Sweet night
Wideo chat z "chibi"
Ty: Chuchu, załóżmy się
Chibi: Nie nazywaj mnie tak, gnido
Ty: Dobrze, maluszku ;p
Chibi: DAZAI !!!
Ty: No proooszę~ zgódź się
Chibi: O co chcesz się założyć ?
Ty: Na pewno wygram z Tobą trzy razy pod rząd w papier-kamień-nożyce
Chibi: No chyba nie, makrelo !
Ty: Spotkajmy się i przekonajmy o tym~
Chibi: Pokażę Ci, mumio !
Ty: Zobaczymy ;)
Koniec chatu wideo
~dwadzieścia minut później, w miejskim parku~
- JAK TO MOŻLIWE !!!
Taki krzyk nagle rozdarł powietrze i spowodował falę spojrzeń, skierowaną na dwójkę postaci stojących koło fontanny. Przypadkowy przechodzień mógłby uznać to za kłótnię ojca z synem, z powodu sporej różnicy wzrostu i dziecinnego zachowania jednego z mężczyzn. Jednak byłby w błędzie, bo nie byli oni spokrewnieni, a różnica wieku wynosiła zaledwie kilka miesięcy.
- Chuuuuya, spokojnie, złość piękności szkodzi - powiedział Osamu, a na jego twarzy widoczna była satysfakcja.
- Oszukiwałeś! Pewnie od początku to zaplanowałeś!
- Czemu tak sądzisz ? - ironicznie się uśmiechnął
- Tss.. po prostu powiedz, co mam zrobić i daj mi spokój, makrelo.
Mniejszy z nich wkurzył się i był bliski wybuchu gniewu, ale Dazai nic sobie z tego nie robił i udawał, że się zastanawia, choć już dawno to ustalił.
- No nie wiem, chu chu...twoje małe ciałko może nie mieć takich zdolności...
- Przestań się ze mną droczyć i wyduś to z siebie!
- Skoro nalegasz, ale powiem Ci na ucho.
To zbiło rudego z tropu tak bardzo, że zapomniał się zdenerwować.
- Jeśli musisz, makrelo.
Więc ciemnowłosy pochylił się i obwieścił mniejszemu koledze jego zadanie. Nastała długa chwila ciszy, w ciągu której twarz Chuuyi robiła się coraz czerwieńsza, a Dazai przyglądał się mu z nieukrywanym rozbawieniem.
- Nie.
Mały odwrócił się i miał zamiar odejść, ale chude ręce mu to uniemożliwiły, łapiąc go w pasie i przytrzymując w miejscu.
- Czyżby mój mini mafiosa nie chciał dotrzymać danego słowa ?
- Zrobię to dzisiaj o 16:00 u mnie w apartamencie, ale jak się spóźnisz, to nawet bandaże Ci nie pomogą.
-Dzięki, Chuu~
Lecz on zdążył już opuścić teren parku, a Dazai został sam.
-Zapowiada się ciekawie...
I odszedł, nucąc pod nosem.
~apartament Chuuyi, równo 16:00~
Głośny dźwięk dzwonka rozwiał spokój w mieszkaniu, a jego gospodarza zmusił do odłożenia raportów na bok i otworzenia drzwi wejściowych, w których dostrzegł elegancko ubranego bruneta z bukietem róż w dłoni.
- Serio, kwiaty ? Możesz je sobie zjeść, gnido.
- Oj Chuuu, przecież wiesz, że przyszedłem tu, by skosztować czegoś innego.
- Tss.. Powieś płaszcz i zaczynamy, chcę mieć to z głowy.
Po zrobieniu tego, o co go prosił go Chuuya i włożeniu kwiatów do wazonu z wodą, udali się razem do kuchni, aby dopełnić warunków zakładu.
- odwróć się na chwilę lub nie patrz.
- jak sobie życzysz, maluszku.
Mini mafiosa nie miał siły na kłótnie, więc po prostu otworzył dolną szufladę i po zdjęciu kamizelki i koszuli, przebrał się w znajdujący się tam granatowy fartuch z napisem "kiss the cook" i uroczymi falbankami. Następnie pozwolił Dazaiowi odsłonić oczy.
- Jaki słodki fartuszek~ naprawdę mogę Cię pocałować ?
- To z czym chcesz te piekielne ciasto, gnido ?
Odpowiedział pytaniem na pytanie, ignorując prowokację makreli. Jednak on nie zamierzał tak łatwo ustąpić i zamiast tego trochę się zabawić.
Podbródek mniejszego został gwałtownie uniesiony tak, że musiał spojrzeć w oczy bruneta i już wiedział, że nie może mu odmówić.
- Nie odpowiedziałeś mi, Chuuya.
- N-na co...
- Mogę ?
- Od kiedy pytasz o zgodę ?
- Po prostu mi powiedz...
Irytacja rudego sięgnęła zenitu.
- Zamknij się i daj mi w spokoju upiec to ciasto, a potem zjedz je i spadaj.
Westchnięcie wyższego przerwało ciszę, która nastąpiła po wybuchu Nakahary, a jego ręce wróciły na blat.
- Z jabłkami.
- Co ?
- Upieczmy ciasto z jabłkami.
Przystąpili do pracy i choć rozmowa się nie kleiła, a atmosfera była napięta, to deser wyszedł wspaniały, a z dodatkiem bitej śmietany i lodami idealnie wyglądał na talerzu. Wzięli po kawałku i usiedli obok siebie.
- Dzięki za pomoc, makrelo.
- Nie ma za co, Chu. W końcu mieliśmy razem coś ugotować, taka była umowa. Chociaż zaskoczyło mnie to, że tak dobrze znasz się na ciastach.
Mafiosa zarumienił się delikatnie, co zdziwiło Dazaia tak bardzo, że kawałek ciasta wyleciał mu z buzi.
- Ej, krew Ci leci z nosa.
- To przez to, że źle zrobiłeś lukier, ślimolu.
- Haaaa ?!?
Zjedli deser, a po zmyciu naczyń, sprzątnięcie kuchni i zatamowaniu krwotoku, Chuuya odprowadził bruneta do drzwi i poczekał, aż ten się ubierze i wyjdzie.
- Ej, Osamu...
To, że rudy wypowiedział jego imię tak go zszokowało, że nie dał rady odpowiedzieć. Nagle poczuł muśnięcie warg na swoim policzku i ciepło płynące z oddechu małego partnera.
- Nie zabij się.
To mówiąc, Chuuya szybko zamknął drzwi, zostawiając Dazaia za nimi, a sam poszedł otworzyć kolejną butelkę drogiego wina, by dzięki niej zapomnieć o tym, co właśnie się stało.
~end~
/mój pierwszy one-shot, przepraszam za błędy i mam nadzieję, że się podobał/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro