Rozdział 6
Zatem tak jak postanowiłyśmy, w drodze powrotnej do domu, wstąpiłyśmy do księgarni. Nie była ona duża, stała w jednej z bocznych uliczek, wciśnięta między dwa inne budynki. Kiedy weszłyśmy do środka, nasze przybycie ogłosił srebrny dzwoneczek nad drzwiami. W środku było kilka osób, które przechadzały się między regałami, lecz nikt nie zwrócił na nas uwagi. Sklep nie miała wiele okien, oświetlały go głównie duże lampy, wiszące pod sufitem. Wszystkie regały i podłogę wykonano z ciemnego drewna i nigdzie nie można było znaleźć choć kawałka ściany nie zapełnionej książkami, które ciągnęły się tu od sufitu do podłogi.
Anna od razu ruszyła do jednego z regałów z grubymi tomami by im się dokładnie przyjrzeć i zapoznać z jego zawartością. Ja nie byłam tak jak ona molem książkowym i wielką fanką czytania, ale też rozejrzałam się po wnętrzu. Moją uwagę przyciągnął dział z poezją i wierszami. To mnie zdecydowanie bardziej interesowało niż zwykłe powieści. Podeszłam do jednego z regałów z poezją i opuszkami palców zaczęłam wodzić po grzbietach nowiutkich książek.
Wtedy jakiś ruch zauważony kątem oka, zwrócił moją uwagę. Kilka regałów dalej, tak, że miałam na to miejsce dość dobry widok, przy książkach stał Konstantin. We własnej osobie, stał przy jednym z regałów i wybierał książki, całkowicie ignorując wszystko co działo się wokół niego. Przyjrzałam mu się uważnie, bo było na co popatrzeć. Wiedziałam jednak, że nie mam najmniejszych szans by się mną zainteresował, nawet jak bym podeszła i zgadała. Najpiękniejsze laski na niego lecą, a on je odtrąca, to tym bardziej nie zwróci na mnie uwagi. Życie to nie bajka, takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. Zresztą nie zamierzałam się uganiać za facetem. Ale to nie oznaczało, że mam odmawiać sobie przyjemność obserwowania go. Jak można być tak niesamowicie przystojnym?
Wtedy nagle Konstantin nie był już sam. Resztą można by się spodziewać, że prędzej czy później jakaś laska się do niego przypałęta, przyciągał je jak magnes. Lecz ja znałam tą dziewczynę, która akurat do niego podeszła. To była Sandra z mojej klasy, piękna i olśniewająca, nie jedna osoba musiała jej zazdrościć urody. Stanęła między chłopakiem, a regałem tak, że wzrok Konstantina mimowolnie spoczął na niej. Uśmiechnęła się do niego zalotnie i bez skrępowania zaczęła wodzić palcami po jego torsie. Ta to miała dużo pewności siebie i odwagę. Potem coś do niego powiedziała, lecz nie usłyszałam tego, bo byłam za daleko. Wyglądali razem idealnie, oboje piękni i popularni, tworzyli by świetna parę.
Lecz chłopak nie wydawał się tym wszystkim zachwycony i na jego czole pojawiły się zmarszczki. Delikatnym choć kategoryczny gestem, odepchnął od siebie ręce Sandry i również coś do niej powiedział. Nie było to nic miłego sądząc po jej reakcji. Jej usta zacisnęły się w wąską kreskę, spięła się i nie próbowała go więcej dotykać. Wyprostowała się, spojrzała na niego po raz ostatni i odeszła nie mówiąc nic więcej. Cóż, najwyraźniej i ona została spławiona, na próżno robiła sobie nadzieje, że ma u niego jakieś szansę, ten plan od początku był skazany na porażkę.
Konstantin wrócił do przeglądania zawrotności regału, jakby tamta sytuacja nie miała wcale miejsca, zapewne w ciągu każdego dnia wiele lasek odprawiał z kwitkiem, nawet jak robił to w miarę delikatnie i tak musiał o być dla tych dziewczyn duży cios. Zakazany owoc jest zawsze najbardziej kuszący i soczysty.
- Ładnie to ta podglądać innych? - usłyszała nagle za sobą gniewny głos i odwróciłam się w jego kierunku.
To Sandra stała za mną i wyglądała na nieźle wkurzoną. Nie dziwie się jej, ja też bym na jej miejscu była niezadowolona po otrzymaniu od kogoś bezceremonialnego kosza.
- To nie tak... - zaczęłam, ale nie skończyłam, bo to chyba właśnie tak było, ale przecież nie podglądałam ich celowo. Sandra jednak nie zważała na moje słowa i patrzyła na mnie gniewnie, lustrując od stup do głów..
- I co zadowolona? Widziałaś moje upokorzenie i będziesz się teraz z tym odnosić? Nie wstyd ci szpiegować innych ludzi? Myślisz, że ty szara muszko masz u niego jakiekolwiek szansę? Myślisz, że jesteś taka wspaniała? - jej głos ociekał drwiną i sarkazmem.
- Nie... - zaczęłam, ale ona mnie nie słuchała. Ewidentnie musiła na kimś wyładować swoją złość i nieszczęśliwie padło na mnie.
- Trzymaj się od niego z daleka, nie jesteś go watra i wybij sobie z głowy, że uda ci się wykorzystać przeciwko mnie sytuacje której byłaś przed chwilą świadkiem. W porównaniu z mną jesteś nikim, więc....
W tym momencie już miałam tego dość. Ona nie będzie tu tak stać i mnie bezpodstawnie obrażać, przecież to nie moja wina, że Konstantin jej nie chce.
- I mam cię niby teraz przeprosić? Płaszczyć się przed tobą i błagać o wybaczenie? - przerywałam jej, byłam już tak samo wkurzona jak ona. Ta dziewczyna na za dużo sobie pozwalała. To był przypadek, że widziałam ją z Konstantinem, a ona myślała, że wszystko jej wolno. Moją twarz wykrzywił grymas złości, kiedy na nią patrzałam.
- Uważaj na słowa – syknęła, a jej oczy płonęły złowrogo. - Jeśli zechce zgniotę cię jak małego robala, a ty będziesz błagać mnie o litość. Jesteś tu nowa, a ja mam swoje wpływy. Na twoim miejscu spała bym z jednym otwartym okiem.
Rzuciła mi jeszcze ostatnie pogardliwe spojrzenie i odeszła niczym modelka na wybiegu. I to by było tyle jeśli chodzi o niezachodzenie Sandrze za skórę. Ale to ona zaczęła atak, ja się tylko broniłam, bo ewidentnie dla niej nie ma granic moralności. Postanawiam nie zawracać sobie nią więcej głowy, bo jej atak na mnie był bezpodstawny i może ona też w końcu dojdzie do takiego wniosku, choć w to wątpiłam. Odszukuje między regałami Anne, która stała tam z dość dużym naręczem książek w rękach.
- Nie kupimy ich wszystkich – powiedziłam próbując powstrzymać uśmiech.
- Ale nie umiem się zdecydować... Doradzisz mi coś? - jej głowa ledwo wystaje znad sterty tomów.
Sięgnęłam po jedna z książek z jej stosu, która przyciągnęła moją uwagę. Miała ciemno zieloną okładkę i złote litery.
- Ta mi się podoba – stwierdziłam do niej, a ona błyskawicznie odłożyła resztę ksiąg.
- No to kupimy tą – uśmiechnęła się do mnie promiennie.
Zatem udałyśmy się do kasy. Wyciągnęłam swój portfel i podałam banknoty sprzedawczyni, by zapłacić. Żegnajcie moje nowe butki, pomyślałam, bo to były pieniądze za które chciała sobie kupić nowe obuwie. Lecz kiedy sprzedawczyni podała Annie jej nowa książkę i na twarz mojej siostry wypłynął wielki uśmiech, wiedziałam, że buty były watrę tego poświęcenia. Zresztą w szafie miałam jeszcze wiele innych par.
Kiedy wracałyśmy do domu, powoli już zmierzchało i robiło się ciemno. Tego dnia kiedy kładłam się do swojego łóżka i zapadałam w sen czułam się lżejsza niż przez ostatnie kilka dni. Miałam wrażanie, ze spadł ze mnie jakiś ciężar i przyszłość nie malowała się już tak w szarych barwach jak wcześniej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro