Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Asomia

Chuuya miał dzień wolnego, więc wraz ze swoim byłym partnerem udał się do lunaparku. Na początku oboje próbowali zachowywać się dojrzale, robiąc poważne miny i dumnie prostując plecy, ale potem dostrzegli...
-WAGONIKI!!!

Krzyknęli jednocześnie i pobiegli w ich stronę, przepychając się po drodze. Gdy dotarli na miejsce, zdyszani usiedli na ławce i po chwili przerwy musieli zdecydować, który tor wolą.

Nakahara miał ochotę na przyjemną przejażdżkę z ładnymi widoczkamki, jak z takiej tandetnej pocztówki, ale pozwolił Dazaiowi wybrać i to był błąd. Brunet oczywiście zlekceważył jego prośbę i namówił go na najbardziej ekstremalną z tras.

- No chooodź, będzie fajnie, Chu~
- Dobra, ten jeden raz Ci ustąpię, ale potem kupujesz mi watę cukrowa.
- Jasne, nawet dwie.

Rozmawiając o odmianach felg samochodowych, zapięli pasy, a wagonik ruszył. Na początku jechał coraz wyżej i wyżej i wyżej, by następnie spaść z niesamowitą prędkością w dół.

Wiatr szumiał im w uszach, a krzyki Chuuyi zagłuszał śmiech Dazaia. Nagle coś szarpnęło ich fotelami i dostrzegli sporą wyrwę w torze. Chwilę później ich pojazd obrócił się o 360 stopni i wypadłby, gdyby nie to, że jedną częścią zachaczył o szyny.

Nagle pas bruneta pękł i w ostatniej chwili jego nogę złapał Nakahara, ratując go przed upadkiem.

- DAZAI!
- Ahh... trochę tu wysoko.
- To Twój największy problem? Wisisz nad przepaścią, a... ja... chyba nie d-dam rady, gru-basie.
- Użyj mocy, Chu~
- Nie mogę! Przecież ty ją likwidujesz swoją zdolnością.

Oboje wiedzieli, jak to się skończy, mieli dwie opcje. Albo puszczenie Dazaia i uratowanie tych ludzi albo...

- Na-dal masz ochotę na te pod-wójne samobójstwo?
- Tak, z Tobą zawsze, Ciuch Ciuch~
- Może być teraz?
- Huh?

Chuuya wychylił się i całym ciałem oplótł o swojego byłego partnera, na którego twarzy szok mieszał się z szalonym szczęściem.

- Czem...
- Zamknij się...

Ostatnią rzeczą, jaką oboje poczuli był ich ostatni pocałunek i mocne uderzenie o ziemię...

I wtedy Nakahara obudził się, cały zdyszany i ze łzami w oczach. Szybko je wytarł czubkami palców i rozejrzał się dookoła. Był sam w swoim apartamencie, jego bezpiecznym gniazdku na uczucia i kolekcję wina, oświetlonym tylko przez blask księżyca wpadający zza okna, przez co mafioso nie dostrzegał zbyt wielu szczegółów.

- Dazai... jak ja Cię nienawidzę... Nawet w snach musisz mnie dręczyć...

Odwrócił się na drugi bok i po chwili znów zasnął, tym razem bez większych problemów. Nie wiedział, że ktoś mu się przypatrywał, czekoladowe oczy spoczywały na nim cały ten czas, a ich właściciel leżał w cieniu pościeli rudzielca, o czym on nie miał pojęcia.

- Ciekawe, co Ci się śniło, Chu~

Pogłaskał go po lokach w kolorze pomarańczy i westchnął, zachwycony ich delikatnością. Z chęcią napisałby o nich całą książkę, ale i tak słowami nie oddałby ich piękna.

- No nic, jutro się spotkamy...

Podniósł się powoli z wygodnego łóżka i zostawiajac pocałunek na czole byłego partnera wyszedł, jak gdyby nic się nie stało.

(To było dzień przed misją z 2 sezonu, odc 9)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro