Rozdział II
Mordowano dzieci... Nie mogłam na to patrzeć... Założyłam maskę i pobiegłam za bratem. Osaczyliśmy jakiegoś Senju, który wyglądał jak zwykły chłopak w dwu kolorowych włosach. Nie chciałam go krzywdzić.
- Zrób to, już! - krzyknął jakiś mężczyzna i walną mnie z liścia.- Nie wahaj się!
Patrzyłam z oczy wystraszonego Senju. Moja godność mi na to nie pozwalała, ale wiedziałam, że jak tego nie zrobię mogę zginąć.
Strach w oczach chłopaka narastał, a ja tylko złapałam za rękojeść miecza i jego końcem wymierzyłam w jego klatkę.
- Wybacz mi... - powiedziałam cicho.
Senju uśmiechnął się lekko, a ja tylko zamachnęłam się i... zabiłam go.
***
Nie minęło sporo czasu od walki, a ja jak zawsze powędrowałam nad rzekę. Podniosłam wzrok w tamtą stronę, a tam zauważyłam tego samego chłopaka, co chyba lubił mnie wkurzać.
- Cześć, kopę lat! Hashimara, dobrze pamiętam?
- Tak. - powiedział bez uczuć.
- Wyglądasz na przybitego, Hashiramo. Coś się stało?
- O czym ty mówisz? Nic mi nie jest. - mówił patrząc przed siebie.
- Nie kłam, mi możesz powiedzieć. - powiedziałam i usiadłam obok chłopaka.
----------------------------------
Czary mary i jak zwykle późno, ale na zegarku jest 21.25
→ Kolejna część...
✗Moje starania są bezinteresowne
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro