Rozdział 5
Kiedy skończyłam rozpakowywać ostatni karton i wszystkie rzeczy zostały już ułożone na swoich nowych miejscach, rozejrzałam się po pokoju, odkręcając wokół własnej osi. Był całkiem fajny, miał lekko skośny dach, bo znajdował się na piętrz, jasne panele na podłodze, białe meble i okno wychodząc na przód domu z niebieską zasłoną. Ale wciąż mu czegoś brakowało, lecz nie wiedziałam czego. Skrzywiłam się przyglądając mu się krytycznie. Owszem miałam już tu wszystkie swoje rzeczy jakie przywiozłam ze sobą po przeprowadzce, ale pokój dalej nie miał czegoś co nadałoby mu mój charakter i stał się moim azylem. Zanim wykombinowałam co to było, do mojego pokoju zajrzała Camila mówiąc, że obiad czeka na stole. Odłożyłam więc swoje rozmyślania na potem i zeszłam na dół do kuchni.
Przy stole już siedziała już cała rodzina, a Piasek plątał się pod nogami, licząc na spadające resztki jedzenie, które ktoś „przez przypadek" zrzuciłby na podłogę. Usiadłam na jednym z krzeseł na przeciwko taty, który uśmiechnął się na mój widok. Jego włosy były ciemniejsze niż moje czy moich sióstr, były prawie czarne. Mimo, że dużo pracował, co pochłaniało całą jego energie, to zawsze chodził uśmiechnięty i znajdywał dla nas czas. Kochałam go za to.
Skoro wszyscy już byliśmy, zaczęliśmy jeść posiłek. Dziś mieliśmy potrawkę bo chińsku, która cieszyła się w naszym domu dużą popularnością, choć ja osobiście byłam bardziej fanką kuchni włoskiej. Tata opowiadał nam o pracy w fili, która jak się okazało nie różniła się od tego co wykonywał do tej pory, a my z Camilą opowiedziałyśmy o nowej szkole. Moja starsza siostra stwierdziła, że podoba jej się w tym miasteczku, a ja nie widzącą co innego mogła bym powiedzieć, przytaknęłam jej, spychając swoje wątpliwości w czarną otchłań podświadomości. Za to Anna spijała słowa z naszych ust, by nie pominąć żadnej informacji, bo uwielbiała słuchać o tym co porabialiśmy każdego dnia.
- Może po obiedzie powinnyście się w końcu udać na plaże? - powiedział ojciec, kończąc jeść potrawkę z swojego talerza. To rzeczywiście była dobry pomysł, Alisa i reszta, mówiły że powinnam jak najszybciej odwiedzić to miejsce, bo jest niezwykłe.
- Niestety ja nie da rady – powiedziała Camila odsuwając od siebie pusty talerz. - W tym roku matury, muszę jak najszybciej nadgonić materiał, który straciłam przez przeprowadzę.
- Masz raje kochanie, nauka jest bardzo ważna – powiedział ojciec. - A propo, razem z twoją matką przejrzeliśmy uczelnie w okolicach, niedaleko nas jest jedna naprawdę bardzo dobra z profilem medycznym , to coś w sam raz dla ciebie. Jak się przyłożyć bez większego problemu się tam dostaniesz – jego oczy błyszczały kiedy o tym mówił, zawsze chciał by Camila ukończyła studia medyczne i została lekarzem.
Lecz widziałam jak moja starsza siostra się lekko skrzywiła na jego słowa. Jeszcze nie zdecydowała się na żadną uczelnie i wciąż się wahała oraz przeciągała to na ostania chwilę.
- Ale... - zaczęła, lecz mama nie dała jej dojść do słowa.
- To doskonały wybór kochanie, lekarze naprawdę dobrze zarabiają i każdego dnia ratują ludzkie życie. To najlepszy kierunek na jaki mogłabyś się zdecydować, wierz nam, to zapewni ci wspaniałą i dogodną przyszłość.
Camila podała się z swoimi protestem i tylko przytaknęła głową nie patrząc na nich, po czym wstała od stołu i wyszła z kuchni. Spojrzałam za nią, współczując jej presji ze strony rodziców.
- A wy dziewczynki? Idziecie na plaże? - tata wróciła do nas wzrokiem.
Spojrzałam na pełną nadziei Anne i nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- Pójdziemy – powiedziałam .
- Tak! - zawołała radośnie moja młodsza siostra, a na jej twarz wypłynął wyraz błogiego szczęścia.
Wstałyśmy od stołu i przygotowałyśmy się do wyjścia na dwór. Kiedy ubierałyśmy kurtki, Piasek zaczął kręcić się przy naszych nogach, więc i jego postanowiłyśmy wsiąść ze sobą. Moja siostra przypięła mu smycz do obroży i gotowe wyszłyśmy z domu.
Do plaży miałyśmy naprawdę blisko, raptem kilka przecznic do przejścia. Pogoda była dziś piękna, kiedy szłyśmy chodnikiem w stronę plaży, z Piaskiem między nogami. Po niebie płynęły obłoczki, a słońce ogrzewało nam twarze. Anna uśmiechała się wesoło i ciekawie rozglądała na boki. Mijaliśmy przechodniów i od czasu do czasu mijało nas jakieś auto. Miasteczko było bardzo zadbane i schludne, nie walały się tu żadne śmiecie i było całkiem inne od tego wielkiego centrum miasta w którym mieszkaliśmy wcześniej. Minęłyśmy wiele małych restauracji, miejskich sklepików, odkryłyśmy, że jest tu teatr i wiele innych ciekawych miejsc, które musimy koniecznie kiedyś odwiedzić.
Potem minęłyśmy kawiarenkę stojąca tuż przy skraju plaży i w końcu chodnik którym szłyśmy się kończył, zanurzając się w złocistym pisaku. Spojrzałam przed siebie na rozciągające się przed nami widoki i aż zapierało mi dech w piersiach. Alisa nie przesadzała, tu naprawdę było niesamowicie pięknie. Żółty i czyściutki piasek niczym nie zmącony, rozciąga się przed nami, gdzie wzrokiem sięgnąć. Morze niebieskie, niczym w odcieniu szafirów rozciągało się aż do końca widnokręgu, a wielkie, spienione fale, rytmicznym i uspokajającym dźwiękiem uderzały o brzeg. Pieniste bałwany niczym niezmącone przetaczały się przez morze, a reszta tafli wody była spokojna i odbijała w sobie promienie słońca. Zatopiłam się w tym widoku podziwiając jego urzekające piękno. Zaciągnęłam się morską bryzą i delektowałam morskim powietrzem uderzającym mnie w twarz.
Do rzeczywistości przywróciło mnie wesołe szczekanie Piaska i śmiech Anny, kiedy jedną ręką próbowała przytrzymać kapelusz, który wiatr próbował jej ziewać z głowy, a drugą trzymała szarpiącego się kundelka. Potem ruszyłyśmy w stronę brzegu, a Anna od razu ściągnęła buty oraz skarpetki, rzuciła je gdzieś w piasek i na bosaka pobiegła w stronę fal uderzających o brzeg. Poszłam w jej ślady i też ściągnęłam swoje obuwie. Bosymi stopami zaczęłam iść po piasku, ciesząc jego ciepłem od promieni słonecznych i tym jak przesypuje mi się przez palce. Anna piszczała radośnie kiedy zimna woda omywała jej stopy, a Piasek radośnie tańczył przy jej nogach.
Przyglądając się jej, usiadłam na piasku, kilka metrów od niej, przyglądając się jej. Moja siostra wydawała się taka radosna i wolna, jakby nic ją nie ograniczało. Jej twarz była rozciągnięta w wielkim uśmiechu, a wiatr bawił się jej włosami rozwiewając je na wszystkie strony. Jej policzki były rumiane od śmiechu, a oczy błyszczały zdrowym blaskiem. Po prostu cieszyła się chwilą. Zawsze zdumiewało mnie jak potrafi dostrzegać magie momentu. Zauważała wiele rzeczy, czasem mało istotnych i nic nieznaczonych dla innych. Ale ona potrafiła w tych małych rzeczach i chwilach znaleźć źródło radości, każdą chwilę przeżywała w pełni, bo zdawała sobie sprawę, że nie może mieć tego wszystkie co mają inni ludzi, przez co każdą radosną chwilę przeżywała w pełni na miliony sposobów. Zawsze się zastanawiałam jakim cudem jej się to udaje, ja też chciałabym umieć patrząc na świat tak jak ona, szukając w nim ukrytego piękna.
Kiedy Annie stopy już prawie odpadły z zimna, wyszła z wody i usiała obok mnie na ciepłym pisaku i razem patrzałyśmy na piękny widok przed nami i słuchałyśmy szumu fal.
- Podoba ci się tu? - zapytała cicho, a Piasek położył się zmęczony przy naszych nogach.
- Tak – odpowiedziałam szeptem, nie mogłam się złościć na nikogo za tą przeprowadzę, takie po prostu jest życie, a widząc widoki przed sobą miałam wrażenie, że otrzymałam jakieś zadość uczynienie od świata za to przeniesienie mnie w inne miejsce i zmuszenie do porzucenia poprzedniego życia.
- Mi też – powiedziała z uśmiechem. - Czy wracając do domu, możemy odwiedzić księgarnie, którą miałyśmy idąc tutaj?
Parsknęłam śmiechem na te słowa. Było pewne, że mój portfel ucierpi od odwiedzin w księgarni, bo nie wątpiłam, że nie wyjdziemy stamtąd, nie kupiwszy wcześniej jakieś książki. Anna była ich prawdziwym pożeraczem, uwielbiała się zagłębiać w niestworzone historie, lecz że zdaniem rodziców była ona jeszcze za młoda by dostawać własne kieszonkowe, zawsze podstępem namawiała mnie bym kupiła jej nową książkę. Mimo to zgodziłam się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro