Danse
SerenaSiver wesołych urodzin, oto twój prezent-niespodzianka~ (jutro wyjeżdżam i nie będę mieć wi-fi, więc dostaniesz go już dzisiaj)
Oto historia do tego arta:
Kapelusznik zdążył ukraść dysk i pojawić się na miejscu zbiórki, przekonany o zwycięstwie mafii, ale spotkała go przykra, chuda niespodzianka.
Ch- Ehh, Dazai.
D- Ehh, ślimol.
Ch- Jak mnie nazwałeś?!
Chuuya wyprostował się i odrzucił kapelusz na bok. Zanim ciemnooki zdążył jeszcze coś powiedzieć, już miał przystawione do szyji ostrze noża.
D- Chibi, spokojnie.
Ch- Po co tu przyszedłeś, gnojku?
D- Szukam pewnego pen-drive'a...
Ch- Tego?
Wyjął spod koszuli łańcuszek ze wspomnianym dyskiem na jego końcu.
D- Tak, to ten~
Ch- Po co Ci...
Przerwał mu głośny dźwięk budzika z telefonu, ukrytego w kieszenii. Osamu przypatrywał się zirytowanemu Nakaharze z wyraźnym rozbawieniem.
Ch- Serio, w takiej chwili...
Niestety wciąż miał ustawioną na nim muzykę do tango, do której brunet miał słabość.
Ch- Dasz mi chwilę, bym wyłączył ten syf?
D- Mam lepszy pomysł~
Chwycił rudzielca w silny uścisk i poprowadził do tańca, wciąż mając nóż przy szyji.
Ch- Hey, jesteś pewien, że warto?
D- Taniec ze śmiercią, Chu~
Oddali się w pełni muzyce, nadając ruchom płynny, zmysłowy charakter.
Ch- Ah, Dazai~
D- Komuś chyba się spodobało~
Ch- Cicho siedź...
Byli coraz bliżej siebie, gdy melodia przyspieszyła. Wszystko było idealne... zbyt idealne.
D- Ej, Chuuya~
Ch- Co?
Zbliżył się jeszcze bardziej, obejmując mocno niebieskookiego i cicho szepcząc do jego ucha.
D- Za bardzo mi ufasz~
Zanim rudzielec zdążył zareagować, poczuł ukłucie w miejscu, gdzie była druga ręką Osamu.
Ch- C-co?
Osunął się w silnych ramionach byłego partnera, tracąc czucie w całym ciele.
D- Spokojnie, to tylko drobny paraliż, za godzinę chyba Ci przejdzie~
Ch- Ty...
Ciemnooki położył Nakaharę na plecach i usiadł na jego brzuchu, wkładając rękę pod koszulę.
Ch- C-c...
D- Nic Ci nie zrobię, Chu~
Delikatnie zdjął łańcuszek z dyskiem, po czym wstał, uśmiechając się.
D- Do następnego spotkania~
I znowu zostawił go samego, na zimnych kafelkach opuszczonego kościoła.
Koniec, ale nie do końca...
[około godziny później]
Nakahara wciąż leżał z zamkniętymi oczami na podłodze, wściekły równie mocno na bruneta, jak na siebie.
Nagle poczuł, że ktoś nad nim stoi, a jego wzrok napotkał zaciekawione spojrzenie fioletowych ślepi.
Na twarzy ich właściciela błąkał się uśmiech, a w dłoniach trzymał on znajomy kapelusz.
Fyo- Mogę w czymś pomóc?
Tylko tego brakowało, by jakiś gość (wyższy od niego) zobaczył go w takim stanie.
Ch- Nie, tak sobie leżę.
Rosjanin, nie przejmując się groźną miną mafiosy, położył się obok niego. Wspólnie wpatrywali się w sufit, czekając, aż coś się wydarzy.
Fyo- Razem możemy się na nim zemścić, jeśli chcesz~
Ch- Skąd wiesz... nieważne, czemu niby miałbym z Tobą o tym rozmawiać?
Fyo- Mam wielu sojuszników, potężną zdolność i pewnego bruneta za wroga, wystarczy?
Ch- Jaki jest haczyk?
Fyo- Od razu przechodzisz do rzeczy, prawda?
Fyodor podniósł się z ziemi, podając pomocną dłoń niebieskookiemu, który jednak jej nie przyjął i samodzielnie wstał, otrzepując ostentacyjnie płaszcz.
Fyo- Powiedzmy, że... będziesz moją zbrodnią i karą~
Ch- Ha? Co to ma znaczyć?
Ale Dostoyevsky milczał, ponownie wyciągając rękę. Tym razem kapelusznik ją uścisnął, wywołując pozornie niewinny uśmiech na twarzy Rosjanina.
Fyo- A więc mamy deal, Chuuya.
Ch- Oby było warto.
Fyo- Będzie~
Ból połączyli z siłą, stwarząjąc układ, z którego rozwiązaniem nawet Dazai może mieć problem.
_Koniec_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro