Chapter14
Gdy widzę imię i nazwisko osoby, która prawdopodobnie zabrała pieniądze jestem dość wkurzona. Gwałtownie wstaje z miejsca i biorę do ręki księgę rachunkową. Zmierzam w kierunku wyjścia z gabinetu. Gdy zamierzam nacisnąć klamkę odwracam się do mojego męża, który nadal siedzi na kanapie.
- Pójdziesz ze mną wyjaśnić tą sprawę? - pytam.
- Tak. Już idę.
Wstaje z miejsca i podchodzi do mnie. Otwieram drzwi i wychodzimy z pomieszczenia. Christian zamyka drzwi i kierujemy się w stronę windy. Za sobą słyszę głos Sylvii.
- Gdzie się wybierasz?
- Idę załatwić sprawę z pracownicą, która pracuje w księgowości. Mogłabyś mi sprawdzić czy Michell Brandon jest dzisiaj w pracy?
- Już sprawdzam. - Po kilku minutach klikania w komputer wreszcie odpowiada. - Tak jest. Wiesz gdzie znajduje się księgowość?
- Tak, na 10 piętrze.
- Powodzenia.
- Nie, dziękuję.
Christian już czeka na mnie przy windzie. Podchodzę do niego i wsiadamy do środka. Naciskam numer 10 i już po chwili jedziemy do góry. Kiedy winda się zatrzymuje wysiadamy z niej i idziemy w stronę biura pana Smitha. Gdy jesteśmy pod gabinetem pukam. Gdy słyszymy pozwolenie na wejście, wchodzimy bez wachania. Christian zamyka drzwi i podchodzi do mnie.
- W czym mogę pomóc państwo Grey? - pyta dyrektor księgowości miłym tonem.
- Przyszliśmy wyjaśnić zniknięcie pieniędzy. - mówi Christian.
- W takim razie słucham. Co mają państwo do powiedzenia?
- Możemy poprosić do siebie pannę Michell Brandon?
-Tak, oczywiście. - wciska guzik interkomu, który połącza z jego sekretarką. - Megan mogłabyś tu podesłać pannę Michell Brandon? Natychmiast.
- Oczywiście, panie Smith.
Po 5 minutach do gabinetu wchodzi niska szatynka o niebieskich oczach. Podchodzi do nas z zapytaniem w oczach.
- Chciał mnie pan widzieć. - mówi lekko schrypniętym głosem.
- Michell mamy mały problem. - mówi jej przełożony.
- Dowiem się w końcu jaki?
- Otóż w dniu 11.07.2038 znikło 2 miliony dolarów. Czy miałaś z tym coś wspólnego? - pytam.
- Owszem miałam, pani Grey. - odpowiada dziewczyna.
- Po co była ci potrzebna taka suma pieniędzy? - pyta mój mąż z zaciekawieniem w oczach.
- Musiałam wsiąść te pieniądze. Wiem, że popełniłam błąd. Nie powinnam była brać tych pieniędzy. Musiałam wyciągnąć kuzyna z zakładu psychiatrycznego.
- Jak nazywa się ten kuzyn? - pyta Christian.
- Jack Hyde. - pada krótka odpowiedź z ust dziewczyny.
Wciągam głośno powietrze gdy pada to nazwisko. Patrzę z przerażeniem w oczy Christiana. Widzę w nich chęć zabicia tej dziewczyny.
- Zwalniam cię. - mówi pan Smith.
- Ale jak to? - pyta dziewczyna.
- Ukradła pani pieniądze, które należały do firmy. Nie będziemy tolerować takiego zachowania. Wytoczymy pani proces w sądzie pracy.
- Nie może pan tego zrobić. Mam chorą na raka matkę. - mówi z płaczem dziewczyna.
- Masz czas na spakowanie swoich rzeczy do końca tego tygodnia. - pan Smith był nieugięty.
Dziewczyna z płaczem wybiega z gabinetu. Podnosimy się z miejsc z zamiarem wyjścia z pomieszczenia.
- Dziękuję, za szybkie załatwienie sprawy. - mówię do mężczyzny siedzącego za biurkiem.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiada dyrektor.
Ściskam dłoń mężczyzny, za raz po mnie ten sam ruch wykonuje Christian. Wychodzimy z pomieszczenia i szybko idziemy w stronę windy. Wchodzimy do niej i zjeżdżamy na moje piętro. Wychodzimy z niej i idziemy w kierunku mojego biura. Wchodzimy do niego. Christian podchodzi do mnie i całuje w uta.
- Ja już będę się zbierał. Na 15 muszę być w sali konferencyjnej, bo mam spotkanie zarządu, na którym muszę być. Spotkamy się w domu. Powinnienem wrócić o 18. Nie przejmuj się Jack'iem. Nic ci nie zrobi. Pa mała.
- Postaram się być spokojna. Do zobaczenia w domu.
Ostatni raz muska moje usta i wychodzi pospiesznie z gabinetu. Siadam przy biurku i przeglądam raporty dotyczące sprzedaży firmy " The Costa ". Zapowiada się dość ciekawie w związku ze sprzedażą markowych ubrań dla wysoko postawionych ludzi w tym mieście.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro