Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział czternasty

— Zawsze chciałam mieć zwierzaka, ale dziadkowie się nie zgadzali — Diana z rozmarzeniem wpatrywała się w zdjęcie psa, które przesłała jej koleżanka. — Twierdzili, że jestem nieodpowiedzialna. Coś w tym jest — przypomniała sobie o tym jak pozwoliła ukraść starą gitarę Luki, kiedy zostawił ją przez chwilę pod jej opieką, bo musiał do toalety.

Adrien pokruszył bułkę, żeby nakarmić zlatujące się gołębie.

— Jakiego chciałaś mieć zwierzaka? — zapytał, chichocząc z powodu gruchania gołębi, lubił ten dźwięk. — Psa? Czarnego kota?

Diana uśmiechnęła się delikatnie na wzmiankę o kocie.

— Nie, kotku. Białego królika. Czytałeś "Alicje w Krainie Czarów"?

Adrien pokiwał głową.

— To o dziewczynie, która wskoczyła za królikiem do dziury? — Diana przytaknęła. — Nie czytałem, ale widziałem film — przyznał Adrien.

— Ten z Johnny'm Deepem?

— Nie — zaprzeczył. — Jakiś stary.

— Aha — Diana schowała telefon do kieszeni. — Może z 1999. Jak miałam 7 lat to ciągle go oglądałam. Babcia miała mnie dość, bo chodziłam po ogródkach sąsiadów i szukałam nory królika — zaśmiała się na to wspomnienie. — Na swój pierwszy bal przebierańców przebrałam się za Królową Kier i ciągle krzyczałam: "skrócić o głowę, skrócić o głowę". A większość szkolnych opowiadań pisałam o "Dianie w Krainie Czarów".

— Kiedy ci przeszło?

Diana spochmurniała.

— Kiedy zrozumiałam, że nie mogę wiecznie żyć marzeniami. Ten okrutny świat jest moim światem i muszę stać się silną, żeby w nim żyć. Na poważnie. 

Adrien już więcej o to nie pytał, wiedząc, że nie jest to coś, czym Diana chciałabym się dzielić. 

T E R A Z

Czarny Kot skrzywił się, czując na sobie karcące spojrzenie Biedronki.

— Przepraszam, moja pani — wymamrotał, czołgając się bliżej krawędzi dachu i superbohaterki. — Więcej się nie spóźnię.

Spojrzał w to samo miejsce, w które wpatrywała się jego partnerka. Trzech karcianych wojowników prowadziło skrępowanych Paryżan do stojącego naprzeciwko nich ogromnego zamku z kart. Zamek stał w miejscu, gdzie do niedawna znajdowała się szkoła Adriena.

— Śledziłam ich przez pół miasta — wyjaśniła Biedronka. — Biorą jeńców. Ta cała królowa może chcieć nas szantażować. Musimy uważać, żeby nie wpaść w pułapkę.

Czarny Kot przytaknął. Jeszcze jej nie spotkali, ale jego przeczucie mówiło, że nie będzie łatwym do pokonania przeciwnikiem. Trącił łokciem Biedronkę, gdy zauważył otwarte drzwi balkonowe w zamku.

— Możemy spróbować wejść do środka balkonem — mruknął.

Biedronka pokręciła przecząco głową.

— Zanim przyszedłeś widziałam jak trójka karo je otwiera. Na pewno ktoś, by na nas czekał.

Czarny Kot musiał przyznać jej rację. Dalej obserwował jak ogromne wrota się otwierają, a "karty" wprowadzają jeńców do środka. W jego głowie pojawił się kolejny pomysł.

— To może ci się nie spodobać — ostrzegł, a Biedronka spojrzała na niego nagląco. — Możemy się przemienić i udawać zakładników.

— Wybieram balkon — odpowiedziała natychmiast superbohaterka, podnosząc się na nogi. — Zaraz sprawdzimy czy biedronki latają.

Odeszła na drugi koniec dachu i biorąc wcześniej głęboki wdech, zaczęła biec. Czarny Kot zamarł, gdy skoczyła z dużego rozpędu w stronę balkonu. Zabije się — pomyślał. Chwilę później dziewczyna zwisała z balkonu. Z trudem wspięła się na balustradę. Odwróciła w stronę Czarnego Kota i wyszeptała: "widzimy się w środku", po czym weszła przez balkonowe drzwi do środka. Blondyn mimo, że był kotem, nie miał zamiaru próbować tego co ona. 

Ostrożnie zeskoczył z budynku, spadając na czyjść samochód i na szczęście nie włączając alarmu. Podbiegł do zamku, wcześniej upewniając się, że nikogo nie było na ulicy i dotknął jego powierzchni. Uderzył pięścią delikatnie w nią. Mimo, że wyglądał na zamek z kart, był bardzo twardy. Szarża odpadała. Zbliżył się do rogu i zerknął zza niego na wrota, a potem na swój pierścionek. Wciąż mógł udawać zakładnika. Pokręcił głową. Potem może nie być w stanie ponownie się przemienić pod okiem innych ludzi albo karcianych wojowników. 

— Może się wespnę — mruknął do siebie, jednocześnie spoglądając w górę.

Nie miał po czym wspiąć się na ścianie, więc nie wejdzie przez balkon jak Biedronka. Westchnął. Pozostawały jedynie frontowe drzwi. Nie przejmując się złapaniem, skierował się przed ogromne wrota. Nim do nich dotarł, omal nie wpadł na krzaki w połowie czerwonych i w połowie białych róż.

— Nie bądź głupi, Adrien — powiedział do siebie, kładąc dłonie na wrotach.

Nie posłuchał siebie i popchnął je mocno. Bez trudu się przed nim otworzyły. Zdziwił się na całkowitą ciemność w środku. Ostrożnie wszedł do środka, nie zapominając, że był na teranie wroga. Przestraszył się, gdy drzwi za nim się zamknęły, a on stał w całkowitych ciemnościach i nie widział nic mimo swojego kociego wzroku.

Podskoczył, słysząc cichy damski krzyk przed sobą, który ucichł po paru sekundach. Wyciągnął ręce przed siebie i modląc się o to, żeby na coś nie wpadł, ruszył w kierunku, z którego wydawało mu się, że słyszał głos. Jego buty uderzające o posadzkę, wydawały ogromny stukot, który według niego mógłby obudzić nawet zmarłego, a co dopiero sprowadzić tutaj karcianą armię. 

Wzdrygnął się, gdy nagle ogarnęło go zimno. Objął siebie ramionami i zgrzytając zębami, wciąż szedł naprzód. Wolał nie myśleć o tym, że dziwnym było, że nikt nie czekał na niego w środku, żeby związać i odebrać miraculum.

— Adrien! — zamarł, poznając ten głos. — Adrien!

To Luka — pomyślał przerażony. Co on tu robi? Adrien przypomniał sobie moment sprzed pół godziny, gdy widział biegnącego chłopaka. To moja wina — dotarło do niego. Powinien był go bezpiecznie odprowadzić do domu. 

— Luka! — krzyknął blondyn, zapominając, że był w tym momencie w stroju Czarnego Kota. — Luka! Gdzie jesteś?! — mówiąc to, zaczął biec przed siebie, nie martwiąc się o to, że jest w zamku wroga. 

Przez chwilę nikt mu nie odpowiadał, a potem usłyszał głośny śmiech.

— Auł! — jęknął w momencie, gdy potknął się o coś twardego i wylądował na kolanach. — Luka! — zawołał żałośnie, nie mogąc znieść myśli, że jego chłopakowi coś mogłoby się stać. — Ktoś ty? — zapytał ostro, gdy poczuł jak ktoś łapie go za rękę. — Zostaw! — zawołał, próbując się wyrwać, ale uścisk był zbyt silny.

— Cześć, Czarny Kocie — Adrien wstrzymał oddech i zacisnął powieki, mając nadzieję, że się myli, że to nie ona. — Nic ci nie zrobię. Tylko im pomóż.

Pociągnęła go mocno w górę, przez co stanął na obie nogi. Zachwiał się i parę sekund później przewrócił się do tyłu, wpadając prosto na klatkę piersiową osoby za nim. 

— Och, kotku. Teraz nie mamy na to czasu. Muszę ściąć parę osób. 

Mimowolnie miauknął cicho, gdy przyłożyła coś ostrego do jego szyi. Bał się. W całkowitej ciemności Diana trzymała mu nóż na gardle i prawdopodobnie skrzywdziła Luke. Ona wie, że jestem Czarnym Kotem — przypomniało mu się. Jeśli Władca Ciem się o tym dowie, to będzie koniec.

— Dobranoc, kotku.

W momencie, gdy nacięła jego skórę, superbohater zemdlał. 

A/N: nie radzę sobie z opisami...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro