Rozdział XIX
- Powinnaś odpocząć. - powiedział Hashirama zabierając mi pranie.
- Uspokój się! - krzyknęłam poirytowana.- Nawet nie wiemy, czy jestem w ciąży.
- Wybraliście już imię? - zapytał nagle Tobirama. Nawet nie wiedziałam kiedy wszedł.
- Czy wam już serio odbiło?! - krzyknęłam.
Cisza trwała tylko chwilę i Hashirama zaczął mówić o tym co zrobi, kiedy dziecko się już urodzi. Nie było to fajne, bo robił to beze mnie.
- Jak urodzę, to wam dziecka w ręce nie oddam. - odezwałam się nagle.- A co jeśli to będzie dziewczynka? "Indyk myślał o niedzieli, a w sobotę mu łeb ucięli". - oznajmiłam z uśmiechem.- Zapamiętaj to sobie, kochanie.
- To chociaż chodź do lekarza. Niech sprawdzi, czy jesteś w ciąży!
- To dobry pomysł. - przytaknął Tobirama.
- Jesteście nienormalni. - oznajmiłam.- Będą mnie po lekarzach ciągnąć... Jestem Hokage i mam ważniejsze rzeczy na głowie! - mruknęłam idąc do biura.- Jak będę miała brzuch to Ci powiem, a teraz to mnie w spokoju zostaw! Ty też Tobiramo! - krzyknęłam, gdy obaj zaczęli iść w moją stronę.
Po wydarciu się na nich, zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam przy biurku. Zaczęli mnie już wkurzać, a szczególnie Hashirama. Ojciec mi mówił, że ciąża to nie choroba, ale matka była tego sprzeczna. Nie cieszyłam się na obowiązki z tym związane, ale skakałam z radości wiedząc, że to będzie moje dziecko i Hashiramy. Nie ukrywam, ale chciałabym, by wyglądała jak mój miś. Była by taka słodka i zawsze bym sobie o nim przypominała przy malutkiej.
Siedziałam tak nie całą godzinę, ale czułam się obserwowana. Wiedziałam, że to nie mogli być Tobirama, ani Hashirama. Podparłam brodę na dłoniach i spojrzałam na okno. Poruszyło się coś, ale udawałam, że tego nie widzę. Nie ciągnęło mnie do walki i nie chciałam jej wzniecać.
- Mogę wejść? - usłyszałam pukanie do drzwi i głos. Postać za oknem zniknęła.
- Oczywiście, wchodź! - krzyknęłam na zaproszenie.
Do pokoju wszedł Hashirama z jakąś kobietą. Miała długie jasnoczerwone włosy i duże oczy bez źrenic. Na sobie miała złożone kimono z wysokim kołnierzem z symbolem Uzushiogakure.
- Kto to? - zapytałam przyglądając się kobiecie.
- Jestem Mito Uzumaki. Cieszę się, że w końcu poznałam Hokage tej pięknej wioski. - przedstawiła się i zaczęła się podlizywać. Przynajmniej tak to odebrałam.
- Czy coś się stało? - zapytałam ponownie.- Jestem pewna, że członek z klanu Uzushiogakure nie przybyłby do mnie bez powodu.
- Niestety, ale jest problem i to nie mały. - zaczęła spokojnie.- Ludzie podejrzewają panią o władanie ogoniastą bestią z dziesięcioma ogonami. - powiedziała szybko. Wszystkie oczy były skierowane na mnie.
- Co związku z tym? - zapytałam niezruszona.
- Chcę wiedzieć czy to prawda i... - przerwała na chwilę.-... są osoby które pragną tej mocy. W każdej chwili mogą zaatakować panią, Hokage.
- Poradzę sobie. Tylko mój mąż może się ze mną równać. - oznajmiłam i zaplotłam ręce na piersi.
- Hokage-sama to nie są przelewki. To poważna strawa! - nie dawała mi spokoju.
- Kochanie wyproś ją, proszę. - odezwałam się nagle.
- Proszę mnie wysłuchać.
- Czy sugerujesz w ten sposób, że nie jestem w stanie ocalić swojej wioski?! - wrzasnęłam wstając.- Jestem Hokage Wioski Ukrytej w Liściach i nie potrzebuję opieki od ludzi takich jak ty! - moja ręka walnęła z całej siły w brat biurka. Nawet Hashirama się wystraszył i bał się o życie kobiety.
Poprosił kobietę, by wyszła razem z nim. Stanęli nie daleko drzwi i zaczęli rozmawiać. Wszystko słyszałam...
- Jesteś pewna, że to ona?
- Hashiramo, jeśli czegoś nie zrobimy może go uwolnić i zniszczyć wioskę! Najgorsze będzie dopiero wtedy, gdy zjawią się ci, którzy pragną tej wielkiej mocy. - oznajmiła.
- Wiem, że gdyby potrafiła go kontrolować, powiedziałaby mi o tym.
- Na jej miejscu też bym się bała!
Nie mogłam tego słuchać. Wstałam i podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Spojrzeli na mnie wystraszeni, a ja poprosiłam kobietę do gabinetu. Hashirama chciał pójść z nami, ale odradzałam. Chciałam porozmawiać z nią na osobności.
Wróciłam do biurka i usiadłam na krześle, a Mito usiadła na przeciwko mnie. Patrzyłam na nią. Moim zdaniem była dziwna.
- Masz rację. Kontroluję ogoniastą bestię, ale to potrafi nie każdy Sharinganowiec. - zaczęłam.- Chcesz pomóc przy ogoniastym, ale wiec, że jeśli twoja pomoc jest szczera muszę zrobić coś o czym nawet bym nie pomyślała.
- Ale pomyślałaś... - wystraszyła się lekko.- O co chodzi?
- Będziesz musiała go w sobie zapieczętować. - w moich oczach zaświecił Sharingan. Zaczęłam ją nienawidzić.
- To chyba żarty! Nie może~...
- Tylko tak możesz pomóc! - przerwałam jej uderzając dłonią w blat.- Wybieraj. Masz czas do zachodu, a teraz wyjdź zanim zacznę rozważać zabicie cię. - dodałam, a Mito ukłoniła się i wyszła.
Prychnęłam, gdy pojawił się mój mąż. Na jego twarzy widniał żal i strach. Wiedziałam, że to moja wina, bo nie często odpalałam Sharingana.
- Czyli to prawda. - zaczął podchodzić.- Dlaczego mi nie powiedziałaś?!
- Nie było okazji, a poza tym... - w moich oczach pojawiły się łzy.-... powinieneś wiedzieć co potrafią oczy Uchihy! Tobirama zawsze robi Ci wykład na ten temat, gdybym kiedyś chciała Cię zabić! - krzyknęłam i wstałam. Miałam dobry widok na jego oczy.
- Jesteś moją żoną... Powinnaś mówić mi o takich rzeczach.
- To ja jestem Hokage i sobie poradzę! - wrzasnęłam i zniknęłam.
--------------------------
→ Kolejna część...
✗Moje starania są bezinteresowne
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro