Bez kategorii #1 - Dziki Gon
Dzisiejszy wpis będzie nieco inny niż wszystkie poprzednie, ponieważ nie będzie sumą wszystkich informacji, które udało mi się zebrać na dany temat, a o Dzikim Gonie prawdopodobnie coś jeszcze kiedyś napiszę.
Wczoraj przekopywałam dysk w poszukiwaniu paru zdjęć i przez przypadek natknęłam się na tajemniczy plik o nazwie „DZIKI GON.odt". Nie pamiętałam, co to za tekst, jednak po otwarciu natychmiast skojarzyłam: była to opowieść na temat Dzikiego Gonu, znaleziona niegdyś w internecie. Uważam, że jest piekielnie ciekawa i warto się nią z Wami podzielić.
Uczulam Was, że w żaden sposób nie uważam się za autorkę poniższego tekstu i zwracam też Waszą uwagę, żebyście nie patrzyli na niego jak na teorię naukową, tylko jako ciekawostkę i zwykłą hipotezę na temat genezy Dzikiego Gonu.
Źródło: http://m.joemonster.org/art/35625/Tajemnica_smierci_ktora_idzie_za_mna_krok_w_krok_przez_ostatnie_16_lat
Tekst:
„Jest 1999 rok, wiosna. Wsiadam do samochodu ojca i włączam kupioną chwilę wcześniej kasetę magnetofonową. Po jakimś czasie wybrzmiały ostatnie wersy jednej z piosenek "...i w pachnącą niedzielę, pójdę za południcą. Odejdę, z południcą".
- Ojciec, kto to jest ta południca? Co to znaczy?
- Południca to jest śmierć. Śmierć, która przychodzi w południe...
- Och - w tym momencie spłynął po mnie dreszczem cały sens tych słów.
* * * * *
Jest brzydki zimowy wieczór, gdzieś na początku nowego tysiąclecia. Siedzę w wiejskiej chacie na Przedgórzu Sudeckim, a za oknem szaleje wichura, której potępieńcze wizgi jeżą mi włosy na głowie. Nie uważam się za człowieka bojaźliwego, ale ciągły, straszliwy szum budzi we mnie dziwny niepokój. Zupełnie jakbym był na statku w trakcie potężnego sztormu, to jest ten czas, któremu towarzyszą nieuzasadnione myśli: "zaraz stanie się coś złego, czuję to".
Z otumanienia wyrywa mnie ciepły i serdeczny głos.
- Masz herbaty, napij się.
Kiedy spojrzałem na podstawioną szklankę, zorientowałem się, że przez kilka ostatnich minut gapiłem się w okno, za którym było całkiem czarno. Nie było widać nic, zupełnie nic. Jedynie gwizdy podpowiadały mojej głowie obraz szarpanych przez wiatr drzew, które widziałem w tym miejscu jeszcze za dnia.
Mój rozmówca to starszy pan, który sprowadził się na ziemie odzyskane zaraz po wojnie. Zupełnie zaskoczyła mnie opowieść o tym, że Niemcy wcale nie zostali wygnani w czterdziestym piątym. Byli tu jeszcze przez kilka ładnych lat, dzieląc domostwa i gospodarstwa z przesiedlonymi ze wschodu Polakami. Zdążyli w tym czasie przekazać "nowym" nieco informacji na temat regionu. W tym jedną potworną i tajemniczą historię.
Mówili, że rejon nawiedzany jest przez upiorną noc, zdaje mi się, że padła wtedy nazwa Schwarznacht (Czarna noc). Sam opis był bardzo obrazowy.
Miała to być noc, w trakcie której po niebie przetaczała się banda upiorów w wozach zaprzężonych w psy. Przejazdowi piekielnego orszaku towarzyszyły potępieńcze krzyki, dzikie wrzaski i wycia psów smaganych batami. Przed bandą nie było ratunku, przelatywali nisko nad domostwami, polując na niewinnych ludzi. Każdy, kto ów orszak ujrzał na oczy, musiał tej nocy zginąć. Każdy, kto nie był dość silny, by się oprzeć, musiał tej nocy odejść, by zasilić szeregi dzikiej hordy.
[Za oknem coś strzeliło, a plecy oblał mi zimny pot.]
Miała to być noc, w trakcie której umierały nagle dziesiątki osób.
[Okna poruszyły się od uderzenia wiatru, a włosy na rękach nastroszyły mi się tak, że aż poczułem ból]
* * * * *
Minęło kilka lat i zacząłem klasę maturalną, a przez swoje niedbalstwo nie zaklepałem sobie wcześniej tematu na prezentację z polskiego. Zostało niewiele opcji. Polonistka odradzała mi tylko jeden temat - mitologię w literaturze fantasy. Wybrałem rzecz jasna właśnie ten, choć nie miałem o nim bladego pojęcia. A może właśnie dlatego?
Temat tak mnie wciągnął, że do końca semestru przewertowałem dziesiątki książek o mitologiach całego świata. Nadszedł też czas, by sięgnąć po książki z półki "fantastyka". Początkowo miałem opory, ale koniec końców z miejsca połknąłem całego Pilipiuka, z wielkim poświęceniem przebrnąłem przez najpopularniejsze pozycje Tolkiena w oryginale, a na koniec zostawiłem sobie "obowiązkowego" Sapkowskiego. Kilka razy do niego podchodziłem, ale nie podobał mi się jego styl. W końcu w moje ręce wpadła wiedźmińska saga. Wsiąknąłem na amen. Bez pamięci.
To był strzał w dziesiątkę, pełny przekrój naszej rodzimej mitologii i demonologii. Moją uwagę przykuła jedna scena, w której wiedźmin zauważa, że większość z wymienianych przez wieśniaków potworów tak naprawdę nie istnieje. Po prostu je sobie wymyślili, choć sami głęboko w nie wierzyli.
Strzał orzeźwienia w potylicę.
Południca! Przecież ta południca z kompozycji Grześkowiaka to nic innego jak udar słoneczny! Śmierć w słońcu, w lecie, w polu, przy żniwach. Przecież to takie proste! Szybko zacząłem wertować kolejne pozycje z demonologii. Utopce chwytające ludzi za nogi - to są skurcze mięśni. Sukkuby to nic innego, jak sny erotyczne i nocne niekontrolowane wytryski u mężczyzn. Wszystko zaczęło się klarować, a była tego cała masa! Znów wsiąknąłem, zagrzebany w książkach i przyczajony w bibliotekach.
...
Anno Domini 2008, majówka. Siedzę ze znajomymi pod strzechą górskiej chaty w Murzasichlu koło Zakopanego. Wściekły absynt przywieziony rano ze Słowacji pali nam gardła, a umęczone wędrówkami mięśnie grają przyjemnie pod skórą. W piołunowy opar zaczynają wplatać się kolejne opowieści. Ktoś mówi, że starzy górale zwykli mówić "Idzie halny, będą się ludzie wieszać".
Puszczam to mimo uszu i polewam kolejkę.
* * * * *
Okolice roku 2010, Wrocław, któryś z barów w Pasażu Niepolda. Siedzę przy kontuarze obok ratownika medycznego, który jak widać musiał czasem odreagować przy szklance. Opowiadał o swojej pracy:
- Miałem kilka lat temu taką nockę, że non stop jeździliśmy do zgonów. Jedna noc ściągnęła więcej ludzi niż parę tygodni. Coś strasznego, mówię wam.
* * * * *
Styczeń 2016, Warszawa. Podczas wieczornego przeglądu internetu trafiam na krótki film "DUJE - wiatr halny". Już w pierwszych zdaniach słyszę o tym, że rzeczywiście przed pojawieniem się wiatru halnego i w jego trakcie działy się z ludźmi rzeczy niecodzienne. Między innymi liczniejsze samobójstwa.
Czyli powiedzonko "idzie halny, będą się ludzie wieszać" to wcale nie była zwykła bajęda z Murzasichla. Zaintrygowało mnie to.
W głowie zapala się lampka, odszukuję resztki notatek sprzed matury i kreślę ołówkiem na papierze kolejne. Szukam wiedzy.
Jestem już blisko...
* * * * *
Jest brzydka zimowa noc w połowie lutego 2016 roku. Siedzę w wiejskiej chacie na Przedgórzu Sudeckim, a za oknem duje wiatr, którego potępieńcze wizgi jeżą mi włosy na głowie. Za oknem jest zupełnie czarno. Szalejąca wichura rozbija się o dom, sprawiając wrażenie, jakby tabun dzikich bestii przebiegał właśnie po dachu. Doskonale.
Idę do przedsionka i wsuwam na nogi stare gumowce. Wychodzę na zewnątrz i szarpany wichrem patrzę w czarną noc. Drzewa uginają się pod naporem wiatru. Poczucie lęku i niepokoju jest tym silniejsze, im straszliwsze odgłosy dochodzą moich uszu. Wiatr rwie z siłą huraganu, a ja z oporem przechodzę po omacku kilka kroków w głąb sadu.
Jestem coraz bliżej...
* * * * *
Gospodarz domu zmarł w nocy z 16 na 17 grudnia 2005 roku.
Znalazłem archiwalny komunikat pogodowy z 16 XII 2005:
Głęboki niż (...) jedne z najniższych ciśnień notowanych w Polsce w historii pomiarów. (...) W górach wichury były najbardziej dokuczliwe, na Śnieżce porywy wiatru przekraczały 150 km/h...
Wiatr pasuje, ale czy niskie ciśnienie zabija ludzi? Z innych źródeł dowiedziałem się, że niekoniecznie, a najbardziej niebezpieczne są gwałtowne skoki ciśnienia.
Sprawdziłem archiwum pomiarów meteorologicznych:
16 Grudnia 2005 doszło do ogromnego spadku ciśnienia (aż do 950 hpa), a w nocy nastąpiło nagłe odbicie i szybki wzrost. Różnice wynosiły w zależności od stacji pomiarowej od 30 do 50 hektopaskali. Teraz mam już komplet danych.
* * * * *
Jest brzydka zimowa noc w połowie lutego 2016 roku. Stoję w sadzie opodal wiejskiej chaty. Noc jest jednolicie czarna, a sadem szarpie huraganowy wiatr. Szarpie nie tylko drzewami, ale też mną. Jest tak silny, że mam problem z przejściem kolejnych kilku kroków. Drzewa skrzypią i złowieszczo trzeszczą, słyszę wizgi, jęki, łoskot i huki spowodowane uderzeniami zawiei. Powietrze rozcinane przez kalenice dachów wydaje gwiżdżące odgłosy. Poczucie strachu i niepokoju nasila się z każdym kolejnym trzaskiem. To on.
Teraz jestem już pewien
Fronty niżowe pchają przed sobą wichury, a w tym samym czasie ciśnienie atmosferyczne spada. Jeśli spadek jest bardzo gwałtowny, to ciągnie za sobą zwiększoną śmiertelność. Im gwałtowniejszy skok ciśnienia, tym jest ona większa. Wiatr towarzyszący tym najsilniejszym frontom jest naprawdę silny i wrażenie jakie robi na człowieku jest upiorne. Budzi lęk i zgrozę.
Noc z 16 na 17 grudnia 2005 toku to była ta noc, o której opowiadał ratownik medyczny we Wrocławiu. Noc, w trakcie której załogi karetek nie zaznały ni chwili spokoju. Potężny wiatr hulał po polach i szargał drzewami, w ludzkie serca napędzał strach, a ogromny spadek ciśnienia zabrał z tego świata wielu.
To była ta noc, która pojawia się w mitologii i u Sapkowskiego, a której nie potrafiłem z niczym sensownym połączyć. To jest ta noc, o której opowiadali Niemcy. Takie warunki meteorologiczne to jest właśnie żniwo śmierci, jawiące się w wyobraźni naszych pradziadów jako przebiegająca po niebie kawalkada orszaku upiorów, Schwarznacht, Czarna Noc, Dziki Łów, Wilde Jagd, choć większość z nas zna nazwę: Dziki Gon.
Ten potężny klin na wykresie ciśnienia to właśnie legendarny Dziki Gon.
...
Jest brzydka zimowa noc w połowie lutego 2016 roku - stoję szarpany wiatrem między drzewami, by zrozumieć narodziny legendy.
KONIEC
* * * * *
Posłowie:
Z dołu przepraszam za mocne rozwleczenie wątków. Tekst ten jest efektem historii, która rozgrywała się w moim życiu przez kilkanaście lat, a starałem się skrócić go jak najmocniej, tak, by nie zakrawał na pełnoprawną opowieść i tak, by zostawić jedynie najistotniejsze wątki.
Sam rejon, w którym przebywałem, to odcinek rozciągający się od Bielawy do Srebrnej Góry na Przedgórzu Sudeckim. Przez ukształtowanie terenu jest to miejsce, w którym trzeba żyć z wiatrem za pan brat, bo jest on nieodłącznym elementem krajobrazu. Ludzie mieszkający w tym miejscu mówią "u nas jest ciężkie powietrze". Nie są to puste słowa. Większość osób przyjeżdżających w ten rejon potrzebuje kilku dni, by się zaaklimatyzować. Są to dni, w trakcie których trzeba liczyć się z osłabieniem organizmu, bólami głowy, krwotokami z nosa czy dojmującym przygnębieniem. Jeśli w tym czasie pojawią się wichury, to ciągłe szumy wiatru mogą przyprawić człowieka o bezsenność i mocne pogorszenie stanu psychicznego. Wiem, że może to brzmieć jak kolejna klechda, ale bywałem tam z moimi znajomymi z innych rejonów Polski i niemal wszyscy przeżywali to samo.
W takich warunkach dawni Germanie mogli łatwo wyimaginować sobie kawalkady upiorów, przebiegające nad dachami domostw. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że dziś dysponujemy technologią, dzięki której możemy takie warunki atmosferyczne przewidywać. Tylko jak brzmiałoby ostrzeżenie synoptyków, zapowiadające nadejście Dzikiego Gonu?"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro