Rozdział 16
Następnego dnia jak wróciłam po lekcjach do domu, zastałam mamę w holu stojąca przed lustrem w eleganckiej sukience.
- O jak dobrze, że już wróciłaś. - powiedziała kiedy spostrzegła, że weszłam do domu. - Ja i tata wychodzimy dziś do teatru, a Camila idzie popołudniu do koleżanki się uczyć na sprawdzian z chemii.
- Ale ja nie mogę zostać dzisiaj z Anna i się nią zająć, mam dzisiaj w szkole próbę kółka teatralnego – powiedziałam marszcząc brwi, a w między czasie ściągnęłam sweter i plecak.
- Wiem, pamiętam o tym – mama już nie patrzała na mnie tylko przeglądał się w lustrze upinając fryzurę. - Dlatego wynajęłam na dziś wieczór niańkę, ona się zajmie Anną, żeby nie musiał sama siedzieć w domu.
Skinęłam głową. Czasami nie było innej opcji niż wynająć kogoś do opieki nad dziećmi, ja też czasami zostawałam z opiekunkami jak byłam mała. Może nie była to idealna opcja, ale czasami konieczna.
Rodzice wyszli jakiś czas później kiedy ja akurat jadłam późny obiad. Oboje byli ubrani odświętnie i troch żałowałam, że ja nie idę z nimi. Kiedy właśnie wstawiałam naczynia po skończonym posiłku do zlewu, do wyjścia zaczęła się szykować Camila. Kiedy wyszłam na korytarz, ona właśnie otwierała drzwi frontowe.
- Nie miałaś iść się uczyć? - zapytałam widząc, że nie wzięła ze sobą żadnych podręczników, ani zeszytów. - Ciężko się czegoś nauczyć bez notatek.
Siostra odwróciła się w moją stronę i zatrzymała się w pół kroku.
- Sprawdzian będzie na pewno prosty, zapewne dam rade bez większego problemu go zaliczyć – powiedziała lekceważąco, unikajajać mojego wzroku.
- Ale jeśli chcesz iść na studia z medycyny, musisz mieć jak najlepsze stopnie z chemii, nie wystarczy, że tylko zaliczysz sprawdziany na najniższy dopuszczalny stopień – powiedziałam w dobrej wierze, ale zauważyłam, ze moje słowa wkurzyły siostrę.
- Może zajmij się swoimi sprawdzianami i ocenami, a nie wściubiasz nos w nie swoje sprawy – powiedziała poirytowana i wyszła zatrzaskując głośno drzwi.
Westchnęłam ciężko, ale to jej sprawa jakie ma oceny, a nie moja. Wróciłam więc do salonu, gdzie na dywanie siedziała Anna bawiąca się lalkami. Nie minęło wiele czasu zanim zadzwonił dzwonek do drzwi. W samą porę, akurat za chwile miałam wychodzić na próbę. Podniosłam się z kanapy i ruszyłam do drzwi.
Kiedy je otwarłam aż wmurowało mnie w ziemie. Kiedy mama mówiła o opiekunce wyobrażałam sobie, że będzie to jakaś dziewczyna starsza ode mnie o może o parę lat i za chiny świta nie spodziewałam się tego co ujrzałam na progu. Na ganku naszego progu stał chłopak. Ale nie byle jaki chłopak był niańką dla Anny. To był Konstantin.
Musiałam wyglądać idiotycznie, kiedy tak stałam nieruchomo w drzwiach z szczęką prawdopodobnie tuż przy podłodze, ale nie potrafiłam pozbierać się z szoku jaki właśnie doznałam.
- Jestem spóźniony? - zapytał zaniepokojony widząc moją reakcję.
- Nie, nie, jesteś w samą porę – wydukałam wciąż w wielkim szoku odsuwając się pomału od drzwi by mógł wejść do środka. W tym momencie mój mózg miał mały problem z przetrwaniem informacji. Konstantin w moim domu, kto by się spodziewał.
Ani na chwilę nie spuszczałam z niego wzroku jakbym się spodziewała, że jak tylko spojrzę gdzieś indziej, on się rozwieję i okaże tylko halucynacją. Zamrugałam kilka razy. Nie zniknął, nadal tu był, czyli był prawdziwy. Potrząsnęłam głową by odzyskać jasność myślenia.
- Po prostu się ciebie tu nie spodziewałam. Nie wiedziałam, że robisz za opiekunkę dla dzieci – wyjaśniłam swoje zachowanie i zamknęłam za nim drzwi. Dziwnie go były widzieć tutaj, w swoim domu.
- Jak się chce zarobić, każda płatna praca jest dobra. Zresztą lubię dzieci, wiec czemu by nie być opiekunką – powiedział, a ja musiałam się z nim zgodzić.
Sama nigdy nie myślałam o pracy i własnych zarobionych pieniądzach. Będę musiała kiedyś w przyszłości rozważyć tą opcję, ale ostatnio tyle się działo, że nawet nie miałam kiedy o tym pomyśleć.
- Wiesz wszystko co i jak? - zapytałam prowadząc go do salonu.
- Tak, kluczę są na komódce, kolacja w lodówce, Anna ma być o dziewiątej najpóźniej w łóżku i w razie kłopotów mam od razu dzwonić do twojej mamy. Wszystko jasne - wyrecytował Konstantin.
Skinęłam głowa, bo rzeczywiście wiedział wszystko co wiedzieć musiał.
- Pies jest nakarmiony i niczego mu nie potrzeba – dodałam jeszcze, kiedy Piasek zaczął się kręcić nam miedzy nogami, dopraszając się o pieszczoty.
Mama musiała Konstantina już wcześniej przeszkolić. Anna nie wydawała się zaskoczona jego widokiem, kiedy ten wszedł do salonu, więc ją mama musiała powiadomić kto będzie jej opiekunem. Szkoda, że mi też nie powiedziała, wtedy byłam bym bardziej przygotowana na jego widok w moim domu, a tak przeżyłam niezły wstrząs. Ciera mi nie uwierzy kiedy jej o tym opowiem.
Ale to nawet dobrze się składało, że to właśnie on z nią będzie, moja siostra już go znała z wczorajszego wypadu na plaże, a zawsze to lepiej być z kimś kogo się chociaż raz wcześniej na oczy widziało.
- Poradzicie sobie? - spytałam i chociaż użyłam czasownika w liczbie mnogiej, to patrzałam na Annę, bo to jej zdanie mnie w tym momencie najbardziej obchodziło. Nigdy bym nie postawiła chłopka ponad siostrę, nie ważne jak bardzo by ten chłopak był przystojny.
- Tak, damy sobie radę – powiedziała moja siostrę i uśmiechnęła się lekko.
Mimo, że chętnie zostałabym jeszcze chwile, musiałam już iść by nie spóźnić się na zajęcia. Wzięłam głęboki oddech zmuszając się by zostawić ich samych w naszym domu i żegnając, się opuściłam mieszkanie.
Do szkoły dotarłam na rowerze, bo tak było szybciej, a skoro Ciera nie chodziła na próby, więc i tak szła bym sama. Kiedy weszłam do sali spostrzegłam Emily otoczoną przez grupę starszych uczniów. Zdecydowanie nie był to przykład przyjaznej rozmowy. Rzeczy Emily, stare podręczniki, sfatygowany piórnik i podniszczony plecak, walała się po podłodze, ewidentnie rozrzucone przez jej oprawców. Kiedy ruszyłam żwawo w ich kierunku usłyszałam, że mówili o niej brzydkie słowa, a ona nie bardzo wiedząc co robić, stała z spuszczoną głową, chowając się za firanką włosów. Wydawała się mała i bezradna. Nie próbowała się bronić, jakby wiedział, że to nic nie da i tylko czekała aż w końcu ją zostawią. Podeszłam do nich i odepchnęłam stojących mi na drodze, by dostać się do Emily.
- Czego od niej chcecie? Co ona wam takiego zrobiła, że ją nękacie? - zapytałam piorunując grupkę uczniów wzrokiem i pomogłam Emily zebrać jej rzeczy z podłogi, niezrażona, że wciąż nad nami stali jak jakieś sępy.
Jak się spodziewałam, żaden z nich nie odpowiedział, tylko gapili się na nas, nie mając nic mądrego do powiedzenia. Klasyczny przypadek bezmózgowców. Tylko bezsensownie ujada łapaczką, nie mając żadnych celnych uwag.
- Dajcie jej spokój – powiedziałam dobitnie, próbując sprawić, by się odczepili.
W tej samej chwili do sali weszła pani Klementyna, więc oprawcy spojrzeli tylko na nas z pogardą i odeszli, nie chcąc nagrabić sobie problemów u nauczycielki.
- Wszystko w porządku? Czemu cię zaczepiali? - zapytałam po cichu z troską, kiedy nauczycielka się przygotowywała do zajęć.
- Wszystko ok. Nie pierwszy raz mnie dręczyli... - głos Emily był cichy i słaby.
- Robią to częściej?! - zapytałam oburzona, a złość zaczęła płynąć w moich żyłach. Czy w tej szkole naprawdę wszyscy muszę wszystkich dręczyć?
- Tak. Niektórzy uważając się za lepszych jeśli są bogaci, że to im daję prawo nabijać się z innych – powiedziała cierpko i skrzywiał się w odrazie.
- Dręczą cię, bo masz mniej kasy niż oni? - nie chciałam w to uwierzyć, ale jednocześnie nie byłam zaskoczona. Czasami zaskakiwało mnie jak ludzie potrafią być bezduszni i nie posiadać ani odrobiny empatii.
- Powiedzmy sobie szczerze Astra, jestem biedna. Mój ojciec nie pracuje, a matka zarabia dużo za mało, by nam starczało – powiedziała dobitnie, a w jej oczach dostrzegałam złość. Jeszcze nigdy nie widziałam tej miłej, spokojnej i cichej Emily w takim stanie. - Nie mam pieniędzy, nasze zniszczone rzeczy, a te typki uważają, że skoro jestem biedna mogą mnie tak traktować, mają mnie z słabą.
Wiedziałam, że Emily nie jest bogata i jej rodzina ma problemy finansowe, ale nigdy mi to nie przeszkadzało i nigdy nie przyszło mi do głowy by jej to wytkać czy choćby komentować.
- Nie jesteś słaba – powiedziałam delikatnie.
- W tym problem, że jestem. Przez te dręczenia, już dawno straciłam pewność siebie i chyba z czasem zaczęłam wierzyć w ich słowa. Na początku walczyłam, stawiała opór, ale to nic nie dawało więc... poddałam się...
- Nie możesz w to wierzyć, bo to nie prawda! - załapałam ją za ramiona i potrząsałam, by to do niej dotarło. - Jesteś niesamowitą osobą, wartościową i nie możesz słuchać jakiś głupich dupków, którzy uważają inaczej. Oni się mylą! Ty jesteś ponad nimi. Nikt kto ma choć trochę oleju w głowie, nie zniża się do tak niskiego poziomu dręczenia innych. Robią to tylko ci którzy sami mają zachwianą wartość siebie i pragną przez dokuczanie innym podnieść sobie wartość. Ale to frajerzy! Nie pozwól by się tak traktowali i gadali takie głupoty, bo jesteś od nich dużo lepsza. Nie pozwól byś przez nich w to zwątpiła. Masz w sobie więcej odwagi i pewność siebie niż myślisz, musisz tylko ich użyć, bo one gdzieś tak w tobie są. Nigdy się nie poddawaj, bo zło trzeba tępić do skutku.
Emily patrzała na nie szeroko otwartymi oczami w pełnym zdumieniu. Po jej minię wnioskowałam, że raczej nie wiele osób mówi jej podobne rzeczy. Byłam dobra w robieniu takich wykładów. Chciałabym w przyszłości zmieniać świat, a to trzeba było zacząć, od czynienia małych rzeczy i od zmieniania życia na lepsze poszczególnych osób, bo to wtedy zmieniał się cały ich świat, a tego właśnie chciałam. Zmieniać świat na lepsze, nie ważny czyj i jak wielki. Ważny by coś robić i nie patrzeć bezczynnie na cierpienie innych.
Wtedy Emily rzuciła mi się w ramiona.
- Nawet nie wiesz ile te słowa dla mnie znaczą – powiedziała walcząc z łzami. - Dawno nikt się mną nie przejmował, a ty... - głos odmówił jej posłuszeństwa. - A ty dałaś mi nadzieje, którą straciłam dawno temu, a której tak bardzo było mi trzeba. Dziękuję.
Otoczyłam ją ramionami, tuląc ją do siebie.
- Jesteś lepsza niż myślisz. Nigdy się nie dawaj.
- Obiecują coś z tym zrobić... Albo chociaż spróbować, bo to nie będzie łatwe.
- Nic co słuszne nie jest łatwe, ale warte swojego wysiłku. W końcu będzie lepiej.
- Spróbuję w to uwierzyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro