Rozdział 18
Następny dzień nie różnił się za bardzo niczym od wczorajszego. Typowa, zwykła, szkolna rutyna. Siedziałyśmy właśnie na stołówce przy jednym z stołów, bo trwała długa przerwa obiadowa. Dzisiaj usiadłyśmy przy oknach i tradycyjnie Aszuko przyłączyła się do nas. Dziewczyny rozmawiały właśnie na temat jakiegoś filmu którego ja nie widziałam, a w którym grał jakiś przystojny aktor, więc tylko przysłuchiwałam im się wyglądając jednocześnie za okno. Z swojego miejsca miałam idealny widok na boisko do rugby, której w przerwie obiadowej było raczej pusto i nie wiele uczniów na nim było. Ale co mnie raczej nie zdziwiło, wśród tych nielicznych, którzy jednak jakimś cudem nie byli w stołówce tylko na murawie, był Konstantin.
Każdą wolną chwilę jaką tylko miał poświęcał na treningami. Moim zdaniem to ni było normalne. Rozumiałam, że chciał być najlepszy, ale by odmawiać sobie wszystkiego innego tylko po to by trenować? To było niepokojące. Ale zwróciłam uwagę na jeszcze jedną rzecz. Konstantin wcale nie wydawał się usatysfakcjonowany tym co robi. Nie wyglądało by sprawiało mu ta radość albo frajdę. Zawsze był podczas ćwiczeń taki poważny i przygnębiony, a skoro to jego największa pasja, to powinien wyrażać przy tym choć odrobinę pozytywnych emocji, prawda? Zatem czemu wyglądało jakby się zmuszał do treningu i wcale nie cieszył się, że to robi?
Te przemyślenia nie dawały mi spokoju i kazały wnioskować, że coś jest na rzeczy. Lecz nie miałam pojęcia co. W końcu odwróciłam wzrok i skupiłam się z powrotem na tym co mówią dziewczyny.
W tym momencie do naszego stołu podszedł Alex.
- Co tam u was moje miłe panie? - zapytał i bez krępacji usiadł na jednym z wolnych krzeseł.
On nigdy nie miał oporów by podejść do kogoś zagadać, a zwłaszcza do dziewczyn i nie pytał o pozwolenie czy może się dosiąść, tylko po prostu się dosiadał. Wiele dziewczyn leciało na tę jego pewność siebie, a on wykorzystywał to i bez skrupułów z nimi flirtował. To był taki typ człowieka. Może chwilami bywał głupawy i wkurzający, ale lubiłam go.
- A wszystko w jak najlepszym porządku, miło że pytasz – odpowiedziała mu Aszako uśmiechając się promiennie.
- Astra, nasz nowy kwiat w szkole – zwrócił się tym razem do mnie Alex. - Podoba ci się w naszym małym nadmorskim miasteczku?
- Tak, jest tu naprawdę pięknie.
- Poczekaj tylko, aż będzie lato i zjadą się do nas tłumy turystów, wtedy co innego będziesz mówić – nasz kolega bez skrupułów podebrał Cierze frytki z jej talerza, na co ona spojrzała na niego oburzona z wyrzutem. On natomiast udał, że tego nie widział.
- Też, grasz w drużynie rugby? - zmieniłam temat.
- Tak, razem z Henrym i Adrianem.
- Czy Konstantin planuję przyjść na obiad? - zapytałam Alexa, bo minęła już połowa przerwy obiadowej, a o dalej był na boisku.
- Nie wydaje mi się. Czasami opuszcza obiad na rzecz treningu.
Wstałam gwałtownie od stołu, czym skupiłam spojrzenia na sobie. Te jego wieczne treningi zaczynały mnie bardzo niepokoić. Rozumiałam, że może ćwiczyć w czasie wolnym, ale przedkładać je nad posiłki to jest już nie do zaakceptowania. Tak dłużej być nie mogło. Może i nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi, nawet nie byliśmy przelotnymi przyjaciółmi, ale ktoś w końcu musiał mu przemówić do rozsądku.
- Zaraz wracam – powiedziałam wychodząc z stołówki, czując jak odprowadzają mnie spojrzenia zdziwionych przyjaciół i ruszyłam w stronę boiska, gdzie zastałam Konstantina.
Stanęłam z boku boisk i przyjrzałam mu się uważnie. Wszystkie ruchy jakie wykonywał robi bardzo mechanicznie, bezmyślnie i jakoś tak bez zaangażowania, jakby robił je tylko po to by je robić i odhaczyć kolejny trening. Zmarszczyłam brwi. Jaki sens miał trening w którym nie przykładał się do tego co robi? Wyglądał wcale nie chciało mu się tego robić. Spojrzałam zatem na niego szukając innych rzeczy, które by mi powiedziały o co chodzi.
- Powinieneś zjeść obiad – zawołałam do niego.
Spojrzał na mnie zauważając moją obecność, ale potrząsnął tylko głową i wrócił do gry.
- Nie ignoruj mnie. Nie przyszłam tutaj, poflirtować z tobą czy dla zabawy pozawracać ci głowę lub zaciągnąć cię na wspólny posiłek – i rzeczywiście tak nie było. Nie chciałam wkupić się w jego łaski, lecz ściągnąć mu klapki z oczu. Nie musiał mnie lubić, ale nie wolno było mu się głodzić. - Mam gdzieś z kim będziesz jadł obiad, ale chcę byś go zjadł, dobrze wiesz, że nie możesz rezygnować z jedzenia – powiedziałam dobitnie. Nie zamierzałam odpuścić.
Znów na mnie spojrzał i milczał przez chwilę. Chyba zrozumiał, że nigdzie się nie wybierałam, póki nie przyzna mi racji.
- Dobrze, potem zjem coś – powiedział w końcu niechętnie.
- Patrzyłam na niego przez chwilę, nie wiedząc czy mogę mu wierzyć, ale nie potrafiłam wskórać nic innego.
- Okej, cieszy mnie to.
Konstantin nie był typem, który by skłamał, by się mnie pozbyć, nie był taki, więc chciałam wierzyć, że naprawdę zje ten obiad. Udałam się zatem z powrotem do stołówki i przez chwilę czułam na sobie wzrok chłopaka, ale nie odwróciłam się i weszłam z powrotem do budynku.
Dziewczyny wciąż siedziały przy stole, tam gdzie je zostawiłam.
- Po lekcjach planujemy zostać na treningu rugby, zostajesz z nami? - zapytała Ciera, kiedy znów usiadłam przy naszym stole.
- Jasne, nie mam na dziś planów więc chętnie. Z jakiego to powodu będziemy oglądać trening? - zapytałam patrząc znacząco na Cerę.
- Tak bez powodu, by dopingować chłopaków - powiedziała speszona Ciera.
- A dokładnie jednego z nich, który nazywa się Henry, prawda? - zapytałam rozbawiona, na co policzki mojej przyjaciółki spłonęły rumieńcem. Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie wiem czy przemawianie Konstantinowi do rozumu cokolwiek da - powiedział Alex, nawiązując do tego, gdzie przed chwilą byłam. - Odcina się od wszystkich i izoluje. Wydaje się, że ma wiele przyjaciół, ale ile z nich tak naprawdę dopuścił do siebie?
- Kiedy nie jesteś pijany naprawdę dobrze prawisz Alex - powiedziała Alisa, na co Alex rzucił jej złowrogie spojrzenie. Przy stole zaczęły się wesołe przekomarzanki.
Popołudniowe lekcje zleciały dość szybko, więc zanim się obejrzałam siedziałyśmy z Cierą i Alisą na trybunach boiska, przyglądając się spoconym chłopakom. Znaczy my z Alisą przyglądałyśmy się chłopakom, a Ciera tylko jednemu.
Chłopaki biegali po boisku tam z powrotem, biegając za piłką i rzucając się na siebie nawzajem. Co jakiś czas rozlegał się gwizdek trenera i wykrywane przez niego komendy. Świeciło dziś słońce, więc z lubością obróciłam w jego stronę twarz, ciesząc się ciepłem jakie dawało. Było miło i spokojnie, dziewczyny gadały o najbliższym sprawdzianie z biologii, a ja zerkałam na to co działo się na boisku.
Nawet pod koniec treningu Konstantin jak zawsze wysilał się najbardziej, dając z siebie wszystko, podczas gdy inne chłopaki były już nieco zmęczone i zauważalnie wolniej biegali.
Akurat w momencie, kiedy odwróciłam głowę by spojrzeć na Ciere, która właśnie mnie o coś pytała, rozległ się przeszywający bębenki uszne gwizdek trenera i czyjś jęk bólu, po czym chłopaki zbiegły się w jedno miejsce.
- Co się stało? - spytała Ciera, zrywając się z miejsca i próbując zobaczyć co dzieję się na boisku.
Patrzyłam zaniepokojona na zbiorowisko chłopaków, którzy pochylali się nad jednym z nich. Po jakimś czasie tłum się rozszedł, a dwoje z nich trzymało poszkodowanego pod ramię, by umożliwić mu dojście na ławkę. Dopiero po chwili ujrzałam, że chłopak, którego prowadzą i krem coś się stało był Konstantin. Krzywił się z bólu i zauważalnie oszczędzał jedną nogę. Chłopaki posadziły go na ławce, na którą opadł ciężko.
- Masz siedzieć do końca treningu na ławce - powiedział stanowczo trener.
- Nic mi nie jest, zaraz przejdzie, mogę grać dalej - upierał się Konstantin.
- Wyraziłem się jasno, nie wyjdziesz już dziś na boisko. Zaraz po treningu ktoś odstawi cię do pielęgniarki.
Konstantin niechętnie został na ławce, kiedy reszta chłopaków wróciła do gry. Ciera i Alisa patrzyły zmartwione na co to co się stało, ale żadna z nich nie ruszyła się z trybun, więc sama podeszłam do Konstantina, by nie siedział tak samotnie.
Spojrzał na mnie kiedy do niego podeszłam, ale nic nie powiedział. Nie skrzywił się ani nie kazał mi odejść, więc odebrałam to jako zgodę, że mogę się przysiąść.
- Co się stało? - zapytałam delikatnie.
- Prawdopodobnie skręciłem kostkę - wyznał przybity, ale też i wściekły.
- Przykro mi - powiedziałam szczerze, wiedząc jak dużo oj trenuje i co musi dla niego oznaczać przerwa od tego.
- Nie rozumiesz, ja muszę grać - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Dlaczego? - zapytałam marszcząc brwi, licząc, że w końcu się dowiem dlaczego to jest dla niego tak ważne.
- Po prostu muszę.
Za każdym razem jak widziałam go na boisku, nie był uśmiechnięty, jego twarz była bez wyrazu, jakby sama gra nie sprawiała mu frajdy. Zatem dlaczego to robił? Bo twierdził, że musi. Dlaczego? Rodzice mu każą? Łączy swoją przyszłość z zawodowym graniem? Grał po to by żeby się na czymś skupić? Nie wiedziałam.
~~.~~
Następnego dnia już od rana padało, więc wszyscy byli w kiepskim nastroju, ale i tak w najgorszym humorze był Konstantin, który siedział na stołówce w porze obiadowej z kostką w szynie i częściowym gipsie, a jego kule stały obok stołu. Wyglądał jakby miał wielką ochotę rozwalić coś lub kogoś, rzucał piorunami na wszystkie strony i wyglądał jakby zaraz miał zadźgać swoją sałatkę trzymanym widelcem.
- Lekarz powiedział, że jest uziemiony na co najmniej dwa miesiące - powiedział Alex, który znów siedział z nami przy stole. - Jak się domyślacie, Konstantin nie przyjął tego za dobrze.
- Przynajmniej w końcu trochę wyluzuje i odpocznie, przyda mu się to - powiedziała Ciera.
Nie byłam taka pewna co do odpoczynku Konstantina, sadząc po jego osobowości prędzej wyrwie sobie wszystkie włosy z głowy niż zacznie odpoczywać i nic nie robić.
- Czy tylko ja uważam, że fakt, że mamy dziś lekcje do szesnastej jest co najmniej nienormalny? - zapytała Ciera, która wyglądała jakby już teraz miała dość, nie mówiąc o ilości lekcji jakie nas jeszcze czekały.
Nasz plan lekcji tego dnia był tragiczny, wiedziałam, że wrócę do domu późnym popołudniem, ale na szczęście zbliżał się weekend, którego wyczekiwałam jak zbawienia.
Lekcje ciągnęły się tego dnia w nieskończoność, a okropna pogoda potęgowała zmęczenie i znużenie, więc byłam pewna, że nigdy nie dotrwam do końca zajęć. W końcu jacyś bogowie zlitowali się nad nami i nasza męczarnia tego dnia w szkole dobiegła końca.
Niestety nie miałam dziś ze sobą parasola, więc czekała mnie nieprzyjemna i mokra przeprawa w deszczu do domu. Kiedy w końcu dowlokłam się do drzwi wejściowych mojego domu, byłam przemoczona do suchej nitki, a woda lała mi się z włosów strumieniami. Z ulga weszłaml do środka.
Kiedy przekroczyłam próg naszej kuchni, stanęłam jak wryta. Jak gdyby nigdy nic, przy naszym kuchennym stole siedział sobie Konstantin czytając książkę z nogą w gipsie oparta na stołku obok.
- Co tu robisz? - zapytałam zaskoczona, a na podłodze pode mną tworzyła się coraz większa plama wody.
- Twoi rodzice są na zakupach, Camilia gdzieś poza domem, a ty miałaś długo lekcje, więc opiekuję się Anną - powiedział nie odrywając wzroku od książki. - Z racji, że zostałem wykluczony z treningów i tak nie mam nic lepszego do roboty niż robić za niańkę.
dopiero teraz oderwał spojrzenie od tekstu i popatrzył na mnie. Zmarszczył brwi na widok tego jak bardzo przemokłam.
- Nie miałaś parasola? - zapytał.
- Nie, zapomniałam rano zabrać go z domu - przyznałam.
- Zrobić ci ciepłej herbaty?
Spojrzałam na niego zaskoczona jego dobroczynnością, ale z wdzięcznością pokiwałam głową i powlokłam się po schodach na piętro do mojego pokoju by się przebrać. Ubrałam na siebie suche czarne dresy, po czym zaczęłam szukać mojego fioletowego swetra. Po przytrzaśnięciu połowy pokoju, stwierdziłam, że najpewniej Camila mi go zabrała, więc ruszyłam do jej pokoju. Oczywiście znałam go na jej łóżku. Ubrałam go na siebie, nie przejmując się, że jestem w stroju domowym i będę wyglądać przed Konstantinem jak dresiarz, bo już przecież dawno udało mi się ustalić, że Konstantin nie jest w żadnym stopniu zainteresowany, więc nie było nawet sensu próbować tego zmienić.
Kiedy miałam wyjść z pokoju Camili, moją uwagę przyciągnęły kolorowe ulotki na jej biurku. Kierowana ciekawością, podeszłam do niego i zobaczyłam, że nie były to katalogi o studiach medycznych, które dostała od rodziców, tylko broszurki Akademii Sztuk Pięknych. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się co one tutaj robią. Może Camila po prostu je dostała w ramach reklamy, kto tam wie, zresztą studia mojej siostry nie były moją sprawą.
Zeszłam z powrotem na dół, gdzie w kuchni już stały dwa kubki z herbatą, a Anna bawiła się w salonie.
- Dzięki - powiedziałam biorąc jedne z kubków i lubością cieszyłam się ciałem jaki dawał. - Narysować ci coś na gipsie? - odezwałam się nagle.
- Co? - zapytał zaskoczony.
- Kto widział mieć biały gips, przydałoby się ozdobić - powiedziałam i sama nie wiedziałam co mnie podkusiło by to powiedzieć.
Konstantin patrzał na mnie w osłupieniu, jakby nie dowierzał, że to powiedziałam. Nie odpowiedział, więc podjęłam decyzję za niego.
- Anna! Uważasz, że powinnyśmy pomalować gips Konstantina?! - zawołałam.
- Tak! - mojej siostrze nie trzeba było dwa razy powtarzać, już po chwili wpadła do kuchni i całym naręczem kolorowych mazaków.
Konstantin nie zdążył zaprotestować zanim Anna dobrała się z mazakami do jego gipsu. Już po chwili widniały na nim pierwsze motylki i tęcze. Konstantin westchnął i się poddał, pozwalając mojej siostrze na upust weny artystycznej. Postanowiłam jej pomóc i sama też przyłożyłam rękę do ozdabiania jego gipsu. Nie trwało długo zanim cały był pokryty słoneczkami, kwiatkami, domkami i wszystkim innym co tylko wymyśliła Anna.
- Dlaczego narysowałaś gwiazdy? - zapytał mnie Konstantin, kiedy skończyłam malować gwiazdki na jego gipsie.
- Bo mi się z tobą kojarzą - wyznałam zgodnie z prawdą. Było to zwiąże z impreza kiedy znalazł mnie w morzu i później razem patrzyliśmy na gwiazdy. Nie wiedziałam czy wiedział, że to wtedy spotkał akurat mnie, było ciemno, sama nie wiedziałam, że rozmawiam z nim póki nie oświetliło go światło, więc nie mógł mieć nawet pojęcia, że to wtedy byłam ja. Jednak po tym jak się do mnie uśmiechnął an te słowa, miałam pewność, że on wiedział, że to byłam ja.
- Chyba będę się zbierał, skoro wróciłaś i nie jestem już potrzebny - powiedział.
Spojrzałam wymownie na ulewę za oknem.
- Wydaje mi się, że gips i woda nie są dobrym połączeniem. Nie wolno zamoczyć gipsu.
Konstantin otworzył buzię by coś powiedzieć, ale po chwili ją zamknął, przyznając mi rację, że został skazany na zostanie u mnie w domu dłużej.
- Obejrzymy bajkę? - przerwała naszą konwersację Anna.
- Jasne - powiedziałam, uśmiechając się do niej ciepło. - Na co masz ochotę?
- Barbie! Barbie i trzy muszkieterki. Dlaczego w tytule są trzy muszkieterki, skoro w filmie są cztery? - zapytała, a ja spojrzałam na Konstantina, sama nie wiedząc jak mam na to odpowiedzieć.
- Zrobić popcorn? - wybawiła mnie od odpowiedzi Konstantin.
- Tak! - zawołała Anna, już zapominając o swoim pytaniu.
Niedługo później siedzieliśmy w trójkę na kanapie z miską popcornu i oglądaliśmy Barbie.
- Ja jestem fioletową muszkieterką - oznajmiła Anna, co mnie w żadnym stopniu nie zdziwiło, od zawsze była to jej ulubiona postać.
- Ja jestem niebieską - zaklepałam.
- A ty zieloną - stwierdziła Anna, wskazując na Konstantina.
Ten zmarszczył niezadowolony brwi.
- Wolę być niebieską, ten kolor lubię bardziej - oznajmił.
- Uważam, że najlepiej wyglądałaby jako różowa muszkieterka - powiedziałam, próbując go podpuścić
Widziałam jak zacisnął usta, trochę ze złości, trochę ze śmiechu.
- Chciałbyś mnie zobaczyć w różowej sukience? - zapytał unosząc jedną brew w powątpiewanie.
- Po prostu uważam, że w różowym byłoby ci do twarz - powiedziałam obojętnie, wzruszając ramionami.
- Długo nie będziesz grał w rugby? - zapytała Anna, zmieniając nasz temat.
- Najpewniej tak - powiedział Konstantin łagodnie do niej, a zacisnął usta ze złości na swoją sytuację.
- Powinieneś znaleźć sobie nowe hobby - zawyrokowała Anna.
- Na przykład rozwiązywanie krzyżówek - dorzuciłam swoje trzy grosze, próbując wydobyć z Konstantina jakakolwiek reakcja, cokolwiek co nie było by ta okropna maską bez wyrazu, którą zawsze miał na sobie.
- Czy ja wyglądam jak dziadek, który będzie rozwiązywał krzyżówki?
- Jesteś czasami tak samo naburmuszony jak mój dziadek, więc w sumie tak, przypominasz mi dziadka - powiedziałam, a na twarz Konstantina wypłynęło lekkie rozbawienie, co odebrałam jako osobisty sukces.
- Astra grała kiedyś na pianinie, może cię nauczyć, będziesz miał nowe hobby - powiedziała Anna, a ja spięłam się na jej słowa.
- Nie, to nie jest dobry pomysł, już nie gram - powiedziałam niezręcznie, wykręcając się.
- Grałaś? - zapytał zaskoczony i zainteresowany.
- Kiedyś, stare dzieję - zbyłam go, skupiając wzrok na bajce, co było znakiem na zakończenie rozmowy.
Konstantin nie naciskał, więc wszyscy poświęciliśmy swoją uwagę bajce.
Niedługo potem lekko się rozjaśniło i przestało padać, więc Konstantin postanowił wykorzystać okienko pogodowe, by wrócić do domu. Anna pożegnała go z wielkim entuzjazmem, a on uśmiechnął się do niej lekko. Zauważyłam, że moja siostra bardzo się zżyła z Konstantinem, ale i on się z nią polubił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro