Stopa
Ch- Pijesz, czy nie?
D- A masz coś lepszego od wina? Na przykład wódkę?
Ch- Ha? Nie ma nic lepszego od dobrego wina!
Byli właśnie w trakcie jednego ze swoich wieczornych spotkań, które odbywali po wspólnych misjach.
Mimo wyraźnego zmęczenia, Osamu miał gorszy dzień i musiał się wyżyć, najlepiej na kimś rudym i niskim.
D- Ej, Chuuya.
Ch- Czego?
D- Ostatnio w mafii była głęboka dyskusja o Tobie...
Ch- Niby o czym?
D- Konkretnie próbowali ustalić jedną kwestię... czy na pewno jesteś facetem~
Oburzony Nakahara nagle wstał i gniewnie spojrzał na bruneta. Wyglądał tak uroczo, że Dazai z trudem powstrzymywał zadziorny uśmiech, który postanowił zachować na późniejszy wieczór.
Ch- Co?!?
D- Głównie Akutagawa i Tachihara byli tego ciekaw.
Ch- Już ja sobie z nimi jutro pogadam!
Ciemnooki roześmiał się, nie wytrzymują widoku czerwonej ze złości twarzy i zabawnie zaciśniętych, rudych brwi.
D- Spokojnie, wyjaśniłem im, że już to sprawdziłem i jesteś facetem, mimo niskiego wzrostu i huśtawek nastroju... poza tym jesteś zbyt brzydki na bycie dziewczyną~
Ch- (morduje to w myślach)
Ch- Mam gdzieś Twoje zdanie, gnido...
D- Oboje wiemy, że tak nie jest.
Po tych słowach rudzielec ponownie usiadł na krześle i spojrzał w bok, unikając wzroku partnera.
D- Czyżbym trafił w czuły punkt~
Ch- Zamknij się, mumio.
D- Ktoś tu chyba się obraził. Biedny, mały Chu~ zawsze samotny i tak... naiwny.
Tym razem przegiął, ale Dazai nie przejął się zbytnio. Nie raz już go zranił i olewał jego uczucia, myśląc tylko o sobie.
Ch- Jesteś okropny...
D- Może, ale wciąż lepszy od Twojego kapelusza.
Nakahara wziął kolejny łyk wina, z nadzieją, że dzięki temu trochę się rozluźni i przestanie czuć ten pulsujący ból w głębi serca. Brunet nie zamierzał mu odpuścić, zbyt dobrze się przy tym bawił.
D- Milczysz, Chu? Komuś chyba alkohol zamroczył w pustej głowie~
Ch- Po prostu na trzeźwo nie zniosę takich głupot.
Osamu spoważniał i pochylił się nad niebieskookim, opierając obie dłonie na ścianie za jego plecami.
D- Może zamiast mówić, przejdziemy do czynów~
Ch- A co, zamierzasz wyjść?
D- Ne, niemiłe.
Ch- I kto to mówi, gnido.
Rudzielec gwałtownie go odepchnął, ignorując westchnięcie padające z jego ust i brunet wyprostował się, wciąż przyglądając się mu groźnie przymkniętymi oczami.
D- Jesteśmy siebie warci, Chu. Dwa obdarzone wraki zniszczone życiem wśród natłoku niepotrzebnych ludzi.
Ch- To raczej ty i Akutagawa... poza tym, nic mnie z Tobą nie łączy!
Dazai spojrzał na niego z pobłażaniem.
D- Oprócz Naszych relacji, mafii i przeznaczenia, to w sumie masz rację.
Ch- Nic dla mnie nie znaczysz. Powinieneś całować moje stopy za to, że jeszcze Cię nie zamordowałem!
Wtedy Osamu wpadł na genialny pomysł.
D- Jeśli to zrobię... zmienisz zdanie o mnie?
Ch- Co?
D- Pocałuję Twoją stopę.
Ch- Ha? Totalnie Ci odbiło?
Brunet pochylil się, po czym delikatnie wziął w ręce zimną, bosą stopę.
Jej właściciel był w takim szoku, że zapomniał o możliwości kopnięcie go i zamiast tego patrzył z szeroko otwartymi oczami, jak usta bruneta delikatnie muskają miękką skórę, powodując na niej ciepły dreszcz.
Ch- Co...
Dazai podniosł głowę i z satysfakcją przeszył bezwzględnym wzrokiem wciąż oniemiałego ze zdziwienia rudzielca. Następnie wstał i zawisł nad nim, szepcząc mu do ucha:
D- Wciąż nic nie znaczę?
Ch- Bez zmian, cholerny samobójco.
Nakahara przełknął nerwowo ślinę, gdy chude palce mocno objęły jego podbródek i zmusiły do nawiązania kontaktu wzrokowego.
D- Ile razy musisz powtarzać jedno kłamstwo, by stało się prawdą?
Ch- Zaraz Ci przywalę, puść mnie.
D- Nie bądź tak hardy, możesz na tym ucierpieć.
Ch- Najbardziej cierpię na czuciu czegoś do Ciebie, gnido!
D- Więc jednak coś znaczę~
Ch- Nienawidzę Cię.
D- Ale za to mnie kochasz, prawda?
Ch- Cholera, wino mi się skończyło.
Pozostali w takiej pozycji przez chwilę, bo z tej perspektywy Dazai miał doskonały widok na delikatną skórę w okolicach szyji mafiosy, bez żadnej blizny czy zadrapania. Marzył, by znalazły się na niej czerwone ślady, które każdy mógłby zobaczyć i wiedzieć, do kogo niebieskooki należy.
D- Czemu wszystko jest tak trudne.
Ch- Bo jesteś cholernym idiotą.
Osamu westchnął, po czym włożył rękę pod koszulę rudzielca, błądząc wierzchem dłoni w okolicach szybko bijacego serca. Niebieskooki próbował ukryć, że mu się to podobało, ale brunet i tak usłyszał cichy jęk z jego ust.
Ch- Chcę Cię...
D- Co mówisz, Chu~
Ch- Chcę Cię zabić, you little shitty bastard.
D- Haha, quel damage~ (jaka szkoda)
Na dźwięk ukochanego francuskiego Nakahara mógł nawet ulec ciemnookiemu, o czym oboje doskonale wiedzieli. Jednak rudzielec też znał pewną słabość bruneta.
Ch- Mam nadzieję, że zdechniesz, Osamu~
D- Proszę, powiedz moje imię jeszcze raz.
Ch- Chciałbyś.
D- Mam Cię zmusić, mon petit ami~ (w dosłownym tłumaczeniu mały przyjaciel, ale tak naprawdę to oznacza boyfriend czyli chłopak)
Mafioso miał dość jego gadania i zamiast tego wstał, z zamiarem zamknięcia się w swojej szafie na wino i spędzenia tam kolejnych kilku godzin. Uniemożliwił mu to brunet, który mimo protestów wziął go na ręce i rzucił na kanapę, po czym położył się na wściekłym niebieskookim.
Ch- Złaź ze mnie, dupku.
D- Nie mam ochoty.
Ch- A pokazać Ci moc moich uderzeń?
D- No weź, chcę tylko tak poleżeć przez chwilę.
Ch- Eh, raz się zgodzę, bo jestem zmęczony Twoimi podstępami.
D- Może jak zaśniesz, to coś ci zrobię. W końcu zawsze dostaję to, czego chcę, Chuu-ya~
Ch- Nie byłbym taki pewny, Osamu~
Dazai schował twarz w rudych lokach i mocno objął ich właściciela, który mimo groźnej miny wplótł swoje palce w jego włosy.
Ch- Czemu całowałeś moją stopę...
D- Patrząc na czas reakcji, to naprawdę jesteś ślimolem.
Ch- Dobra, nie ważne. I tak mnie to nie obchodzi.
D- Tsundere...
Ch- Co tam szepczesz?
D- Nic nic, dobranoc Chu~
Ch- Pa, gnido.
Następnego ranka nie było tak przyjemnie, bo w nocy jakieś „komary" pogryzły niebieskookiego na szyji i obojczykach. Oczywiście, sprawca czerwonych śladów musiał szybko się ewakuować w obawie przed jego małym, rudym tornado.
_Happy end_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro