Asomia
Chuuya miał dzień wolnego, więc wraz ze swoim byłym partnerem udał się do lunaparku. Na początku oboje próbowali zachowywać się dojrzale, robiąc poważne miny i dumnie prostując plecy, ale potem dostrzegli...
-WAGONIKI!!!
Krzyknęli jednocześnie i pobiegli w ich stronę, przepychając się po drodze. Gdy dotarli na miejsce, zdyszani usiedli na ławce i po chwili przerwy musieli zdecydować, który tor wolą.
Nakahara miał ochotę na przyjemną przejażdżkę z ładnymi widoczkamki, jak z takiej tandetnej pocztówki, ale pozwolił Dazaiowi wybrać i to był błąd. Brunet oczywiście zlekceważył jego prośbę i namówił go na najbardziej ekstremalną z tras.
- No chooodź, będzie fajnie, Chu~
- Dobra, ten jeden raz Ci ustąpię, ale potem kupujesz mi watę cukrowa.
- Jasne, nawet dwie.
Rozmawiając o odmianach felg samochodowych, zapięli pasy, a wagonik ruszył. Na początku jechał coraz wyżej i wyżej i wyżej, by następnie spaść z niesamowitą prędkością w dół.
Wiatr szumiał im w uszach, a krzyki Chuuyi zagłuszał śmiech Dazaia. Nagle coś szarpnęło ich fotelami i dostrzegli sporą wyrwę w torze. Chwilę później ich pojazd obrócił się o 360 stopni i wypadłby, gdyby nie to, że jedną częścią zachaczył o szyny.
Nagle pas bruneta pękł i w ostatniej chwili jego nogę złapał Nakahara, ratując go przed upadkiem.
- DAZAI!
- Ahh... trochę tu wysoko.
- To Twój największy problem? Wisisz nad przepaścią, a... ja... chyba nie d-dam rady, gru-basie.
- Użyj mocy, Chu~
- Nie mogę! Przecież ty ją likwidujesz swoją zdolnością.
Oboje wiedzieli, jak to się skończy, mieli dwie opcje. Albo puszczenie Dazaia i uratowanie tych ludzi albo...
- Na-dal masz ochotę na te pod-wójne samobójstwo?
- Tak, z Tobą zawsze, Ciuch Ciuch~
- Może być teraz?
- Huh?
Chuuya wychylił się i całym ciałem oplótł o swojego byłego partnera, na którego twarzy szok mieszał się z szalonym szczęściem.
- Czem...
- Zamknij się...
Ostatnią rzeczą, jaką oboje poczuli był ich ostatni pocałunek i mocne uderzenie o ziemię...
I wtedy Nakahara obudził się, cały zdyszany i ze łzami w oczach. Szybko je wytarł czubkami palców i rozejrzał się dookoła. Był sam w swoim apartamencie, jego bezpiecznym gniazdku na uczucia i kolekcję wina, oświetlonym tylko przez blask księżyca wpadający zza okna, przez co mafioso nie dostrzegał zbyt wielu szczegółów.
- Dazai... jak ja Cię nienawidzę... Nawet w snach musisz mnie dręczyć...
Odwrócił się na drugi bok i po chwili znów zasnął, tym razem bez większych problemów. Nie wiedział, że ktoś mu się przypatrywał, czekoladowe oczy spoczywały na nim cały ten czas, a ich właściciel leżał w cieniu pościeli rudzielca, o czym on nie miał pojęcia.
- Ciekawe, co Ci się śniło, Chu~
Pogłaskał go po lokach w kolorze pomarańczy i westchnął, zachwycony ich delikatnością. Z chęcią napisałby o nich całą książkę, ale i tak słowami nie oddałby ich piękna.
- No nic, jutro się spotkamy...
Podniósł się powoli z wygodnego łóżka i zostawiajac pocałunek na czole byłego partnera wyszedł, jak gdyby nic się nie stało.
(To było dzień przed misją z 2 sezonu, odc 9)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro