Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nabroił i czuje się winny

Sasuke

Bransoletka, którą dostałaś od Sasuke na urodziny nagle gdzieś zniknęła. Dopiero później Uchiha znalazł ją u siebie w pokoju i powiadomił cię, że zgubiłaś ją u niego. Miałaś ją odebrać zaraz po zakupach, na które wybrałaś się z mamą.

Brunet nudził się, czekając, dlatego z braku lepszego zajęcia zwyczajnie zaczął bawić się twoją biżuterią, która okazała się niezwykle delikatna. Do tego stopnia, że po krótkim miętoszeniu w palcach i skręcaniu zwyczajnie się rozpadła.

Uchiha nie miał pojęcia jak miałby to wytłumaczyć, a wiedział, że najpewniej będziesz rozpaczać. W końcu zepsuł rzecz, którą sam ci podarował i która była dla ciebie cenna, co sama mu ostatnio powiedziałaś. Cieszyłaś się wtedy jak małe dziecko, przez co Sasuke zaczął się złościć i zadawać sobie pytanie, po co w ogóle ruszał tę bransoletkę?

Był wkurzony na samego siebie, że nie odstawił biżuterii w bezpieczne miejsce i nie poczekał na twój przyjazd, zajmując się czymś innym.

O żadnej próbie naprawy z jego strony nie było nowy. On kompletnie się na tym nie znał. W takich sytuacjach zazwyczaj pomagał mu brat, na którego Sasuke zawsze mógł liczyć.

Tym razem również postanowił się do niego zwrócić, a Itachi jako przykładny starszy z rodzeństwa od razu się tym zajął. Zabrał bransoletkę do znajomego, który rzekomo mógłby ją naprawić.

Rolą Sasuke było tylko odwrócenie twojej uwagi od braku biżuterii, gdybyś jednak pojawiła się wcześniej. Ku rozpaczy przewodniczącego szkoły, podjechałaś pod rezydencję Uchiha nim Itachi wrócił.

– Sasuke, jestem! – zawołałaś, przekraczając próg drzwi. Sasuke wielokrotnie powtarzał, że mogłaś wchodzić jak do siebie, bo przecież byłaś jego dziewczyną.

Spanikowany, słysząc twój głos, musiał działać bardzo ostrożnie, by niczego nie popsuć. Nie mógł niczym zdradzić, że coś jest nie tak, a jednocześnie musiał odciągnąć twoją uwagę od bransoletki. I wiedział, że takie zadanie wymaga użycia radykalnych środków.

Brunet wszedł szybko do korytarza, nim do końca zdjęłaś buty i bez słowa cię przytulił. Nawet jeśli lubił czułości, to nigdy tego specjalnie nie okazywał. Dlatego tak bardzo cię zaskoczył, gdy się do ciebie mocno przykleił.

Mimo zdziwienia, nie podejrzewałaś nawet, że za jego dziwnym zachowaniem mogło się coś kryć, byłaś zbyt pochłonięta myślą, że wreszcie sam zainicjował pieszczoty, na które z chęcią przystałaś, uważając, że zwyczajnie się stęsknił.

– Możesz u mnie zostać na dłużej? – zapytał, a gdy przytaknęłaś głową, pociągnął cię za rękę do salonu, deklarując, że obejrzyjcie sobie film.

– Sasuke, a co z moją bransoletką?

Na to pytanie aż wstrzymał na moment oddech.

– Jest w pokoju, dam ci ją później – oznajmił szybko i usiadł z tobą na kanapie.

– A jak oboje zapomnimy? Gdzie leży, pójdę po nią teraz – powiedziałaś z zamiarem wstania, jednak chłopak znów cię niespodziewanie przytulił. I mimo iż bardzo ci się podobało, gdy trzymał cię w ramionach, to wydało ci się to już delikatnie podejrzane.

– Nie idź, film się zaraz zacznie – przypomniał, wzmacniając uścisk. Ściągnęłaś lekko brwi i w końcu wydostałaś się z jego objęć.

– Sasuke, zachowujesz się zupełnie jak nie ty! – zarzuciłaś mu, wbijając w niego przeszywające spojrzenie. – Jesteś chory czy coś?

– Nie, spokojnie – odparł, również wstając. Otwierał już usta, by coś dodać, jednak wtedy usłyszał zamykanie drzwi i kroki.

– Sasuke, mam tę bransoletkę. Udało się ją naprawić – oznajmił Itachi jeszcze przed tym, gdy wszedł do salonu. Gdy już tam zajrzał i was razem zobaczył, zrozumiał, że właśnie przypadkowo wydał swojego braciszka.

– Bransoletkę? – Uniosłaś brwi, odwracając się do starszego Uchihy, który trzymał wspomniany przedmiot w dłoni, po czym znów spojrzałaś na Sasuke z pytaniem w oczach.

– Wyjaśnię ci... – obiecał młodszy brunet i westchnął cicho z rezygnacją.

Itachi

Itachi ostatnio stłukł twój ulubiony kubek, który tak bardzo lubiłaś i trzymałaś go w szafce pod kluczem, by po ciężkim, pracowitym dniu  usiąść wygodnie i napić się preferowanego przez ciebie napoju w czasie przerwy.

Sam nie wiedział, jak to się stało. To były ułamki sekund, jednak potłuczone szkło na podłodze było wystarczającym dowodem, że rzeczywiście to zrobił.

I to nie było coś, czym chciał się przed tobą chwalić. W końcu chodziło o twój ręcznie wykonany i pomalowany kubek, który dla ciebie był prawdziwym skarbem, z którym wiązały się najlepsze wspomnienia, jeszcze z czasów dorastania.

Zazwyczaj trzeźwo myślący Uchiha, w tamtej chwili pozwolił, by emocje wzięły nad nim górę. Szok i poczucie winy przyćmiły jego umysł. Właśnie dlatego, zamiast zwyczajnie się od razu przyznać i przeprosić, próbował skleić kubek za pomocą taśmy klejącej, której normalnie używało się do zabezpieczenia opatrunków.

Gdy to nie wypaliło, spanikował jeszcze bardziej, ale na szczęście, tylko na kilka sekund, po których do głowy zawitało mu wyjście z tej niezbyt dobrej dla niego sytuacji.

Najpierw jednak musiał się pozbyć dowodów swojej zbrodni, co okazało się niemożliwe, bo akurat weszłaś do pokoju pielęgniarek i od razu zobaczyłaś pozostałości po swoim ukochanym kubku.

– [Y/N], ja... Ja przepraszam – powiedział skruszony, gdy cię zobaczył. Nie wiedział, jak miał się tłumaczyć, a te słowa same wyszły z jego ust.

– Mój kubeczek... – powiedziałaś smutno, patrząc na kawałki szkła z lekkim niedowierzaniem.

– Wybacz mi, odkupię ci go – powiedział szybko i podszedł do ciebie, po czym mocno przytulił.

Miał ogromne wyrzuty sumienia i wciąż się zastanawiał, jak mógł dopuścić do czegoś takiego. Nie chciał ci robić przykrości i widząc, że naprawdę się tym przejęłaś, poczuł bolesny ścisk serca oraz żołądka, który zasupłało mu poczucie winy.

Tak jak Itachi obiecał, odkupił kubek, jednakże okazało się, że nigdzie nie produkowano dokładnie takich jak twój, dlatego musiał improwizować.

Ten zakupiony był kompletnie biały, by Uchiha sam mógł namalować odpowiednie wzorki. Próbował ze wszystkich sił, odkrywając przy tym, że nie posiadał żadnego talentu w sztuce. Ale bardzo się starał, co postanowiłaś docenić, gdy przyszedł do ciebie z gotowym kubkiem obwiązanym małą kokardką.

– Zobacz, jest taki sam – powiedział, wysilając się na uśmiech, a ty miałaś wrażenie, że próbował sam siebie do tego przekonać. – No prawie... – stwierdził, obrzucając kubek sceptycznym spojrzeniem.

– Jest dużo lepszy – oznajmiłaś z uśmiechem i pocałowałaś go w policzek w podzięce za uroczy prezent.

Shisui

Panika. To jedno słowo w zupełności wystarczyło, by opisać Shisuia, który ,oczywiście przez przypadek, zalał twoją nową sukienkę colą.

Początkowo nawet jej nie zauważył, gdy rzucał się na twoje łóżko, bo była praktycznie w tym samym kolorze co pościel, w którą chłopak tak bardzo chciał się wtulić, zapominając, że trzymana przez niego butelka była odkręcona.

Gdy zauważył małą, jednak widoczną plamkę na nowej kreacji, którą przyszykowałaś i zostawiłaś na łóżku, w jego głowie zapanował istny chaos. W jednej chwili poczuł, jak palą go policzki; jak żołądek nieprzyjemnie się skręca; jak wysycha mu gardło, a mięśnie choć stają się napięte, to on ledwo utrzymuje się na nogach.

Chwaliłaś się nową sukienką chyba tysiąc razy. Chociaż normalnie nie robiłaś takich rzeczy, tak ta suknia była po prostu dla ciebie idealna. I bardzo droga. Dostałaś ją w prezencie od rodziców i miałaś zamiar ją włożyć dzisiejszego wieczoru, na kolację, na którą zaprosił cię Shisui.

Chłopak o mal nie dostał zawału, gdy w pełni dotarło do niego, co uczynił. Spanikowany nie wiedział, co się z nim dzieje. Pod wpływem strachu, wolał zakryć część sukienki pościelą, zupełnie jakby to miało rozwiązać jego problem. Schował również pustą butelkę po coli.

Miał nadzieję, że jeśli zauważysz plamkę, pomyślisz, że pewnie już wcześniej sukienka była ubrudzona i zwyczajnie tego nie zauważyłaś.

– O, tu jesteś – powiedziałaś, wchodząc do pokoju w szlafroku i uśmiechnęłaś się lekko. – Założę tylko sukienkę i będę gotowa – dodałaś, podchodząc do łóżka. Sięgnęłaś po sukienkę.

Shisui obserwował cię przez cały czas w milczeniu, gdy przyglądałaś się chwilę sukni. Aż w pewnym momencie twoje brwi poszybowały w górę, a usta wykrzywiły się w grymasie.

– O, nieee! – pisnęłaś, przyglądając się z niedowierzaniem małej plamce, która zdążyła już zaschnąć. – Cholera, skąd się wzięła ta plama? – jęknęłaś zrozpaczona.

Brunet zagryzł wargę. Podparł się o szafkę, gdy wyrzuty sumienia niemal scięły go z nóg. On znał odpowiedź. I to go cholernie dręczyło. Nie mógł dłużej patrzeć na twoją zmartwioną twarz, bo ten widok ranił jego serce. Zdecydował, że wolałby już, abyś się na niego wydarła, była zła albo nawet i wściekła. Ale nie smutna.

– [Y/N], bo – zaczął, a gdy na niego spojrzałaś, westchnął ciężko. – to ja ją zalałem... – oznajmił skruszony. – Przepraszam.

Pozostało mu czekać na twoją relację i jakoś ją przetrwać, mając nadzieję, że mu wybaczysz.

Jego słowa odbijały się echem w twojej głowie. Wpatrywałaś się w niego bez wyrazu, zastanawiając się czy masz wybuchnąć gniewem, czy przyjąć wszystko na chłodno.

Byłaś zła, to nie podlegało żadnej wątpliwości. A jednocześnie czułaś się dziwnie, gdy Shisui patrzył na ciebie nie jak skazaniec czekający na wyrok, a bardziej niczym małe dziecko, które nabroiło i nie wiedziało, czego może się spodziewać.

– Trudno. Włożę inną – oznajmiłaś spokojnie i skierowałaś się z sukienką do łazienki, by zwiększyć szansę na usunięcie plamy.

Shisui podążył za tobą wzrokiem, kompletnie zaskoczony. Nie był pewny czy mu ulżyło. Przyznał się, ale nie takiej reakcji oczekiwał. Miał wrażenie, że okazałaś mu łaskę, na którą, w jego mniemaniu, nie zasługiwał. I to sprawiło, że ciągle czuł się winny, dlatego wszedł za tobą do łazienki i mocno cię przytulił od tyłu, gotowy przepraszać cię nawet kilkaset razy.

Madara

Raporty z ostatniego tygodnia, nad którymi męczyłaś się przez cały weekend, musiały niestety zniknąć w niewyjaśnionych okolicznościach. Madara nie mógł bowiem pozwolić, by ktokolwiek dowiedział się, że on – właściciel firmy, który cenił sobie profesjonalizm i zorganizowanie – wylał na dokumenty swoją kawę.

Oczywiście wszystko wydarzyło się przypadkowo, ale nie mógł się nawet do tego przyznać, bo wtedy wyszłoby na jaw, że nie jest wcale taki perfekcyjny, jak innym się wydaje i jaki starał się zawsze przy tobie być, by ci imponować.

Tym bardziej, że nie mógł przewidzieć twojej reakcji na wiadomość, że przez swoje roztatgnienie zniszczył owoce twojej ciężkiej pracy. Zwłaszcza po tym, jak dowiedział się, że zarwałaś dwie noce, by wyrobić się przed terminem i mieć wolne, starając się przy tym zrobić wszystko idealnie. I rzeczywiście ci się udało, a Uchiha to popsuł.

Dane nie nadawały się do niczego, tusz na papierze się rozmazał, a same kartki aż strach było ruszyć, by przypadkiem się nie rozpadły, po tym jak zdążyły nasiąknąć gorącym, czarnym napojem.

Madara myślał nad tym, co ma począć, jednak nim zdołał wpaść na jakiś genialny pomysł, do jego drzwi zapukałaś ty. Wręcz podskoczył w fotelu i w ułamku sekundy otworzył szufladę biurka, do której wepchnął dokumenty i szybko zasunął, wtedy nie przejmując się, że najpewniej takim sposobem jeszcze bardziej zniszczył część kartek.

Usiadł wygodniej, przywdziewając na twarz kamienną maskę i zaprosił cię do środka. Uśmiechnęłaś się na wstępie i podeszłaś do biurka, na którym ułożyłaś kolejną teczkę.

– Pożyczysz mi na moment zszywacz? Muszę spiąć kilka kartek, żeby się nie pomieszały – oznajmiłaś, a Uchiha spiął się nieznacznie.

– Zszywacz? – powtórzył automatycznie. W głowie wciąż miał mętlik związany z jego gafą i nie potrafił się na niczym innym skupić.

– Yhm. – Przytaknęłaś, a on omiótł wzrokiem biurko, na którym nie zlokalizował żadnego zszywacza, co sprawiło, że jego mięśnie jeszcze bardziej się napięły. – Masz go w szufladzie. Wczoraj go tam chowałeś – przypomniałaś i nim zdążył zareagować, otworzyłaś pierwszą szufladę, niemal przyprawiając Uchihę o zawał.

Mężczyzna widział malujące się na twojej twarzy zaskoczenie i tylko czekał na to, co miało nastąpić. Pragnął wyjść z tego z twarzą i spróbował chociaż wyglądać na niewzruszonego niczym. W końcu był szefem. Nie miał się czego bać. Ale to głupie poczucie winy nie dawało mu spokoju.

– Co to jest? – zapytałaś, wyjmując ostrożnie dokumenty. Nie musiałaś im się wcale długo przyglądać, by zrozumieć, że to były twoje raporty. Zalane kawą. – Dlaczego schowałeś je do szafki? Wszystko ci się teraz będzie kleić... – powiedziałaś spokojnie, a Madara aż rozchylił delikatnie usta z wrażenia.

– Nie jesteś zła, że je zniszczyłem? – upewnił się zaskoczony twoją reakcją.

– Dlaczego? Ja swoją pracę wykonałam, a co robisz z raportami to już twoja sprawa. – Wzruszyłaś beztrosko ramionami i uśmiechnęłaś się ciepło. – Ale jeśli są ci jeszcze potrzebne, to zrobiłam kopię. Mam ją przynieść?

– Tak, przynieś – poprosił, znacznie się rozluźniając. – I do tego jeszcze filiżankę kawy. Tak wyszło, że wylałem całą i nie mam co pić.

Obito

Jak bardzo Obito by się starał, tak pewnych spraw po prostu lepiej było mu nie powierzać dla świętego spokoju i dla dobra innych. Chociaż nigdy jakoś szczególnie nie był odpowiedzialny, tak teraz przeszedł samego siebie.

Zgubił psa ze schroniska, którego zabrał na spacer. Nie miał pojęcia, jak do tego mogło dojść i zaczynał poważnie panikować. Był jednym wielkim kłębkiem nerwów. Bał się, że urwiesz mu głowę, gdy się dowiesz, co zrobił!

Zaufałaś mu i powierzyłaś odpowiedzialne zadanie, a on to spaprał. A co trudnego było w przypilnowaniu jednego szczeniaka, który przez ponad godzinę grzecznie maszerował tuż obok niego? Jak to się stało, że gdy spuścił go na chwilę z oczu, by zawiązać sznurówki, czworonoga już nie było?

Uchiha musiał na szybko wymyślić plan działania. Ogarniał go strach. Nie chciał się narazić na twój gniew, tym bardziej nie chciał, żeby przez jego głupotę psiakowi stała się jakaś krzywda. Martwił się o malutkiego zwierzaka, który na pewno nie przetrwałby dnia w miejskiej dżungli, narażony na różne niebezpieczeństwa.

Był na siebie zły. I to bardzo. Miał zamiar się nad sobą użalać, rozpaczać i jednocześnie wziąć się ostro do działania, by za wszelką cenę odszukać zaginionego sierściucha, a tym samym uratować swój honor i ocalić głowę.

Biegał niemal po całym parku, gdzie spędził z psem najwięcej czasu i gdzie tamten zaginął. Szukał go wszędzie, raz sprawdził nawet pod kamieniem, co wiązało się z naprawdę wielką desperacją, jaką czuł w obliczu zagrożenia.

Chciał zawołać psa, ale tamten nie miał jeszcze nadanego imienia, dlatego nie wiedział, jak miałby się do niego zwracać. Pozostało mu gwizdanie i poleganie na zmysłach wzroku oraz słuchu.

Niestety, jego poszukiwania nie przynosiły długo efektu i powoli tracił wiarę, że zdoła znaleźć zwierzaka, który zniknął jak kamfora. Zrezygnowany, wręcz załamany zrozumiał, że sam nie ma szans w znalezieniu żywego stworzenia, dlatego postanowił przyznać się przed tobą i poprosić cię o pomoc, wcześniej na kolanach błagając o wybaczenie.

Obawiał się jak zareagujesz na tę wieść. Przez pewien czas myślał nawet, że zdenerwujesz się do tego stopnia, że z nim zerwiesz, bo to co zrobił, było haniebne. Kto by bowiem chciał takiego nieodpowiedzialnego chłopaka? Skoro nawet pieskiem nie umiał się zająć, jak zaopiekowałby się dziewczyną?

Ale mimo wszystko, był gotów ponieść konsekwencje. Chciał być z tobą szczery i miał nadzieję, że ciężar na jego sercu, choć trochę się zmniejszy, gdy wyrzuci z siebie swoje zmartwienia.

– [Y/N] – powiedział niepewnie, podchodząc do recepcji schroniska, gdzie spodziewał się cię spotkać.

– Tu jestem! – krzyknęłaś z drugiego pomieszczenia. Odwrócił głowę ku drzwiom, które chwilę później przekroczyłaś, trzymając na rękach zgubę Obito.

Gdy chłopak zobaczył całego i zdrowego szczeniaka, aż podparł się dłonią o blat, by nie upaść z wrażenia.

– Dziwiłam się, że nie dzwoniłeś, wiesz? Ten maluch sam wrócił do schroniska jakąś godzinę temu. Zdziwiłam się, że nikt nie trzymał jego smyczy – powiedziałaś z lekkim uśmiechem i postawiłaś pieska. – Tydzień temu uciekł też Kakashi'emu. Spryciarz nauczył się chyba rozpływać w powietrzu – zachichotałaś.

– Co...? – wydusił jedynie brunet, kompletnie nie rozumiejąc tej sytuacji.

– No bo zapomniałam ci powiedzieć, że gdy zrobi się głodny, to zawsze wraca do schroniska i nic go w tym nie powstrzyma.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro