności cichego poruszania się i znikania w tłumie.- powiedział sucho.- Jedziemy do wieczora. Zatrzymamy się w bardzo wygodnej kryjówce.- dodał, a jego ton głosu ocieplił się.
- Wiesz... to jest trochę chore. Sypiać ze swoją niańką.- burknął domyślając się, czego ma ta misja dotyczyć, mimo, że nie znał miejsca ani celu.
Sabur zaczął się śmiać. Ten chłopak nie przestawał go zaskakiwać. Te jego spostrzeżenia były czasem takie zabawne. Wszystko w nim lubił, nawet jego ciężki charakterek. Pewnie dlatego, że lubił takich charakternych, choć to pierwszy, który wciąż nie pozwolił się mimo wszystko zdominować i kształtować wedle woli. Widział, że nie miałby większego problemu, by go porzucić, odejść. Martwiła go tylko jego żądza chwały i udowadniania jak bardzo jest cenny i umiejętny. Czuł, że to nie dające się poskromić pragnienie sprowadzi jakąś tragedię jak nie na niego samego to na bractwo, albo kogoś, kto będzie z nim wykonywał zadanie.
- Ta. Bardzo zabawne.- burknął i miał ochotę pognać przed siebie, ale uświadomił sobie, że nie wie, gdzie jadą tak właściwie.
- Och... jaki wrażliwy.- zaśmiał się i zrównawszy z nim nachylił i pocałował w policzek.
Altair wzdrygnął się. Ręką odsunął go od siebie.
- Nie pozwalaj sobie tylko dlatego, że jesteś moja niańką.
- Mmm... taki rozdrażniony i niemiły. Będziemy musieli DOGŁĘBNIE ten problem ZBADAĆ.- próbował go podjudzać.
- Daj mi teraz spokój. Jestem zmęczony.- burknął próbując go zignorować, choć przez myśl przeszło mu kilka bardzo nieprzyzwoitych myśli, nad którymi ledwo zapanował.
- Mistrz miał jednak rację, co?
- Pf...- prychnął tylko.
- Spróbuj się zdrzemnąć. Porozmawiamy wieczorem. Jak będę widział, że jesteś w stanie się skupić, to opowiem ci o misji, zgoda?
- Niech ci będzie.- westchnął cierpiętniczo i zamknął oczy.
Zdążył się już przekonać, że Sabur może i był zboczeńcem, ale mógł mu zaufać. Wiedział, że jeśli na drodze stanie im niebezpieczeństwo to go obudzi i będzie bronił nawet jeśli on tego nie potrzebuje. Czasami naprawdę zachowywał się jak jego niańka, ale w pewnym sensie było to nawet urocze, a najciekawsze, że dawało poczucie bezpieczeństwa. jego myśli stawały się coraz senniejsze. Koń zdawał się stąpać ostrożnie i delikatnie jakby też koniecznie chciał, by jeździec odpoczął i nie musieli się zatrzymywać. Przestał więc, się opierać i postanowił faktycznie skorzystać póki może. Podczas wykonywania misji najważniejszy jest świeży, wypoczęty umysł, który jest w stanie skupiać się dłuższą chwilę na zadaniu i reagować odpowiednio szybko. Wiedział, że to często ratuje życie. Zasnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro