Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

You are my sorrow/love

/czyli prawdopodobnie jedyny melancholijny rozdział w tej książce, włącz tę piosenkę w tle/

- Znowu to robię.

Lekko upity Chuuya przyglądał się zdjęciu, które stało na jego biurku. Kiedyś liczył każdą minutę, którą poświęcił na oglądanie tego obrazka, ale przestał, gdy te liczby zaczęły go przerażać.

- To boli, gnido... Czemu mnie zostawiłeś samego z tym cierpieniem? Przez Ciebie robię się słaby...

Wziął ramkę do ręki i drżącymi palcami wodził po twarzy bruneta, zalewając ją łzami, których nie miał siły powstrzymać. Przytulił zdjęcie do serca i skulił się na podłodze.

- Kiedyś mówiłeś, że mnie zniszczysz, więc proszę zrób to, jeśli dzięki temu będę mógł Cię znowu zobaczyć...

Chuuya próbował  przestać płakać i nawet mu to wychodziło, póki nie przypomniał sobie tych czekoladowych oczu. Nigdy nie lubił słodyczy, ale ten kolor powodował w nim uczucie ciepła i spokój, właśnie przez to całkowicie stracił panowanie nad sobą.

- Nie pow-winienem pła-akać... pewnie próbujesz mnie zapomnieć... lub już nie pamiętasz.

Spojrzał na gwiazdy lśniące za szybą, ale żadna z nich nie była tak wyjątkową, jak jego miłość.

- K-kocham C-cię, g-głupku...

/W tym samym czasie w domu Dazaia/

Spacerował po swoim apartamencie, a na jego twarz padał blask świec zapalonych chwilę wcześniej. Pachniały tym znajomym zapachem cynamonu, który charakteryzował jego byłego partnera.

- Ah, czemu wszystko mi się z Tobą kojarzy... mam dość, chcę tylko umrzeć.

Sięgnął po linę, jedną z jego ulubionych, z chropowatą pętlą na dole. Głaskał ją delikatnie, jak kiedyś włosy pewnej osoby...

- Cholera!

Dazai rzadko się denerwował, ale tym razem wybuchł. Zrzucił wszystko z szafki i padł na kolana.

- To nie moja wina... teraz jest dobrze... Oda nie żyje, musiałem odejść... Chu pewnie lepiej beze mnie... haha... Nieznoszę siebie...

Wstał, osłabiony swoimi uczuciami i podszedł do okna z zamiarem wyskoczenia. Otworzył je, położył rękę na parapecie i nagle zmienił zdanie. Spojrzał na nocne niebo, to samo, które podziwiał jako dziecko wraz z Chuuyą w ramionach, leżąc na zimnej trawie.

- Moje uczucia są niezmienne... Wciąż Cię kocham, ślimolku... Nie, to nie może się tak skończyć!

Brunet szybko narzucił na plecy płaszcz i po zamknięciu mieszkania pędem pobiegł do auta. Musiał pojechać i skończyć z tym bólem. Czym prędzej odpalił silnik i wyruszył, znacznie przekraczając dozwolone normy.

/z powrotem u Chuuyi/

Rudzielec zdołał podnieść się z podłogi i wejść na fotel, odpalając jednocześnie telewizor. Akurat leciały wiadomości lecz on nie zwracał na to większej uwagi.

- Oto informacja, która przed chwilą dotarła do naszego studia. Auto potrącone przez tira, w środku pojazdu był tylko kierowca, który nie przeżył wypadku. Prawdopodobnie był to dość wysoki brunet, który nie zdołał wyhamować na światłach. Prowadzący tir, lat 43, ciężko ranny i aktualnie jest przewożony do szpitala, walczy o życie...

Nagle Chuuya usłyszał dzwonek do drzwi i z wielkim bólem zwlókł się spod koca. Przekręcił zamek i otworzył je na oścież, wpuszczając do środka podmuch zimnego wiatru.

- Dazai...

Jego wzrok przesłonił przód wełnianego płaszcza, a na jego plecach brunet mocno zacisnął drżące dłonie. Koło ucha poczuł szybki, ciepły oddech i usłyszał delikatnie szeptane słowa:

- Wróciłem do domu, Chu~

*end

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro