Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 8

Zatłoczone ulice były dla całej grupy dość niecodziennym widokiem, bo tak naprawdę byli w takim miejscu po raz pierwszy. Jenna nieustannie szła przed siebie, starając nie pokazać po sobie, jak bardzo bała się o Thomasa i Brendę. Tuż koło niej szli Newt i Dave, którzy cały czas obserwowali, czy było z z nią w porządku.

- Co z Thomasem? Gdzie oni są? - spytał Newt, martwiąc się o przyjaciela. Idąca obok niego dziewczyna złapała go za dłoń, ściskając mocno.

- To się robi denerwujące, Newt. - mruknęła rozbawiona. Chłopak pytał o to samo kolejny już raz, a odpowiedź za każdym razem była taka sama. - Thomas da sobie radę.

- A Brenda wie, gdzie iść. - dodał Jorge, zerkając na nich przez ramię. Zaraz wrócił wzorkiem przed siebie, by nigdzie się nie zgubić.

- A chociaż my wiemy, gdzie zmierzamy? - odezwał się Minho, marszcząc brwi. Nie ufał Jorge, podobnie do całej reszty, i to, że w ogóle z nim szli, że dali mu się prowadzić, graniczyło z cudem.

- Chłopaki, przestańcie w końcu. - powiedziała Jenna, którą męczyło już to ciągłe pytanie. Sama miała wiele pytań w głowie, ale nie wypowiadała ich głośno, wiedząc, że prędzej czy później i tak wszystkiego się dowiedzą. - Ja też chciałabym wiedzieć, ale im częściej pytacie, tym mniej odpowiedzi uzyskujecie. To jest naprawdę denerwujące, gdy któryś z was znów się odzywa.

- Czy ona nas obraża? - spytał cicho Minho, nachylając się do swojego przyjaciela. Zaraz dostał za to w głowę, za którą się złapał. - Za co?

- Dlaczego ja się z wami zadaję w ogóle, co?

Jenna puściła dłoń Newta i zrównała kroku z Jorge. Wbrew pozorom, miała w planach dowiedzieć się czegokolwiek od mężczyzny, bo zdawała sobie sprawę, że wiedział więcej, niż oni wszyscy razem wzięci.

- To do kogo tak naprawdę zmierzamy? - spytała, zerkając na mężczyznę ukradkiem. Ten odwrócił się do niej, ale z jakąś obojętnością.

- Do największego szmatławca, jakiego widział ten świat. - odparł, zaciskając dłonie w pięści. W jego głosie można było wyczuć złowrogą nutę.

- Świetnie.

- Ale na szczęście ma dla nas kilka informacji, które mogą się nam przydać. - dodał już z jakąś radością, na co Jenna pokiwała głową na znak, że rozumiała. Skoro tak mówił, to musiało być to prawdą.

A bynajmniej chciała w to wierzyć.

~*~

Po jakże długich minutach wreszcie stanęli pod jakimś lokalem. Ale cały budynek nie wzbudzał za miłych skojarzeń. Był w kolorach zgniłej zieleni, a wokół niego kręcili się obrzydliwi uliczni mężczyźni, chwiejący się na nogach i ubrani w obskurne stroje. Patrzyli na całą grupę, uśmiechając się pogardliwie na zamianę warcząc na nich i sycząc groźnie.

- Pytajcie o Marcusa. - oznajmił Jorge, zatrzymując się tuż przed wejściem. Odwrócił się do pozostałych przodem, patrząc po nich wszystkich. - I pod żadnym pozorem nie bierzcie nic do ust. Kompletnie niczego. - dodał z naciskiem, na co zmarszczyli brwi. - Tutaj we wszystkim możecie znaleźć narkotyki. Nie zamierzam robić za waszą niańkę, więc nie pakujcie nic do jęzorów.

- Czyli Marcus, zakodowane. - powiedziała Jenna, podchodząc o krok do mężczyzny. Patrzyła na niego, a on, trochę zmieszany jej spojrzeniem, zerknął na Davida. - Idę z tobą. We dwójkę będzie raźniej. - dodała, uśmiechając się delikatnie, co nieco go przeraziło. Zaraz odwróciła się do swoich przyjaciół. - I wy też dobierzcie się w pary. Będzie bezpieczniej. A jeśli któryś z was się nachleje, to osobiście skopię wam tyłki.

Nikt nie zamierzał się wtedy sprzeciwiać, przede wszystkim dlatego, że byli świadomi, że dziewczyna była w stanie to zrobić bez zawahania. Przytaknęli jej skinieniem głowy, po czym dobrali się po dwie osoby.

- Pilnuj jej. - nakazał David, patrząc na Jorge, po czym pocałował Jennę w głowę i ruszył z Arisem poszukać Marcusa.

- Widzimy się niedługo. - dodał Newt, patrząc znacząco na dziewczynę przed sobą. Zaraz złapał za nadgarstek Minho i pociągnął w jakimś kierunku. Ten zasalutował Jennie na odchodne.

- Uważajcie na siebie. - powiedziała Jenna, kładąc dłoń na ramieniu Frypana, który kiwnął w jej kierunku głową, by już po chwili odejść stamtąd z Teresą. - Więc jesteśmy na siebie skazani, Jorge. Mam nadzieję, że będzie miło.

- Zaczynam cię lubić, wiesz? - odezwał się, patrząc na nią ze zmarszczonymi brwiami. Mimo wszystko uśmiechał się szeroko, dobrze wtedy widząc to, o czym powiedział mu Dave.

- A kto by mnie nie lubił?

~*~

Jennie szumiało w uszach, kiedy patrzyła, jak Jorge raz po raz uderza związanego Marcusa, próbując wydobyć z niego jakieś informacje. Mężczyzna usilnie nic nie mówił, czym coraz bardziej komplikował swoją sytuację i tym bardziej dostawał w pysk od Jorge.

- Może weź sprawdź, czy nic mu nie jest. - mruknął Dave, wskazując głową na nieprzytomnego Thomasa.

- Powinni z tego wyjść, Dave. Po prostu się schlali i muszą do siebie dojść. Brenda o dziwo trzyma się o wiele lepiej. - odpowiedziała Jenna, wzruszając ramionami. Zaraz jednak złapała jego twarz w swoje dłonie, obserwując jego wciąż zakrwawiony nos. - A ty się dobrze czujesz w ogóle?

- Trochę mi się oberwało, ale jest okey. Wyjdę z tego.

Jenna nie ciągnęła dalej tamtego tematu, tylko wstała ze swojego siedzenia, mijając po drodze znudzonego Minho, skrzywionego Arisa, nieprzytomnego Thomasa i koczującą przy nim Teresę, aż w końcu dotarła do Newta, którzy przyglądał się z Brendą Jorge kompletnie niewzruszony. Chłopak odwrócił głowę w jej stronę, prostując się na fotelu, na którym siedział. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, po czym usiadła na podłokietniku, nieświadomie dotykając biodrem jego ramienia.

- Lepiej zacznij gadać, wszarzu! - warknął Jorge, po raz enty uderzając Marcusa w twarz. Niezbyt wzruszyło to pozostałych.

- Niestety musicie opuścić mój dom. - oznajmił Marcus po chwili, nie przejmując się ani bólem, ani tym, że był obserwowany przez innych.

- Widzę, żeś się ubawił. - powiedział Newt, dostrzegając Thomasa, który pojawił się koło nich nagle. Jenna uniosła wzrok na chłopaka, zauważając, że dość dobrze się trzymał.

- Nie chcę cię męczyć. - oznajmił Jorge, rozkładając szeroko ręce. Nie chciał w taki sposób wydobywać informacji, ale musiał to zrobić, bo Marcus nie współpracował. - Jasne? - spytał, jednak mężczyzna nie odpowiedział, na co Jorge westchnął cicho. - Gdzie znajdę Prawe Ramię, Marcus?

- To jest Marcus? - spytał Thomas, zdziwiony tamtymi słowami. Przecież to właśnie jego spotkał jako pierwszego, ale wtedy mężczyzna zaprzeczył, że był Marcusem.

- Jaki bystry. - zaśmiał się ów mężczyzna, zerkając na zdziwionego chłopaka. - Jesteś mózgiem tej operacji? - spytał głośno, by ten go usłyszał, choć wcale nie było to konieczne.

Jorge natychmiast złapał Marcusa za włosy i odchylił jego głowę do tyłu, sprawiając mu tym ból, czym się jednak nie przejmował.

- Wiesz, gdzie się dekują. - powiedział zgodnie z prawdą. - Gadaj, to może będę miał dla ciebie propozycję. - dodał, puszczając go wreszcie. Marcus zaśmiał się tylko, nie chcąc w to wszystko wierzyć. - Zabierzemy cię.

- Już dawno spaliłem ten most. A poza tym zawarłem inny układ. - oznajmił Marcus, uporczywie patrząc na mężczyznę przed sobą. - To ty mnie nauczyłeś korzystać z każdej okazji. - dodał, po czym zaczął się śmiać.

- O czym on gada? - spytał Newt, próbując jakoś zrozumieć całą sytuację, choć to nie było szczególnie łatwe.

- Mam na myśli prawo popytu i podaży. - oznajmił Marcus, patrząc na zgromadzoną na kanapie grupkę. - DRESZCZ chce zgarnąć wszystkich odpornych. A ja ich dostarczam. Zwabiam ich... Piją, bawią się, a potem zjawia się DRESZCZ i oddziela ziarno od plew.

Znów się zaśmiał. Tak perfidnie, tak złowieszczo...

- Zmieniłem zdanie. - oznajmił Jorge, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. - Z radością cię pomęczę.

- Jorge, stój! - zawołała nagle Jenna, zatrzymując mężczyznę, zanim zdążył cokolwiek zrobić. Każdy spojrzał w jej stronę, kiedy tylko podeszła do obu mężczyzn. - Teraz ja się zabawię.

Jej uśmiech, tak zły i tak tajemniczy...

To były zaledwie chwile, gdy kopnęła Marcusa z całej siły, przez co krzesło z nim spadło na ziemię. Zaraz po tym wyciągnęła swoją broń i usiadła na mężczyźnie okrakiem, przykładając lufę do jego czoła. Nie przejmowała się zdziwionymi i jednocześnie przerażonymi spojrzeniami reszty, tylko patrzyła w oczy Marcusa z obojętnością. Żadne z nich jej nie poznawało w tamtym momencie.

- Mów, co wiesz, albo pociągnę za spust. - warknęła tuż przed twarzą mężczyzny, przyduszając go jedną ręką. - Nie masz za dużo wyboru, Marcus.

- Dobra! - zawołał wreszcie, widząc, że nie było sensu dłużej tego trzymać w sobie. Widział mord w oczach Jenny, a to przerażało go chyba najbardziej. - Ale niczego nie obiecuję. Często się przenoszą.

Jenna spojrzała na Frypana, po czym wstała z Marcusa, a on i Jorge podnieśli krzesło z mężczyzną z powrotem do pionu. Zaraz po tym dziewczyna stanęła przed nim, krzyżując ręce na piersi i nie przejmując się zbytnio całą resztą.

- Mają w górach posterunek. - zaczął w końcu Marcus, ku ich uciesze. - Ale to kawał drogi. DRESZCZ depcze wam po piętach. Nie dacie rady. - dodał ze śmiechem, nie wierząc, że naprawdę mogło im się udać.

- Nie piechotą. - oznajmił Jorge, mordując Marcusa wzrokiem. Zaraz po tym uśmiechnął się pod nosem, nachylając w jego stronę. Miał plan i wiedział, że nie spodoba on się mężczyźnie ani trochę. - Gdzie jest Berta?

Warga Marcusa zadrżała nagle.

- Tylko nie Berta...

~~~~~~~~~~
Dajcie znać, co sądzicie o Jennie? I Davidzie 😇

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro