Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 13

Kiedy Jenna, Thomas i David dotarli w miejsce całego ataku, natychmiast skierowali się do namiotów, gdzie leżała Brenda. Ich serca zabiły mocniej, gdyż ów namioty paliły się, ale na całe szczęście dziewczyny nie było w środku, bo to właśnie ona odciągnęła ich z tamtego miejsca, chowając się za jednym ze samochodów, gdzie po chwili zjawił się również Jorge.

- Chcecie się dać zabić? - spytała Brenda, patrząc na całą trójkę.

Ludzie krzyczeli, uciekali w popłochu, niektórzy się bronili, inni już dawno zostali schwytani. Panował chaos, a oni w tym wszystkim starali się znaleźć przyjaciół, w nadziei, że nic im się nie stało.

- Uciekajmy, póki możemy. - powiedział Jorge, przenosząc swój wzrok na Davida i Thomasa.

- Idziemy po resztę. - oznajmili Thomas i Jenna w tym samym momencie, ruszając się z miejsca. Nie pozwolono im jednak na to, bo Jorge i David przytrzymali ich, by nigdzie się nie ruszyli.

- Nie! Rozejrzyjcie cię! - powiedział stanowczo mężczyzna, wskazując w odpowiednim kierunku. Oboje prędko dostrzegli swoich przyjaciół, którzy bronili się najlepiej, jak tylko mogli. - Nie pomożecie im.

- Ale musimy coś zrobić, rozumiesz? Nie pozwolę im zginąć. - oznajmiła Jenna, czując napływające do oczu łzy. Nie mogła pozwolić, by jej najbliżsi cierpieli, by umarli na jej oczach. Już i tak zarzucała sobie śmierć Winstona i tych wszystkich innych osób w strefie. Oni nie mogli zginąć.

Jennę zabolało serce, gdy tylko dostrzegła, jak Newt, Minho, Frypan, Vince i Harriet lądują na ziemi. Próbowała wyrwać się z uścisku Dave'a, ale ten zbyt mocno ją trzymał. Zaraz jednak spojrzała na załamanego Thomasa, który za wszelką cenę starał się coś wymyśleć. Nic jednak nie pojawiło się w jego głowie, przymroczyło go.

- Przykro mi. - odezwał się ponownie Jorge, widząc, jak dwójka nastolatków walczyła wewnętrznie sama ze sobą. Naprawdę było mu przykro, bo widział, jak oboje o nich walczyli, jak bardzo się starali. - Nic nie poradzicie. Jeśli zaraz nie odejdziemy, to nas też zgarną.

- Musicie iść. - oznajmił Thomas, patrząc na Brendę i Jorge, ale też na Davida. Oni mogli jeszcze uciec.

- Co? - spytała zdezorientowana Brenda, marszcząc brwi. Słowa chłopaka jakoś do niej nie docierały.

- Was nie szukają. Idziecie, to przeżyjecie.

- Thomas.

- On dobrze gada. - wtrąciła Jenna, wyswobadzając się z uścisku Davida. Spojrzała na całą trójkę, nie zamierzając wtedy opuszczać Thomasa, zamierzała wmieszać się w jego plan, choć był ryzykowny. Nie mogła stchórzyć. - Musicie iść. Ja ich tutaj nie zostawię. Nigdy. Nie, kiedy DRESZCZ tutaj jest.

- Idźcie. - powiedział ponownie Thomas, czując dłoń Jenny, która złapała za tą jego. Czuł jej wsparcie i wiedział, że razem mogli coś zdziałać. Razem byli o wiele silniejsi.

- Powodzenia, dzieci. - odezwał się Jorge, patrząc na Thomasa i Jennę, doskonale widząc w ich oczach determinację. Nie był w stanie wtedy zmienić ich zdania.

- Przypilnuj Davida, dobrze? - powiedziała nagle Jenna, zerkając ukradkiem na ów chłopaka. Ten zmarszczył brwi, nie do końca wiedząc, o co jej chodziło. - Wrócę do ciebie, obiecuję. - wyszeptała, stykając swoje czoło z Davidem. - Ale musisz pozwolić mi tu zostać, jasne?

- Dobrze wiesz, że na to nie pozwolę.

- Pozwolisz. Musisz. Proszę. - oznajmiła nad wyraz cicho, jak na siebie. Zaraz złapała jego twarz w swoje dłonie i spojrzała w te jego zielone oczy, które zaświeciły nagle. - Wrócę do ciebie, Dave.

- Jennie... - zaczął, chcąc ją jeszcze jakoś namówić na ucieczkę z nim, ale kiedy tylko dostrzegł w jej oczach tamtą determinację... Nie potrafił jej tam trzymać siłą. Musiał ją puścić. - Kocham cię.

- Ja ciebie też. - odpowiedziała mu od razu, znów stykając swoje czoło z tym jego. Czuła, jak mocno waliło jej serce, ale podjęła decyzję i tego zamierzała się wtedy trzymać. - Ale teraz naprawdę musicie już iść. Poradzimy sobie. Musimy.

Już po chwili Jenna i Thomas patrzyli, jak ich przyjaciele znikają im z pola widzenia. Spojrzeli po sobie, uzgadniając, co robić. Nie potrzebowali żadnych słów.

~*~

Jenna siedziała skulona przy jednej ze skał, uciskając swoją ranę na ramieniu. Patrzyła na zniszczone obozowisko, przed oczami wciąż mając sytuacje sprzed kilku godzin. Widziała klęczących ludzi, widziała śmierć Mary, widziała, jak Janson uderzył Thomasa. Widziała przerażone i zmartwione twarze przyjaciół. Widziała Avę, Teresę, odlatujące samoloty, zabierane dzieciaki, w tym Minho. W uszach wciąż jej szumiało, rana krwawiła, bolało ją całe ciało po kilku uderzeniach od żołnierzy DRESZCZu. Pamiętała wszystko ze szczegółami i to bolało ją chyba najbardziej. Pamiętała, gdy w całą sprawę włączyli się Jorge, Brenda i David. Pamiętała tamto poświęcenie, gdy ona wraz z przyjaciółmi stanęli za Thomasem, który trzymał w dłoniach bombę. Byli gotowi zginąć. Za przyjaźń. Za to, co ich łączyło. Wszyscy.

- Wszystko w porządku, Jennie?

Dziewczyna nawet nie uniosła na niego wzroku, wciąż zbyt roztrzęsiona zaistniałą sytuacją. Chłopak usiadł koło niej, dostrzegając, że trochę krwawiła, ale mimo to wciąż się jakoś trzymała.

- Jennie... - zaczął ponownie, dotykając jej ramienia. Jenna syknęła cicho, kiedy zaczął opatrywać jej ranę.

- Co mam ci powiedzieć, Newt? Że to wszystko we mnie tak cholernie trafiło? Że zarzucam sobie, że na to pozwoliłam? Że nie zrobiłam nic, by uratować Minho i innych? - spytała, jakby z pretensją, przenosząc na niego swój wzrok. Jej oczy świeciły od łez, co tak bardzo łamało mu wtedy serce.

- Przecież to nie twoja wina. Zrobiłaś wszystko, co mogłaś, by nikogo więcej nie zabrali. Uratowałaś każdego z nas, rozumiesz? - oznajmił, dotykając jej policzka dłonią. Odwrócił jej twarz w swoją stronę, by przemówić jej do rozsądku.

- Tylko szkoda, że nie czuję się, jak bohater.

- Nie musisz być bohaterką, by robić takie rzeczy. Każdy dziękuje ci za tą wszelką pomoc, bez ciebie już dawno by nas nie było. - powiedział zgodnie z prawdą, czemu nie mogła już zaprzeczyć. Prędko wstał i stanął przed nią, wyciągając w jej stronę dłoń. - A teraz podnieś tą swoją dupę i pokaż, że jesteś silna. Pokaż, że nic cię nie ruszy.

- Niezły z ciebie motywator. - zaśmiała się Jenna wreszcie, przyjmując jego pomoc. Newt przyciągnął ją bliżej do siebie, zamykając w swoich ramionach, ale tak, by widzieć jej twarz. - Kocham cię.

- Ja ciebie bardziej. - stwierdził, całując ją w głowę. Jej serce zabiło mocniej na tamten drobny gest. - Ale teraz chodźmy.

Jenna uśmiechnęła się delikatnie, po czym skierowała się wraz z Newtem do całej reszty. Stanęli nieopodal nich, a ona wtuliła się w jego ciało, potrzebując wtedy trochę jego bliskości. Nikt nie zwrócił na nich większej uwagi, choć trochę zazdrościli im ich tamtej relacji.

- Co teraz będzie? - spytał Frypan, patrząc w jakimś kierunku. To wszystko wciąż do niego nie dochodziło.

- Zbierzemy ocalałych. - oznajmił Vince, podobnie do całej reszty, przenosząc na niego swój wzrok. - Odstawimy was do bezpiecznej przystani. - dodał, podnosząc się na równe nogi. Westchnął ciężko, rozglądając się po zniszczonym obozowisku. - I zaczniemy od nowa.

- Ja nie idę. - powiedział Thomas, zarzucając na ramię torbę z bronią i najpotrzebniejszymi rzeczami. W głowie już od jakiegoś czasu układał sobie pewien plan, a wtedy przyszedł w końcu czas, by im o wszystkim powiedzieć.

- Co? - spytał zdziwiony mężczyzna, nie do końca rozumując, o co mu chodziło.

- Przyrzekłem coś Minho. - oznajmił Thomas, starając się to wszystko jakoś ubrać w słowa, choć było mu naprawdę ciężko. - Nie zostawię go bez pomocy.

- Rozejrzyj się. - powiedział Vince, rozkładając ręce. Thomas wcale nie musiał nigdzie patrzeć, bo zdawał sobie sprawę, że stracili tak naprawdę wszystko. - Spuścili nam łomot. Jaki był wasz cel?

- Nie proszę, żebyście szli ze mną.

- Posłuchaj. - poprosił Newt, zamierzając wtrącić się trochę w tamtą sytuację. Nie wyobrażał sobie zostawić wtedy Thomasa samego, ale jego wizja też jakoś mu nie pasowała. - Znałem Minho od... Znałem go, odkąd pamiętam. I gdyby można mu było pomóc, to stałbym teraz obok ciebie. Ale to, o czym mówisz, jest niemożliwe.

- To samobójstwo. - wtrącił nagle Jorge, podchodząc do nich bliżej z Brendą i Davidem. Ten ostatni zerknął na Jennę, wyciągając w jej stronę dłoń, za którą od razu złapała, czując jego wsparcie.

- Być może. - stwierdził Thomas, naprawdę wszystko rozumiejąc. Zaraz jednak spojrzał na Jennę, która trzymała mocno dłoń Newta i Davida, jakby bała się, że i oni zaraz stamtąd znikną i ją zostawią. - Ale wiem, co muszę zrobić. Nie tylko dla Minho, ale dla nas wszystkich. Dla tych, których już porwali i porwą w przyszłości. Nie przestaną. - ciągnął dalej, zatrzymując się na chwilę, by ułożyć sobie wszystko w głowie. - Nigdy nie przestaną, więc ich powstrzymam. Zabiję Avę Paige.

- Szczerze mówiąc. - zaczęła nagle Harriet, zerkając ukradkiem na Vince'a, by zaraz wrócić wzrokiem do Thomasa. - Chętnie się zemszczę.

- Doskonała przemowa. - oznajmił Vince z jakimś uznaniem. - Jaki masz plan?

- I kiedy zaczynamy? - spytała Jenna, uśmiechając się delikatnie do przyjaciela. Była w stanie zrobić w tamtym momencie wszystko, byleby ich przyjaciołom nic się nie stało, żeby nikt więcej nie cierpiał.

By Ava i Janson wreszcie zginęli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro