Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♪ Świeczka. ♪

Siedzieliśmy przy świeczce.

Płomień wesoło skakał.

My również byliśmy szczęśliwi.

Każdy wieczór był piękny.

Wieczór spędzony razem.

Wieczór przy świeczce.

Przy świeczce i romantycznej kolacji.

Przy rozmowach i śmiechu.

Przy patrzeniu sobie w oczy.

I pocałunkach.

Ten czas był piękny.

Niezastąpiony.

Jak płomień przy świeczce.

Nikt nie mógł nas rozdzielić.

Ufałeś mi.

A ja ufałem Tobie.

Nigdy nie bałem się.

Nie bałem się, że odejdziesz.

Nie bałem się, że ktoś nam przeszkodzi.

Nie bałem się, że nasza świeczka zgaśnie.

Nie bałem się gorąca.

Gorącego płomienia naszych serc.

On nie parzył.

On był przyjemnie ciepły.

To płomień, który utrzymywał nas w miłości.

Zamieszkaliśmy razem.

Mogliśmy codziennie dzielić się płomieniem.

Dzielić się płomieniem i siedzieć przy świeczce.

Byliśmy szczęśliwi.

Nigdy nie czułem się tak dobrze jak wtedy.

Żadne emocje nie mogły się równać z tamtymi.

Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę.

Patrzyliśmy sobie w oczy.

Patrzyliśmy i cały czas na nowo zapalaliśmy.

Zapalaliśmy świeczkę.

I płomienie w naszych sercach.

Przyszedł czas, w którym zacząłeś pracować.

Zacząłeś pracować od rana do wieczora.

Nie miałem nic przeciwko temu.

Chociaż ja byłbym w stanie sam utrzymać nas obu.

Pozwoliłem Ci wyjść do ludzi.

Pozwoliłem Ci dzielić się naszym ogniem z innymi.

Byłeś odrobinę szczęśliwszy.

Mieliśmy więcej tematów do rozmów.

Ale jednocześnie mniej czasu dla siebie.

Mniej czasu na siedzenie przy świeczce.

Rozmowy i śmiech.

Patrzenie sobie w oczy i pocałunki.

Ale nie miałem Ci tego za złe.

Cieszyłem się, widząc Ciebie szczęśliwego.

Do czasu.

Do czasu, w którym przestałeś się odzywać.

Przychodziłeś z pracy.

Przychodziłeś i mnie ignorowałeś.

Bolało mnie to.

Bardzo.

Nie chciałeś rozmawiać o niczym.

Nie chciałeś się śmiać i patrzeć mi w oczy.

Nie chciałeś siedzieć przy świecy.

Nie chciałeś pogłębiać naszej miłości.

Płomień naszych serc się wypalał.

A ja nie wiedziałem dlaczego.

Aż pewnego dnia wróciłeś.

Wróciłeś z pracy i mnie uderzyłeś.

Byłem oszołomiony.

„Jak mogłeś mi to zrobić?!"

Krzyczałeś.

Nie miałem pojęcia o czym mówisz.

Z Twoich oczu płynęły łzy.

Nie wiem który z nas wtedy był bardziej zdenerwowany.

„Jak możesz być takim bezczelnym kłamcą?

Jak możesz tak strasznie oszukiwać?

Jak możesz mi patrzeć w oczy?

Jak, skoro mnie zdradzasz?"

Nie rozumiałem.

Nie rozumiałem jak mogłeś mówić coś takiego.

Nigdy w życiu.

Nigdy w życiu nie mógłbym Cię zdradzić.

Jak mogło Ci to w ogóle przyjść na myśl?

Ale wtedy zrozumiałem.

To przez ludzi, którzy chcieli dla nas źle.

To przez ludzi, którzy chcieli zgasić nasz płomień.

Naszą świeczkę.

Naszą miłość.

A Ty im uwierzyłeś.

I wtedy to ja byłem zły.

Ale i tak było za późno.

Spakowałeś walizki.

I wyszedłeś.

Dlaczego nie mogliśmy porozmawiać?

Dlaczego nie mogliśmy usiąść przy świecy?

Dlaczego nie chciałeś mnie słuchać?

Dlaczego posłuchałeś ich?

Ludzi, którzy zrobią wszystko.

Wszystko, żeby uprzykrzyć Ci życie.

Usiadłem przy świecy.

Sam.

Nie miałem już nikogo.

Moje łzy zgasiły płomień.

A potem była już tylko ciemność.

Ciemność naszych serc.

Serc tak bardzo od siebie oddalonych.

Nie wierzę w żaden przypadek.

Wiem, że tak musiało być.

Wiem też, że nie ważne gdzie jesteś,

Teraz siedzisz przy świecy.

A Twoje łzy powoli pozwalają jej gasnąć.

Wiem też, że obie świeczki nigdy więcej już się nie zapalą.

Knot jest za mały.

Nie ma już woskowej podstawy.

Jeśli kiedykolwiek odkryjesz prawdę,

Świeczki nie pójdzie już odbudować.

W naszych sercach już zawsze będzie ciemność.

Ciemność i chłód.

Bo nie ma ciepła, które gwarantowaliśmy sobie nawzajem.

Lód pęka.

I pękły nasze serca.

To koniec.

A mogło być tak pięknie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro