Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 6 - Indygo


- Kochanie, wró-

Ledwo otworzyłem drzwi z tym oto radosnym zawołaniem na ustach, a zostałem niemal zjedzony przez dwie pary ocząt: jedne w kolorze indygo, drugie o barwie mlecznej czekolady. Indygo oczka, należące do pucołowatego pięciolatka o kruczoczarnych, rozwichrzonych włosiętach, niemal pożerały mnie wzrokiem. Z kolei brązowe oczęta czterolatka, wyróżniające się na tle ciemnosiwych, krótkich włosów i jasnej buźki, patrzyły na mnie błagalnie. Obaj, z paluszkami przy ustach, pokazywali mi wyraźnie, bym zawarł jadaczkę.

Co oni znowu kombinują?

Ściągnąłem zaparowane okulary i odłożyłem je na szafkę, podobnie jak siatkę z zakupami i torbę, by przywitać się ze szkrabami. Pierwszy rzucił mi się na szyję miniaturowy siwelec. Leon był taką samą przylepą, jak jego siwy rodziciel, stąd zdecydowaliśmy się dać mu na drugie Wiktor. Pasowało jak ulał. Po chwili do Leona dołączył Koichi, nasz pierworodny skarb. Ten z kolei był moją malutką kopią, dlatego na drugie imię daliśmy mu Jurij. Koichi, ucałowawszy mnie na powitanie, zaraz pokazał rączką na salon, skąd słychać było jedynie przygrywający cichutko telewizor.

A więc to tak. Kochane szkraby nie chciały, bym swoim radosnym darciem mordy obudził Wiktora. Tego starszego Wiktora.

Małolaty dały drapaka z zakupami i zaczęły cichutki rozładunek, zaś ja mogłem w spokoju zdjąć płaszcz i buty i udać się w stronę mojego śpiącego królewicza.


Gdy tylko go ujrzałem, moje serce momentalnie zmiękło. Podobnie jak każdego dnia, kiedy na niego patrzyłem, przez te wszystkie wspólne lata. I każdego dnia, przez te wszystkie lata, dziękowałem niebiosom, że mam za męża tak wspaniałego człowieka.

Najwyraźniej przysnął podczas oglądania telewizji. Drzemał smacznie, leżąc na boku, z połową twarzy zabawnie odgniecioną od poduszki. Koc, którym był okryty, wzburzony był w artystycznym nieładzie – poznałem w tym robotę chłopców. To samo z krzywo naciągniętymi, puchatymi skarpetkami. Uśmiechnąłem się, gdy wyobraziłem sobie, jak Koichi i Leon przeprowadzali to radosne przedsięwzięcie. Co jak co, ale synkowie nam się udali.

A trzeci w drodze.

Uklęknąłem obok tapczanu, uśmiechając się z rozczuleniem na widok mojego męża. Odgarnąłem przydługą, siwą grzywkę z jego spokojnej, odprężonej twarzy i ucałowałem go w czoło. Z tej perspektywy widziałem każdy szczegół jego zmienionego ciała. Jego rumiane policzki stały się bardziej pucołowate, dłonie i stopy miał nieznacznie obrzęknięte (biedny mój), zaś spod wzburzonego koca i podwiniętej koszulki wystawał nasz najmniejszy i największy skarb zarazem. Ile to jeszcze zostało do rozwiązania? Miesiąc? Zastanawiając się nad tym, dostrzegłem malunek na brzuchu ukochanego, wykonany granatową farbką. Po bliższym przyjrzeniu się rozczytałem tę uroczą scenkę, wymalowaną dziecięcymi rączkami – gdzieś w tyle, na tafli lodowiska, byliśmy Wiktor i ja, zaś bliżej znajdowali się nasi synowie, trzymający za ręce... najmłodszego, który właśnie spokojnie sobie drzemał pod tym malunkiem i pod sercem mojego najdroższego siwelca.

W zasadzie nie wiem już, co mnie bardziej rozczuliło – mój mąż, troska i malunek naszych synków czy fakt, że kiedy przesunąłem dłonią po Wiktorowym brzuchu, odpowiedział mi delikatny kopniak na powitanie.

Jestem taki szczęśliwy...

Kopniak najmłodszego Katsukiego-Nikiforova nie przeszedł bez echa, bo po chwili ujrzałem grymas na twarzy budzącego się Wiktora. Ziewnął przeciągle, przeciągając się i po chwili zachowawczo podkulając nogi (po nocnych kampaniach ze skurczami łydek był ostrożny), po czym otworzył swoje piękne, błękitne oczy, których wzrok błyskawicznie mnie wychwycił.

- Och, Yuu... dawno wróciłeś? – w jego głosie wciąż słyszałem resztki chrypki po spaniu. Seksownej chrypki...

- Dosłownie przed chwilą – zbliżyłem się do mojego najdroższego siwelca i ucałowałem go czule; odpowiedział na pocałunek, znacznie przeciągając go, zaś gdy już odkleiliśmy się od siebie, usiadłem obok na podłodze, podpierając się łokciem o tapczan – Jak się czujesz?

- Ociężale – Wiktor uśmiechnął się tak niewinnie, że miałem ochotę zadzwonić na pogotowie, tak bardzo podskoczył mi cukier – Prawie cały dzień przespałem. Tyle co przyprowadziłem chłopców z przedszkola, usiadłem na chwilę i... odpłynąłem.

- Może powinienem wziąć wolne w pracy?

- Och, daj spokój. Wracasz raptem godzinę po chłopcach. Co złego może stać się przez godzinę? Przypominam ci, że nasi synowie to wyjątkowo mądre ist-

- PATRZ, LEOŚ! JESTEM BOEIINGIEEEEM!

- DAVAAAAI!

No nie. Znów bawili się w lotnisko. Koichi zeskoczył z łóżka w ich pokoju, zaś Leon robił na podłodze za kontrolę naziemną.

Wiktor spojrzał na mnie, ja spojrzałem na niego. Parsknęliśmy śmiechem.

- No właśnie – siwelec senior w ósmym miesiącu powoli podniósł się, zerkając w stronę pokoju chłopców – Co takiego może się stać przez godzinę?

- Na przykład to, Vityenka – pokazałem mężowi naprędce wykonane zdjęcie malunku na jego brzuchu, bo biedaczyna, z racji gabarytów, nie byłby w stanie dojrzeć całego dzieła wymalowanego granatową farbką plakatową.

- A cóż to takiego? – Wiktor wziął ode mnie telefon, przyglądając się uważnie zdjęciu, po czym zakrył usta dłonią, zapewne próbując ukryć przede mną ten serduszkowaty wyszczerz – Ojej... Czekaj, ten łysiejący z tyłu to ja?!

- Jaki łysiejący? – usiadłem obok męża, obejmując go ramieniem i patrząc na zdjęcie – Gdzie ty niby łysiejesz?

- No jak to gdzie?! – jęknął płaczliwie Wiktor, patrząc na mnie wzrokiem zbitego psa. Właśnie, gdzie jest Makkachin? – Nie widzisz?!

- Nie widzę, bo nie łysiejesz – ucałowałem go w to wysokie czoło, zdolne pomieścić lądowisko dla helikopterów – Przecież masz gęste włosy, a zwłaszcza teraz. Ciąża ci służy, skarbie.

- Taa – burknął urażony królewicz – A potem znowu zacznę linieć.

- Bo hormony, ale potem prze-

- CZY TY WŁAŚNIE POWIEDZIAŁEŚ, ŻE CI SIĘ NIE PODOBAM?!

Proszę państwa, oto ciążowe humorki Wiktora Katsukiego-Nikiforova. Z byle powodu w jego pięknych, błękitnych oczętach zbierały się łzy, głos mu się łamał, a po chwili albo wył mi w ramię, albo chlipał w kuchni, zagryzając własne łzy ogórkami. I lodami. I paprykarzem. I rurkami z kremem.

Boże, jak ja go kocham.

Kiedy podnosił się z tapczanu i powoli dreptał do kuchni, nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Oto kroczył Wiktor, potem brzuch i reszta Wiktora. Z jednej strony wyglądało to dość zabawnie i niecodziennie, z drugiej strony każdorazowo, gdy pomyślałem o tym, że to ja jestem sprawcą tych skurczów łydek i podpuchniętych kończyn, czułem się z tym... źle.

A wtedy podchodziłem do Wiktora, obejmowałem go od tyłu, splatając ręce przy naszym trzecim synku, zaś po chwili przy naszych nogach pojawiali się Koichi i Leon, szczerząc się radośnie.

Jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi!


-----------------

Oto jest! Omegaverse!AU, mpreg w wykonaniu Victuuri i Wiktor jako omega. Dla mnie VictUke to życie. <3

Koichi był wzorowany na Koichim Nikiforovie, stworzonym przez Ureshiego-sana. Kocham tego autora i kocham jego koncepcje postaci! Chociaż u mnie Koichi ma oczka... w kolorze indygo. Prawie jak Rukia z Bleacha, huehuehue. <3

Dziabara - przyzywam Cię, Samaelu!

asami-chi - dziś jesteśmy w zmowie i razem tworzymy Victuuriowe mpregi. Dziękuję za całą tonę inspiracji i heheszków! <3 Vitya_Nik - i Tobie też, mój dilerze artów i nosebleedów! <3

Na ostatni dzień czelendżu dołącza Vuikai - czekam z niecierpliwością, Kwiatuszku! ^^

I podziękowania dla całego składu komentującego, wspierającego, heheszkującego, inspirującego i poprawiającego nawet najbardziej przekichany dzień! Wam wszystkim, którzy to czytacie i komentujecie i gwiazdkujecie! Jesteście wspaniali! :*

A na koniec taki bonusik, poza tym stay tuńczyk:

Żródełko: https://unicornsovermyrainbow.tumblr.com

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro