Special Chapter: At The End
[ Rozdział specjalny na zakończenie scenariuszy – urywki przyszłości Reader z Uchiha. Nie próbujcie się doszukać jednego powtarzalnego pomysłu, bo to taki miszmasz ]
[ Życzę Wam udanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku! ]
Sasuke
– To już ostatnie pudło – powiedział Sasuke, ładując je do bagażnika auta.
– Cudownie – odetchnęłaś z ulgą i zamknęłaś klapę, po czym oparłaś się o tył samochodu, zamykając powieki. – Wreszcie koniec – dodałaś, nie kryjąc zadowolenia.
Przeniesienie kilku kartonów oraz paczek powypychanych twoimi rzeczami było trudniejsze i znacznie bardziej męczące niż na początku przypuszczałaś. Dziękowałaś bogom, że miałaś do pomocy Sasuke i nie musiałaś wszystkich pudeł dźwigać sama.
– Wiesz, jak dojedziemy, to trzeba będzie te pudła jeszcze przenieść do mieszkania i je rozpakować – przypomniał lekko drwiącym głosem.
Gdy tylko w pełni do ciebie dotarły jego słowa, jęknęłaś męczeńsko i zaczęłaś kręcić głową.
– Co to za reakcja? Przecież chciałaś się do mnie wprowadzić. Wręcz nalegałaś na to, żebyśmy mieszkali razem – powiedział Sasuke, przyglądając ci się uważnie.
– Nie wiedziałam, że z tym będzie tyle zachodu – mruknęłaś, nadymając lekko policzki. – Gdybym nie rwała się tak na te studia, nie musiałabym się przeprowadzać. Rodzice z domu by mnie przecież nie wykopali – zaczęłaś rozmyślać na głos. – Nie musiałabym pakować wszystkiego do tych pudeł i ich dźwigać.
– Jeszcze nie zaczęłaś studiować, a już narzekasz? – zapytał z lekkim powątpieniem. – Zaczekaj, aż wejdziesz w świat tej całej medycyny. Wiem, co mówię, w końcu mam brata, który to cholerstwo studiował. Wtedy to dopiero będziesz narzekać.
– A ty będziesz tego słuchał, bo będę mieszkała z tobą – przypomniałaś mu z lekkim rozbawieniem.
– Nie jestem twoim rodzicem. Ja bym cię mógł wykopać z domu – powiedział pod nosem, co jednak dosłyszałaś i w odpowiedzi sprzedałaś brunetowi kuksańca w ramię.
– No jasne. Wspaniały pan Sasuke Uchiha i ta jego "uprzejmość" nigdy się nie zmienią – skomentowałaś.
– Dokładnie, zapamiętaj to – przyznał i również oparł się o samochód. – No, skoro planujesz zostać lekarzem, to będziesz teraz takim drugim Itachim – zauważył.
– To może zacznę też czytać takie książki jak on, co? – zachichotałaś, puszczając chłopaki oczko.
– Wtedy to już na pewno cię wyrzucę z domu – oznajmił niby poważnie, na co ty zareagowałaś śmiechem i przytuliłaś się do niego.
– Naruto miał rację, jesteś okropnym draniem, Sasuke – powiedziałaś, a on zmarszczył lekko brwi. Uśmiechnęłaś się i cmoknęłaś go w policzek. – Ale i tak cię kocham. I cieszę się, że w końcu będziemy mieszkać razem.
Itachi
Białe szpitalne ściany znał aż za dobrze i choć przyzwyczaił się do ich widoku, który poniekąd działał na niego kojąco, tak tego dnia nie potrafił już na nie patrzeć.
Nie mógł wytrzymać w miejscu, dlatego wstał i zaczął krążyć wokół drzwi od sali, w której się znajdowałaś, nie mogąc uwierzyć, że nie chciałaś, aby był przy tobie w tak trudnej i na pewno ważnej chwili.
Itachi niczym nie przypomniał tego spokojnego pielęgniarza, który nie ważne w jak ciężkiej sytuacji się znalazł, umiał zachować zimną krew.
Odchodził od zmysłów i zaczynał poważnie panikować. Nie można było się do niego zbliżyć. Warczał na przechodzące nieopodal osoby, w środku przeklinając, że zgodził się czekać na zewnątrz.
I wtem stanął jak wryty, gdy z wnętrza sali dobiegł go twój długi, bolesny krzyk, który nawet przez drzwi był tak głośny, że odbijał się od białych ścian i uderzał echem w mężczyznę.
Znów usłyszał twój głos, który go paraliżował. Itachi nie potrafił się ruszyć. To było dla niego zbyt stresujące. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje z emocji.
A co jeśli coś pójdzie nie tak?
Zmartwienia nie dawały mu spokoju. Był jednym wielkim kłębkiem nerwów.
Aż w końcu krzyki ucichły i na moment zapadła niepokojąca cisza, którą przerwało coś innego. Coś co rozbrzmiało w jego uszach i wywoływało łzy w oczach. Płacz dziecka. Z jednej strony cichy, a z drugiej tak wyrazisty, że pochłaniał cały korytarz.
Itachi musiał usiąść, by nie osunąć się z emocji na ziemię. Oparł się na krześle i odchylił głowę, opierając jej tył o ścianę. W końcu mógł choć połowicznie odetchnąć z ulgą. Nadal jednak gdzieś w środku odczuwał zaniepokojenie. Chciał jak najszybciej się z tobą zobaczyć, ale znał procedury. Musiał cierpliwie czekać.
Nie wiedział ile czasu minęło, ale w końcu z sali wyszedł znajomy lekarz.
– Wszystko w porządku, Itachi? – zapytał, widząc jak blady był Uchiha.
– Tak... Chyba tak... – powiedział niepewnie i spojrzał na niego z wyczekiwaniem.
– No, uśmiechnij się. Macie piękną córeczkę – oznajmił wesoło i poklepał go po ramieniu. – Na co ty jeszcze czekasz? Leć do swoich kobiet. Czekają na ciebie.
Itachiemu nie trzeba było powtarzać. W końcu mógł wejść do sali i zrobił to niemal natychmiast, a wtedy po raz pierwszy zobaczył waszą małą córkę, którą tuliłaś do siebie, posyłając świeżo upieczonemu tatusiowi zmęczony, ale szczery uśmiech.
Shisui
Dzień ukończenia studiów z pewnością był wart zapamiętania, nie tylko ze względu na otrzymany dyplom. Po całej uroczystości, chciałaś z Shisuiem jakoś to uczcić (najlepiej pizzą), jednak chłopak w ostatniej chwili zmienił plany i niespodziewanie zaproponował ci wypad nad jezioro za miastem.
Pamiętałaś, gdy po raz pierwszy cię tam zabrał. Tafla wody połyskiwała tak samo pięknie, jak w dniu, w którym wyznał ci miłość.
Stanęliście na pomoście wciąż mając na sobie formalne ubrania, które włożyliście na wcześniejszą uroczystość. Z uśmiechem pognałaś wzrokiem w dal, przypominając sobie chwilę, w której Shisui powiedział ci, że cię kocha. Oczami wyobraźni widziałaś ten moment tak wyraźnie, jakby wydarzyło się to zaledwie wczoraj.
Uchiha stanął tuż obok ciebie. Pochwycił twoją dłoń i splótł wasze palce razem, jak to miał w zwyczaju robić.
– Dlaczego tu przyjechaliśmy? – zapytałaś, zwracając ku niemu twarz, na której malowało się zaciekawienie. Wiedziałaś, że Shisui nie zabrał cię tu bez powodu. Miałaś przeczucie, że chodziło o coś ważnego.
– Bo to podobno świetne miejsce, żeby zrobić pewną rzecz – oznajmił, jak wtedy, gdy byliście tu pierwszy raz.
Chłopak stanął do ciebie przodem i ujął również twoją drugą dłoń, uśmiechając się w szczególny, nieco tajemniczy sposób. Stanęłaś naprzeciwko niego, w milczeniu oczekując jego dalszych słów. Mogłaś spodziewać się po nim naprawdę wszystkiego. Zgadując jego zamiary, nigdy nie wpadłabyś jednak na pomysł, że chłopak przed tobą uklęknie.
– Shisui, co ty... – szepnęłaś zszokowana, jednak przerwał ci gestem dłoni.
– Daj mi powiedzieć – poprosił z nieśmiałym uśmiechem. – Bardzo mocno cię kocham, [Y/N]. Jesteś dla mnie jak iskierka, która rozświetliła moje życie i uczyniła mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. – W tej samej chwili wyjął z kieszeni piękny pierścionek zaręczynowy. – Mój dziadek dał ten pierścionek mojej babci, gdy się jej oświadczał. Teraz należy do mnie, a ja chciałbym go przekazać tobie – powiedział, uśmiechając się niepewnie. Był to chyba najbardziej stresujący moment w jego życiu. – [Y/N], czy zgodzisz się za mnie wyjść? – spytał, patrząc ci prosto w oczy.
Zamurowało cię.
Nie byłaś przygotowana na coś takiego, a jednak stało się.
Miałaś mętlik w głowie, w oczach zbierały ci się łzy, a ciało zaczynało delikatnie drżeć. Nie wiedziałaś, czy wpływ miała na to magia zawarta w tej chwili, ale niewiele myśląc, rzuciłaś się chłopakowi na szyję, między cichym szlochem a urywanym oddechem piszcząc radosne "Tak!".
Madara
Stałaś przed wielkim lustrem w złotej ramię i wpatrywałaś się w swoje odbicie, podziwiając piękną, niezwykle kosztowną, białą suknie ślubną, w której miałaś pójść do ołtarza.
To był twój wielki dzień, który chciałaś zapamiętać do końca życia. Od rana chodziłaś cała w skowronkach, czułaś się lekka niczym piórko i byłaś wszystkim szalenie podekscytowana.
Twój entuzjazm zaczął gasnąć w miarę upływu czasu. Zaczynała do ciebie docierać rzeczywistość, która sprawiła, że twoim ciałem zawładnął niesamowity stres. Bałaś się, że coś mogłoby pójść nie po twojej myśli. Ten dzień miał być wyjątkowy, idealny – im więcej o tym myślałaś, tym bardziej zaczynałaś panikować, a w twojej głowie pojawiały się coraz to dziwniejsze scenariusze, jak ślub mógłby się potoczyć.
Czas płynął nieubłaganie i nim się obejrzałaś, byłaś w połowie drogi do ołtarza, a wszystkie pary oczu skierowane były tylko na ciebie i bacznie śledziły każdy twój ruch.
Dopiero, gdy stanęłaś tuż obok Madary, emocje z ciebie zeszły. Kiedy zobaczyłaś wzrok swojego przyszłego męża, zrozumiałaś, że w tym dniu to on jest dla ciebie najważniejszy, a wszystko inne przestało mieć znaczenie. Nawet wizja twojego upadku w trakcie ślubnego marszu, która na szczęście się nie spełniła.
Sam ślub był pięknym i kosztownym wydarzeniem, które miało miejsce na wynajętym specjalnie na tę okazję statku. Liczni goście byli pod wrażeniem całej ceremonii, zdawało się, że wszyscy wstrzymali oddech, gdy wypowiedziałaś sakramentalne „tak”.
Wesele wcale nie było mniej wykwintne. Przyjęcie odbywało się pod gołym niebem. Świetne napitki, przepyszne dania serwowane pod gwiazdami, to wszystko, połączone ze znakomitą muzyką i ciepłą atmosferą, dało cudowny efekt, tak piękny, że aż trudno było go sobie wymarzyć.
Chwilą, która w twoim mniemaniu była najdoskonalsza, był wasz taniec. Orkiestra przygrywała wolną, lecz przyjemnie miłą melodię. Był to chyba walc. Tak podejrzewałaś, ale nie chciałaś zaprzątać sobie tym zbytnio głowy. Przytuliłaś się do Madary, opierając głowę na jego ramieniu. Zamknęłaś oczy i pozwoliłaś ciału na delikatne kołysanie w rytm fal bujających łagodnie statkiem.
– Wyglądasz przepięknie – szepnął Madara.
Uśmiechnęłaś się odruchowo i spojrzałaś na niego spod lekko uchylonych powiek. Ułożyłaś policzek na jego dłoni, stanęłaś na palcach i w odpowiedzi delikatnie go pocałowałaś.
Obito
Zaczęła się jesień. Trzymałaś dłonie wokół kubka pełnego gorącej herbaty, by się rozgrzać. Za oknem było szaro, pochmurno, a przez padający od rana deszcz miałaś wrażenie, że cały świat pogrążył się w smutku, który, o dziwo, ciebie jednak nie dotyczył.
Podekscytowana przeglądałaś katalog z sukniami ślubnymi, nie mogąc się doczekać powrotu narzeczonego. Obito wyszedł gdzieś po śniadaniu i jeszcze nie wrócił. Nie martwiłaś się o niego, w końcu był dorosłym mężczyzną, a przez ostatni czas bardzo się zmienił. Wciąż był tym miłym i uśmiechniętym Uchihą, jednak na wiele spraw zaczął patrzeć dojrzalej, co potwierdzał swoim zaangażowaniem w przygotowania do waszego ślubu, który miał się odbyć przed końcem tego roku.
Wzięłaś łyka herbaty i przekręciłaś stronę. Wtem usłyszałaś dzwonek, a chwilę później ktoś wszedł do domu. Wiedziałaś, że był to Obito, bo tylko on ze znanych ci osób najpierw używał dzwonka, by następnie wpakować się samemu do środka, nie czekając na otworzenie drzwi. Czasem zastanawiałaś się po co w ogóle dzwonił, skoro to był wasz dom.
Nim się obejrzałaś, chłopak wszedł do kuchni z dużym kartonem w rękach, który ustawił na stole, tuż obok twojego magazynu. Spojrzałaś na pudło zaciekawiona, a następnie przeniosłaś wzrok na Obito, unosząc pytająco brwi.
– Co to? – zapytałaś, zastanawiając się czy nie lepiej byłoby po prostu otworzyć i zobaczyć co było w środku.
– Niespodzianka – oznajmił z tajemniczym uśmiechem, rozpinając płaszcz. – No, otwórz – zachęcił z podekscytowaniem, nie mogąc się już doczekać twojej reakcji.
Bez zastanowienia zaczęłaś siłować się z taśmą klejącą, która w rzeczywistości była o wiele mocniejsza, niż przypuszczałaś. Zirytowana sięgnęłaś po nożyk do owoców i za jego pomocą ostatecznie udało ci się otworzyć pudełko.
– Doniczka – mruknęłaś, wyciągając duży biały przedmiot. – A gdzie kwiaty do kompletu?
– Mam coś lepszego – oznajmił i zniknął w korytarzu. Po chwili wrócił już bez płaszcza, a w dłoniach tym razem miał zawinięte w folię małe drzewko cytrynowe.
Nie wiedząc co powiedzieć, jedynie cicho zachichotałaś, podchodząc do mężczyzny i całując go w policzek.
– À propos niespodzianek, też mam dla ciebie jedną – oznajmiłaś i pobiegłaś do pokoju.
Gdy wróciłaś Obito zajmował się drzewkiem, które zdążył już wcisnąć w nową doniczkę.
– Byłam dziś u lekarza – oznajmiłaś, skupiając na sobie jego uwagę. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, podałaś mu zdjęcia USG. – Nasza kruszynka rośnie z każdym dniem – dodałaś z uśmiechem.
Obito obejrzał zdjęcia, nie mogąc się powstrzymać przed wyszczerzeniem zębów, a nawet cichym piskiem radości. Przyciągnął cię do siebie i czule objął, całując w głowę. Ułożył dłoń na twoim delikatnie zaokrąglonym brzuchu i zaczął go ostrożnie głaskać.
Cieszyłaś się, że zareagował w taki sposób, przypominając sobie, jak zemdlał, gdy po raz pierwszy usłyszał o twojej ciąży.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro