1. Czy ja też kiedyś będę szczęśliwy?
- Panno Rain, czy Pani w ogóle mnie słucha? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos pana Smitha. Spojrzałam zdezorientowana na jego twarz, a następnie na tablicę, zauważając na niej jakieś mało znaczące dla mnie słowa.
- Tak, przepraszam, zamyśliłam się na chwilę - powiedziałam, nie chcąc zostać odpytana. Moje oceny z historii nie są zbyt dobre. Złapałam już kilka F, przez moje niezbyt dobre skupianie się na lekcji.
- Więc pozwól, że wrócę do prowadzenia zajęć. - Westchnęłam z ulgą, spoglądając na zegarek wiszący nad tablicą. Zostało już tylko pięć minut, więc jestem pewna, że nie zostanie zrobiona żadna niezapowiedziana kartkówka.
Kiedy usłyszałam dzwonek, czym prędzej wyszłam z pomieszczenia, od razu mieszając się z tłumem. Zostałam kilka razy popchnięta, ale często się to zdarza, więc nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia. Od razu skierowałam się do mojej szafki i otworzyłam ją szybko.
Był piątek, więc wyjęłam tylko strój na wf i wepchnęłam go do plecaka. Ruszyłam w stronę wyjścia ze szkoły i cieszyłam się w duchu, że dziś mi się udało nie spotkać tej konkretnej osoby.
Jednak moje szczęście nie trwało zbyt długo, bo kiedy wyszłam z budynku, od razu poczułam coś mokrego na głowie. Otworzyłam zdziwiona usta, szybko zamykając oczy, aby nie dostała się do nich woda. Otarłam twarz rękawem bluzy, którą miałam na sobie, przy okazji odklejając włosy od czoła, i odwróciłam się w stronę dziewczyny, która w tej szkole chce jak najbardziej zniszczyć mi życie.
Wiedziałam, że to była ona, ale nadal nie potrafiłam pozbyć się nadziei na to, że mogła to być osoba, która po prostu zrobiła to przez przypadek.
Zobaczyłam trochę niższą od siebie szatynkę o imieniu Mandy, która patrzyła na mnie z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Szkoda, że uroda i świetne stopnie w szkole nie szły w parze z dobrym charakterem.
Jej przyjaciółki - Meghan i Alison - stały tuż za nią i zapewne śmiały się ze mnie. Jednak ja nadal wpatrywałam się w dziewczynę przede mną trzymającą pustą już butelkę. Wyrwałam jej przedmiot z dłoni i wrzuciłam do najbliższego kosza. Nie zwracałam uwagi na spojrzenia skierowane na moją osobę ani na to, że zapewne wyglądałam jak mokry pies.
- Spójrz na to z tej strony, załatwiłam ci drugi prysznic w tym tygodniu, brudasie - powiedziała, a w tłumie, który zdążył zebrać się wokoło nas, przebiegł cichy szum. Niektóre osoby się zaśmiały, ale to nie tak, że ja się nie myłam, po prostu to one sobie coś ubzdurały, a ja nie miałam ochoty wyprowadzać ich z błędu. Co z tego, że na swoją niekorzyść.
Naprawdę miałam ochotę coś odpowiedzieć. Niestety nie należę do tych osób, które potrafią komuś dopiec, a do tych, które wyzywają wszystko i wszystkich dookoła w myślach, ale boją się odezwać. Być może kilka razy zdarzyło mi się coś powiedzieć, ale było to takie głupie, że stawałam się jeszcze większym pośmiewiskiem, więc wolę siedzieć cicho.
Odwróciłam się i od razu szybkim krokiem ruszyłam w stronę furtki, aby wyjść całkowicie z terenu szkoły. Postanowiłam - jak zawsze - zignorować ją, licząc, że być może kiedyś ta dziewczyna da sobie i mi spokój.
Jak każdego dnia, po szkole ruszyłam na dwudziestominutowy spacer. W stronę mojego domu jeździ nawet autobus, ale nie widzę sensu nim jeździć, skoro jest dość ładna pogoda.
Z plecaka wyciągnęłam telefon i słuchawki, które zawsze są w małej kieszonce. Włączyłam swoją ulubioną playlistę i nuciłam pod nosem, stawiając wolne kroki. Postanowiłam przejść się skrótem, czyli przez las. W dzień nie jest tam zbyt przerażająco, a i tak jest trochę bliżej. Poza tym jest tam cień, a nigdy nie lubiłam, jak promienie słońca padały mi na twarz. Kiedy jedna piosenka ustąpiła miejsce następnej, poczułam, że z kimś się zderzyłam. Moje serce przyspieszyło lekko bicia, bo rzadko kiedy można tutaj kogoś spotkać, więc nie wiedziałam, kogo się spodziewać.
- Przepraszam - wymamrotałam cicho, kątem oka spoglądając na mężczyznę stojącego przede mną. Nie przeglądałam mu się zbyt długo i uciekłam szybko, zauważając, że ten patrzy się gdzieś w przestrzeń. Był zamyślony.
Ethan
Westchnąłem cicho, kopiąc kolejny kamień na leśnej ścieżce. Nie byłem zadowolony, to na pewno. Mojemu tacie akurat dziś zachciało się wysłać mnie ma wartę. Dobrze wiedział, że dzisiaj byłem umówiony z Jonathanem. Nie wiem, czy chce on uprzykrzyć mi życie, czy naprawdę przygotować na przyszłą alfę stada.
Stanąłem w miejscu, czując jak mój wilk wyrywa się w którąś stronę. Wiedziałem, że zapewne to nic takiego, ale dostałoby mi się, gdyby ktoś kogoś widział, ale ja nie mimo tego, że stałem na tej pieprzonej warcie.
Z kolejnym westchnięciem ruszyłem w stronę coraz bardziej wyczuwanego zapachu.
Im bliżej byłem tym bardziej czułem w nim coś wyjątkowego. Mój wilk coraz bardziej szalał, a ja tylko powstrzymywałem się przed zmianą, kiedy moje pazury wychodziły na wierzch.
Jednak zatrzymałem się zdziwiony, kiedy wiedziałem, kto to był. Bardziej zaciągnąłem się pięknym zapachem i przymknąłem lekko oczy, starając się zapamiętać to jak najdłużej.
Niestety przez własne rozkojarzenie, ledwo poczułem, jak ktoś we mnie uderza. W tym momencie zapach był najintensywniejszy, więc ciężko było mi się skupić na czymkolwiek innym. Nie zarejestrowałem słów, które wypowiedziała osoba, ale kiedy odeszła, wiedziałem, że spieprzyłem. To była ona.
Moja mate.
I naprawdę starałem się znaleźć ją ponownie. Szedłem za zapachem, ale nie mogłem poradzić na to, że ten w pewnym momencie się urwał. Szukałem jakieś pół godziny albo nawet i dłużej, ale poddałem się po dłuższym czasie. Przeszukałem cały teren w moim pobliżu, wiedząc, że ona nie mogła tak szybko zniknąć. Jednak myliłem się.
Do domu wróciłem po około dwóch godzinach. Dopiero tam zapytałem się jednego z wilkołaków stojących przy bramie o godzinę.
Jednak mimo wszystko, ja i mój wilk bardzo się cieszyliśmy. Właśnie jestem w wieku, w którym chciałbym już znaleźć osobę, aby razem ze mną dbała o nasze przyszłe stado, ale dotychczas szło mi to bardziej opornie.
Ale teraz, kiedy tak naprawdę nie zrobiłem nic, aby to osiągnąć, ona nagle się pojawia i daje mi nadzieję.
Również dobija mnie fakt, że moje młodsze o rok rodzeństwo - Noah i Emily - od roku mają już swoje bratnie dusze. Emily może nie ma jej jeszcze tak dosłownie, ale ostatnio ciągle mówi mi na temat jakiegoś chłopaka, ale ten nie zwraca na nią uwagi.
A Beau, Addie i Crystal są jeszcze zbyt młodzi na to, więc jak narazie będę odganiał każde potencjalne zagrożenie w ich pobliżu.
Kiedy wszedłem do domu, od razu ruszyłem w stronę gabinetu ojca. W drodze spotkałem kilka wilkołaków, którzy od razu opuścili głowy w wyrazie szacunku. Nie jestem jeszcze alfą stada, ale stanę się nią, kiedy znajdę swoją mate i będę wiedział, że ona też tego chce. Czyli już za niedługo.
- Siema, stary! - Przewróciłem oczami, kiedy usłyszałem krzyk pewnej osoby. Osoby, która zdecydowanie zbyt swobodnie czuje się w moim towarzystwie.
Ale to nie tak, że oczekuję czegoś od każdego ze względu na to, kim będę i jestem. Po prostu sądzę, że przyszłemu alfie stada należy się chociaż minimalny szacunek.
- Witaj, Matt. - Uśmiechnąłem się lekko sztucznie, ale chłopak zdawał się tego nie zauważyć. Na mnie nigdy nie działał jego entuzjazm, którym podobno zarażał wszystkich wokoło. Ale pomimo tego, chłopak nadal był jednym z najlepszych walczących w stadzie i przyjacielem Jonathana - mojego przyszłego bety. - Chcesz coś konkretnego? Trochę się spieszę.
- Właśnie... Dosłownie przed minutą dowiedziałem się, że Emily ma mate. - Dopiero teraz zauważyłem, że niebieskowłosy był lekko zmęczony, jakby przed chwilą biegł.
- Mówisz mi to, jakbym naprawdę o tym nie wiedział. W końcu Emily to moja siostra.
- No tak, wiem. Ale jej mate to - zrobił dramatyczną przerwę, która taka była prawdopodobnie tylko według niego. - mój przyjaciel. - Westchnąłem głośno.
- Matt, naprawdę się spieszę, może potem będziemy mieli okazję porozmawiać dłużej, ale nie teraz.
- Nie problem. Rozumiem, że stado jest ważne. W końcu niedługo będziesz naszą alfą. Tak trzymaj, chłopie!
Moją jedyną odpowiedzią było tylko pokręcenie głową i ponownie ruszyłem w kierunku początkowego celu. Kiedy trafiłem pod odpowiednie drzwi, zapukałem i czekałem na jakąkolwiek odpowiedź.
Wszedłem, słysząc głośne proszę.
- Jakaś sprawa, Ethan? Zauważyłem, że jakoś długo byłeś na zwiadach. Coś się stało? - Wiedziałem, że mało go obchodzi to, o co pyta, ale nie chciałem nic mówić na ten temat.
- Ktoś kręcił się na terenie. Niech ludzie dokładnie sprawdzą, kto to był. Mało kto zapuszcza się tak daleko w las - powiedziałem i już miałem wychodzić, ale powstrzymały mnie od tego następne słowa mojego ojca.
- Jesteś pewny?
- Tak, zderzyłem się z kimś, ale ta osoba zaraz uciekła. Potem nie byłem w stanie jej znaleźć. Przeszła przez strumyk blisko granicy. - Mężczyzna pokiwał tylko głową i złapał w dłoń kolejne kartki.
- Zgłoś to jeszcze Jonathanowi. Chcę go jeszcze sprawdzić. Muszę być pewien, że powierzam watahę w dobre ręce. - Przewróciłem oczami, w głowie rozkazując sobie, aby robić to rzadziej. Victor Ryan nigdy nie był osobą, której zaufanie łatwo można było zdobyć, więc nie było co się dziwić, że sprawdza blondyna na każdym kroku.
Nie dyskutując, szybko sie pożegnałem i tym razem skierowałem się do gabinetu Jonathana. Czasami naprawdę zastanawiam się, czy ja aby na pewno jestem przyszłą alfą. Jak na tą chwilę czuję się jak jakiś piesek na posyłki.
Przechodząc obok salonu, kątem oka zauważyłem, jak Matt razem z Courtney i Scootem siedzą na jednej z kanap i rozmawiają. Zatrzymałem się, z bólem patrząc jak dziewczyna składa pocałunki na policzkach Matta i swojego syna i kieruje się do wyjścia. Oczywiście zauważa mnie i wita się, a ja tylko odpowiadam tym samym i idę dalej.
Niestety nigdy nie potrafiłem ukryć, że chciałbym mieć kogoś, kto pokochałby mnie tak naprawdę. Zawsze boli mnie widok uśmiechniętej pary i bez względu na to, jak bardzo bym się nie starał, zawsze będzie we mnie ta cząstka zazdrości i jedno pytanie:
Czy ja też kiedyś będę szczęśliwy?
•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•▪︎•
Witajcie!
Wracam po dość długim czasie z odnowioną wersją "Uciekając od przeszłości". Będąc szczerą, jestem bardzo zadowolona z postępu, jaki dokonałam od rozpoczęcia tej książki w 2018 roku.
Naprawdę mój poprzedni (że tak powiem) styl nie był najgorszy, ale też nie najlepszy.
Dziękuję tym, którzy są ze mną od początku. To wiele dla mnie znaczy, bo to przez was chciałam się doskonalić pod wieloma względami. Robiłam miliony list, na czym powinnam bardziej skupiać uwagę, żeby zachowania były zgrane z charakterem i z innymi najróżniejszymi rzeczami.
Cóż, jednak ja to ja i niestety nie jestem w stanie teraz powiedzieć wam, kiedy pojawi się drugi rozdział. Nie chce nic obiecywać także proszę jedynie o cierpliwość.
Jeszcze raz dziękuję i do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro