Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXV


Rozdział 25


Zawiał silny, zimny wiatry, gdy wyszłam na zewnątrz. Był to bardzo wczesny poranek, kiedy postanowiłam zebrać wszystkich dobrze wyszkolonych shinobi przed moją siedzibą. Oczywiście, nie brakowało tu również innych ninja, którzy chwili walczyć na wioskę. Sama myśl o tym, że musieliśmy stawić czoła najokrutniejszej wiosce w świecie ninja nie sprawiała, że czułam się lepiej, a wręcz przeciwnie. Stawianie mieszkańców Konohy do wojny, która najwyraźniej została wywołana przez mój klan, nie bardzo mi się podobało.

- Cieszę się, że widzę Was wszystkich, jednak nie jesteśmy tu po to, by cieszyć się wschodem słońca. - zaczęłam spokojnie i władczo.- Jak zapewne wiecie... - westchnęłam i wyprostowałam się.- Mizukage wyzwał nas - mieszkańców Konohy. Musimy połączyć siły by dorównać sile naszego wroga, który nie bierze jeńców. - kontynuowałam.- By chronić wioskę za większą cenę, poprosiłam o zebranie się dowódców każdego klanu, który mieszka w wiosce. Mam nadzieję, że mogę liczyć na waszą pomoc. - no tak. Sama wypowiedź może i była bardzo sztywna i mogłam to skrócić czy powiedzieć w inny sposób, ale inaczej niż oficjalnie nie umiałam.

Po zakończeniu mojej motywacyjnej przemowy, zapadła dość długa cisza. Nikt nic nie mówił, a nawet na mnie nie patrzył. Unikali mojego wzroku? Niemożliwe... Czyżbym jednak straciła poparcie od mieszkańców? Straciłam rodzinę, na której tak mi zależało? Nie mogłam uwierzyć, że coś takiego właśnie mi się przytrafiło. Miałam nadzieję, że są tutaj by pomóc. Nie pomyślałabym nigdy, że przyszli tu tylko dlatego, bo ich wezwałam. To koniec...

- Hokage-sama. - usłyszałam głos w tłumu.

- Tak? - zapuściłam żurawia, by zobaczyć lepiej kto się odezwał.

Patrzyłam uparcie w tłum, kiedy zauważyłam, że ktoś się przez niego przepycha. Zgromadzeni ludzie spoglądali na niego krótko. Nie widziałam jego twarzy, ale mogłam zauważyć ochraniasz Konohy na czubku jego głowy. Podeszłam trochę bliżej, kiedy nagle stanął przede mną. Przede mną stał wysoki, młody mężczyzna o bladej karnacji i białych włosach. Jego oczy były zielone, a w buzi trzymał papierosa. Miał na sobie czarną bluzkę zakrywającą położę szyi, ale nie miała ona rękawów, tak samo jak niebieska kurtka, którą miał na sobie. Na rękach miał czarne rękawice, które sięgały do jego łokci, a w prawej dłoni trzymał katanę. 

- Przyszedłem reprezentować swój klan. - powiedział, zanim klęknął na jego kolano.- Jesteśmy gotowi umrzeć za wioskę. - dodał.

W jednej chwili był tu tylko ze mną, kiedy zza tłumy wychodziły kolejne osoby. Każdy z nich w dłoni trzymał katanę, jednak - gdy przede mną klękali - odkładali je przed siebie i spuszczali na nie wzrok. Stałam w osłupieniu. Mój mąż zszedł do nas, gdy zobaczył co się działo. Również był zaskoczony całym zajściem, ale też był dumny w ludzi takich jak oni. Nie minęła zbyt długa chwila, gdy i reszta zebranych osób powtórzyli co ich poprzednicy. Tym razem mogłam być pewna, że to dla mojego męża, ale cieszyło mnie, że mimo wszystko - wśród tych ludzi - były osoby, które jednak mnie szanowały.

- Powstań. - powiedziałam do mężczyzny z białymi włosami. 

Mężczyzna zrobił co chciałam. Złapał rękojeść swojej broni i wstał, od razu spoglądając na mnie. Jego twarz nie wyrażała nic, co znaczyłoby cokolwiek.

- Będziesz dowodził pierwszą drużyną. - odezwałam się nagle.- Zostawiam twojemu klanu dowództwo w tej wojnie, liczę na pełną mobilizację w ochronie Konohagakure. - oznajmiłam, a mężczyzna się ukłonił.

- To zaszczyt. Może Hokage na nas liczyć.

Zadziwiała mnie jego postawa. Była dziwna, ale było widać, że wiedział po co tu przyszedł. Tak samo jak jego ludzie. Cieszyło mnie, że jednak wśród ludzi z wioski żyją jeszcze tacy, co nie spoczną, dopóki wioska nie będzie bezpieczna.

Gdy tamci ludzie odeszli, spojrzałam na Hashiramę. Rozmawiał z innymi. Nie chciałam wiedzieć dlaczego tak mnie nie lubią, czy nawet nienawidzą. Znałam parę tych powodów. W końcu wiem jaki był mój klan. Uchiha... Gdy słyszy się to nazwisko wiele osób zaczyna się bać, ale inni nastawiają się na bójkę. Nie każdy szanuje osoby z mojego klanu. Nie każdy nas lubi. Nie każdy chce byśmy żyli. Jednak... nie to powinno nami teraz sterować. To jest wojna! Nie potrzebuję nieudaczników.








C.D.N.

♥ Przepraszam, że tak długo wstawiam ten rozdział... Mam nadzieję, że kiedyś zostanie mi to wybaczone ♥ Jednak nie jest to opowiadanie, które piszę w zeszycie, gdy mam trochę wolnego czasu (lub nie piszę go na lekcjach, gdy mi się nudzi), dlatego trwa to tak długo, dlatego za to przepraszam każdą osobę, która tak długo czekała na next'a ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro