Tak tęskniłem
Faheem wyskoczył przez okno. Cicho niczym nocny cień przemykał między budynkami wśród sennych opustoszałych uliczek Masyafu.
Zatrzymał się przed drzwiami jednego z mniejszych domów w mieście. Rozejrzał ostrożnie czy nikt go nie obserwuje i zapukał. Cisza. Zapukał mocniej i dłużej. Po chwili usłyszał ledwie słyszalny hałas wewnątrz domu. Drzwi otworzyły się zaskakująco cicho. W drzwiach stał mężczyzna w pomiętej tunice przepasany czerwoną szarfą, szarych spodniach i na boso. W ręce trzymał grubą świecę. Ciemnozłote oczy lśniły gniewnie rozespane.
- Faheem?- zapytał równie zaspany głos.
- Wybacz, że cię obudziłem. mogę wejść?
- Skoro już tu przylazłeś.- warknął.
Wpuścił intruza do środka i zamknął za nim drzwi. Stali w wąskim ciemnym korytarzu. Mężczyzna poprowadził nocnego gościa korytarzem do końca. Skręcił w lewo i wszedł do pomieszczenia, którego drzwi były otwarte. Faheem szedł za nim bez słowa. Stanął na środku pokoju rozglądając się w słabym świetle świecy. Po obu strona pokoju stały dwa proste łóżka, chociaż to po lewej wydawało się być szersze. Między nimi stał szeroki nocny stolik. Za łóżkami majaczyły ciemne, wąskie i wysokie kształty i Faheem uznał, że to szafki na ubrania. Mężczyzna spojrzał na niego i marszcząc brwi zapytał.
- To cóż tak ważnego sprowadza cię do mnie o tak późnej porze?
- Chodzi o Altaira. Widzę, że nie ma go tutaj.
- Co ten gówniarz znowu zbroił? Wiesz gdzie jest?- warknął złowrogo będąc gotowym faktycznie iść tam i sprać dzieciaka na kwaśne jabłko, a potem na kopach przenieść do domu.
- Uspokój się. Wiem gdzie jest.- powiedział łagodnie
- Gdzie?- warknął
- Z moim synem.
- Twoim? Synem? U ciebie?- zdumiał się tym razem, choć brwi wciąż miał gniewnie ściągnięte.
- Nie, w twierdzy.- tłumaczył jeszcze cierpliwie
- Co oni tam robią? Nie ważne. Chodźmy po nich.- nie dawał na wygraną, czując jak się w nim krew gotuje. Tak go zleje, że przez tydzień na dupie nie usiądzie!
- Niech sobie młodzi figlują w spokoju.- mruknął nisko zbliżając się do niego.
- Fi... - nie dokończył, gdyż Faheem położył mu palec na ustach uciszając.
- Ciiii...- ten szept był pełen namiętności.
Mężczyzna spojrzał na Faheema. Jego ciemne piwne oczy lśniły tym ponętnym blaskiem jakiego nie widział odkąd postanowili ustatkować się i założyć rodziny. Cóż... właściwie to odkąd zmarła jego żona. Faheem przyszedł go wtedy pocieszyć.
- Faheem. Co ty wyprawiasz? Przecież masz żonę. Pamiętasz?- zapytał zrzucając ciepły palec ze swoich ust.
- Śpi. Nie musi wiedzieć. Omar, proszę. Ten jeden raz.
- A ciebie co napadło?- głos mężczyzny wyraźnie zmiękł.
- Kiedy usłyszałem, co robią nasi synowie odezwała się we mnie tęsknota. Tak silna i intensywna, że nie mogłem wytrzymać. Chcę. Nie. Pragnę poczuć cię w sobie jeszcze raz. Chociaż raz. Proszę, Omarze. Nie daj się błagać. Noc taka krótka.
Mężczyzna przyciągnął go tylko do siebie i objął mocno. Nic nie mówił. Nie chciał. Tak bardzo tęsknił za drugim mężczyzną przez te wszystkie lata a teraz trzymał go w ramionach. Przyszedł. Sam przyszedł do niego. Prosił o to. Jak mógłby mu odmówić? Mimo całej swej siły nie potrafiłby.
- Mówiłem, że to zły pomysł.- mruknął nie wypuszczając go z objęć.
- Warto było spróbować.
Palce Faheema błądziły po plecach mężczyzny. Schodziły coraz niżej i niżej. Zatrzymały się dopiero na pośladkach. Mimo upływu lat wciąż były takie twarde, sprężyste i ponętne. Westchnął.
Poczuł jak dłonie Omara ześlizgnęły się do jego pleców i powędrowały do talii. Szybko zręczne palce poradziły sobie z pasem i szarfą, które spadły głucho na podłogę między nimi. Podniósł głowę. Spojrzał w te ciemnozłote oczy lśniące pożądaniem równie mocno jak jego własne. Uśmiechnął się łagodnie. Chwycił za poły tuniki mężczyzny i pociągnął w górę. Ściągnął ją z niego a po chwili sam został jej pozbawiony. Stali przed sobą półnadzy rumieniąc się niemal w równym stopniu. Jednak żaden z nich nie miał wątpliwości co robi. Nie obchodziło ich czy jest to grzech i zbrodnia przeciw Allahowi. Rozpalała ich myśl o rozkoszach jakie to niesie ze sobą. Faheem niższy o pół głowy od Omara wyciągnął lekko szyję i pocałował go w usta. Jęknął gdy poczuł twarde mięsiste wargi mężczyzny tak różne od tych kobiecych. Czuł jak gorąco zalewa mu ciało. Drżał jakby robił to pierwszy raz. Mężczyzna oddał pocałunek pogłębiając go. Faheem wpuścił go rozkoszując się smakiem kochanka. Sam również nie pozostawał bierny. Z rosnącą dzikością napierał na te zmysłowe usta wdzierając się do ciepłego i wilgotnego wnętrza. Badał językiem każdą napotkaną przestrzeń. Omar nie przerywając pociągnął go w stronę łóżka.
- Buty.- jęknął Faheem w usta Omara.
Omar pchnął go lekko. Faheem położył się na łóżku z nogami poza nim. Omar szybko ściągnął mu buty. Czarnowłosy wsunął się głębiej robiąc kochankowi więcej miejsca. Ułożył się wygodniej i niecierpliwie czekał na dotyk i pieszczoty omarowych dłoni i ust.
Ten wślizgnął się do łóżka i położył na Fheemie. Uniósł się na rękach tak, że niemal stykali się nagimi torsami. Nachylił się i pocałował leżącego pod nim w szczękę. Potem w szyję i zaczął powoli schodzić w dół wybierając te miejsca, które pamiętał, że są najbardziej wrażliwe na jego pocałunki. Westchnięcia i potęgujący się gorąc ciała upewniały Omara, że dobrze pamięta. Uśmiechając się do siebie obcałowywał kochanka poświęcając dużo uwagi i czasu na jego brodawki. Westchnienia powoli przechodziły w pojękiwania. Tak dotarł do spodni. Gorącymi, lekko drżącymi z rosnącego podniecenia rękoma rozsupłał je i zaczął ściągać.
- Nnn...- wydusił z siebie Faheem.
- Mam przestać?- zapytał przekornie.
- N-nie. Nie przestawaj,... O-omar...
Mężczyzna pociągnął spodnie leżącego i ściągnął je wraz z bielizną. Faheem leżał teraz kompletnie nagi pod Omarem. Drżał z podniecenia i niecierpliwości. Rumienił się mocno na samą myśl o swej nagości. Wypiął biodra zachęcająco w stronę Omara. Ten szybkimi ruchami zrzucił resztę swojego odzienia i równie golusieńki przystąpił do działania. Rozchylił nogi Faheema i ulokował się tam. Jego penis już był sztywny. Rękoma uniósł lekko biodra mężczyzny i powoli zaczął się wsuwać w dziurkę pomijając wcześniejsze jej rozciąganie. Był na to zbyt podniecony i niecierpliwy.
- A! A! Brutalu!- Faheem jęknął głośno z nutą bólu w głosie czując już wchodzącego w niego penisa Omara.
- Faheem... nie mogę dłużej czekać. .. tak bardzo cię chcę...
- Bądź bardziej delikatny... - jęknął wcale nie cicho.
- Uhm..- mruknął tylko całkowicie pochłonięty tym, co robił.
Czuł jak dziureczka Faheema spazmatycznie zaciska się na jego członku. Starając się panować choć trochę powoli poruszał biodrami nie wchodząc za mocno. Podniecało go to tak bardzo, że właściwie mógłby dojść już teraz, ale nie chciał. Nie chciał tak szybko tego zakończyć. Dopiero zaczął w niego wchodzić. Dziurka Faheema coraz słabiej się zaciskała wpuszczając go dalej. Czarnowłosy pojękiwał rozkosznie zaciskając dłonie na pościeli. Rozluźnił się i Omarowi łatwiej było kontynuować. Wchodził coraz głębiej i głębiej czując jak wnętrze dziurki robi się coraz wilgotniejsze i luźniejsze. Faheem pojękiwał coraz donośniej, co powodowało, że Omar stawał się coraz bardziej podniecony i mimowolnie przyspieszał. Wbijał się w niego coraz głębiej i gwałtowniej. Wreszcie zacisnął mocno dłonie na jego pośladkach i dobijając doszedł w nim z przeciągłym niskim jękiem. Zaraz za nim doszedł i Faheem opryskując spermą ich obu.
Omar opadł na kochanka nie wychodząc z niego. Ich nagie torsy spotkały się i skleiły ze sobą od ilości faheemowej spermy. Dyszeli. Omar położył mu głowę na piersi i przymrużył oczy. Faheem położył mu dłoń na krótkich ciemnych włosach i leniwie gładził je. Przypomniały mu się stare dobre czasy, kiedy to zaszywali się w różnych dziwnych miejscach, by być z sobą i cieszyć się tą grzeszną rozkoszą. Westchnął. Jak bardzo mu tego brakowało. Drugą dłoń położył mu na plecach i wodził po nich leniwie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro