Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter24

Phoebe
W końcu weekend. Koniec szkoły przez dwa dni. Odpocznę od tych pieprzonych nauczycieli. Dwa dni zabawy. Ale się wyszaleje razem z przyjaciółmi, jednak nie przewidziałam tego co się zdarzy.
Kiedy wychodziłam ze szkoły znowu ujrzałam tego mężczyznę. 
Wyglądał na około 28 lat. Był wysoki. Na ramieniu miał parę tatuaży, a w brwi i w wardze miał kolczyki. Włosy miał kruczoczarne, a oczy miał zielone. Był dobrze umięśniony. Ubrany był w czarną koszulkę polo na to miał narzuconą czarną skórzaną kurtkę, spodnie miał koloru czarnego, a na nogach miał czarne adidasy. Wyglądał groźnie.
Szłam ze Stellą, moją najlepszą przyjaciółką, w stronę samochodu naszego ochroniarza, który pracował w naszej rodzinie odkąd pamiętam. Kiedy podeszliśmy do samochodu wsiedliśmy do niego. Taylor ruszył spod szkoły niemal natychmiast.   
- Taylor możesz nas wysadzić pod galerią tą koło naszego domu? - pytam się kierowcy.
- Pan Grey nie będzie z tego zadowolony. - rzekł.
- Co mi się może stać?
- No dużo może się wydarzyć.
- Czy ty zawsze musisz mieć jakieś mroczne i czarne scenariusze?
- Ja tylko wykonuje rozkazy pani Grey i pana Grey'a. Przykro mi ale jedziemy odrazu do domu.
- Naskarżę się dla ojca, że nie wykonujesz rozkazów. - zagroziłam.
- No dobrze. Zawiozę was, ale zadzwońcie jak będziecie wychodziły z galerii to po was przyjadę.
- Ok.
Opadłam na siedzenie i wyjęłam z torby słuchawki. Podłączyłam je do smartfona i dałam jedną słuchawkę dla Stelli. Puściłam muzykę i zatraciłyśmy się w podróży. Gdy samochód się zatrzymał wysiadłyśmy z niego i udałyśmy się do wejścia do galerii. Gdy byłyśmy w środku poszłyśmy na ruchome schody. 
- Jestem strasznie głodna. Idziemy do KFC? - zapytała się towarzyszka.
- W sumie to ja też. Ok, może być.
Gdy dojechałyśmy na drugie piętro budynku skręciłyśmy w lewą stronę. Po chwili ukazał nam się szyld restauracji. Poszłyśmy do kolejki, która była mała. Szybko zamówiłyśmy co chciałyśmy i po chwili mieliśmy tace w rękach. Szukałyśmy wolnego stolika, przy którym mogłybyśmy usiąść. Gdy taki stolik znalazłam pociągnęłam przyjaciółkę do niego i zajęłyśmy wolne miejsca. Pogrążone w zaciętej rozmowie na temat kosmetyków i ubrań nie zauważyłyśmy, źe już jest 15:00. Podniosłyśmy się z miejsc i wzięłyśmy tace rąk i wyrzuciłby papierki do kosza stojącego 4 stoliki dalej. Gdy wreszcie wyszłyśmy z budynku zadzwoniłam po kierowcę. Po krótkiej rozmowie rozłączyłam się.
- Wiesz co? Ja już pójdę. Mama na mnie czeka. W takim razie do zobaczenia wieczorem. - powiedziała Stella zerkając na wyświetlacz swojego telefonu.
- No pa. Do zobaczenia. Wiesz gdzie się spotykamy, prawda?
- Jakbym mogła zapomnieć.
Stella oddaliła się ode mnie. Zostałam sama na parkingu. Trochę się bałam. Po chwili koło mnie zatrzymał się czarny Mercedes. Drzwi się otworzyły i dobrze zbudowany mężczyzna wysiadł z niego. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Olałam tego palanta i odeszłam kawałek od niego. Jednak nie chciał tak łatwo odpuścić. Szedł za mną. Zaczęłam biec. Jednak ten frajer pobiegł za mną. Byłam na środku parkingu, gdy mnie dogonił. Nie miałam szans się wyrwać z jego ramion. Przerzucił mnie jak worek ziemniaków przez bark i poszedł do samochodu.  Gdy doszliśmy do auta na parking wjechało dobrze znajome mi auto. Miałam nadzieję, że Taylor mnie uratuje jednak się pomyliłam. Mężczyzna wepchnął mnie do samochodu. Już nie było szansy na ucieczkę. Wyszarpnął moją torbę szkolną i rzucił na chodnik, po czym zamknął drzwi i kazał drugiemu ruszać. Zwinęłam się w kłębek na końcu samochodu i zaczęłam szlochać nad swoim losem. W końcu zasnęłam.

***
Gdy się obudziłam byłam w jakimś drewnianym domku w lesie. Leżałam na miękkim łóżku. Ręce miałam związane od przodu mocnymi sznurami, a usta zaklejone. Chciałam krzyczeć, aby mnie wypuścili ale znając porywaczy nie odpuszczą tak łatwo. Pewnie będą chcieli dostać jakiś okup za mnie lub będą chcieli wymiany. Tylko za kogo? Ciekawe kto ich wynajął? Rodzice nie wspominali mi o jakiś brudach z przeszłości. Mogłam rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym byłam przetrzymywana. Pokój był pomalowany na zielono. Koło mnie stało krzesło. W rogu pomieszczenia był mały telewizor i szafa. Z drugiej strony łóżka stała szafka nocna, na której stała szklanka z wodą. Ciekawe jak to niby mam wiząść, skoro mam związane ręce. Chyba ich pogięło, że tknę to coś. Nie wiem ale mogły być tam jakieś narkotyki albo tabletka gwałtu. Wolałam nie ryzykować swoim stanem zdrowia czy życiem. Siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit, jakby tam było coś wielce interesującego.
Za oknem się ściemniło. Nastała noc. Usłyszałam wycie wilków. No ich naprawdę pogięło !!! Zostawili mnie samą w środku lasu na dodatek związaną w towarzystwie wilków. Bałam się i i to strasznie. W końcu po paru próbach udało mi się zasnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro