Rozdział IV ✔
Tym razem, lekcja miała być o technice przyzywana. Lekcja była prowadzona przez Konohamaru, a umiejętności jakie pokazał były - moim zdaniem - na poziomie przeciętej...
Stałam za Boruto, a zwykła rozmowa dziewcząt i chłopców przerodziła się w kłótnię, której nie chciałam słuchać, bo kłótnie nie leżały w mojej naturze. Wciąż stałam za Boruto, ale po chwili Sarada złapała mnie za nadgarstek i wyciągnęła z tłumu samych chłopców.
- A Ty, Chiyo? Po czyjej jesteś stronie? - zapytała Sarada.
- Nie przeciągaj jej na swoją stronę jeśli nie chce! - krzyczał Boruto.
- Chiyo jest dziewczyną i nie będzie się z wami zadawała! - wrzasnęła Sarada, ale oboje trząsali mną raz w jedną i w drugą stronę.
- Suika no Jutsu. - powiedziałam cicho i zmieniłam swoje ciało w wodę, po czym wyszłam z ich uścisku, wracając do zwykłej formy.- Nie jestem po niczyjej stronie, ale... jako, że jestem rasy żeńskiej muszę stać po stronie dziewczyn. - oznajmiłam spokojnie.
- Co z wami? Co to za kłótnie?! Nie zapominajcie, że jesteście na lekcji! - Sarada i Boruto prychnęli.
***
Szłam korytarzem w stronę głównego wyjścia Akademii. Wychodziłam właśnie z sali, ale usłyszałam kroki i głosy: Boruto, Shikadai'a, Denkie'go i Inojin'a.
- Ty i Sarada znacie się od dzieciństwa, nie? - powiedział Inojin.
- Serio?! - zdziwił się Denki.
- Tylko dlatego, że nasi starzy się kumplują, dattebasa! Nie będę przyjaźnił się z Uchihą! - powiedział poirytowany.
- Łącząca was więź wygląda na upierdliwą. - oznajmił Shikadai.
- A ta nowa...? To też jest Uchiha. - dodał Denki.
- Znacie się? - spytali wszyscy razem.
- My~... - zaczął Boruto, ale gdy mnie zobaczył od razu ucichł.
Nie patrząc w ich stronę, szłam prosto do wyjścia, czując łzy w powiekach.
***
- Poproszę bułkę z yakisobą! - krzyknęła Sarada jak i Boruto.- Proszę pani, bułka z yakisobą! - spojrzeli na siebie z irytacją.
- Przykro mi, ale została już tylko jedna. - powiedziała starsza pani.
Siedziałam przy stoliku, przyglądając się sytuacji. Odparłam głowę o lewą rękę i ze wzykłym spojrzeniem słuchałam drugiej kłótni w tym dniu, jak zwykle z udziałem Boruto i Sarady.
- Kochanie? - spojrzałam w stronę głosu.
- Kaa-chan*?! (Mama*) - uśmiechnęła się do mnie kobieta.
- Czy to nie Sarada i Boruto? - spytała, siadając obok mnie.- O co tym razem poszło?
- O ostatnią bułkę z yakisobą... - powiedziałam, lekko się uśmiechając.
- Mhm... - spojrzałam na mamę.- Prawie bym zapomniała! Przyniosłam Ci obiad. - podała mi pięknie zapakowany obiad w chustce z herbem naszego klanu.
- Dziękuję...? - zdziwiłam się, gdy Izumi zaczęła odchodzić.- Kaa-chan?! Gdzie jest tata?! - spytałam ciekawa.
- Nie będzie go, ale nie mówił do kiedy. Kocham Cię! - krzyknęła i zniknęła.
Spojrzałam na wcześniej kłócącą się dwójkę. No właśnie, wcześniej... Teraz to dało się zauważyć, że Boruto jak i Sarada, przygotowywali się do bójki.
- Co ja, biedna, mam począć?! - krzyczała przerażona Sumire.
Sarada i Boruto lekko się ruszyli, a ja już stałam w środku, powstrzymując ich dwójkę od niepotrzebnej walki.
- Wystarczy! - krzyknął sensei, pojawiając się za mną.
- Chiyo?!
- Sensei?! - krzyknęła Sarada, od razu po Boruto.
- Walki pomiędzy uczniami są zakazane! - powiedziałam, odchodząc.
- Jednakże chęć zwycięstwa sprawia, że shinobi się rozwijają. - zaczął Shino, a ja stanęłam przy przerażonej jeszcze bardziej Sumire.- Po szkole przygotuję dla was pole bitwy! Włożycie w walkę całe serce i rozwiążecie tę sprawę raz na zawsze!! - wykrzyczał to bardzo śmiało i z wielką "radością".
***
Dzwonił już dzwonek... Lekcje właśnie się skończyły, a wszyscy stali przy głównej bramie Akademii.
Chłopcy stali po prawej, a dziewczyny po lewej stronie. Atmosfera była bardzo napięta, co nawet mnie nie zdziwiło.
- Jest tylko jedna reguła! - zaczął sensei.- Wygrywa drużyna, która jako pierwsza zdobędzie znajdującą się na dachu flagę. Przegrani wypełniają żądania wygranych. Zrozumiano? - dodał.
- Tak jest! - krzyknęła cała klasa.
- Do biegu, gotów, start!
Wszyscy ruszyli do biegu. Chłopaki zaatakowali pierwsi. Iwabe użył swojej techniki: "Doton: doryuheki" i ziemia zagrodziła nam drogę.
Spojrzałam na swoje stopy, a potem na sensei'a, który obserwował każdy nasz ruch. Zaryzykowałam! Skupiłam całą czakrę w stopy i weszłam poziomo po ściankę z ziemi. Po przejściu, złożyłam pieczęcie i celując w biegnących chłopaków, krzyknęłam:
- Suiton: Suidan no Jutsu! - wypuściłam dużą ilość wody w postaci silnego strumienia z ust.
Wszyscy z drużyny chłopców upadli, mokrzy na ziemię przed Akademią, a po chwili coś wybuchło.
- Zapomniałem wspomnieć. W szkole jest pełno pułapek.
- Hę?!
- Powód tego jest prosty, wytworzenie poczucia jak największego napięcia! Dzięki temu treningowi~... - przerwał, bo zorientował się, że już nikogo nie ma oprócz mnie.
- Czasami rozumiem jak pan się czuje. - powiedziałam miło i wbiegłam do szkoły.
Cicho biegałam po korytarzach Akademii szukając swojej drużyny, do momentu dopóki nie usłyszałam ich krzyków...?
- Co to jest?! Nienawidzę ropuch!
- Więc twój plan polegał na skrzywdzeniu przeciwnika bez brudzenia sobie rąk? - spytał Inojin.
- Nie rób ze mnie zimnego drania. - powiedział Shikadai.
- A więc to tak traktuje się dziewczyny, hę? - powiedziałam, krzyżują ręce pod biustem.- Suiton: Mizuame Nabara. - złożyłam pieczęcie i unieruchomiłam chłopaków w słodkiej, kleistej mazi.- Shikadai, Inojin, Boruto.. A gdzie jest~?
- W-Wypuść ich...! - poczułam kunai na moich plecach.
- Żałosne... - powiedziałam cicho, pojawiając się za chłopakiem.- Nie jesteś, teraz moim największym problemem.
Widziałam przerażenie Denkie'go, dlatego zostawiłam go w spokoju i drużyna dziewcząt pobiegła w drugą stronę, szukając innej drogi na dach Akademii.
Uśmiechnęłam się do chłopaków i poleciałam za nimi. Weszłyśmy po schodach do innych drzwi, ale i one zostały zamknięte.
- Bez szans... Nie przebijemy się! - mówiły dziewczyny.
- Chiyo, dasz sobie z tym radę? - zapytała Sarada.
- Hmm... Chyba nie, mogłabym użyć jednej z moich technik, ale nie mam wystarczająco dużo czakry.
- Rozumiem... - oznajmiła dziewczyna.
Rozmyślałyśmy jeszcze chwilę, bo wokół nas pojawiła się fioletowa mgła. Nic nie widziałyśmy, więc włączyłam sharingana i chroniłam koleżanki z klasy, przed kunai'ami.
Namida wyciągnęła wybuchowe notki i przyczepiła do miedzianej ściany. Wybuchła, a dziewczyny weszły na dach, podsadzając Chocho, by wzięła czerwoną flagę.
Spojrzałam na Boruto, a on wziął zwój i użył swojej krwi, by uwolnić stwora. Nie wierzyłam własnym oczom. Stwór, który wyszedł ze zwoju zachowywał się dziwnie, nie jak na węża przystało, a na dodatek zaatakował Chocho!
- Chocho!! - krzyknęła Sarada.
Ruszyłam, by jej pomóc, ale zostałam wyprzedzona przez Boruto, Shikadai'a i Inojin'a. Uśmiechnęłam się z ulgą, ale uśmiech szybko zniknął w mojej twarzy, gdy zobaczyłam, że wąż chce zaatakować ich czwórkę.
- Katon: Gōkakyū no Jutsu! - krzyknęłam, złożyłam pieczęcie i z ust wypuściłam kulę ognia.
Wycelowałam w węża i go spaliłam. Gdy było już po wszystkim wylądowałam na ugiętych nogach i szybko oddychając, upadłam na ziemię.
- Chiyo? Chocho? Nic wam nie jest?! - pytały dziewczyny.
- Straciłam, tylko trochę czakry... - uśmiechnęłam się marnie.
- Uratowani. - powiedział cicho Boruto.
- Padam z nóg... - oznajmił zmęczony Shikadai.
- Burczy mi w brzuszku. - dodała wiecznie głodna Chocho.
- Swoją drogą, gdzie flaga? - spytał Shikadai.
Wszyscy spojrzeli na Sumire, która akurat trzymała flagę. Po skończonej bitwie, wszyscy stanęli przy głównej bramie. Byliśmy wykończeni...
- Dałeś czadu z tym przyzwańcem, Boruto. - oznajmił Inojin.
- Mówiłem, że to było przypadkiem!
- Czy wyście wszyscy na głowy po upadli? - zapytała Sarada, podchodząc z wszystkimi dziewczynami do chłopaków.
- Przepraszam, Chocho. Przeze mnie mogłaś zginąć i wybacz mi Chiyo, za tak dużą utratę czakry.
- No, ale z tego co wiem, nie było mówione, że przyzywanie jest zabronione. - oznajmiłam, uśmiechając się.
- Rozumiem, że pogodziliście się z porażką? - Sarada zakpiła z chłopaków.
- Tak, robimy, co będziecie chciały. - odpowiedział Boruto.
- Takie reguły gry. - dodał Inojin.
- Dziękujemy. - powiedziałyśmy wszystkie razem.
- Za to, że mnie ocaliliście, tym razem wam się upiecze. - uśmiechała się Chocho.
- Wyciągnęliście ją z krytycznej sytuacji. - powiedziałam i uśmiechnęłyśmy się wszystkie.
- Choć wciąż daleko wam do mojego księcia z bajki, zbliżyliście się do poziomu jego rumaka. - dodała Chocho.
- Byłyście wymagającymi przeciwnikami. - chłopaki uśmiechnęli się miło.- Nasza klasa jednak jest całkiem silna, nie?
- Boruto ma rację! - odezwał się sensei Shino.- Z czasem staniecie się takimi właśnie bułeczkami z yakisobą~...!
- Sensei ma chyba na myśli, że: "Łącząc siły, można pokonać nawet najsilniejszego wroga."
- Tak, to oto chodzi.
- Trzeba było tak od razu! - oznajmił Boruto.- Czasem, ciężko sensei'a zrozumieć.
- Mistrz Shino znowu spalił mądrą przypowiastkę. - zaśmiała się klasa, a ja z nimi.
- Zgłodniałam! Może wpadniemy gdzieś w drodze do domu?
- Może wyskoczymy na te nowe hamburgery? - zaproponował Boruto.
- Czemu nie. - odpowiedziała Sarada.
- Zaczekajcie! - odezwał się sensei.- Najpierw trzeba posprząta~...
I właśnie wtedy, prawie cała buda się zawaliła. Shino i Konohamaru nie wyglądali na szczęśliwych. Prawie cała klasa żartowała sobie z tego całego zdarzenia, a mnie interesował ten stwór. Nie wierzyłam w to, że mógłby przyzwać coś takiego przy takim poziomie czakry.
- Chiyo, idziesz? - zapytał Boruto.
- Może kiedy indziej skorzystam. Do jutra! - oznajmiłam idąc do domu.
***
Podeszłam do drzwi i kluczami - otworzyłam je. Weszłam do środka, a na przed pokoju było strasznie ciemno. Dało się zauważyć, że w domu nikogo nie ma. Weszłam do swojego pokoju na piętrze i wyciągnęłam obiad, który przyniosła mi mama. Rozwinęłam go, a w ryżu była mała karteczka z napisem: "Smacznego, Chiyo~" z podpisem: "Tata". Posmutniałam i zaczęłam jeść. Po chwili usłyszałam kroki na przedpokoju, wyciszyłam czakrę i powoli zeszłam na dół.
Widziałam sylwetkę mężczyzny... wstrzymałam oddech. Szybko znalazłam się za mężczyzną i z wielką prędkością zaatakowałam osobę. Mężczyzna złapał mój nadgarstek i przerzucił mnie przez ramię. Leżałam na ziemi, a mężczyzna wszedł do kuchni. Oczywiście, poszłam za nim.
- Wciąż Ci do mnie brakuje. - przysunęłam się bliżej Itachie'go.
- Gomen~... - zaczęłam, ale wstający tata nie dał mi dokończyć.
Dłoń ojca dotknęła moje ramię, po czym nagle mnie przytulił. Stałam jak wryta. Nie miałam pojęcia co się właśnie stało.
- Przepraszam... Bardzo bolało? - zapytał, odsuwając się lekko ode mnie, patrząc mi w oczy.
- Tylko trochę. - również spojrzałam w jego oczy.- Suiton: Suidan no Jutsu... - dodałam wypuszczając z ust strumień wody, prosto w ojca.
Ojciec upadł na ziemię i po chwili zamiast niego pojawił się Konohamaru. Byłam wściekła, jak i smutna. Łzy złości i smutku spływały mi po policzkach...
- J-Jak mogłeś... Otou-san?! - krzyczałam, a łzy były coraz to intensywniejsze.
- To nie był jego pomysł.
- To czyj?! - wrzasnęłam wściekła.
- Pomysł należał do Siódmego... - zaczął, a ja stałam wryta.- Powiedział, że się ucieszysz, kiedy zobaczysz ojca. - dodał.
- Gdybyś choć trochę wiedział o moim tacie, wiedziałbyś, że on nigdy by mnie nie skrzywdził, tylko uniknąłby atak. A na dodatek, słabo idzie Ci przemiana w mężczyzn, bo tatuś nie ma takiego koloru oczu.
- Rozumiem, ale~... - zaczął.
- Wyjdź, chcę zostać sama...
C.D.N.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro