Studentem Harvardu się jest a nie bywa
Byłam spóźniona to już pewne. Nie powinnam była zostawać na tej imprezie do samego rana wiedząc, że rano mam zajęcia. Nie powinnam była zasypiać w łóżku tego kolesia i brać u niego prysznica, ale to wszystko zrobiłam. Łącznie z zabraniem mu koszulki, gdy on jeszcze smacznie spał. Imprezowanie we wtorek nigdy jeszcze nie skończyło się dla mnie dobrze. Poprawiłam moją spódnice, która ledwo wystawała spod przydługiej koszulki bejsbolisty. Moje włosy były jeszcze mokre, ale miałam to gdzieś. Najważniejsze jest to, że nie miałam kaca i mogłam uczestniczyć w tych przeklętych zajęciach. Gdybym tylko zdała je w pierwszym terminie...
Oparłam głowę o ścianę. Wszechobecny gwar nie pomagał mi w przysypianiu, gdyż łącznie spałam z jakieś dwie godziny. Dlaczego ludzie to sobie robią? Dobre pytanie.
Moja głowa bezwiednie opadała w dół, wybudzając mnie z pół snu. Nie miałam tutaj znajomych, bo nie dosyć, że to drugie zajęcia, a ja nie dotarłam na pierwsze to jeszcze były to zajęcia dla nerdów. Wzięłam ten przedmiot dopiero na drugim roku, bo słyszałam o prowadzącym same złe rzeczy i cóż, nie pomyliłam się. Nie byłam jednak w stanie tego obejść, jeśli zamierzam skończyć studia.
Mrugnęłam kilkukrotnie oczami, żeby jakoś się rozbudzić, gdy przed moją twarzą ukazał się obraz kogoś dobrze mi znanego. Pocierałam oczy, aby upewnić się, że nie miałam zwidów od za małej ilości snu.
Chłopak, na którego patrzyłam rozmawiał z grupą kolesi, którzy energicznie dyskutowali na jakiś temat.
Co on tutaj robił?
W życiu nie wyobrażałam sobie go zobaczyć na tej uczelni.
Wpatrywałam się w niego na tyle intensywnie, że w końcu i on obrócił się w moją stronę, pewnie zastanawiając się, dlaczego ktoś chce spojrzeniem wywiercić mu dziurę w policzku. Postanowiłam mu pomachać, bo to nie tak, że byliśmy w złych stosunkach. Nawet po tym jak jego ojciec w zeszłym miesiącu wyrzucił nas z domu, budząc nas graniem na talerzach przy naszych uszach. Podziękowałam grzeczenie za gościnę i sen na niezbyt wygodnej kanapie. Bardzo chciało mi się siusiu i nawet pozwolił mi je zrobić.
Bez zastanowienia odszedł od grupy znajomych i podszedł do mojej osoby.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam, ponownie pocierając oczy.
– Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zasnąć.
Nie wiedziałam, dlaczego, ale to wywołało moje ziewnięcie.
– Nieprawda.
Odsunęłam głowę od ściany, próbując przybrać wyraz twarzy wyspanej osoby, ale to było chyba niemożliwe.
– Prawda, Margaret.
– Co tutaj robisz? – zapytałam ponownie, tym razem oczekując odpowiedzi.
– Studiuję. Nie widzisz? – Zgrywał się, jakby to nie było nic takiego, jakby to była jego codzienność. Może i miał na sobie bluzę z logo Harvardu, ale to nie oznaczało, że był studentem. On i Harvard? On i studiowanie? Coś zdecydowanie poszło nie tak. Może to był sen? Mój najgorszy koszmar?
Uszczypnęłam się.
Spojrzał na mnie, jak na wariatkę, gdy na dodatek wypowiedziałam swoje myśli na głos.
– To jakiś żart? Czy ja może jednak śnię?
Wtedy to on mnie uszczypnął w przed ramię. Podskoczyłam z bólu, rzucając mu mordercze spojrzenie.
Wtedy drzwi od sali się otworzyły. Profesor już był w środku i zaprosił grupę ponad dwustu osób na swój wykład. Ciekawe, ile z tych ludzi także nie zdało tego przedmiotu albo odłożyło go na lepszy czas, który nigdy nie nadszedł, ale w końcu nie było już wyjścia.
Bez zastanowienia zajmuje miejsce obok mnie na końcu sali. Miałam ochotę mu powiedzieć, żeby sobie poszedł. Nie byłam w nastroju na rozmowy. Obserwowałam go kątem oka. Patrząc jak wyjmuje zeszyt i długopis, żeby robić notatki. To tacy ludzie jeszcze istnieli? Może, dlatego niektórym szło lepiej na tych studiach i je zdawali. Może mądrze by było mieć coś do pisania.
– Ciężka noc? – wyszeptał do mnie. Zawsze to robił. Pochylał się za blisko i szeptał tym swoim głębokim głosem prosto do mojego uszka. Nie znosiłam jego głosu, bo robiło mi coś takiego w żołądku, że nie potrafiłam tego opisać. – Lubisz bejsbol? – Nawiązywał do mojego ubrania.
– Bejsbolistów – wytłumaczyłam.
– To twój chłopak?
Chciałam parsknąć śmiechem. No tak, obok mnie siedział chłopak, który nie był nigdy z inną dziewczyną niż swoją pierwszą. Chłopak, który był po ślubie w wieku dwudziestu trzech lat i żył dorosłym życiem. Co on wiedział o jednonocnych numerkach? Nic. Co on wiedział o studenckim życiu? Nic. Może za to wiedział coś o bejsbolu, ale to miało tu najmniejsze znaczenie.
– Nie mam chłopaka. Dziękuję bardzo za takie problemy.
– Oczywiście, że nazywasz to problemem.
Obróciłam głowę w jego kierunku. Zaczynała boleć mnie jeszcze bardziej od tej rozmowy.
– A może ty mi opowiesz, co tu robisz? Bo zacząłeś rozmowę o mnie, a ty siedzisz w ławce Harvardu. Co tu się wydarzyło, oficerze Jake'u Tellerze?
Rozejrzał się, jakby ktoś miał nas podsłuchiwać. Więc nikt nie wiedział?
– Nikomu nie powiedziałeś? – Nie powinno było mnie to dziwić. – Ale jesteś nim jeszcze? Czy jak?
– Kto powiedział, że nie jestem już oficerem w Wells? – szepnął w odpowiedzi. Gapił się na mnie, jakby bał się, że zaraz wszystkim tutaj to ogłoszę.
– Chyba, żeś zgłupiał! – Uniosłam nieco głos, ponieważ to zdecydowanie nie była sytuacja, w której kiedykolwiek sobie siebie wyobrażałam.
– Wszystko ze mną dobrze, a z tobą? – Niemal dostrzegłam w jego oczach troskę.
Nienawidziłam, gdy tak na mnie patrzy, jakby pozjadał wszystkie rozumy, bo o dwa lata szybciej skończył liceum, bo do cholery ma te swoje dwadzieścia trzy lata, gdzie ja niespełna dwadzieścia jeden i naprawdę strasznie mnie irytował, gdy patrzył na mnie z tą wyższością.
– Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. Byłam w zeszły weekend w domu, no wiesz, aby sprawdzić czy dalej jestem jedyną studentką Harvardu w miasteczku i wiszę w szkolnej gablocie i co? – Spojrzałam na niego. – Dokładnie tak było, więc do licha nikomu nie powiedziałeś? Jak to w ogóle zrobiłeś? Jakim cudem dalej pracujesz? Mam tyle pytań... – Jak głupia szukałam odpowiedzi na jego twarzy, ale on się z niczym nie zdradzał.
W końcu postanowiłam stasować go wzrokiem. Był ubrany w bluzę z logo Harvardu, jak przystało na pierwszorocznego studenta, który nie mógł przestać się tym chełpić. Jego ciemne kręcone włosy są jak zawsze były przesadnie ułożone, bo wsmarowywał w mnie tyle żelu, że czasem nie wiedziałam, jak jego żona mogła być fryzjerką i mu na to pozwalać. Jasne jeansy opinały jego szczupłe nogi. Gdyby nie ten włosy to może i nawet uznałabym go za ciacho, ale to byłby poważny błąd, ponieważ jak wiemy był żonaty i tak dalej, i tak dalej.
– Zajęcia się zaczynają – poinformował mnie, gdy profesor odpalił prezentację.
– Have fun – rzuciłam bez zastanowienia.
Zamierzałam iść spać, ale to spotkanie mnie rozbudziło.
Po co ja w ogóle tu przyszłam?
Powinnam położyć się w łóżku i nie wstać z niego przez cały dzień, ale wtedy przez kolejny tydzień nie wiedziałabym, że on tu jest.
Miałam więcej pytań. Jak to łączył? W domu wiedzieli? Chyba nie wiedzieli. Jak mógł się tym nie pochwalić?
Gdy tylko moje usta się otworzyły z chęcią zadania któregokolwiek z tych pytań, Jake mnie uciszył. Był pilnym studentem, a przynajmniej takiego zgrywał. Nie mógł być pilnym studentem i oficerem Wells na raz. To nie mogło się udać.
*
– Idziemy na śniadanie z chłopakami. Chcesz iść z nami? – Miałam wrażenie, że te jego zielone oczy zaraz wywiercą dziurę w mojej głowie. – Ja stawiam – zapewnił. – Proszę, tutaj masz notatki. – Położył przede mną kilka skrupulatnie zapisanych kartek.
Kim ten gościu myślał, że był?
Spojrzałam na jego schludne pismo i kolorowe podkreślenia. Nigdy nie prowadziłam takich notatek.
– Czy mogłabyś w zamian za nie, nie wspominać komukolwiek o tym skąd się znamy i co robię, gdy akurat nie jestem na uczelni? – W jego spojrzeniu dostrzegłam coś na kształt błagania.
Więc, to tak.
Nie powiedział nikomu, że jest cholernym oficerem policji półtorej godziny drogi od Bostonu. Nie powinno było mnie to dziwić. Ostatnie półtorej godziny zastanawiałam się o co tu do licha chodziło i wolałabym zostać z nim sam na sam, żeby to wyjaśnić, ale na to chyba nie mogłam liczyć. Też nie wyobrażałam sobie poprosić go o zostanie sam na sam, nigdy w życiu mi się to nie zdarzyło, zawsze był jakiś przerywnik, w postaci dodatkowej osoby, która niwelowała to dziwne coś.
To wydawało mi się zbyt szalone, żeby mogło być prawdziwe.
– Idziecie?! – Zawołał jakiś chłopak z dołu, który wyglądał, jak typowy pierwszoroczny, który miał na plecach plecak założony na oba ramiona i dodatkowo był ubrany w koszulę.
Chryste, jakich znajomych on tu znalazł?
Cóż, musiałam przyznać, że mnie zaciekawił, więc zamierzałam w to pójść i dowiedzieć się o tym absurdzie więcej. Wyszliśmy z ławki i skierowaliśmy się w kierunku wyjścia z sali.
– Bo widzisz, spodobałaś się Bradowi, gdy tylko cię zobaczył – wyszeptał mi do ucha, gdy schodziliśmy ze schodów.
Dlaczego on w kółko to robił?
– Brad to ten w koszuli – dodał, jakby to nie było oczywiste. – Więc, chce, żebyś z nami poszła na śniadanie, aby mógł cię lepiej poznać.
– Bawisz się w jego skrzydłowego? – Obróciłam się do niego, aby na niego spojrzeć.
– Koledzy są potrzebni, żeby przetrwać na studiach.
Rozumiałam, że to zdanie miało podwójne dno. Miałam nie zdradzić jego małego sekretu i być miłą dla jego kolegi.
– Wracam właśnie z seks eskapady z bejsbolistą, jak myślisz, interesuje mnie taki Brad? – Zadałam to pytanie z pełną powagą.
– Pewnie nie, ale dlatego też się dziwię, że ty interesujesz go, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść i jakbyś dosłownie wróciła z takiej eskapady. – Stasował mnie wzrokiem, ale nie w żaden uwodzicielski sposób, czy coś takiego, wręcz przeciwnie.
Pokazałam mu środkowy palec, bo byłam świadoma, że mnie właśnie obraził. Z resztą taki był jego cel.
– Oprócz śniadania masz być dla mnie przemiły, a gdy powiem, że muszę iść to pójdziesz ze mną, bo mam do ciebie tyle pytań! – Wymachiwałam w jego stronę palcem wskazującym, nie chcąc słyszeć sprzeciwu i nawet się go nie spodziewając, bo przecież wiedziałam, że i tak mam wygraną w kieszeni.
Nie dostałam odpowiedzi, ponieważ dotarliśmy na dół do jego kolegi, który cały czas na nas czekał. Powitałam go, jakbyśmy się znali i ruszyłam na poznanie innych jego znajomych. Nic nie było mi straszne, a to było bardzo intrygujące, ponieważ za żadne skarby świata nie rozumiałam, po co mu ten Harvard, jak się na niego dostał i dlaczego nikt w Wells o tym nie wiedział. Nie wspominając już o tym, że tutaj też prowadził podwójne życie.
Powinien chociaż wyglądać na zdenerwowanego, że mogłam zdradzić jego mały sekrecik, ale on normalnie rozmawiał z kumplami, mówiąc skąd mnie zna i inne takie pierdoły.
Nikt w domu nie znał prawdy o moim życiu na Harvardzie, ale wszyscy wiedzieli, że tu studiowałam. W jego przypadku nikt nie miał pojęcia, że tu był. A może to działało tylko w jedną stronę? Spojrzałam na jego dłoń, aby zobaczyć tak dobrze mi znaną obrączkę. Nie było jej tam. Wow. A może ta decyzja kosztowała go małżeństwo?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro