rozdział 25
- Jorge to jednak cwany lis. - zaśmiała się Jenna, słysząc rozmowę Thomasa i Brendy. Chłopak spojrzał na nią z uśmiechem, dziękując jej, że za wszelką cenę starała się poprawić im humor, choć sytuacja w tamtej chwili była beznadziejna.
Nie siedzieli w tamtym budynku zbyt długo, bo w każdej chwili mógł ktoś tam wtargnąć bądź go rozwalić. Idąc przed siebie przez kurz, dym i okruchy budynków latające wokoło, cała piątka miała nadzieję dotrzeć w odpowiednie miejsce najszybciej, jak się dało.
- Jesteśmy blisko. - oznajmił Gally, odwracając się za siebie. Spojrzał na ledwo przytomnego Newta, który już nawet nie miał sił, by iść.
- Zostawcie mnie. - powiedział blondyn ostatkami sił, wiedząc, że był im tam zbędny, że był ich kulą u nogi. Zdawał sobie sprawę, że umierał.
Tuż koło nich przeleciał palący się samochód, strasząc ich przy tym. Wszyscy upadli na ziemię, cofając się nieznacznie, by biegnący w tamtą stronę ludzie ich nie dostrzegli. Każdy z nich strzelał, krzyczał, walczył... Wokół panował istny chaos.
I już po chwili znaleźli swoją podwózkę - samolot, który ukradli niegdyś DRESZCZOWI. Podczas gdy Thomas, Minho i Gally oglądali się jeszcze za tamtą maszyną, Jenna skupiła się na Newcie, wiedząc, że pomoc była już w pobliżu.
- To oni. To oni. Musimy biec. - powiedział pospiesznie Thomas, kucając, by wraz z Minho podnieść Newta. Ten jednak zaczął protestować.
- Zostawcie mnie. - warknął, po czym wypluł trochę czarnej mazi, na co odsunęli się wszyscy od niego. Chłopak zaczął głośno oddychać, łapczywie łapiąc powietrze. Unikał ich wzroku, bojąc się na nich spojrzeć.
- Minho. - zaczął nagle Thomas, nawet nie patrząc na przyjaciela. - Leć pierwszy, łap serum i od razu do nas wracaj. - dodał, unosząc ostatecznie na niego wzrok. - Idź. - powiedział cicho, czując dziwny ból w sercu.
- Racja. Osłonię cię. - zadeklarował od razu Gally, kładąc dłoń na ramieniu Minho. Zaraz po tym odszedł kawałek, by sprawdzić, czy mogli bez problemu iść.
Newt w tym samym czasie złapał dłoń przyjaciela, ściskając ją mocno, jakby nigdy więcej miał go nie zobaczyć.
- Dzięki. - wyszeptał blondyn. - Dziękuję, Minho.
- Trzymaj się. - powiedział cicho Azjata, dobrze wiedząc, że było beznadziejnie. Wtedy liczyły się już minuty, by uratować chłopaka. - Słyszysz?
Jenna i Thomas, a także Newt spojrzeli na znikających chłopaków. Thomas zaraz zaczął się rozglądać, podczas gdy Jenna złapała twarz Newta w swoje dłonie i spojrzała w jego oczy - tak ciemne, przekrwione, jakby nie jego.
- Newt, skarbie, spójrz na mnie. Proszę.
Wszelkie słowa dziewczyny dochodziły do niego jak zza mgły. Patrzył przed siebie, ale widział ją zamazaną. Chciał wierzyć, że wszystko będzie dobrze, ale wiedział, że było z nim tragicznie i że coś może pójść nie tak.
- Newt? - spytał Thomas, dostrzegając, że chłopak nie reagował, a dziewczyna nie wiedziała, co robić. Złapał go za kurtkę, zwracając na siebie jego uwagę. - Trzeba spróbować. Przebiegniemy. Wstawaj.
Newt znów zaczął się stawiać, co nie polepszało ich i tak beznadziejnej sytuacji. Obaj zaczęli się cicho sprzeczać, podczas gdy blondyn zerwał ze swojej szyi wisiorek z listem, który specjalnie dla nich napisał. Złapał gwałtownie dłoń Jenny i wcisnął jej tamten wisiorek.
- Weź to. Proszę. - nakazał, patrząc na nich przez łzy. Serce łomotało mu w piersi jak oszalałe. - Proszę cię, Jennie, Tommy.
- Wezmę go ze sobą, obiecuję. - przytaknęła od razu Jenna, widząc, jak wiele to dla niego znaczyło. Prędko schowała go do kieszeni, ponownie się do niego odwracając. - Ale musimy iść. Musimy uciekać, walczyć... Przeżyć, rozumiesz?
Newt odwrócił wzrok, nie mając sił, by dłużej utrzymać głowę w pionie. Thomas, widząc załamanie na twarzy przyjaciółki, złapał jej głowę w swoje dłonie i złożył pocałunek na jej włosach, dając jej tym nieme wsparcie, którego potrzebowali oboje. Zaraz po tym oboje zaczęli pomagać Newtowi wstać.
~*~
Jenna biegła przed siebie pomału, osłaniając drogę swoim bliskim i ubezpieczając ich. W uszach jej szumiało, a głowę zaprzątały różne myśli, przez co nawet nie zwróciła uwagi na to, że Thomas i Newt zostali daleko w tyle ani na to, że z głośników słychać było głos Teresy. Kiedy się odwróciła, dostrzegła przerażającą scenę, która rozdzierała jej serce na milion kawałeczków. Łzy momentalnie zagnieździły się w jej oczach, gdy zorientowała się, że w ciele jej ukochanego znajdował się nóż.
- NIE!!!
Dziewczyna zaczęła biec w stronę Newta i Thomasa najszybciej, jak tylko mogła. Serce biło jej jak szalone, w uszach szumiało jeszcze bardziej... Ciało blondyna opadło w dół, ale Thomas w porę zdążył je złapać, kładąc spokojnie na ziemię.
- Newt, nie! Proszę.
Szybko znalazła się tuż obok nich i od razu dotknęła twarzy swojego ukochanego, nie zwracając uwagi na słone łzy spływające jej po policzkach. Czuła tak silny ból w sercu, że nie myślała racjonalnie.
- Nie rób mi tego, kochanie. - wyszeptała, odgarniając jego włosy z czoła. Ręce jej drżały, serce rozrywało się na pół. - Walcz, Newt, proszę. Walcz dla mnie, dla Thomasa... Dla siebie.
Jenna spojrzała na załamanego Thomasa przez łzy. Wiedziała, że cierpiał tak samo, jak ona, że tracił kolejną bliską sobie osobę.
- Przepraszam. Ja... - zaczął chłopak, również cały drżąc. Nie mógł uwierzyć, że nie powstrzymał Newta, że nie zdążył zareagować w porę.
- To nie twoja wina, Tommy. Ja mogłam... - zaczęła Jenna, ale nie była w stanie dokończyć. Pociągnęła cicho nosem, starając się nie rozpłakać jeszcze bardziej.
Dłoń na jej ramieniu choć trochę podniosła ją na duchu. Zaraz po tym w jej głowie narodził się plan, który od razu wdrążyła w życie. Wyciągnęła z kieszeni nóż i jak gdyby nigdy nic przecięła sobie dłoń, sycząc cicho z bólu. Zaraz po tym wyciągnęła z brzucha Newta również nóż i przyłożyła dłoń do jego rany, wierząc, że mogło to jakoś pomóc. Thomas patrzył na to wszystko w dezorientacji.
- Co ty... - spytał, marszcząc brwi. Nie wiedział, co robiła i dlaczego to robiła. Czuł, jakby postradała wtedy wszystkie rozumy.
- Zaufaj mi.
Jenna znów wróciła wzrokiem do Newta, który wciąż oddychał. Zaraz oboje dostrzegli Brendę, która znalazła się tam znikąd. Dziewczyna spojrzała na nich, czując dziwny ból w sercu na sam ich widok. Cierpieli wszyscy, każdy po kolei i każdy z nich na swój sposób.
Brenda nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Thomas też, jakby w amoku, wstał na równe nogi i wziął pistolet do ręki, ostatni raz patrząc na obie dziewczyny. Żadne z nich się nie odezwało, ale oboje dostrzegli wystawioną dłoń Jenny, która wciąż drżała z emocji.
- Bren, proszę.
Dziewczyna odruchowo podała dziewczynie fiolkę, z którą tak szybko tam biegła. Jenna od razu ją wykorzystała i wbiła w ramię Newta, w nadziei, że to pomoże.
Kiedy zjawili się tam pozostali, Thomasa już nie było. Minho, Frypan i Gally spojrzeli na roztrzęsioną Jennę, nie wiedząc kompletnie nic. Nie wiedzieli, czy Newt żył, nie wiedzieli, czy działania dziewczyny się sprawdzały... Podeszli do niej jednak, chcąc na własne oczy sprawdzić, czy dało się zrobić coś jeszcze.
- Jenn... - zaczął Minho, bojąc się wtedy jej dotknąć. Wydawała się taka krucha, że bał się, że w każdej chwili może się tam rozpaść na kawałeczki.
- Po prostu pomóżcie mi go przenieść do samolotu. O nic więcej nie proszę.
Każdy z nich spojrzał w jej stronę, zamierzając spełnić jej prośbę. Bo przecież nic więcej im nie zostało.
Bo wiedzieli, że ona nie da zginąć żadnemu z nich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro