Rozdział XIX ✔
Wszyscy ninja wybiegli z domów i schronów. Wszyscy chcieli walczyć! To nie były zwykłe potyczki z innymi shinobi. To była wojna nowej ery. Jedyne co mogliśmy zrobić, by chronić Konohę, to stanąć do walki.
- Nii-chan... - szepnęłam, gdy zobaczyłam jej sylwetkę w oddali.
Stała dość daleko od nas wszystkich. Patrzyliśmy wszyscy, gotowi do walki, gdy usłyszałam tylko śmiech dziewczyny. Uciekła w głąb lasu... Oczywiście, wszyscy pobiegliśmy za nią, a najwięksi śmiałkowie i nie tchórze byli już przed nami i nagle zniknęli w dymie. Reszta zatrzymała się, gdy usłyszeliśmy krzyki i wrzaski tamtym mężczyzn...
W mgłę wbiegli inni shinobi, a nawet moi rodzice... Chciałam i szybko ruszyłam za nimi, ale złapał mnie sensei Uzumakiego - Konohomaru! Rzucił mnie na ziemię i nie pozwolił wstać. W sumie... nie tylko mi. Inne dzieciaki najwyraźniej również chciały pobiec za swoimi rodzicami, ale nie pozwolili im, jak mnie.
"Dlaczego?" - rozpłakałam się i nawet nie powstrzymałam słonej cieczy, która spływała po moich policzkach. Każdy inny krzyk i wrzask przypominał mi o rodzicach. Bałam się, że właśnie to oni tak krzyczą... Nie mogłam tak siedzieć, bo mi każą.
- Jestem Ninja! - krzyknęłam nagle.
Wszystkie oczy skierowały się na mnie, gdy wstałam, a w mojej dłoni pojawił się kunai. Wszyscy wiedzieli co zamierzam zrobić. Konohamoru podszedł do mnie i złapał mnie za ramię, gdy rzuciłam go na ziemię z impetem. Warknął z bólu, a ja sama wbiegłam w mgłę.
Co zobaczyłam? Martwe ciała shinobi, krew, śmierć i ojca walczącego z Nii. Był ranny... Coś we mnie pękło. Co takiego? Nie umiem tego wytłumaczyć. Dziwne uczucie...
"Nie chcę być ninja!" - ten głos... To były moje słowa. Nie pisałam się na to! Ale teraz? "Jesteś gotowa, Chiyo?" - Hokage...
- Ja...? - zamknęłam oczy.
Jedynie co widziałam to ciemność... Tylko ciemność... Zakryłam uszy i warknęłam na siebie w myślach.
- Ja... - dałam prowadzić się ciemności.
Poczułam jeden dotyk. Zapłonęłam... Czułam to, słyszałam jak mnie ktoś woła... Uchyliłam wtedy lekko powieki i ponownie spojrzałam na ojca... leżał ranny na ziemi. "Wybacz Chiyo." - poczułam te uczucie... w sercu...
- Papa! - krzyknęłam i rzuciłam się do walki.
Inni ninja pobiegli w moją stronę. Poradziłam sobie z nimi bez problemu, pozbywając się wrogów ze swojej drogi, pędząc przed siebie. Jaki był mój cel? Dobrze go znałam! Zabrałam katanę jednemu z ninja, przebijając nią kilku z nich na wylot. Nie miałam dla nich litość. Oni nie litowali się nad shinobi Konohy, to ja nie mogłam mieć litości dla nich. Ojciec był ważniejszy w tej chwili!
Będąc już blisko, wbiegłam przed leżącego ojca i oddając się atakowi dawnej przyjaciółki. Stałam na równych nogach. Nii przebiła mój bok na wylot... Złapałam ostrze miecza, zatrzymując go, ale przy tym świadomie rozcinając swoje dłonie. Wściekła spojrzałam w oczy dziewczyny. Widocznie wystraszyła się moich oczu. Na początku nie rozumiałam... Sharingan... przecież wiele razy go widziała, prawda?
- Mangekyou Sharingan?! - krzyknęła, widocznie przestraszona.
"Teraz rozumiem..." - bała się Mangekyou Sharingan'a. Czekaj... Jak to Mangekyou Sharingan? Przecież... ja...
***
Nii uciekła, a ja wyjęłam miecz ze swojego boku. Rzuciłam go gdzieś dalej i nagle spojrzałam ojcu w oczy. W moich tęczówkach dalej świecił Mangekyou Sharingan, a Mangekyou ojca patrzył tylko na mnie. To był koniec walki. Wszyscy zwiali razem z Nii. Mogłam dobrze przypatrzeć się tacie... Widziałam w jego oczach piękne uczucie... Dzięki temu robiło mi się cieplej na sercu...
- Chiyo... - przerwał mu krzyk Izumi.
Wzrok skierowałam w stronę mamy, gdy ona kucnęła przy tacie. Popatrzyła na mnie. Ona również się wystraszyła... Nie mogłam tu dalej stać. Uśmiechnęłam się z troską i pobiegłam w stronę, gdzie zniknęła Nii. Słyszałam tylko głos mamy, gdy zniknęłam za drzewami...
END
---------------
Spokojnie! To nie jest koniec, znaczy... koniec tylko tej części, ale pojawi się druga.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro