Pozwól się oswoić, bestio!
priv. Uzumaki Naruto
Natrafiłem na twój ślad, ogromna bestio węża! Unikałem twoich ataków jak szalony, gdy ty, ze sprawnością godną wojownika dominowałaś w tym pojedynku. Gdy wślizgnęłaś się na moje plecy, chwyciłaś ogonem mnie pod gardło, przyduszając. Próbowałaś powalić mnie, lecz za mocno się rzucałem, psie Orochimaru. Biegłem przed siebie, chcąc cię zrzucić, lecz ty nie pozwoliłaś sobie na ten ruch. Potrącałem drzewa, chciałaś bym o nie uderzył... w lesie słychać było odgłosy walki. Gdy dotarliśmy do jakiejś polany, zrzuciłem cię na ziemie. Próbowałem się rzucić na twoją leżącą wężową postać, lecz zanim dopadłem cię, machnęłaś ogonem, z całej siły, w mój brzuch, aż zawyłem boleśnie. Pozbierałem się od razu, lecz ja - padający ze zmęczenia - zdołałem jeszcze cię przydusić. Gdy padłaś na ziemie, było po walce. Moje zwycięstwo oznaczało jedno. Byłaś moja. Nie chciałaś pewnie przyjąć tego do wiadomości, ale taka była prawda...
Stałem teraz przed tobą, dysząc z wyczerpania. Byłem zmęczony i ranny. Jednak tobie było wszystko jedno. Stanęłaś na ogonie i zaczęłaś promieniować różowym światłem. Według legendy, ten który cię oswoi, zobaczy twoją ludzką postać. Postać, której nigdy nikt nie widział. To oznaczało że będę pierwszą osobą, która tego dokonała. Przyglądałem ci się jak kurczysz się wraz z światłem. Powoli i znacznie zmniejszałaś się przede mną. Nie ciekawiło mnie jak wyglądasz... dopóki nie zobaczyłem, po dwóch latach, twojej pięknej, dziewczęcej postaci.
I stanęłaś przede mną, naga, klęcząc skulona na ziemi, zmęczona, piękna, pokornie mi wierna. A ja wierząc w twe słowa nie potrafiłem się skupić. Bogowie. Tak groźna, tak niebezpieczna w poszyciu węża... a w rzeczywistości, twoja prawdziwa postać to... coś niezwykłego, pięknego... kucnąłem naprzeciw ciebie, zrzuciłem z siebie płaszcz i cię nim okryłem. Spojrzałaś na mnie czernią swoich oczu. Jakby z niepokojem i spłoszeniem. Mimo zmęczenia, wziąłem cię na ręce i spojrzałem urzeczony na twoją twarz. Powiedziałem ci „Obejmij mnie za szyję". Zrobiłaś to potulnie. Powiedziałaś mi „Będę ci służyć". Tak poddańczym i spokojnym głosikiem. A jednocześnie tak ciepłym. Wiedziałaś, że będę dla ciebie dobry. Pocałowałem cię delikatnie w usta, ty zdziwiona, bądź zaskoczona nie robiłaś nic. Zauważyłem te rumieniące się policzki. Uśmiechnąłem się do ciebie. A ty nie wiedząc co robić, skuliłaś się. Byłaś tak zdezorientowana. Zupełnie jak ja twoją urodą, po tym długich, dwóch latach.
C.D.N.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro