1. Rozdział
– Więc twierdzisz, że obowiązkowo mam zjawić się w waszym domu na kolacji? – spytał, nadal nie dowierzając, że jego przyjaciel ma w sobie tyle śmiałości, by pewniej czegoś żądać. – Ale dlaczego dzisiaj?
– Madara, dobrze wiem, że i tak nie masz żadnych planów, bo do końca tygodnia masz wolne. – Zachichotał w słuchawkę Hashirama, co znacznie spotęgowało gniew czarnowłosego. – No weź, stary... Mito się ucieszy! Mały też się ucieszy.
Oczywiście... minęło już sześć lat, od kiedy życie Madary Uchiha przybrało odcień ponurej czerni, której normalny człowiek obawiał się bardziej niż czegokolwiek. Od gimnazjum darzył Mito Uzumaki szczerą miłością, której nigdy nie odwzajemniła. W większości była to jego wina, bo nie zdobył się na odwagę, by wyznać przyjaciółce, co czuje.
Hashirama Senju nie miał z tym problemu. W połowie semestru w trzeciej klasie liceum wyznał czerwonowłosej Uzumaki swoje uczucia i na nieszczęście Madary... dziewczyna je odwzajemniła. Zaczęli się spotykać, a potem otrzymał zaproszenie najpierw na ślub, potem na pierwsze urodziny ich dziecka. Swoim tchórzostwem stracił marzenie o swej miłości na zawsze.
Choć jak cholera zazdrościł przyjacielowi kobiety u jego boku, to nadal starał się być blisko nich. Być częścią ich rodziny. Nie potrafił jednak kontrolować narastającej w nim wściekłości, gdy okazywali sobie czułości. Zwykle wtedy zaczynał pić albo szedł do łazienki, gdzie zwracał całą zawartość swego żołądka.
Zatrudnił się w małej firmie, która z czasem przerodziła się w potężną i znaną korporacją, którą wykupiła rodzina Uchiha. Madara, jako najstarszy syn głowy rodu został prezesem i zarządzał wieloma ludźmi, mając wszystkiego pod dostatkiem.
Nawet nie zauważył, gdy zatracił tę część siebie zdolną kochać. Umawiał się wielokrotnie, często zapraszał kobiety do siebie i zabawiał się z nimi, ale szybko zrywał kontakt. Nie potrafił przestać myśleć o Mito i dniu, w którym się zawahał, a jego szczęście wymknęło mu się z rąk.
– No dawaj, Madara, ja tu usycham, aż mi powiesz... To jak? Wpadniesz? – naciskał Senju. Madara znał go na tyle, by wiedzieć, że mężczyzna sobie tak łatwo nie odpuści.
Wziął głęboki oddech i wsiadł do swojego czarnego porsche, które miało swoje lata, ale nie potrafił go sprzedać, czy kierować innym pojazdem. Włożył kluczyki do stacyjki.
– Madara? Halo?
– To o której ta kolacja? – odezwał się w końcu, zapinając przy tym pasy.
– Osiemnasta. Ubierz się elegancko i załóż te swoje czarne bokserki w księżyce, są urocze.
– Wal się – sapnął, rozłączając się od razu. Poprawił lusterko i odpalił swoją maszynę.
Odruchowo spojrzał na tylne siedzenie, na którym często siadał między Mito a Hashiramą. Czasem też woził ją, gdy go potrzebowała, a Hashirama był nieosiągalny. Nadal czuł zapach jej słodkich perfum. Pokręcił głową i spojrzał na zegarek z diamentowymi wskazówkami. Miał jeszcze cztery godziny do planowanej kolacji.
Zdążyłby spotkać się z jakąś młodą dziewczyną, by odstresować się przed kolacją. Wykręcił numer do znajomej i zaprosił ją na kawę, a potem... potem się zobaczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro