Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zakupy

Steve przechadzał się właśnie między regałami pchając przed sobą wózek sklepowy oraz rozglądając się uważnie w poszukiwaniu ręczników kuchennych. Rose w tym czasie po kryjomu starała się wyhaczyć na półkach coś co by ją zainteresowało. Mówiąc "Coś co by ją zainteresowało" wiadomym jest, że chodzi o jakąś zabawkę, bądź słodką przekąskę. Dziewczynka od rana usilnie starała się wmówić Rogersowi, że jest kotem. Strącała rączkami najróżniejsze przedmioty z każdej płaskiej płaszczyzny jaką znalazła, w wypowiadane przez siebie zdania wpalatała niekiedy miauknięcia, a nawet nalewała sobie mleko na nie za głęboki talerzyk i zlizywała wszystko  skrzętnie jakby ignorując zrezygnowane spojrzenie błękitnookiego mężczyzny. Kapitan nie ukrywał, że obecna sytuacja była dla niego szczególnym utrapieniem, jednak mimo wszystko znosił to bo miał nadzieję, że to tylko chwilowe. W końcu, które dziecko nie miało w swoim życiu epizodu, w którym udawało, że jest kimś, w tym wypadku czymś innym? Niekiedy czuł irytację obecnym stanem rzeczy, ale jednocześnie cieszył się w duchu, że czas "wymyślonego przyjaciela" miał już daleko za sobą. Wtedy bowiem przeżył najwięcej nerw. Teraz wydawało mu się już, że nic nie jest w stanie wyprowadzić go z równowagi. Poza tym, to całe udawanie kotka było chwilami nawet urocze.

- Chwila! - Rose podeszła szybko do wózka i zaczęła przegrzebywać na szybko zakupy.

Steve zatrzymał wózek i czekał cierpliwie, ciekawy o co tym razem może chodzić.

- Steve, gdzie moja trzecia czekoladowa tubka? - siedmiolatka wbiła w mężczyznę zdezorientowany wzrok.

- Odłożyłem ją z powrotem na półkę - wzruszył ramionami.

- Co?! Ale dlaczego?! - wykrzyknęła jasnowłosa z wyczuwalnym żalem.

- Błagam cię, Rose. Wzięłaś już aż dwie. Dwie i tak powinny Ci na długo starczyć. Powinnaś się cieszyć, że choć te masz - blondyn zatrzymał się przy dziale ze sprzętem domowym do sprzątania i wrzucił do koszyka cztery rolki ręczników kuchennych - Za moich czasów berbecie takie jak ty mogły co najwyżej pomarzyć choćby o jednej takiej tubce. Ba, niektóre w życiu nie miały w ustach czekolady! - wypowiedziawszy to zdanie ruszył dalej przed siebie pchając wózek.

Rose prychnęła urażona i chcąc nie chcąc ruszyła za nim smętnie szurając nogami. Po jakimś czasie blondyn zerknął kątem oka na idącą za nim dziewczynkę i poczuł lekkie ukłucie w sercu. Odwrócił się przodem do dziewczynki, chwycił ją delikatnie w talii, podniósł silnymi rękami, zagarnął zakupy na prawą stronę wózka, a następnie usadowił w nim dziewczynkę. Wszystko to wykonał z taką lekkością jakby sześciolatka ważyła tyle co piórko. Niebieskooka jednak ani na chwilę nie zmieniła wyrazu twarzy a jej grymas ciągle pozostawał smutny. Rogers wiedział, że tak małe dziecko bierze wszystko bardziej do siebie i wszystkim się też bardziej przejmuje, ale naprawdę nigdy nie chciał sprawdzić jej przykrości. Widząc to nagłe pogorszenie humoru, zaczął rozglądać się dyskretnie wokół. Zauważył wzrokiem wystawę z ozdobami i przebraniami na Halloween. Zaczął się jej przyglądać zwalniając kroku.

Halloween zbliżało się wielkimi krokami. Pomimo tego, że Steven doskonale zdawał sobie sprawę, że migracje małolatów od domu do domu z torebeczkami na słodycze jest tradycją, ale szczerze mówiąc nie był pewien czy byłby w stanie wysłać swoją małą Rose samą. To mogłoby być niebezpiecznie. Może i nie był jakoś szczególnie nadopiekuńczy względem dziecka bo zdawał sobie sprawę, że powinno się od małego uczyć dzieci samodzielności, a jednak wizja najbliższego Halloween go w pewnym stopniu przerażała. Zatrzymał się z koszykiem przy wystawie i korzystając z tego, że Rose zajęła się akurat przeglądaniem zakupionych przedmiotów, niepostrzeżenie wziął dziecięcą opaskę z kocimi uszkami. Założył szybko opaskę na głowę dziewczynki, a sam nałożył ma nos nakładkę na gumkę mająca imitować krzywy nos wiedźmy. Rose spojrzała na niego starając się powstrzymać śmiech.

- No co? Nie podobam Ci się już, moja droga? - po wypowiedzeniu tych słów zaczął poruszać zabawnie brwiami.

W tym momencie to było za dużo i błękitnooka wybuchnęła śmiechem. Steve uśmiechnął się szeroko i poprawił błękitnookiej opaskę na główce i uciaśnił kiteczke.

- Ale nadal mnie lubisz, prawda kotku? - powiedział z rozbawionym uśmiechem głaszcząc opuszkami palców futrzaste uszka Rose.

Dziewczynka natomiast jakby dopiero teraz spostrzegła się, że ma coś na głowie dotknęła dłońmi samej opaski, a chwilę później i uszek. Rogers zdjął nakładkę z nosa i odłożył z powrotem na jedną z półek wystawy. Rose czując pod paluszkami kocie uszy zapiszczała radośnie. Wyglądała teraz niczym prawdziwa fanka kotów, którą niezaprzeczalnie była. Z szerokim uśmiechem podniosła się powoli stając chwiejnie w koszyku.

- Zawsze, a ty mnie? - przytuliła się mocno do mężczyzny z promiennym uśmiechem.

- Zawsze - powiedział cicho Kapitan wtulając się w swój skarb i głaszcząc delikatnie po pleckach.

Trwali tak chwilę w uścisku dopóki Rose nie wyszeptała.

- A dostanę swoją trzecią czeko tubke?

- Wybij to sobie z głowy - odpowiedział z ciepłym uśmiechem i ucałował ją w czubek głowy przytulając mocniej do siebie.
************************************
Resztę wypadu Steve i Rose spędzili na szybkich przejażdżkach wózkiem pomiędzy alejkami na ucieczce przed ochroną sklepu. Możecie być jednak pewni, że śmiechom i piskom nie było końca.
——————————————————
Jestem ciekawa czy macie jakieś spekulacje co do tego, o co chodzi z relacją Steve i Rose 😄

Możliwe, że to część ostatnia bo dwu częściowy ONE SHOT to coś powiedzmy dziwnego XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro