Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

To wydarzyło się kiedy w poniedziałek rano byłam na biologii. Jak zawsze siedziałam w ławce z Cierą która z nudów rysowała w zeszycie jakieś obrazki, choć wiedziałam, że mimo wszystko słucha nauczycielki. W przeciwieństwie do Alisy, która wcale nie kryła się z tym, że lekcja ją nie obchodzi i nawet nie ukrywała, że grała w gierkę na telefonie podczas lekcji. Alisa siedziała obok Natashy i mimo, że większość swojej uwagi poświęcała grze na smartfonie, to nie dało się zauważyć, że co chwilę zerka na siostrę Henrego. Ja za to sporządzałam notatki z zajęć, bo po zmianie szkoły nadal miewałam luki i zależało mi jednak na dobrych stopniach.

Gdzieś w połowie lekcji, kiedy już dałam sobie spokój z zapisywaniem istotnych rzeczy do zeszytu, bo nauczycielka mówiła totalnie bez ładu i składu, do sali weszła sekretarka. Momentalnie skupiła się na niej uwaga całej klas, bo sekretarka wchodząca do klasy w środku lekcji nie była częstym widokiem.

- Panienko Astro, jesteś proszona do gabinetu dyrektora. Dzwonił ze szpitala twój ojciec. Podobno coś się stało i dotyczy to twojej młodszej siostry.

W tym momencie byłam pewna, że moje serce się zatrzymało.

Bałam się, że naprawdę lada moment zemdleje. Zacisnęłam palce na rancie ławki tak mocno, że aż pobielały mi knykcie, bo potrzebowałam chwycić się czegoś, czego mogłabym się przytrzymać. Puls mi niebezpiecznie przyspieszył, a krew która szumiał mi w uszach, zagłuszyła wszystko inne, tak że to co było wokół mnie, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Musiałam się zmuszać do oddychania i pamiętaniu by to robić.

Nie, nie, nie, nie! Wszyscy tylko nie Anna! Dlaczego? Dlaczego jest w szpitalu? Jej stan jest aż tak poważny, że tata wyciąga mnie z środka lekcji? Przecież było już dobrze, wychodziła na prosto i lekarze mówili, że jest coraz lepiej. No wprawdzie ostatnio się gorzej czuła, ale ogólnie jej stan się polepszał, czuła się dobrze, miała wyzdrowieć. Trzymaliśmy się wszyscy tej nadziei kurczowo, a tymczasem to wszystko rozpoczyna się znów od początku. Jak los może być tak okrutny i znów zwalić na nią tylko cierpienie. Dlaczego akurat moja biedna siostra, ona niczym nie zawiniła.

Czułam jak ogarnia mnie rozpacz i panika. W tym momencie niesamowicie pragnęłam by to wszystko okazało się tylko sennym koszmarem i że za chwilę się obudzę, a Anna będzie spokojnie spadła obok mnie w pełni zdrowa. Ale rzeczywistość była straszna i brutalna.

- Astro?

Z odrętwienia z którym walczyłam, wyrwał mnie głos sekretarki. Spojrzałam na nią i musiałam kilka razy zamrugać, by odzyskać ostrość obrazu.

- Już idę – powiedziałam słabym głosem. Słowa ledwo przeszły mi przez gardło i kluchę jaką w nim miałam.

Nadal trzymając się kurczowo krawędzi ławki, wstałam z swojego miejsca i spakowałam do plecak swoje rzeczy. Wszystko wydawało się przytłumione, jakby za mgłą, a moje ruchy były mechaniczne, jakby ktoś inny kierował moimi ruchami, a nie ja sama. Pochwyciłam zatroskany wzrok Ciery, ale nie było żadnych słów, które mogłybyśmy teraz między sobą wymienić.

Ruszyłam zatem w kierunku sekretarki, która patrzała na mnie z współczuciem, a inni uczniowie klasy odprowadzali mnie uważnymi spojrzeniami. Razem z kobietą szłyśmy w ciszy pustymi korytarzami, a jedynym dźwiękiem jaki było słuchać, był stukot obcasów sekretarki. Miałam wrażenie, że idziemy niesamowicie powoli, że każda sekunda była cenna, a my wlekłyśmy się ślimaczo w kierunku gabinetu dyrektora. Musiałam walczyć sama ze sobą, by nie wyrwać się do przodu i posłusznie iść u boku sekretarki.

Kiedy weszłam do gabinetu detektora, była już w nim Camila, którą też musieli ściągnąć tutaj z lekcji. Wyglądała dokładnie tak jak ja się czułam. Była blada i zatroskana oraz nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu, targana obawami i najgorszymi przeczuciami. Kiedy podeszłam do niej, ścisnęła moją rękę, zapewne by dodać otuchy mi jak i sobie. Byłam jej wdzięczna za ten gest, bo potrzebowałam wsparcia, a chcąc nie chcąc, siedziałyśmy w tym koszmarze razem.

- Moje drogie, jak już wiecie dzwonił do szkoły wasz ojciec – powiedział zatroskany dyrektor spoglądając na nas, siedząc przy swoim biurko. - Powiedział, że stan waszej siostry się pogorszył i jest teraz w szpitalu. Wasza mama ma po was przyjechać, więc jesteście zwolnione z reszty dzisiejszych lekcji - powiedział, ale słyszałam go jakby zza mgły. - To wszystko, możecie iść. Życzę waszej siostrze szybkiego powrotu do zdrowia.

- Dziękujemy – powiedziałam przez ściśnięte gardło, a Camila tylko skinęła głową, po czym obie wyszłyśmy z gabinetu dyrektora i przemierzając korytarze szkoły, przeszłyśmy przez frontowe drzwi.

Teraz musiałyśmy poczekać aż mama po nas przyjedzie i zapewne zawiezie do Anny do szpitala. Musiała zapewne zwolnić się z pracy, ale sytuacja tego wymagała. Wracały do mnie straszne wspomnienia, bo to się teraz działo było tak podobne do tego co już się kiedyś wydarzyło. Niespokojne i niecierpliwe stałyśmy na schodach szkoły, czekając.

- Myślisz, że z Anną wszystko w porządku? – zapytałam cicho, przerywając napiętą ciszę.

- Naprawdę nie wiem. Pragnę wierzyć, że wszystko z nią w porządku na tyle ile to możliwe i że jej wcale nie jest tak zły jak nam się w tej chwili wyjdę i że to tylko stres sprawia, że wszystko staje się bardziej przerażajcie.

Pokiwałam w milczeniu głową. Ja też chciałam wierzyć w to co mówiła Camila, ale miałyśmy już za sobą wiele podobnych sytuacji i żadna z nich nie kończyła się dobrze. Nie wyrwano by nas z środka lekcji, gdyby nie było naprawdę źle.

- Ważne by mieć nadzieję – powiedziała moja siostra, patrząc na płynące po niebie obłoczki.

W tej chwili pod szkołę podjechał samochód naszej mamy, więc czym prędzej do niego wsiadłyśmy by nie marnować więcej czasu. Mama nic nie powiedziała. Widziałyśmy, że jest spięta i zdenerwowana, chyba jeszcze bardziej niż my, a jej kłykcie pobielały od zbyt mocnego trzymania kierownicy. Podczas całej podróżny nie nawiązałyśmy żadnej konwersji. Zresztą żadna z nas nie wiedziała co mogłaby powiedzieć, w takiej sytuacji która nie była dla nas pierwszyzną, ale za każdym razem była tak samo przerażająca.

Podczas jazdy do szpitala mama notorycznie łamała przepisy, jadąc z niedozwoloną prędkością i na skrzyżowaniach przejeżdżała, jakby nasz tata to określił, na późnym pomarańczowym. Nie sądziłam, że jest zdolna do stanie się takim piratem drogowym, ale w krytycznych sytuacjach, człowiek posuwa się do krytycznych środków.

Kiedy dotarłyśmy w końcu do szpitala cudem w jednym kawałku i nie rozbitym autem, mama nie zawracała sobie głowy znalezieniem dobrego miejsca parkingowego i postawiła nasz samochód na pierwszym pustym placu i wysiadając, pędem ruszyłyśmy do środka budynku przed którym stałyśmy.

Nie tracąc czasu, mama szybko i sprawnie dowiedziała się w recepcji, gdzie znajduje się Anna i już po chwili zmierzałyśmy w kierunku jednego z pokoi szpitalnych. Kiedy stanęłyśmy pod właśnie drzwiami, z pokoju właśnie wyszła pielęgniarka.

- Jesteście państwo rodziną Anny? - zapytała nas, na co mama skinęła twierdząco głową. - Jest wraz z ojcem w pokoju. Możecie się z nią zobaczyć.

- Co z nią? - zapytała nasza matka, wstrzymując przy tym powietrze, jakby szykowała się na najgorsze. Uświadomiła sobie, jak już wiele razy musiała się spodziewać najstraszniejszych wieści.

- Jej stan nie jest za dobry. Jest już stabilny, nie pogarsza się, ale nie wygląda to dobrze. Zmniejszyła się wydolność płuc i jest słaba. Zatrzymamy ją tutaj na kilka dni. Ale staramy się być dobrej myśli, jest szansa, że wszystko w końcu się dobrze skończy.

Mama wypościła powietrze i zwiesiła głowę.

- Dziękuję – powiedziała mijając kobietę i weszła do środka. Razem z Camilą ruszyłyśmy za nią.

Pokoik nie był duży, raczej bym powiedziała malutki. Cały był pomalowany na zielono z mnóstwem pikającego sprzętu lekarskiego i łóżkiem, na którym siedział nasz ojciec. A na łóżku leżała Anna. Kiedy ją ujrzałam wciągnęłam gwałtownie powietrze.

Była blada, mizerna i ewidentnie wymęczona. Wyglądała jak porcelanowa lalka, którą tak łatwo i prosto jest uszkodzić. Jej włosy były jednym wielkim ptasim gniazdem, pod oczami miała wielkie wory, a policzki były zapadnięte. Mimo, że była podpięta do wielkiej ilości sprzętu, którego nawet nie umiałam nazwać, oddychała z ewidentnym trudem, tak, że jej klatka piersiowa poruszała się z ledwością.

Lecz mimo wszystko, kiedy weszłyśmy do pokoju, uśmiechnęła się lekko na nasz widok, choć zapewne kosztowało ją to wiele wysiłku.

- Hej, jak się czujesz? - zapytała miękko mama, zajmując miejsce na skraju łóżka, które właśnie zwolnił tata. On sam też był w paskudnym stanie od stresu i zmartwień.

- Bywało lepiej – odpowiedziała Anna cichym i słabym głosem, a mi na to ścisnęło się serce. Nienawidziłam jej oglądać w tym stanie, kiedy cierpiała. To było niesprawiedliwe, że to wszystko ją spotkało, niczym na to nie zasłużyła.

- Co się stało? - zwróciła się Camila do ojca, kiedy ja w tym czasie podeszłam do Anny i pogłaskałam ją delikatnie po głowie.

- Byłem w domu pracując jak każdego dnia. Akurat dzisiaj wasza mama musiała pojechać do agencji, załatwić coś na miejscu. W pewnym momencie, kiedy poszedłem do kuchni po kubek kawy, zauważyłem w salonie Anne, jak ledwo trzyma się w pionie siedząc na kanapie. Kiedy podszedłem by zapytać czy wszystko w porządku, powiedziała, że się źle czuje, po czym zemdlała mi na rękach. Była blada i cała rozpalona, więc natychmiast zadzwoniłem na pogotowie i trafiliśmy tutaj. Resztę historii już znacie.

Mama pokiwała w konsternacji głową.

- Wszystko będzie w porządku. Lekarze wiedzą co robią, mówią, że masz szansę z tego wyjść – zwróciła się do Anny, kładąc dłoń na jej policzku. Moja młodsza siostra uśmiechnęła się na to lekko, lecz zastanawiałam się ile razy już to słyszała i czy rzeczywiście nadal w to wierzyła. Bo ja miałam chwilę, w których mimo szczerych chęci, coraz trudniej było mi w to wierzyć.

Uśmiechnęłam się do siostry zarazem smutno i pocieszająco. Podeszłam do niej i pocałowałam ją delikatnie w czoło. Była rozpalona. Dałam bym naprawdę wiele by móc jej pomóc i nie kazać jej przez to przechodzić, nawet jeśli to by znaczyło, że musiałabym zamienić się z nią miejscami, zrobiłabym to.

To była długa i jedna z najokropniejszych nocy w moim życiu, choć każda noc, którą Anna spędziła w szpitalu była paskudna, za każdym razem gdy się zdarzało, miałam wrażenie, że obecna noc jest najstraszniejsza. Ale tak to chyba jest, że obecna chwila zawsze wydaje nam się o niebo okropniejsza, niż wydarzenia z przeszłości, bo musimy to przeżywać tu i teraz.

Mama została na noc z Anną szpitalu, a ja razem z Camilą i tatą wróciliśmy w posępnych i przybitych nastrojach do domu. Żadne z nas nie zjadło porządnej kolacji. Siedzieliśmy razem w milczeniu przy stole i każde z nas tylko przesuwało jedzeniem po talerzu tam i z potworem niezdolne włożyć coś do ust. W końcu daliśmy sobie spokój i sprzątnęliśmy naczynia ze stołu.

Kiedy znalazłam się już sam w swoim pokoju rozejrzałam się uważnie po pomieszczeniu, po kilku wciąż nierozpakowanych pudłach po przeprowadzce. Ostatnio byłam zbyt zabiegana i zajęta by się tym zająć. Teraz z braku lepszych perspektyw, a palącej potrzeby by się czymś zająć i nie myśleć o wydarzeniach dzisiejszego dnia, zabrałam się za rozpakowanie. W kartonach były głównie drobiazgi, które nie wiedziałam, gdzie miałam bym ułożyć, dlatego do tej pory tkwiły w pudłach. Teraz jednak byłam wdzięczna, że wcześniej ich nie rozpakowałam.

Kiedy ostatni karton był już pusty, znów rozejrzałam się po pokoju i mój wzrok trafił na białą pustą ścianę, która już pierwszego dnia zwróciła moją uwagę. Goła ściana aż krzyczała bym coś z nią zrobiła, nie potrafiła znieść tej nudnej bezosobowej bieli. Pozwoliłam dojść do głosu mojej twórczej części duszy.

Od początku, kiedy się tu wprowadziliśmy chciałam coś zrobić z tą ścianą, by ten pokój wydał się bardziej mój. Teraz była na to pora. Znalazłam moje stare zeszyty w pięciolinię z nutami z czasów kiedy jeszcze grałam na pienienie i kilka plakatów znanych pianistów, które przywiozłam ze sobą podczas przeprowadzki. Wydrukowałam też kilka obrazków z nutami i artystycznymi ilustracjami nawiązującymi do muzyki. Wszystkie te kartki zaczęłam przyklejając na ścianie, tworząc z nich kolaż.

Kiedy skończyłam, odsunęłam się od ściany i spojrzałam zadowolona na swoje dzieło. Nie grałam od dawna i nie planowałam do tego wracać, ale muzyka dalej tkwiła w mojej duszy. Cała ściana była pokryta plakatami, nutami, pięcioliniami i obrazkami, poprzyklejanymi pod różnymi kątami w różny sposób, tworząc artystyczną kombinacje o tematyce muzycznej.

Kiedy przykleiłam ostatni obrazek do ściany, było już późno w nocy, więc zmęczona położyłam się do łóżka, będąc wdzięczna, że jestem tak wyczerpana, że sen przyszedł do mnie sam. Jednak nie spałam spokojnie, cały czas dręczona koszmarami o Annie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro