Toxic
Oderwał wzrok od okna i ze smutkiem spojrzał na osobę zamykającą za sobą drzwi.
Ch- Nie musiałeś zostawiać mnie samego po tej misji. Myślałem, że po czterech latach dorosłeś do dbania o swojego partnera.
D- Byłego partnera. Już nie jestem w mafii, Chu.
Ch- Zauważyłem. Co do Twojego odejścia...
Dawno tak poważnie nie rozmawiali, bez cienia uśmiechu czy ukrytego żartu. Niebieskooki powoli podszedł do bruneta, z pogardą przyglądając się jego kamiennej twarzy.
Ch- Złamałeś mi serce, Dazai...
Po tych słowach Osamu poczuł mocny pocałunek na policzku i szept, przeszywający ich obu zimnym dreszczem.
Ch- Więc już nigdy nie licz na moją litość.
Mafioso zamilkł, zdławiony żalem, którego nie chciał chować. Okazał słabość, przytulając delikatnie ciemnookiego, zamiast spoliczkowania go.
D- Oh, Chuuya... niewinny, słodki Chuuya. To nie w Twoim stylu, takie babskie wybuchy uczuć, co nie?
Ignorowanie pobłażliwych słów Dazaia szło mu naprawdę dobrze, póki brunet nie odepchnął mafiosy od siebie, obdarowując go stanowczym uderzeniem w twarz.
Ch- Co...
Nie dokończył, bo przerwała mu zabandażowana ręka, wolno gładząca zaczerwienienie na policzku, którego sama była autorem. Jednak jego partner robił to bardzo powoli, jakby delektując się każdym ruchem po obolałej skórze.
Osamu uśmiechnął się na widok skrajnie zdziwionej miny Nakahary, zbyt zszokowanego, by wyprowadzić jakikolwiek cios w jego stronę.
D- Nie możesz być słaby, Chu... Wystarczy, że ja jestem.
W końcu odtrącił dłoń bruneta i spoglądając na niego gniewnie zaczął cofać się na bezpieczną odległość, którą ciemnooki zmniejszał, podchodząc coraz bliżej, aż plecy rudzielca napotkały ścianę.
Ch- Nie ważne, zapomnij o wszystkim.
D- Chciałbyś.
Próbował ukryć szybsze bicie serca zmieszane z nerwowym drżeniem rąk i przełykaniem śliny, ale Osamu czytał z niego, jak z otwartej księgi.
D- Chuuya, denerwujesz się?
Ch- Nie...
Po chwili spierzchnięte usta ciemnookiego wodziły po karku kapelusznika, doprowadzając go jednocześnie do obłędu i gniewu.
D- Zachowujesz się, jakbyś się bał tego, co planuję, ale tak naprawdę... chcesz, bym to zrobił, prawda?
Zadziorny uśmiech spowił twarz mafiosy, gdy dyskretnie wyjął nóż z kieszeni i gwałtownie przystawił go do szyji zaskoczonego tym ruchem bruneta.
Ch- Kto teraz się denerwuje, Dazai?
Osamu również się uśmiechnął, przelotnie zanurzając palce w rudych lokach, których właściciel milczeniem mu na to zezwolił, przyglądając się z wyższością.
D- Właśnie tej rudej iskry mi przez cztery lata brakowało~
Nagle ciemnooki wykręcił nadgarstki Nakahary, stanowczo przyciskając je do ściany i pozbawiając go broni, która z hukiem upadła na ziemię koło nich.
D- Jednak nie potrafisz mnie powstrzymać...
Ch- Koniec zabawy, puszczaj.
D- Zabawa dopiero się zaczyna~
Mafioso przygryzł dolna wargę, po czym wyrwał się z uścisku bruneta, który ze zdziwienia nawet go przed tym nie powstrzymywał.
Ch- Ufam Ci... ale nie na tyle, by znów Ci pozwolić na zabawienie się moim kosztem! Odpuść sobie, Osamu.
Otworzył i zamknął usta kilka razy, nie wiedząc, jak zareagować na to, że kapelusznik potrafił się mu przeciwstawić.
Ch- Idę. Mam nadzieję, że już nigdy się nie spotkamy, gnido.
Ostatecznie ciemnooki tylko przeczesał włosy ręką i w milczeniu patrzył na odchodzącego rudzielca. Gdy drzwi głośno się za nim zatrzasnęły, Dazai miękko się uśmiechnął, wyjmując z kieszeni telefon, który zwinął z płaszcza byłego partnera.
D- Biorąc pod uwagę Twój refleks, ślimolu, to za godzinę po niego wrócisz.
Rozsiadł się w fotelu, mając doskonały widok na wejście i czekał, głupio uśmiechając się do stron otwartej książki trzymanej na kolanach.
D- Zobaczymy, czy wieczorem też będziesz tak pewny siebie... Chuuya.
***
Ja i pisanie typowego fanfiction #wena ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro