Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 7

Ani Jenna, ani David nie zwracali uwagi na pozostałą dwójkę, którzy "kłócili się" o zaistniałą sytuację. Oboje odsunęli się od siebie dopiero po chwili, gdy za oknami usłyszeli hałas i zobaczyli światła. A to zdziwiło ich od razu.

- Coś ty zrobił? - spytał chłopak, odwracając się gwałtownie do mężczyzny. Ten jednak nie odpowiedział, bo tak naprawdę nic nie zrobił.

- Dobry wieczór. Tu Departament Rozwoju Eksperymentów. - odezwał się Janson przez megafon, tak, by wszyscy go usłyszeli. - Otoczyliśmy waszą bazę. Nieświadomie znaleźliście się w posiadaniu własności DRESZCZu.

- Barkley. - powiedział Jorge sam do siebie, uświadamiając sobie, kto mógł zawiadomić DRESZCZ. Był wściekły, że mężczyzna wszystko wydał.

- Jeśli nam ich zwrócicie, uznamy to za nieporozumienie. - ciągnął dalej Janson, obserwując cały budynek z helikoptera, w którym się znajdował. - Czekamy. W razie oporu wszyscy zostaniecie zlikwidowani. Niedługo Pożoga dosięgnie nas wszystkich. Macie w swych rękach nadzieję na lek. Wybierajcie.

- Dave?

- Wszystko będzie dobrze, Jennie. Nie martw się, nie pozwolę cię złapać, rozumiesz? - powiedział Dave, łapiąc jej twarz w swoje dłonie, ponownie z resztą. Zaraz jednak odsunął się od niej, podchodząc do mężczyzny bliżej. - Musimy stąd uciekać, Jorge.

- Idź po nich. - odezwał się mężczyzna, słowa kierując do Brendy. Wciąż patrzył w okna, podobnie do pozostałych.

- Co chcesz zrobić? - spytała Brenda, ciekawa, co jej opiekun kombinował. Mężczyzna odwrócił się w jej stronę z tajemniczym uśmiechem, ale ona od razu zrozumiała, o co chodziło.

- Puszczę im mój ulubiony kawałek.

- O kurde. - mruknęła dziewczyna, po czym od razu ruszyła, by znaleźć uwięzioną grupę. Chciała im pomóc. I musiała się spieszyć.

- Idę z tobą. - oznajmiła Jenna, chcąc ruszyć za Brendą, jednak nie pozwolono jej na to. Dave zatrzymał ją gestem dłoni, patrząc na nią znacząco.

- Nigdzie nie idziesz. Brenda da sobie radę. Niedługo ich zobaczysz, obiecuję. - zapewnił Dave, nie chcąc jej nigdzie puszczać. Choć w tamtym momencie wydawał się jej wyjątkowo nadopiekuńczy, wiedziała, że robił to głównie z troski o nią.

- Powinnam przy nich być, rozumiesz?

- Nie puszczę cię. - powiedział stanowczo, a ona widziała w jego oczach, że nie był w stanie tego zrobić. Znała go zbyt dobrze.

Westchnęła ciężko, bo zdawała sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie się o nią martwił. Już i tak wiele dla niej zrobił, a ona kolejny raz sprawiała mu problemy. Odpuściła, choć wiedziała, że następnym razem i tak ruszy na pomoc przyjaciołom.

~*~

Jenna i David pomogli Jorge zrealizować jego plan i ostatecznie się spakować, jak to mężczyzna początkowo planował. Już niedługo w całym budynku zaczęła lecieć pewna melodia i to wcale nie pasująca do ich obecnej sytuacji.

- Jesteś szalony. - stwierdziła Jenna, mimo wszystko uśmiechając się pod nosem z pomysłu mężczyzny.

- Brendo! Szybko! - powiedział Jorge, dostrzegając, że dziewczyna w końcu wróciła. I to nie sama. - Nie ma czasu! Pospieszcie się!

Nie mieli czasu na witanie się i sprawdzanie, czy byli cali, tylko skierowali się na Jorge, nie mając innego wyjścia. Skoro im w jakimś stopniu pomagał, to zamierzali mu zaufać i działać zgodnie z jego planem.

- Tędy. - ciągnął dalej mężczyzna, otwierając na oścież okno, którędy mieli się wydostać z budynku.

Zaraz cała grupa dostrzegła coś w rodzaju tyrolki. Po drugiej stronie znajdował się rozwalony budynek, w którym mogli się ukryć na chwilę. To właśnie tamto miejsce było ich ostatnią deską ratunku.

- Wolne żarty. - odezwał się Frypan, któremu wizja zjechania na linie wcale się nie podobała.

- Plan B. - oznajmił Jorge. - Szukacie Prawego Ramienia? Zaprowadzę was, ale nie za darmo.

Zaraz po tym złapał za jedną z lin, po czym rozpędził się i zjechał, zostawiając ich tam samych. Wiedział, że zrobią to samo. To była jedyna opcja, jeśli nie chcieli zostać złapani przez DRESZCZ.

- Za mną! - zawołał jeszcze.

- No to jazda! - dodała Brenda, biorąc do rąk kolejną z lin, na której mogli spokojnie zjechać. Musiała dopilnować, by zjechali wszyscy.

- Niech wam będzie. - mruknęła Jenna, wychodząc z tłumu. Westchnęła ciężko, po czym spojrzała po swoich przyjaciołach, łapiąc za linę. Zasalutowała im, by już chwilę później zjechać do Jorge.

- A myślałem, że mi nie ufasz. - odezwał się mężczyzna, widząc, że dziewczyna była pierwszą osobą, która do niego dołączyła. Ta poprawiła swoją koszulkę, przenosząc na niego swój wzrok.

- Bo nie ufam. - odparła zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami. - Ale ktoś musiał dać im przykład. To zawsze byłam ja.

Mężczyzna nie odezwał się więcej, tylko wraz z dziewczyną zaczęli pomagać spokojnie stanąć na ziemi pozostałym. I takim też sposobem dołączyli do nich Minho, Newt, Aris, Frypan, Dave i Teresa.

- Gdzie Brenda i Thomas? - spytała nagle Jenna, nie widząc już nikogo, kto miał zjechać. Trochę ją to zdziwiło, bo przecież nie byli w pełnym składzie. - Teresa?

- Nie wiem. Brenda gdzieś poszła, a Thomas zaraz za nią. Mieli zaraz wrócić. - odpowiedziała dziewczyna zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami. Martwiła się równie bardzo, co Jenna.

- Świetnie. On jak zwykle wplątuje się w kłopoty.

- Wszystkiego można się spodziewać po Thomasie. - stwierdził Newt, podchodząc do dziewczyny bliżej. Objął ją ramionami, przytulając do swojej piersi. Pragnął poczuć, że była bezpieczna, że on również był bezpieczny. - Jesteś cała?

- Taak. - przytaknęła, po czym odsunęła się od niego nieznacznie i złapała jego twarz w swoje dłonie, patrząc mu w oczy. - A ty się jakoś trzymasz?

- Jak zawsze.

- Musimy iść. Oni sobie poradzą. - odezwał się nagle Jorge, wyrywając ich z tamtego transu. Nie mógł pozwolić, by ich złapano, a im dłużej tam stali, tym bardziej narażeni byli.

- Co? Nie. Nie możemy ich zostawić. - zaprotestowała od raz Jenna, bo tamten pomysł wcale się jej nie podobał. Nie chciała zostawiać tam swojego przyjaciela z obcą tak naprawdę dziewczyną. - A jeśli ich złapali?

- Brenda nigdy by do tego nie dopuściła. - oznajmił Jorge, patrząc w jej kierunku. Jego oczy zabłysnęły nagle. - Podobno ty jesteś taka sama. Pod tym względem jesteście podobne.

Jenna nie odezwała się więcej. Nie wiedziała, skąd o tym wiedział, ale wystarczyło jedno spojrzenie na Dave'a, by dowiedziała się wszystkiego. Chłopak wzruszył ramionami, uśmiechając się pod nosem.

Zaraz cała grupa ruszyła za mężczyzną, nie mając innego wyboru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro